niedziela, 26 lipca 2020

Conan i Bóg Pająk. Tom 67

W 1993 roku nowy redaktor magazynu "Savage Sword of Conan" Richard Ashford, ukrócił radosną twórczość Roya Thomasa. Skończyła się prowadzona od tomu 61 Kolekcji (SSoC #190) ciągła linia fabularna przygód barbarzyńcy na Wyspach Baracha i jego powolne zbliżanie się do odnalezienia Skarbu Tranicosa. Wrócono zaś do pokazywania pojedynczych epizodów z życia głównego bohatera. Ale na razie nie ma się czym przejmować, bo historia z Bogiem Pająkiem zajęła wszystkie 180 stron tego numeru. W następnym jest zresztą podobnie. I takie rozdziały to ja też lubię, bo można je lepiej ułożyć, niż gdy jest po 4-5 opowiadań w jednym tomie. Zobaczymy jak to będzie wyglądać w ostatnich 7 tomach Kolekcji.



Chronologicznie ta opowieść jest umiejscowiona, gdy Cymmeryjczyk przestał być kapitanem w armii króla Turanu Yldiza, ponieważ miał zatarg o kobietę ze swoim dowódcą. Zabił go i musiał uciekać. Wybrał kierunek zachodni, gdzie ostatecznie pozna swoją Belit. Na razie po drodze wraca do Zamory i do pajęczego miasta Yezud. Według bibliografii Marvela on zabił już tam jednego Boga Pająka na łamach serii "Conan the Barbarian" jak miał jakieś 18 lat. Teraz adaptowana jest powieść "Conan i Bóg Pająk", której autor L.Sprague de Camp w 1980 roku nie uwzględnił tego zeszytu komiksowego. Dlatego Roy Thomas trochę zredagował scenariusz i wychodzi na to, że jeden Bóg Pająk Omm został już przez barbarzyńcę zabity, ale teraz kapłani z Yezud mają nowego podopiecznego - Zatha.


W treści dialogów są pewne nieścisłości. Bo gdy Conan wspina się na mury świątyni, to w myślach mówi do siebie, że musi wrócić do zawodu złodzieja, który porzucił kilka miesięcy wcześniej. A z kolei kawałek dalej mówi, że był kilka lat na służbie króla Turanu. To jak to jest, skoro do Zamory pierwszy raz przybył w wieku 17 lat? Jako że większość źródeł podaje, że rzeczywiście w Turanie Cymmeryjczyk był pierwszym razem ze dwa lata, to gdy z niego ucieka można założyć, ze jest już po 20-stce, około 21 roku życia. Ale jeśli ktoś ma inne wyliczenia, to z chęcią skoryguję swoje założenia. Wracamy do czasów o których Conan wspominał w "Nocy w Messancji" z tomu 63, podczas konfrontacji z siepaczami jednego kupca w świątyni wszystkich bogów.


Fabułę przedstawię tu pokrótce, by za bardzo nie spoilerować całej intrygi. Sam nie pamiętam już czy w czasach licealnych czytałem akurat tą część serii Amberu, więc porównań z prozą nie przedstawię. Po początkowych przygodach na Bagnach Szaleństwa Conan bez grosza przy duszy spotyka niewidomego wieszcza, którego ratuje przed kradzieżą. Obaj lepiej się poznają i po przebyciu jeszcze jednej wspólnej przygody starzec postanawia wynająć młodzieńca, do zbadania sytuacji w mieście Boga Pająka - Yezud, na północy Zamory. Podobno tamtejsi kapłani planują jakiś mroczny spisek. Barbarzyńca z czasem dociera do celu i zgadza się podjąć pracę kowala, by dostać się za mury miejskie. Przez jakiś czas dobrze się kamufluje, rozeznaje w sytuacji a potem dochodzi do ostatecznej rozprawy z mrocznym kultem. Dobrze oddano emocje targające protagonistą. Czuć jego lęki, chciwość, śmiałość ale też ból i strach podczas konfrontacji.


