Isi Szakal
Wreszcie – po 45 latach
od pierwszej publikacji w 1975 roku Oryginalnej Sagi Klonów, również
my komiksiarze z Polski możemy dostać jej wersję w rodzimym
języku. Patrząc na internetowy odzew, zainteresowanie akurat tą
historią jest spore. I co tu się dziwić, skoro sporo osób ciągle
pamięta jej kontynuację z lat 90-tych, którą u nas publikowało
TM-Semic, zanim nie padało i zostawiło nas w jej połowie. Wracają
wspomnienia. Ja do dziś mam w głowie utrwalony kadr z ostatnich numerów ASM
TM-Semic, gdzie Szakal siedzi sobie na ławce w parku, pośród ciał
osób zarażonych jego wirusem i wspomina do Spidercide'a jak dawno, dawno temu zabił swoją pierwszą ofiarę, czyli Antonego Serbę. I
ten moment jest pokazany właśnie w tym komiksie.
Fabuła rozwija się
niespiesznie. Najpierw dostajemy słynny, znany już nam 129 numer
Amazing Spider-Man gdzie debiutuje i Szakal i Punisher. Potem robimy
skok o 12 zeszytów do przodu i Peter odwiedza już Paryż, w pogoni za
porywaczami Jamesona. Buja się nad najsłynniejszymi zabytkami, więc
nie dziwne, że w jednym z kadrów widzimy niespaloną jeszcze wtedy
Katedrę Notre Dame. A potem dramatyczny finał rozgrywa się w jej
wnętrzu. Zaskoczyło mnie to, bo spodziewałem się Wieży Eiffla. :)
W kontekście ostatniego pożaru i zniszczeń zabytku, zwraca się
większą uwagę niż zwykle na otoczenie.
Tymczasem w Nowym Jorku
ciotka May wypowiada jakże trafne zdanie "Dlaczego młodzi
ludzie umierają, podczas gdy stare kobiety żyją dalej?" No
właśnie dlaczego?! I to nie mówię już o tym, że May Parker
powinna zginąć zamiast Gwen Stacey, bo może wtedy nie musiała
(jak sama żałuje w kolejnym dymku). Ale czemu odwrócono jej piękną
śmierć z AMS #400 z kultową czarno-białą okładką?? Czemu nie
pozwolono jej odejść po Wojnie Domowej, tylko odstawiono "One
More Day"?? To jest tak strasznie wkurzająca kwestia z tą
ciotką, że we mnie się już gotuje. Echhh, ileż jeszcze Marvel
będzie ciągną ten wątek? Zaraz po tym dymku mamy inny fajny kadr,
gdy May wydaje się, że widzi zmarłą Gwen. A potem
melodramatycznie mdleje, by Peter znowu mógł się o nią
zamartwiać.
Potem Szakal dobiera
sobie kolejnych pomagierów, skoro nie udało mu się wrobić
Punishera. Na scenę wkracza najpierw Skorpion a potem (znany nam
również z Essentiala Punishera) Tarantula. Wszystko zmierza do
dramatycznego finału, w którym wtedy w 1975, czytelnicy poznali
prawdziwą tożsamość tego złoczyńcy. Oraz zobaczyli pierwsze
starcie Petera i jego klona. Osobiście jednak finał mnie
rozczarował. Ani ta walka nie była specjalnie spektakularna czy
emocjonująca. Ani potem utwierdzenie się, że ten Spider-Man jest
oryginałem, nie było specjalnie przekonujące. Gdyby wtedy, po
powiedzmy roku zrobiono taki numer, jak w latach 90-tych, że bohater
magazynu był klonem, a prawdziwy Peter gdzieś się błąkał,
mógłbym to spokojnie kupić. Ale po upływie 20 lat, to już było
nie do przejścia i to ujawnianie przez Steinera, musiał Marvel
odwracać. Poza tym motywacja samego Szakala jest i trochę naciągana i trochę stokerska. Bo we wcześniejszych komiksach nie było pokazywane to uczucie jakim darzył Gwen. Jasne - odkrycie jest zaskakujące, ale niekoniecznie trzymające się kupy.
Kurczę, tak czytam i
czytam historię i nagle w zeszycie 146 okazuje się, że Szakal
wystąpił też w numerze ASM #140. Zaś tom jest od #143. Grr... To
główny planista Hachette na całą Europę nie mógł dać nam
właśnie 140 zeszytu do tego numeru Kolekcji, zamiast 129?? Bo ten
wcześniejszy zeszyt mamy już wszyscy od dawna, gdyż został
dołączony do tomu Superbohaterów Marvela o Punisherze. Zabrakło
też zeszytu 151, gdzie jest słynna scena wrzucania ciała klona do
komina. Szkoda. Przy okazji – to już trzecie polskie wydanie ASM
#129, bo wcześniej był on jeszcze w czerni i bieli w Essentialu
Punishera od Mandragory. Z drugiej strony – między zeszytem 146 a
147 dzieje się akcja Giant Size Spider-Man #5. A ten komiks jest w
WKKM #152 z Kaczorem Howardem. Czyli synergia nie zawsze leży.
Rysunki są fantastyczne.
Klasyczna kreska Rossa Andru spokojnie broni się do dzisiaj.
Wszystko jest wyraźne, czytelne, a jednocześnie artysta przykłada
się do detali. Walki są dynamiczne i cieszą oko. Pocałunek z MJ
był pokazany bardzo żywiołowo. Podobały mi się też i śmieszyły
typowe dla Pająka żarciki i odzywki rzucane podczas walk. Są
oczywiście stonowane, bo dalej ciągnie się za nami wątek śmierci,
powrotu i ponownego odejścia Gwen. Ale humor jest obecny jako
przełamywacz dramatycznych wydarzeń. Dlaczego Skorpion wspina się
na Chrystler Bulding, a nie Empire State? Bo szuka roboty u Kingpina,
który ma tam swą siedzibę.
Na końcu tomu mamy trzy
strony omówienia Sagi Klonów i jest to jedyny dodatek. Dominik
Szcześniak jako tłumacz i redaktor merytoryczny daje radę na tyle,
że nie wyłapałem jakichś błędów. Tom jest gruby, porządnie
wydany i spokojnie cieszy oko na półce. Nawet te jednolicie
kolorystycznie okładki są w porządku, poza czcionką tytułową, o
czy wspominałem już przy drugim tomie. Każdy fan i zbieracz
Spider-Mana powinien mieć ten komiks u siebie i powiększać swoją
Kolekcję klasycznych zeszytów.
Ocena: 8/10
Wiadomo już może kiedy oficjalny start kolekcji?
OdpowiedzUsuńNie wiadomo. Jedni mówią, że zaraz w czerwcu, inni, że jesienią. Ja nie wiem kiedy.
UsuńJakie numery zawiera ten tom?
OdpowiedzUsuń