wtorek, 15 listopada 2016

Timeless 1x6

Szkoda, że Timeless nie wyszedł już w zeszłym roku, żeby uczcić datę w której dzieje się spora część akcji "Powrotu do przyszłości 2". Uwielbiam filmy i seriale o tematyce podróży w czasie. I po początkowych obawach, nowy serial w tych klimatach bardzo mi się spodobał. Jasne - jak większość współczesnych produkcji ma niestety swoje wady i głupotki. Ale zalety IMHO zdecydowanie przeważają nad wadami.



Wielką dziurą logiczną każdego odcinka jest jedna kwestia - jeśli główni źli skaczą w czasie pierwsi, to czemu nasi bohaterowie nie mogą skoczyć dzień albo choć kilka godzin wcześniej? Telewizyjny pismak odpowie - bo scenariusz mówi, że skaczą po nich bo inaczej akcja nie mogłaby się toczyć, tak jak to zaplanowaliśmy. A widzowie nie powinni dyskutować ze scenariuszem. Przez tą głupotkę atmosfera jest rozrzedzona, bo przeciwnicy naszych bohaterów zawsze są o krok do przodu. W tym odcinku widać to najlepiej, gdyż ledwo grupa ratunkowa przybywa do 1972 roku, już zostaje schwytana a ich wrogowie dawno wykonali podstawowe zadanie. Na szczęście znowu ratuje ich scenariusz, bo "muszą" dla złych wykonać zadanie wynikające z uzyskania brakujących taśm afery Watergate.



Brakuje mi też filtrów na kamerę, ponieważ kolejne epoki niestety wcale nie wyglądają na swoje czasy, właśnie przez niezastosowanie "postarzania taśmy". Ale poza tym odcinek jest bardzo dobry. Skupia się na wątku głównym i wreszcie powoli dowiadujemy się czym jest złowroga organizacja Ritterhouse. Jest to wspaniale pokazane, gdyż pojawia się koncepcja myślenia czterowymiarowego, którego oczywiście Lucy, Wyatt czy Rufus początkowo nie pojmują. :) Rozmowa pilota z poznanym odcinek wcześniej Benjaminem Cahillem, wysoko postawionym członkiem organizacji, ma wspaniały klimat dla fanów poruszanego tematu. A potęguje go jeszcze piosenka Sound of Silence puszczona w końcówce. Choć wolałbym oryginalne wykonanie Simona i Garfunkela a nie jakiś cover. Niby twarz człowieka, który ukazuje się Lucy o otwarciu drzwi była spodziewana, ale miło jest potwierdzić swoje podejrzenia.


Kolejnymi smaczkami jest powrót do hotelu w którym nasi bohaterowie przebywali 107 lat wcześniej podczas zamachu na Lincolna. Co prawda niekoniecznie dobrowolnie, ale liczy się pamięć. W tym samym pokoju rozwijany jest wątek Garci Flynna, który zwierza się Wyattowi z powodów dla których podróżuje w czasie. Okazuje się, że wcale nie są tak od siebie różni, a granica między dobrem a złem powoli się zaciera. Pojawia się sfera szarości i grupka podróżników wkracza na bardziej niebezpieczne tereny. Powoli odkrywając prawdę wiedzą, że muszą jeszcze bardziej trzymać się na baczności. Niestety po wszystkim wychodzi jeszcze jedna nielogiczność scenariusza. Choć Wyatt jest jeszcze bliżej współczesności, nie podejmuje kolejnej próby wysłania wiadomości, która uratowałaby jego żonę. Albo jest mniej zdeterminowany niż Flynn, albo to kolejny błąd fabularny twórców.


To wszystko sprawiło, że oglądałem ten epizod w emocjonalnym napięciu. A w zalewie ciągle takich samych produkcji, wytwarzanych od sztancy, jest to wielka zaleta Timeless. Może ich wehikuł czasu jest nadmiernie podobny do tego z Seven Days, ale nic to - czekam na kolejną podróż i jestem ciekaw do jakich czasów zamierzają skoczyć następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz