poniedziałek, 18 maja 2015

Superman: Czerwony Syn (Egmont)

Kupiłem swój pierwszy duży album komiksowy od Egmonta. I od razu zawód. Nie przeczytałem dokładnie opisu i nie wiedziałem, że okładka tego ich wydania jest niby twarda, ale w obwolucie. Czyli w praktyce dostajemy komiks który jest obłożony dwoma czarnymi tekturkami rodem z PRLu. To ma być "DC Deluxe"? Tym bardziej, że skromny napis "DC Deluxe Superman Czerwony Syn" tłoczony na tym czarnym czymś jest do góry nogami i na tylnej okładce. No chyba, że okładki są dobre a cały komiks w środku jest przyklejony odwrotnie. 


Ale jest na to sposób - mogę sobie odwrotnie włożyć tą cienką i mnącą się obwolutkę ze śliskiego papieru by było ok. Na niej są te niby ślady po zagięciach, by wyglądał bardziej "komunistyczne". Wyszło to jednak bardzo słabo i sztucznie. Naprawdę duże rozczarowanie. WKKM ze swoją normalną twardą okładką i lakierem na niej wygląda o wiele, wiele lepiej. Dodam jeszcze, że możemy zapomnieć o szkicach kadrów komiksu zaraz za okładką - jest czarny karton i to tyle. Po takim doświadczeniu odechciewa mi się kupować "Kryzys Tożsamości", który niby też ma taką obwolutę. A "Batman: Ziemia Jeden" ma normalną twardą okładkę. Jakie kryterium zadecydowało, że jeden komiks Egmontu ma taki wygląd, a drugi siaki - nie mam pojęcia.


Podobno najważniejsza jest zawartość, więc przejdźmy do niej. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to szata graficzna. W ogóle nie dowiadywałem się o szczegółowej treści czy wyglądzie stron, by być zaskoczonym. I rzeczywiście kurde się zaskoczyłem. Nie znam innych prac Dave'a Johnsona i zdaję sobie sprawę, że przyjął on stylistykę socrealistyczną, by czytelnik bardziej wczuł się w wykreowany świat. Chyba jednak za bardzo przesadził z tą topornością. Albo bardzo powierzchownie potraktował ten nurt artystyczny, który potrafił też tworzyć ładne rzeczy (czasem). Superman i obrazki na całą stronę wyglądają bardzo ładnie. Ale sporo kadrów ma tą swoją toporność, brudność, na pierwszy rzut oka niestaranność, albo zbyt głęboką stylizację która się przejawia niedokładnością i małą liczbą detali. Może tak miało być, ale mnie - człowieka  z 2015 roku, ona nie ujmuje. Komiks rysowali też Andrew Robinson, Kilian Plunkett i Walden Wong. I mam wrażenie, że te rysunki, które podobają mi się bardziej są właśnie ich a nie Johnsona.


Przyjrzyjmy się zatem treści. Pomysł przedni i zdecydowanie wart realizacji. Ale bez przesady. Aż tak genialny, odkrywczy i nowatorski to on nie jest, jak to opisuje Kamil Śmiałkowski w Posłowiu. Komiks wyszedł w 2003 a raptem rok wcześniej Marvel wydał album Gaimana, który przeniósł całe swoje universum do wiktoriańskiej Angli. Większość fanów też może rzucać różne ciekawe miejsca i czasy - starożytność, krucjaty, Japonia za Shogunatu, steampunk, Marvel 2099 - a nie, to już było. :) Tak więc jeśli nawet Millar wymyślił to w czasach swojego dzieciństwa, to aż taki genialny pomysł to nie był. W ogóle mam mieszane uczucia co do tego scenarzysty. Niby dobrze pisze, ale nie podobali mi się Ultimates (przynajmniej pierwsze 6 zeszytów), a Wojnę Cywilną uważam za wielką głupotę, tym bardziej, że zaraz potem zaczęto wybielać Tonego Starka a winę zrzucać na Skrulli. Można za wszystko obwinić Bendisa, ale fakt pozostaje faktem, że Millar pisał tą główną serię.


Historia o Czerwonym Synu jest podzielona na 3 akty - początek, środek i koniec, czyli standardzik. Wykreowany komunistyczny Superman jest dla mnie pełen sprzeczności. Ja znam historię i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że zwykli, prości pracownicy kołchozu na Ukrainie byli tak oddanymi i fanatycznymi komunistami, że wychowali w tych "ideałach" przygarniętego kosmitę. Jeju - raptem 5 lat wcześniej skończył się na Ukrainie Wielki Głód, który sztucznie wywołał Stalin by wyniszczyć wciąż niepokornych wobec ustroju Ukraińców. Jakim więc cudem Kal El mógł zapałać taką miłością do tego krwawego tyrana? Wiemy co prawda, że nauczanie historii w krajach zachodnich bardzo kuleje i dla nich tereny na wschód od Berlina to dziki kraj o którym można pisać wszystko, a ludzie i tak to kupią. Bardziej bym już uwierzył, że z kołchozu wyszedł zapijaczony traktorzysta z czerwonym nosem, który potem uzywał swych mocy jak Hancock, grany przez Willa Smitha. :) Na dodatek Millar zostawił swojemu Supermanowi większość dobrych cech - miłość, dobroć, współczucie, idealizm, chęć pomocy wszystkim ludziom. Mi to się w ogóle nie kleiło z KGB, gułagami i zamienianiem ludzi w bezmyślne drony. To oczywiście tylko komiks i nie należy się zbytnio zastanawiać na jego logiką, więc uznajcie to tylko za moje czepiactwo. Autorowi chodziło o opowiedzenie historii komunistycznego superherosa i podporządkował wszytko  temu pomysłowi.


Nie ustrzeżono się też klasycznego błędu opowieści o światach alternatywnych. Wiele zdarzeń przebiegło prawie dokładnie tak jak w podstawowym universum - Brainiac knuje jak zawsze, Luthor jest arcywrogiem Supermana który stworzył Bizzarro i resztę klasycznych przeciwników, Wonder Woman podkochiwała się w Kal Elu, a on i tak zakochał się w Lois, Hal Jordan zostaje Zieloną Latarnią a Batmanowi zabito rodziców i dlatego dołączył do opozycji. Ten ostatni motyw widziałem też wiele lat wcześniej w kreskówce Justice League TAS, gdzie w innym alternatywnym świecie Batman też był bojownikiem o wolność. Zresztą fragmenty z Gackiem są opisane i przedstawione chyba najlepiej w całej opowieści. Bo Batman jak zwykle jest Batmanem i góruje nad wszystkimi. Nawet nad niepokonanym Wielkim Bratem, czego oczywiście można się było spodziewać. Jedyną chyba innowacyjnością (poza oczywistą dominacją czerwonej zarazy) jest to, że Jimmy pracuje dla FBI a Lois jest żoną Luthora. Tylko co z tego jak ich małżeństwo jest takie sobie. Czyli mamy podobnie jak w komiksie "Batman: Ziemia Jeden" - im bardziej wszystko zostaje zmienione, tym bardziej wygląda tak samo. Ja czasem chciałbym przeczytać o naprawdę alternatywnej rzeczywistości, która zdecydowanie by się różniła od tych rzeczy które dostajemy zazwyczaj.


Samo zakończenie też nie jest specjalnie odkrywcze. Każdy kto do końca przeczytał Marvel  Zombies, zrozumie o co mi chodzi. W sumie nie jest to zła historia, ale ci co spodziewają się innowacyjności, mogą srodze się zawiść. Ja chciałbym też więcej szczegółów, których nas pozbawiono. Nie widzimy dokładnie jak przebiega podbój i dominacja nad resztą świata. Jak Superman dokładnie osiąga to wszystko. Mówi po prostu, że wyleczy głód, choroby, wojny i że stworzy szczęśliwe i dostatnie społeczeństwo. I to wszystko się dzieje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - prawdziwe cuda panie. Trochę brakowało też onlinerów, ale pewien smaczkowy humor można dostrzec i docenić. Choćby Batman mówiący do ludzi "towarzyszu" albo ta jego rosyjska czapeczka na kapturze - tak absurdalnie stereotypowa ale ujmująca i wywołująca uśmiech mimo wszystko. Podobała mi się też duża,radziecka czcionka wstawiana tam gdzie było to możliwe. Akurat ona dobrze podkreślała klimat ZSRR.


Egmont widzi co się dzieje po sąsiedzku i też zamieszcza pewne dodatki w swoim wydaniu. Mamy wstęp napisany przez Toma Desanto. Na końcu albumu są szkice rysownika z odręcznymi notatkami. Ale pisane po angielsku, więc nie chciało mi się tego czytać. ;) Ostatnią stronę zajmuje Posłowie Kamila Śmiałkowskiego (pisze na Hataku.pl), który zachwyca się i Millarem i Johnsonem.

Z czystym sercem polecić tego albumu nie mogę. Nie podoba mi się jakość wydania (poza papierem który jest kredowy i ok) i z połowa rysunków. Sama historia może być, ale nie odczułem efektu WOW podczas lektury. I nie wiem właśnie czy osobie mniej interesującej się komiksami, może się ona podobać. Może tak, może nie. Ja jako zblazowany komiksiarz, który widział już wszystko :) jestem do niej sceptyczny, bo oczekiwałem większego powiewu świeżości niż dostałem.


16 komentarzy:

  1. Posiadam Batman Ziemia Jeden niestety też ma obwolutę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info. Na Gildi.pl jest napisane, że okładka jest twarda, nic o obwolucie. Widocznie mają błędny opis.

      Usuń
  2. " Czyli w praktyce dostajemy komiks który jest obłożony dwoma czarnymi tekturkami rodem z PRLu. "
    Przesadzasz z tym porównaniem. W USA też tak wydaja hardcovery i na tym się wzorował wydawca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu nie mógł się wzorować na Hachette? Albo na swoich tomach z Nowego DC? Tam okładka jest standardowo twarda i lakierowana, bez tej słabej obwoluty. Dla mnie niestety to jest spora wada, źle wygląda i obniża jakość wydania w moich oczach.

      Usuń
    2. Nie bronię wydania, tylko zwracam uwagę że to nie PRL a hamerykańskie standardy.

      Usuń
  3. Egmont nie tyle się wzorował, co dokładnie skopiował angielskie wydanie Red Son. Wygląda ono identycznie. Tylko literki zmienili na ludzkie :)

    Recenzja spoko, tylko wygląda na to że od początku miałeś do komiksu niezbyt pozytywne podejście. Zarzucasz mu wtórność, ale porównujesz go do tytułów które ukazały się po nim. Zarzucasz że ramy czasowe nie są jakoś oryginalne, a przecież nie jest to historia typu "1602" od Marvela. Red Son ma miejsce w tym samym okresie czasu co kanoniczny Superman ze Złotego Wieku. Najważniejsze w tej historii jest umiejscowienie geograficzne, nie czasowe.

    Red Son jest ceniony za świetne pokazanie esencji Supermena, istoty jego charakteru. Żadne tam "Birthrighty" czy inne "For All Seasony" :) Superman nie chce pomagać ludziom bo Papa Kent mu kazał, ale dlatego że sam tego chce. Papa Kent co najwyżej powiedział mu jak ta pomoc powinna wyglądać. I to dobrze pokazuje Red Son, poprzez brak Papy Kenta.

    A zakończenie było świetne - najpotężniejszy człowiek na świecie pokonany przez karteczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisałem - spodziewałem się większego zaskoczenia i odmienności od zwykłego świata. I nie chodzi o karteczkę, która była niezła, tylko o to co stało się potem - dokładnie jak w Marvel Zombies.

      Usuń
    2. Ale Egmont mógł poprawić jakość wydania. Naprawdę - ta obwoluta jest słaba i bardzo mi się nie podoba. Odrzuca mnie to od zakupu "Kryzysu Tożsamości".

      Usuń
    3. Tak masz wydawane większość komiksów superbohaterskich w USA - w twardej oprawie ale właśnie z obwolutą. W przeciwieństwie do tego co robi w Polsce Hachette i Egmont z New 52.
      A jeśli nie czytałeś Kryzysu Tożsamości to nadrób zaległości - świetna historia kryminalna z zaskakującym zakończeniem (ginie żona Elongated Mana i wszyscy superbohaterowie zaczynają śledztwo w obawie, że jak nie złapią sprawcy to superłotrowie chętniej będą atakować ich bliskich, a finał... trzeba samemu się przekonać), bardzo dobra fabuła, wychodzą na jaw pewne tajemnice, bywa mrocznie (np. to co zrobił Doctor Light) niezłe rysunki, no i oczywiście bad-ass-owe momenty takie jak Deathstroke walczący jednocześnie z Black Canary, Green Lantern-em, Green Arrowem, Flashem, Atomem i Zatanną. Polecam.

      Usuń
    4. No i po co spoilerujesz? Przeczytam, ale przez tą obwolutę nie kupię. I tak już przepłaciłem 10 zł za Czerwonego Syna i Avengers. Egmont powinien wydać to właśnie jak swoje New 52 i wtedy nie miałbym żadnych pretensji. A tak ta obwoluta mi się nie podoba. Dobrze, że w ich Flashu i Shazam raczej jej nie będzie i może kupię te pozycje.

      Usuń
    5. Ahh, jak ja cię "uwielbiam".
      -Nie zaspoilerował... Tylko opisał fabułę (przecież ginie na początku, co to za spoiler?).
      -Trochę cię to WKKM za bardzo... Rozpuściło. "Przepłaciłem 10 zł za Czerwonego Syna i Avengers." TRAGEDIA. To po co kupujesz? Nie lepiej poczekać aż będzie za te 40 lub 20 zł (40 to chyba maksymalnie, bo przecież tyle kosztuje WKKM). Jeśli nie chcę płacić 150 zł za grę to czekam rok i kupuję po 50, a nie narzekam "przepłaciłem 100 zł". A jeśli zakup cię nie satysfakcjonuje to polecam czytanie recenzji, opisów, generalnie (paradoksalnie) czytanie...
      -Cały czas najeżdżasz na Egmont i trochę na Muchę, jacy to oni źli, bo wydają drogie komiksy i ogólnie WKKM rządzi, bo ma fajne obrazki, no i czekasz na WKKDC. Człowieku, nikt ci nie każe kupować za cenę okładkową (btw. w ogóle nikt nie każe ci ich kupować), po 40, 50, 60 kilka zł spokojnie kupisz większość komiksów (chyba, że to w stylu Justice). Ale to dzięki nim mamy tyle tytułów z DC. I chwała im za to, ceny i wydania też są w porządku (a wydania twoich ukochanych komiksów z WKKM są przecież nieładne: pomniejszone okładki, nierówne kawałki obrazków na grzbietach, generalnie jak każda kolekcja "kioskowa"...).
      Ale ty się przecież zamykasz w 40 zł, a wydatek na Justice to tragedia. Nikt ci nie kazał kupować. Proste. Nie odpowiada ci wysokość ceny -> nie kupujesz, nie narzekasz. Bo licencje i wszystko inne też kosztuje..
      -Wydanie na wzór amerykańskiego, nie wiem o co ci chodzi.
      I, nie chcę cię martwić, ale chyba Egmont ma jakaś wyłaczność na tytuły DC w Polsce i Eaglemossu raczej prędko nie zobaczymy :)
      Pozdrawiam, do nie przeczytania.

      Usuń
    6. Kolejny ekspert się znalazł. Weź przeczytaj ostatni wywiad Kołodziejczaka na Aleji Komiksu, gdzie sam przyznaje, że na Kolekcje Egmont nie ma wpływu.
      A płakałem, bo nie zauważyłem majowej promocji 35% na Arosie.pl. I kupiłem na Gildi tylko z 25% zniżką. Czyli za oba komiksy przepłaciłem z 13 zł, niż wtedy jakbym zamówił gdzie indziej.

      I wychodzi na to, ze Sprawiedliwości w ogóle nie trzeba było kupować, bo ona też jest w WKKDC, której polska edycja nadchodzi.

      Usuń
    7. No właśnie czytałem wywiad z Kołodziejczakiem i nie ma tam chyba nic o wpływie na kolekcję Eaglemoss. Przeinaczasz sobie wypowiedź i dopasowujesz ja do swojej wizji nadchodzacego Eaglemoss.
      "Nie obawiacie się ewentualnego startu kolekcji komiksów DC, podobnej do WKKM, którą Eaglemoss wydaje już w kilku krajach?

      Nie obawiamy. Partworki tego rodzaju raczej pomagają w rozbudowie rynku, szczególnie tak małego jak polski."
      -> To nie jest to samo co "Nie mamy na nia wpływu" lub "Nie sa dla nas konkurencja".
      Jego odpowiedź nie potwierdza ewentualnego pojawienia się Eaglemoss, a nawet wręcz przeciwnie - pokazuje, że ich ona nie obchodzi (co w kontekście kilku tytułów, które sa w posiadaniu Egmontu lub Muchy, może oznaczać chyba tylko to, że Eaglemoss się do nas narazie nie pcha).
      No na arosie/bonito sa chyba najniższe ceny, jeśli jest promocja -34% (właściciele ci sami).
      To nie kupuj komiksów, Boże. Kto ci każe? Skoro aż tak ci jest żal wydać 60 zł na świetny komiks, bo "może ewentualnie kiedyś, w nieokreślonej przyszłości przyjdzie Eaglemoss i wyda taniej", to nie kupuj. I po problemie.
      Marvel NOW jest w takiej cenie, w jakiej jest, bo to wydania SC.
      DC wydawane jest w HC od dawien dawna i chyba raczej tak pozostanie.

      Usuń
    8. Mi chodziło bardziej o te słowa Kołodziejczaka:

      -Aleja Komiksu: Jak to możliwe, że zarówno Egmont jak i Hatchette wydają równocześnie te same komiksy (Thorgal, Asterix)?
      -Dziwny jest ten świat, prawda? A tak na serio – to są różne formaty wydawnicze – Hachette wydaje kolekcje, o ograniczonym kanale dystrybucji i czasie obecności na rynku.

      I właśnie o to mi chodzi - to, że Egmont wydaje DC, wcale nie oznacza, że Eaglemoss nie może wydać swojej Kolekcji DC w Polsce. Bo to są inne formaty.
      I dzięki temu, że Egmont wreszcie obniżył ceny swoich komiksów, ja Marvel NOW kupuję i będę wiernie kupował. 6 oryginalnych zeszytów za 27 zł? Bosko. Im więcej takich ofert, tym lepiej.

      Usuń
  4. Nic nie zaspoilerowałem. Opisałem tylko punkt wyjścia, początek historii, oraz jeden moment, na "zrobienie smaku", który i tak trzeba samemu przeczytać i zobaczyć, żeby docenić jaki z Deathstroke'a ze "starego" DC jest bad-ass. Historia o niebo lepsza od Avengers, lepsza od Red Son (choć to kwestia indywidualnej oceny) i zdecydowanie warta by mieć ją na półce. Ja mam, choć czytałem w oryginale i miękkiej okładce. Czyta się jak bardzo dobry kryminał, zresztą nic dziwnego, bo scenarzysta jest uznanym pisarzem i na thrillerach i kryminałach się zna. Świetny komiks, może rysunki nie powalają (Jim Lee czy Alex Ross to nie jest) ale i tak całość jest bardzo dobra i warta by mieć w kolekcji.
    Obwoluta po to by odróżniać serię Deluxe od wydawanego przez Egmont New 52. A jak ktoś czasami sprowadza twardookładkowe wydania z USA, jest przyzwyczajony. Zresztą ładniej to wygląda na półce.
    A skąd wiesz, że będzie Flash? Pierwsze słyszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sorry - mój błąd, pomyliło mi się z tym Flashem z Kolekcją Eaglemoss. Z Egmontu to jeszcze oprócz Shazama, mam chrapkę na Wieczne Zło i Amerykańską Ligę Sprawiedliwości.

      Usuń