poniedziałek, 18 maja 2015

Avengers: Wojna bez Końca (Egmont NOW :) )



No niestety - drugi mój album Egmontu i dalej jestem rozczarowany. Tym razem jednak nie na jakość wydania, które jest ok. Standardowy Trade Paper Back tylko trochę niższy i węższy od hachettowego tomu WKKM. Papier jest kredowy i śliski, tak jak wszędzie. Miękka okładka jest polakierowana i nie łamie się tak łatwo. Strony są porządnie sklejone, nic nie wypada. Może tylko małe bombki lotnicze drukowane na grzbiecie są nieco tandetne. Poza tym wygląda wszystko całkiem elegancko, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, że kupując na Aros.pl razem kosztuje poniżej 30 zł. Jeśli nadchodzące pozostałe albumy Marvel NOW będą tak wyglądać, to na domowej półce będą się prezentować zacnie.


Ale te rysunki! Jeju! Jakim cudem Mike McKone może być traktowany jako "przyszła wielka gwiazda branży komiksowej"? Za co?! Takie "rysunki" w programie graficznym to masa ludzi potrafiłaby stworzyć. A bardzo wielu mogłoby zrobić to lepiej i ładniej. Wyraźnie jest użyta technika grafiki komputerowej. Ale strasznie nieumiejętnie. Twarze postaci są gładziutkie jak pupa niemowlęcia, jakby ktoś je gumką przetarł. Czasem pojawią się jakieś kreski, mające być rysami twarzy (głównie jak postacie wyrażają gniew), ale wygląda to bardzo sztucznie. Carol Denvers wygląda jakby miała 19 lat, Czarna Wdowa 16. To samo dotyczy ubrań, które się nie marszczą (tylko mają masę cienia) i Quinjeta, który jest gładki jak pocisk. Tła to pustynie z maksymalnie minimalną liczbą detali. Jeśli w ogóle jakieś są. Niebo to też głównie jednolita powierzchnia szaroniebieskiej tapety, tylko czasem dodawane są chmury. Czy naprawdę nikt tego nie widzi, jak szkicowe i naprawdę nienaturalne są wszystkie rysunki tworzące tą opowieść?? Ani w Marvelu ani w Egmoncie??


Z fanpage'a WKKM kiedyś się dowiedziałem, że czasem dopiero człowiek nakładający tusz dorysowuje wszystkie szczegóły i detale. Ale przy technice komputerowej tej osoby chyba nie ma. W każdym razie nie ma jej wymienionej w creditsach - jest tylko rysownik i Jason Keith nakładający kolory. Jeśli ta dwójka uznała ten komiks za gotowy do druku, a redaktor prowadzący oryginał to wszystko przyklepał, to ci wszyscy ludzie są chyba ślepi. Innego wytłumaczenia nie widzę. Ta szata graficzna nawet butów czyścić by nie mogła Mike’owi Choi który pokazał nam prawdziwą moc komputerowej grafiki w Astonishing Thor z WKKM #53. Naprawdę - mnie praca Mike'a McKona bardzo zbulwersowała. 


I tu można znowu kamieniem rzucić w Egmont. Wiem, że musieli teraz wydać Avengers z okazji premiery filmu. Ale czemu wybrali właśnie ten tytuł?? Mało to było dostępnych tytułów z tymi bohaterami (nawet pomijając historie wydane i nadchodzące w WKKM??). Czy pani redaktor Joanna Kępińska i producentka Małgorzata Wnuk z polskiego wydawnictwa w ogóle widziały co kupują od Marvela? Człowiek myśli, że taka firma mogłaby trzymać poziom i jakość swoich produktów. Kurczę - drugi ich komiks Marvel/DC jaki kupuję w życiu i drugi zonk, bo nie chciałem sobie spoilerować treści.


Fabuła zaś trochę mi przypomina odcinek z Kapitanem Ameryką z pierwszego sezonu kreskówki Avengers: Earth Mightest Heroes. Tam właśnie było pokazane jak HYDRA jeszcze podczas Drugiej Wojny Światowej próbowała przekształcić różne stwory z Asgardu i innych krain Yggdrasila w potężne bronie przeciw aliantom. W komiksie jest podobnie. W wymyślonym państewku toczy się wojna podczas której taka właśnie mityczno-technologiczna broń zostaje zastosowana. Kapitan widzi reportaż ze strefy wojny w telewizji i postanawia wyjaśnić sprawę, z którą się stykał w swojej przeszłości. Okazuje się, że Thor też miał styczność z tymi potworami. Cała drużyna wyrusza więc do Sloreni by dowiedzieć się czegoś więcej.


