Ja i wszyscy inni komiksiarze zachodzimy w głowę, jak Hachette Europe mogło podjąć taką decyzję, odnośnie tych przygód Spider-Mana? Dali nam sporą część Revelations Straczyńskiego, New X-Men, Avengers Forever, Planetę Hulka itd. a nie dokończyli Marvel Knights. Czy ktoś wyobraża sobie, że można by wypuścić tylko 8 zeszytów Punishera Ennisa i Dillona, podczas gdy ta historia liczy ich 12?? Ja też nie. Jak mogło do tego dojść? Powinniśmy dostać 2 tomy po 6 zeszytów jak to było do tej pory a nie 2 po 4. Smutne jest to, że wszystkie pozostałe krajowe oddziały Hachette powtórzyły ten błąd po centrali i zakończenia tej historii musimy sobie szukać na własną rękę. Ja tak zrobiłem i dzięki temu mam pełny obraz.
Fabuła niby nie jest specjalnie odkrywcza, ale ładnie łączy wszystkie cechy komiksów które ja lubię - akcję, napięcie, intrygę, niepewność bohatera i lekki humor mimo fatalnej sytuacji bohatera. Zaczyna się wszystko z hukiem, bo od pierwszych stron Spider-Man brutalnie bije się z Green Goblinem, ponownie terroryzującym Nowy York. Po zwycięskiej walce dowiaduje się jednak, że ktoś zdewastował nagrobek wujka Bena, a chwile potem porwana zostaje ciotka May. Swoją drogą powoli mam już jej dość. Od 50 lat ona jest stara i chora, ciągle niby stoi nad grobem, ale żyje, żyje i żyje. Jak jest tuż przed śmiercią, to zaraz zjawi się jakiś Mephisto i ją uzdrowi za drobną opłatą. Noż dajcie spokój. Czemu nie mogła już zostać martwa, jak to zrobiono w AMS #400? Odeszła wtedy spokojnie, normalnie, otoczona rodziną, bo taka jest kolej rzeczy. Ale nie - wskrzesili ją i miewa się dobrze. Chyba wcześniej Mary Jane umrze, niż dane to będzie May Parker.
Anyway. Peter pierwsze kroki kieruje do Normana Osborna siedzącego w więzieniu na Wyspie Rykera. Ale ten twierdzi, że nie miał z tym nic wspólnego. Dlatego Spider-Man jest zmuszony dalej prowadzić śledztwo, którego szczegółów już tu oszczędzę. W każdym razie Mark Millar wrzucił tu pokaźną grupkę tych najbardziej znanych - Electro, Vulture, oczywiście Venom, Dr Octopus i inni. Mamy też sojuszników w postaci Black Cat, Avengers czy nawet X-Men. Przypomniały mi się najlepsze czasy Spider-Man TAS wyprodukowanego dla Fox Kids. Zakończenia chyba w sumie można się było spodziewać. Nie było ono aż tak zaskakujące jak historie pisane przez Straczyńskiego.
Humor jest bardzo dobry. Najbardziej mi się spodobał kolejny numer wykręcony J.J Jamesonowi. Może to nie było tak dobre, jak w tomie z She-Hulk, ale mi się podobało. Ale najlepsze są chyba smaczki i mocne umiejscowienie bohaterów w poprzednich przygodach. Są nawiązania do wydarzeń opisanych w "Powrocie do Domu" i "Revelations". A co lepsze wspomniano też o wydarzeniach zawartych w Spectacular Spider-Man które wydał u nas Dobry Komiks. Wiemy dlaczego Eddie Brock przeprowadza aukcję swojego kostiumu, jak Dr Octopus trafił do więzienia, czy co się stało z Lizardem. To mi się bardzo podobało - wszystko ładnie się zazębia. Mamy nawet echa Sagi Klonów zaprezentowanej nam przez TM-Semic oraz wspomnienie losów Flasha Thompsona (który niedługo sam przywdzieje kosmicznego symbionta). Natomiast tradycyjnie wkurzyła mnie ta cholerna szlachetność Petera Parkera, przeciągana aż do przesady. Rzeczywiście - z taka postawą to Spider-Man nigdy nie dojdzie do wielkich rzeczy, ani nie zapewni sobie spokojnego życia. Nie da się usmażyć omletu, bez rozbicia kilku jajek.