Wyraźnie widać, że mamy tu do czynienia z adaptacją dłuższej powieści a nie komiksem napisanym na jeden - dwa zeszyty magazynu. Wątków jest kilka, mamy sporo postaci pobocznych, nawiązania do przeszłości bohatera i jej konsekwencji. Nie ma skrótów fabularnych, tylko jedno wynika z drugiego i Cymmeryjczyk nie rozwiązuje wszystkiego w 5 minut, podczas jednej nocy. Nie dość konsekwentnie jednak zredagowano tekst źródłowy. Poprawiono to, że jest to druga wizyta w Yezud, ale bohaterowi nie dodano nowych kwestii i nie zmieniono zachowania. Przez to nie domyśla się dość oczywistych rzeczy i boi się jakby zagrożenia spotykał pierwszy raz i nie miał z nimi wcześniej doświadczenia. A powinien je mieć i umieć to wykorzystać. Zabijanie gigantycznych pająków stało się przecież dla Conana chlebem powszednim. Tutaj więc minus dla Roya Thomasa, bo powinien głębiej ingerować w treść powieści przy adaptacji.


Poza tym lekkim niedopasowaniem do poprzednich komiksów, zastrzeżeń nie mam. Czyta się to bardzo dobrze. Człowiek wsiąka w scenariusz i mimo dość oczywistego końca, z ciekawością czeka co wydarzy się na kolejnych stronach. Pomaga w tym humor, obecny zwłaszcza kontaktach z kobietami. Sytuacja z córką karczmarza była przekomiczna. Przypominała mi trochę komiksy z Asterixem. Poza tym cyniczne odzywki barbarzyńcy, wobec napuszonych kapłanów, oraz to jak ich wystrychuje na dudka, były bardzo satysfakcjonujące. Wszystkie laski dalej lecą na głównego bohatera od pierwszego wejrzenia, co wywołuje u mnie oczywistą zazdrość i uczucie żalu, że ja takiego powodzenia nie mam. Scena "Oh Conanie weź mnie tu i teraz na tym grobie" była przekomiczna.



Rysunki Johna Buscemy dalej trzymają poziom. Ogląda się to świetnie i to mimo zmiany osoby dokańczającej szkice i nakładającej tusz. Widać wyraźną różnicę między Ernie Chanem a Eufornio Reyesem Cruzem. Tutaj to pasuje, bo Conan Chana wszędzie wygląda tak samo. A Conan Cruza jest wyraźnie młodszy. Wygląda na te 21 lat a nie na wieczne trzydzieści. Zresztą popatrzcie na wrzucone tutaj przykładowe strony. Wspaniałe zbliżenia i emocje widoczne na twarzach, świetne sceny walk, piękne sylwetki kobiet, wspaniałe sceny zbiorowe na dwustronnych panoramach. Brak koloru dalej nie przeszkadza. Uczta dla oczu. Artysta popełnił tylko jeden błąd przy rysowaniu posągu. W pierwszej scenie cztery oczy pająka są na środku głowy, nad szczękami, a pozostałem cztery dookoła głowy. A potem są narysowane w dwóch równych rzędach po cztery nad paszczą. Czyli jest pewna niekonsekwencja.



Podczas lektury trafiłem na dwa drobne błędy edytorskie. Na początku drugiego rozdziału, gdy Conan wjeżdża do Yezud, to przy opisie najemników w karczmie, zdanie brzmi "Bo przecież dawniej nienawidzono tu zwłaszcza Zamorańczyków i ogólnie wszystkich obcych". Powinno być "Brythuńczyków", bo przecież mieszkańcy miasta są Zamorańczykami z Zamory. Skonsultowałem to z @Motylem i wyszło, że w oryginale też w tym dymku jest "Zamorans". Czyli zrobiono błąd w Marvelu 27 lat temu i do dziś nikt go nie poprawił. Trafiłem też na zamianę dymków trochę dalej. Gdy Conan rozmawia z Rudabeth po kolacji w domu jej matki, w jego dymku jest jej kwestia, a jego kwestia trafiła do górnego dymka rozmówczyni. Bezimienny korektor zdjęty ze stopki Kolekcji, tego jednego błędu nie wychwycił. :)



Osobiście wolałbym by Roy Thomas dalej wypełniał luki Roberta Howarda i pokazał jak Conan opuścił Wyspy Baracha i udał się do Aquiloni na Pogranicze Piktów. Ale nie sposób nie docenić tego tomu. "Conan i Bóg Pajonk"  (co je biedronkę :) ) jest bardzo dobry. Polecam każdemu fanowi.

Ocena: 8+