piątek, 5 grudnia 2014

Astonishing Thor WKKM #53



„New is always better”

Ten komiks jest najświeższą pozycją w pierwszej 60-tce polskiej edycji WKKM. I to widać, bo możemy niestety natknąć się na jego pierwszych stronach, na mały spoiler o skutkach eventu „Siege”, którego to historię poznamy dopiero 11.03.2015 (ostatnia środa zimy). Dlatego z góry o tym mówię. Reszta akcji jest już oderwana od codziennych wydarzeń w uniwersum Marvela. Polacy i Czesi dostali tą opowieść zamiast drugiego tomu poświęconego Kapitanowi Brytanii. Zakładam, że wydawnictwo wyszło z założenia, że tamten bohater jest u nas bardzo mało znany. Jednak zamiennik w postaci Thora ja również uważam za nietrafiony. Do 2013 roku wyszedł u nas 1 (słownie JEDEN) komiks z Bogiem Piorunów, czyli Mega Marvel 4/97. A tu nagle poświęca mu się aż 4 tomy WKKM, z których ja nie kupiłem żadnego. Ciągle się waham czy nabyć „Thora Odrodzenie”, gdyż pierwsze 13 zeszytów runu Straczyńskiego stanowi preludium do „Siege”. Tylko kasy zawsze mało.

 
Nie wdając się w spory, czy Thor kogoś zachwyca czy nie, zerknijmy do tej przygody. Na Ziemi nagle dochodzi do gwałtownych zjawisk naturalnych typu huragany, tajfuny, trzęsienia ziemi. Nasz bohater szybko dostaje cynk od Hemidala (tutaj nie gra go Idris Elba), że jest to spowodowane przez wizytę w Układzie Słonecznym żywej planety Ego, której pole grawitacyjne fatalnie wpływa na warunki życia na naszym globie. Ponieważ nie ma nigdzie Marvel Zombies, które mogły by szybko uporać się z tą sprawą, syn Odyna rusza w przestrzeń by rozwiązać ten problem, najlepiej pokojowo.


Po lekturze, też się zdziwiłem czemu prowadzący mój ulubiony fanpage WKKM aż tak narzekają na tą historię. Wybitne to może nie jest, ale żeby od razu wyrzucać mu od najgorszych? Bez przesady. Moim zdaniem były już gorsze tomy (New deal czy choćby Chosen). Że nic nowego nie wnosi do świata Marvela? Że nie jest przełomem w życiu bohatera? Że nie ma super best friends? A musi być to wszystko? Ta przygoda pasuje do Thora, ma sensowny przebieg, nie próbuje udawać czegoś czym nie jest, ani wpychać nam na siłę jakichś moralnych przesłań. To tylko komiks. Prosty i zwyczajny. Jest jednym z tych 90% przeciętniaków jakie przypadają na 10% przełomowych i wartościowych opowieści. Nie ma co się gniewać na nią z tego powodu. Zresztą dla mnie każda polska premiera jest lepsza niż nawet najlepszy dubel. Bo cała masa komiksów jest jeszcze po naszemu nie wydana i pewnie większość nigdy nie będzie. Bierzmy to co jest.


Tym bardziej, że rysunki Mike’a Choi’a i reszta strony graficznej są świetne. To podobna technika którą zastosowano choćby w "Marvel 1602". Mi nie podeszła tylko kolejny raz lekko zmieniona twarz Thora. Nigdy też nie lubiłem wizerunku Ego - przez te wąsy wygląda jak jakiś oblech. :) Poza tym same zachwyty, zwłaszcza za dużo całostronnicowych panoram. Jest na co popatrzeć. Oszczędzono nam też Watchera który zawsze interweniuje, choć nie powinien. W zamian jest postać Strangera którego pierwszy raz widzę na oczy. Ale facet ma rozmach i moc podobną do Beyondera. Może też jest Inhumanem? :)
Jedyną większą wadą dla mnie jest mała liczba stron - ledwo 120 i ubogie, krótkie dodatki. Ale co można więcej napisać o przeciętniaku? Nawet jak ładnie wygląda... Okładki poszczególnych zeszytów też są strasznie szkicowe i tylko ta z zeszytu nr 5 wyglądała jako tako by trafić na front tomu. Na szczęście to jest drobnostka. Dla fanów Thora, ludzi mających zbędne 40 zł  i osób kupujących całą Kolekcję to odpowiedni nabytek. Reszta może przeczytać, ale obowiązku nie ma. :)