Terry Dodson rysuje dobrze, choć w drugim tomie Hachette jest jakby mniej szczegółów. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Nowy Venom Franka Cho był taki sobie - bardziej podobała mi się jego wersja w wykonaniu M.Deodato w Thunderboltsach. Ta była jakaś taka śliska i zbyt gładka. No i te niby normalne oczy - słabo to wyszło. Strasznie też nie lubię tych 4 zeszytowych tomów - są zdecydowanie za krótkie. Płacę 40 zł za jedyne 100 stron komiksu. Drogo. Dobrze, że w całej Kolekcji takie "kwiatki" można policzyć na palcach jednej ręki. Teraz już będzie dość grubo (oprócz Shadowlandu). Poza małą liczbą stron, wadą tomu znowu jest przesunięcie grzbietu nieco do przodu. Maszyny w drukarni Hachette są zdecydowanie za mało precyzyjne i przy cieńszych numerach, po prostu sobie nie radzą. Bo to samo było z pierwszą częścią w tomie 62. Dodatków mogło by być jeszcze więcej. Choć nie powiem - spodobały mi się portrety innych symbiontów i nabrałem ochoty na zapoznanie się z serią "Venom: Leathal Protector".
Jeśli nie przeszkadza wam szczupłość obu tomów i macie dostęp do ciągu dalszego, to polecam. Bo to naprawdę dobrze i szybko się czyta. Ale jeśli kogoś wkurza sposób potraktowania czytelników przez wydawnictwo, to całkowicie rozumiem jeśli postanowi odpuścić. Ja zaciskam zęby i czekam na dalsze tomy.
Anyway. Peter pierwsze kroki kieruje do Normana Osborna siedzącego w więzieniu na Wyspie Rykera. Ale ten twierdzi, że nie miał z tym nic wspólnego. Dlatego Spider-Man jest zmuszony dalej prowadzić śledztwo, którego szczegółów już tu oszczędzę. W każdym razie Mark Millar wrzucił tu pokaźną grupkę tych najbardziej znanych - Electro, Vulture, oczywiście Venom, Dr Octopus i inni. Mamy też sojuszników w postaci Black Cat, Avengers czy nawet X-Men. Przypomniały mi się najlepsze czasy Spider-Man TAS wyprodukowanego dla Fox Kids. Zakończenia chyba w sumie można się było spodziewać. Nie było ono aż tak zaskakujące jak historie pisane przez Straczyńskiego.
Humor jest bardzo dobry. Najbardziej mi się spodobał kolejny numer wykręcony J.J Jamesonowi. Może to nie było tak dobre, jak w tomie z She-Hulk, ale mi się podobało. Ale najlepsze są chyba smaczki i mocne umiejscowienie bohaterów w poprzednich przygodach. Są nawiązania do wydarzeń opisanych w "Powrocie do Domu" i "Revelations". A co lepsze wspomniano też o wydarzeniach zawartych w Spectacular Spider-Man które wydał u nas Dobry Komiks. Wiemy dlaczego Eddie Brock przeprowadza aukcję swojego kostiumu, jak Dr Octopus trafił do więzienia, czy co się stało z Lizardem. To mi się bardzo podobało - wszystko ładnie się zazębia. Mamy nawet echa Sagi Klonów zaprezentowanej nam przez TM-Semic oraz wspomnienie losów Flasha Thompsona (który niedługo sam przywdzieje kosmicznego symbionta). Natomiast tradycyjnie wkurzyła mnie ta cholerna szlachetność Petera Parkera, przeciągana aż do przesady. Rzeczywiście - z taka postawą to Spider-Man nigdy nie dojdzie do wielkich rzeczy, ani nie zapewni sobie spokojnego życia. Nie da się usmażyć omletu, bez rozbicia kilku jajek.
Terry Dodson rysuje dobrze, choć w drugim tomie Hachette jest jakby mniej szczegółów. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Nowy Venom Franka Cho był taki sobie - bardziej podobała mi się jego wersja w wykonaniu M.Deodato w Thunderboltsach. Ta była jakaś taka śliska i zbyt gładka. No i te niby normalne oczy - słabo to wyszło. Strasznie też nie lubię tych 4 zeszytowych tomów - są zdecydowanie za krótkie. Płacę 40 zł za jedyne 100 stron komiksu. Drogo. Dobrze, że w całej Kolekcji takie "kwiatki" można policzyć na palcach jednej ręki. Teraz już będzie dość grubo (oprócz Shadowlandu). Poza małą liczbą stron, wadą tomu znowu jest przesunięcie grzbietu nieco do przodu. Maszyny w drukarni Hachette są zdecydowanie za mało precyzyjne i przy cieńszych numerach, po prostu sobie nie radzą. Bo to samo było z pierwszą częścią w tomie 62. Dodatków mogło by być jeszcze więcej. Choć nie powiem - spodobały mi się portrety innych symbiontów i nabrałem ochoty na zapoznanie się z serią "Venom: Leathal Protector".
Jeśli nie przeszkadza wam szczupłość obu tomów i macie dostęp do ciągu dalszego, to polecam. Bo to naprawdę dobrze i szybko się czyta. Ale jeśli kogoś wkurza sposób potraktowania czytelników przez wydawnictwo, to całkowicie rozumiem jeśli postanowi odpuścić. Ja zaciskam zęby i czekam na dalsze tomy.