Cała intryga jest taka sobie. Oczywiście ma podwójne dno (bo jakże by inaczej), ale dla mnie jest ono strasznie płytkie. Nic czego oczytany komiksiarz wcześniej by nie widział. Jako popołudniowe czytadło na godzinkę się nadaje. Nie radziłbym jednak oczekiwać wielkich przeżyć artystycznych czy ważkich dylematów moralnych. Zachwyty też są są raczej wykluczone. Na końcu historii dostajemy mały psychomoralitet o tym że wojna nie ma końca i tyle. Ale to przecież wiemy już od czasów Fallouta 2. :)


Żarty są wyjątkowo czerstwe i mało śmieszne (choćby te o szlajaniu się Clinta Bartona). Zaśmiałem się może ze 3 razy. Wspominając bardzo dobrych Thunderboltsów, nie wiem jak Warren Ellis mógł być autorem obu tych historii. Chyba po prostu odwalił chałturkę na szybko. Iron Man ma inny kolor zbroji - złoto-czarną a nie złoto-czerwoną, Kapitan Marvel ma pełną maskę, a Hawkeye kostium filmowy. Pierwszy najazd na Steva Rogersa zaczyna się tekstem o tym jak on źle się czuje w teraźniejszości, jak to nie jest jego Nowy Jork i jak nie pasuje do współczesnego świata. Jeju - z tysięczny raz już czytam podobną gadkę, więc za banalne dymki leci kolejny minus.


Na taki komiks szkoda wstępu pisanego przez Clarka Gregga (Agenta Coulsona). Choć w sumie on tylko opowiada o tym jak jako nastolatek czytał komiksy Jima Starlina (Warlocka jego autorstwa na razie nie zobaczymy w polskiej WKKM, może w 2017) a potem się jarał jak zagrał w filmie Iron Man. W sumie bardziej mówił o sobie niż o tej historii. Ale jak napisałem wyżej - nie za bardzo jest co chwalić. Egmont także tutaj dodał notki biograficzne o scenarzyście, rysowniku i koloryście. Krótkie, na jedną stronę, ale zawsze.


Album polecam tylko fanatycznym fanom Avengers i to takim, którzy nie wzdrygają się przed słabymi rysunkami. No chyba że ja się nie znam i innym szata graficzna będzie się podobać. Wtedy jasne - można brać, bo można przeczytać, czemu nie. Zwłaszcza przy tej cenie. Ale ja jakbym mógł, to bym zwrócił ten komiks do sklepu. Tym bardziej, że przepłaciłem aż 4 zł kupując go na Gildi.pl a nie w Arosie.

9 komentarzy:

  1. Piszesz bardzo fajne recenzje, trafiłam tu przez przypadek i od razu mnie zaciekawiłeś.
    Tylko dlaczego jeszcze nie zmieniłeś tego domyślnego szablonu? Dobre teksty potrzebują profesjonalnej oprawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym wiedział jak :) Nie chce mi się szukać. Dzięki za opinię.

      Usuń
    2. Popieram, świetnie się czyta ale kiepsko się patrzy :) Co prawda też nie jestem mistrzem blogspotowych szablonów ale wiele nie trzeba żeby trochę to spersonalizować i uładnić. Tak czy siak recenzja bardzo dobra. A rysunki w komiksie boleśnie wręcz nie szczegółowe...

      Usuń
  2. Ja też wszytsko wyczytałam w internetowych poradnikach, gdyż treść mojego bloga nie pasuje do gotowych szablonów, ale to też jakaś opcja.
    Wystarczą chęci, w razie czego oferuje pomoc :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarne litery na białym tle. Dla mnie to jest przejrzyste i czytelne. Ale jak chcecie coś innego to podrzućcie linki lub fotki jak sobie wyobrażacie inny wygląd.

    OdpowiedzUsuń
  4. off topic planujesz jakoś podsumować pierwszy sezon Flasha ??:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, bardzo interesująca recenzja. Aż się dziwie że masz tak mało czytelników twojego bloga. Na pewno będę tu zaglądać częściej, szczególnie że recenzentów komiksowych w Polsce jest teraz tyle co kot na
      płakał.

      Usuń