A szczęście było tak blisko...
Znowu słońce zamiast deszczu. Wczorajsze kwalifikacje dobrze się zakończyły. Ale cóż z tego gdy Hamilton tak zepsuł start.

Zamiast pruć na wprost po swojej idealnej linii, to próbuje zajechać
drogę Vettelowi. Ale ponieważ bolid Red Bulla był szybszy, to nie udało
mu się i jeszcze go Webber objechał. Australijczyk chyba cały tydzień
siedział w symulatorze i ćwiczył starty

bo widać było wyraźną poprawę.
Niestety przedwcześnie chyba pochwaliłem w zeszłym tygodniu inżynierów
Mercedesa. Co z tego, że podrasowali silnik bolidów i wygrali GP WB,
skoro po tygodniu są już one wyraźnie zjechane. Ponadto nowe tylne,
kevlarove opony też im nie służyły, stąd niestety niższa ich pozycja.
Ale trzeba przyznać Hamiltonowi, że walczył jak szalony (jak to zwykle
on

) i zrobił co mógł.
Poważniejszy pierwszy numer wykręcił jeden z tegorocznych kończących karierę

czyli Massa. Niby nie jego wina, ale Alonso bolid się nie zepsuł. Żal
go trochę ale IMHO zdecydowanie za często ma takie przygody. Przebił go
jednak oczywiście Webber. Kubicy już nie ma, ale ktoś musi być kierowcą
sabotowanym przez własny team. Lizakowy do wywalenia, bo nie patrzy na
mechaników. Opony zaś wkurzone tym, że odebrano im rolę pierwszoplanową,
postanowiły zadziwić wszystkich improwizacją i jedna z nich rzuciła się
na bogu ducha winnego kamerzystę

. Gruby facet nie miał kondycji (a przecież pracuje przy sporcie

) i nie zdążył się uchylić. Webber wyjeżdżał z boxu z 2 kółkami straty.
Ale gwoździem programu okazał się oczywiście Bianchi. Ten to miał pecha w
ten weekend. Najpierw się zatruł, a w trakcie wyścigu silnik mu
wybuchł, zadymił się i zapalił. Cud, że nikt nie miał wypadku w tej
ścianie dymu. Rozwalająca była też oczywiście ucieczka pustego bolidu
Marushi w poprzek toru, przed traktorem. Kolejne szczęście, że nikt nie
jechał i mandat dla Bianchiego, że ręcznego nie zaciągną

. Ponieważ wyścig bez Safety cara się nie liczy, mercedesik wyjechał na tor i Webber zdołał nadrobić zaległe kółko.
Po restarcie mieliśmy już tylko sam emocjonujący do końca wyścig (trochę szkoda

).
Nieoczekiwanie Lotusy przebiły się do pierwszej trójki, ścigając
Vettela. Ich inżynierowie, też się nie obijali przez ten tydzień.
Niestety Raikkonen zawalił sprawę. Jeśli jednak postanowił jeszcze raz
zjechać, przed końcem do boxu, powinien zrobić to dokładnie w tym samym
momencie co Vettel. Ale ponieważ zrobił to później, to przegrał. Na
końcu znowu wygrali Niemcy.
Słabą rzeczą jest też to, że mamy jeszcze tylko GP Węgier za 2 tygodnie a potem nic aż do 25 sierpnia

.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz