środa, 22 lutego 2017

WKKDC #14 Zagłada Gotham



Po dwóch polskich premierach w ostatnich numerach, Kolekcja znowu daje nam dubla. Tak, wiem, że Egmont wcześniej wydał to 13 lat temu, ale dubel to dubel. Na szczęście wtedy uczyłem się do matury, a w moim mieście nie było jeszcze Empiku. Dlatego tego komiksu ani wtedy ani później nie przeczytałem. Dziś mogłem do niego podejść ze świeżym spojrzeniem.


Pierwsze co się rzuca w oczy to tłumaczenie. I nawet się nie gniewam na podwykonawcę, że drugi raz dostał kasę za tłumaczenie, na którym już raz zarobił w 2004. Gołym okiem widać różnicę między pracą Jarosława Grzędowicza i Marka Starosty, a tą chałturą jaką 2 tygodnie temu odwalił Tomasz Kłoszewski. Niebo a Ziemia. Jedyna rzecz jaka mi nie pasowała to odmiana imienia i nazwiska Batmana. Prawie ciągle używano wołacza w formie „Brusie”, zamiast „Bruce”. Redaktor merytoryczny Kolekcji kelen, pisał na Forum Gildii że to jest jak najbardziej poprawna odmiana. Może i jest ale mi jakoś to w uszach w ogóle nie brzmi. Poza tym reszta to solidna robota. Razem z naprawdę dobrym opracowaniem tomu, bez żadnego sabotażu wygląda to świetnie. Dobry druk, żywe kolory, porządne szycie. Czysta przyjemność obcowania z tak wydanym komiksem podczas lektury.


Oryginalny tytuł historii nawiązuje do opowiadania H.P. Lovecrafta „Zagłada Sarnathu/Zagłada nad Sarnatch” (zależy od tłumaczenia). Jest to elseworld opowiadający o tym jak mógłby wyglądać Batman gdyby działał w latach dwudziestych XX w. a Gotham było miastem założonym i dobrze prosperującym dzięki paktowi z demonem. Mamy tu pełny steampunk z roku 1928. Kostiumy, ubrania, gadżety – wszystko jest w stylizacji międzywojennej, jak choćby charakterystyczny wygląd telefonów. Oczywiście rodzice Bruce’a Wayne’a dalej nie żyją – to się nie zmienia, inaczej nie byłoby Mrocznego Rycerza. Ale szczegóły są inne – np tym razem giną od noża a nie od kuli, dzięki czemu Batman posługuje się tutaj bronią palną. Wraca on do rodzinnego miasta po 20 latach podróżowania, ostatnio na koło podbiegunowe. I od samego progu domu czeka go zagadka do wyjaśnienia, która prowadzi go w głąb kilkusetletniej tajemnicy jaką skrywają katakumby oraz historia jego rodu.


Sam byłem zaskoczony jak dobrze mi się to czytało, mimo iż zwykle nie przepadam za elseworldami. Ale ten coś w sobie ma i nie jest to tylko proste żerowanie na Cthulu i innych elementach prozy Lovecrafta. Bardzo płynnie łączy ją ze światem DC i steampunkiem. To jest wręcz uosobienie klimatu kryminału noir z elementami grozy. Poznajemy ciemne zakamarki Gotham z ich brudem i zepsuciem. Przedstawiana jest nam w odmienny, pasujący do wybranej stylistyki sposób, galeria wrogów Batmana: Pingin, Mr Freeze, Kiler Crock, Two Face i ponownie Ra’s Al Ghul razem ze swoja córką Talią. Ci ostatni mają dobry miesiąc w Kolekcji. Znalazło się też miejsce dla Etrigana, w sumie dość podobne do jego roli z „Kołczanu” oraz gościnny występ Olivera Queena. 


Sam Batman też się gubi w tym świecie. Nie jest wszechwiedzący. Za to szorstki w obyciu nie tylko wobec wrogów ale też i bliskich. Trochę mnie zdziwiła jego obojetność wobec jednej ze śmierci jaka się tu wydarzyła. Bruce jest też zmuszony oprócz broni palnej, sięgać po nietypowe dla niego środki walki, co ciekawie się czyta. Przez to wszystko jakiś dowcip pojawia się specjalnie raz czy dwa, ale ja dostrzegłem też niezamierzony humor sytuacyjny, wynikający czasem ze zbyt pompatycznego podejścia do wydarzeń. Spodobał mi się też bardzo motyw starożytnej rasy jaszczuroludzi, którzy mieli istnieć przed cywilizacją człowieka. Bo w dzisiejszej popkulturze memiczno-spiskowej Repitilianie są często przywoływani, jako zakulisowi sprawcy wielu wydarzeń.


Intryga tak mnie wciągnęła, że nie przeszkadzała mi dość surowa i niezbyt mi pasująca szata graficzna. Mike Mignola współtworzył ten scenariusz i 3 okładki do oryginalnych zeszytów. Ale wypełniał je już Troy Nixey. Nie podoba mi się jego styl. Postacie są maksymalnie brzydkie i tylko czasem potrafią błyszczeć. Częściej jednak ocierają się o groteskę. Nawet Talia nie urzeka choć zwykle przedstawiana jest jako piękność. Sceny walk też są niezbyt dobrze zrobione. Są za duże przerwy między poszczególnymi kadrami. Na jednym ujęciu walczący jest w jednym miejscu i przegrywa, by za chwilę nie wiadomo jakim sposobem zadawać decydując cios. Tak że można by to poprawić, ale nie zmienia to faktu, że tutaj rysunki mają drugorzędne znaczenie i nie przeszkadzają w odbiorze dzieła. Kolory za to są świetnie dobrane i często podkreślają kontrast między powierzchowną jasnością ulic i ciemnością podziemi.


Pozytywnie zaskoczyły mnie dodatki. Wrzucono krotką historyjkę „Gazownia”, tych samych autorów co główny komiks. I na dodatek jest ona tylko w czerni, bieli i czerwieni. Naprawdę ładna rzecz, tym bardziej, że Batman porusza się staromodnym Batmobilem, który ja widziałem w kreskówce Batman The Brave and the Bold 1x13. Za to właściwym archiwalium jest komiks „Demon” autorstwa Jacka „Króla” Kirbiego z 1972. Legenda komiksowa, która w tych latach pracowała już dla DC, bo oni dali mu lepsze warunki finansowe i artystyczne. Mam słabość do Etrigana, bo polubiłem go i w Justice League TAS i we wspomnianym BTBatB. A i w najnowszej produkcji Justice League Dark, wyszedł bardzo zacnie. Słowa jego przemiany zawsze są muzyką dla moich uszu. Marek Starosta dobrze przetłumaczył jego rymowaną inkantację. Niestety 13 lat temu Jarosław Grzędowicz nie widział chyba ww; dzieł animacji i dlatego rymowanek nie ma w głównej historii, a nikt tego nie poprawił (bo po co?). Szkoda też, że zaprezentowany zeszyt urywa się tak gwałtownie.


Wielkie pozytywne zaskoczenie i kolejny solidny tom WKKDC. Dla fanów Batmana pozycja obowiązkowa.

Ocena 8/10

piątek, 10 lutego 2017

WKKDC #13 JLA Wieża Babel

Po tym jak Egmont obciął ostatni tom JLA i postanowił nie kontynuować polskich przygód tych bohaterów to WKKDC musiała przejąć pałeczkę. W Kolekcji znalazła się Ziemia 2 oraz premierowo Wieża Babel, czyli jedna z najbardziej uznanych i chwalonych historii o Lidze Sprawiedliwości.


Intryga fabularna jest w sumie dość prosta. Ra's Al Ghul najstarszy (dosłownie) przeciwnik Batmana po trochu dowiaduje się a po trochu domyśla, że ten gromadzi informacje nt. swoich znajomych z Ligi Sprawiedliwości. A ponieważ Liga stoi Ra'showi na drodze do przejęcia władzy nad światem (to jest inny najstarszy znany motyw jakim kierują się złoczyńcy i dlatego też pasuje do niego), to postanawia je wykraść i dzięki nim ich pokonać. Jest to prosty a zarazem bardzo perfidny plan, bo gdy prawda wyjdzie na jaw, drużyna już nigdy nie będzie taka sama.
   Kluczem do wielkości tej historii są wg mnie uczucia i emocje. Dlaczego Batman to zrobił? Przecież zna członków Ligi od bardzo dawna i dzień w dzień, ramię w ramię walczy z nimi ze złem. A może właśnie dlatego? W tej chwili Batman jest jedynym zwyczajnym człowiekiem bez mocy w Lidze (nie występuje tu Green Arrow czy Huntress).i sam widzi potęgę jej członków i wie, że gdyby chcieli mogli by opanować całą planetę.


Batman usprawiedliwia się wcześniejszymi przypadkami wykorzystania przez łotrów mocy Ligi przeciwko ludzkości. To jest dość racjonalne wyjaśnienie. Ja  jednak bardziej przychylam się do bardziej ludzkiego spojrzenia na tą sprawę. My mamy wręcz atawistyczny, zakorzeniony w nas lęk przeciwko nieznanemu. Strach przed potęgą której nie potrafimy pojąć. Bo czy że jest zwykły człowiek albo i cały kraj, wobec niezmierzonej potęgi Supermana? Jest taki malutki. I uważam, że właśnie to pchnęło Bruce'a do opracowania tych wszystkich planów ewentualnościowych. Poza tym Batman to Batman. Jest wręcz definicją i uosobieniem bycia przygotowanym na wszystko. Nawet na scenariusze absurdalne czy bardzo, bardzo mało prawdopodobne.


Ale oczywiście Superman i reszta nie mogą się pogodzić z tym złamaniem ich zaufania i opowieść ma dość oczywisty koniec. Scenariusz ma też inną wadę - czemu niby Ra's Al Ghul czekał tyle czasu z fazą drugą? Pełne pomieszanie języków następuje dość późno, gdy Liga jakoś już sobie radzi z tym atakiem, a Batman zbliża się do rozwiązania. No i tylko jedna stacja nadawcza na całą Ziemię? Tu też wynik starcia był już dość oczywisty.

"Wieża Babel " wbiła się w świadomość fanów i już zawsze wpływała na postrzeganie Batmana. Parę tomów wstecz jest wspomniana w "Kołczanie" a parę lat później Jim Krueger i Alex Ross zawarli jej elementy w swojej "Sprawiedliwości". Odwoływano się do niej w serialu "Batman The Brave and the Bold" czy w animacji już bardziej bezpośrednio do niej nawiązującej - "Justice League Doom". W tej ostatniej chyba chwila wykradzenia akt Gacka była zrobiona bardziej prawdopodobnie. Nawet jeśli Grant Morrison nie stworzył by więcej nic dobrego (a przecież zrobił to), to ten jeden komiks zapewnił mu stałe miejsce w sercach fanów.


Podobało mi się też dodane archiwalium - Brave and the Bold #28 z 1960 r. W nim pierwszy raz pojawia się ukształtowana Liga Sprawiedliwości i walczy tam ze Starro. A mam sentyment do tej kosmicznej rozgwiazdy bo robiła już zamieszanie w dwuodcinkowej historii z Batman Beyond, oraz znowu w "Batman The Brave and the Bold", gdzie była wątkiem sezonu.


Rysunkami dalej zajmuje się Howard Porter i to od pierwszego numeru JLA. Jego styl może się podobać, lub nie - każdy ma swój gust. Ja mam pewne zastrzeżenia, są pewne nienaturalne pozy, ale ogólnie nie jest źle. Widywałem już gorsze szaty graficzne. Po lekturze 40 zeszytów z jego rysunkami, ja się przyzwyczaiłem.


Niestety Egmont znowu psuje dobre wrażenia z lektury tym, że do tłumaczenia daje Tomasza Kłoszewskiego. Popełnia on wiele błędów np. myli matkę z ojcem lub automat z wodą tłumaczy jako chłodnicę.. I tak już kolejny raz, przy każdym tomie jakim się zajmuje. To wszystko każe mi zdecydowanie wątpić w jego kompetencje i kwalifikacje wymagane w tej pracy. Gołym okiem widać różnicę między nim a np. Markiem Starostą z poprzedniego tomu. Poza tym dostaliśmy okładki poszczególnych zeszytów pomniejszone i wciśnięte na jedną stronę. Słabo to wygląda gdy 2 tygodnie wcześniej Superman miał pełną galerię. No i to kolejny krótki numer - tylko 144 strony razem z komiksem Srebrnej Ery. Mało. Chciałoby się przeczytać z jeszcze jeden zeszyt i zobaczyć jak Liga radzi sobie dalej.


Dla mnie to mimo wszystko zeszyt który trzeba mieć, zwłaszcza jeśli zbierało się poprzednie albumy przygód JLA. Razem z Ziemią 2 stanowi dopełnienie kompletu i jest naprawdę kamieniem milowym w losach Ligi.

Ocena 8/10