poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Deadpool: Sucide Kings - MMH #17

Tym razem paczka z prenumeratą przyszła do mnie prawie tydzień wcześniej. Hachette nadrabia wcześniejszą obsuwę, więc mogłem wcześniej coś napisać o kolejnych numerach. Ja jestem fanem Deadpoola od zawsze, a czytam z nim komiksy odkąd tylko w Polsce wychodzą. Dlatego ucieszyłem się, gdy w przeciwieństwie do wersji z UK tak szybko pojawił się jego tom w polskiej Kolekcji Superbohaterów.


Historia zaczyna się w dniu, w którym Wade zostaje zaproszony po odbiór nagrody, dla najlepszego najemnika roku. Oczywiście okazuje się, że żadnej nagrody nie ma a spotkani inni nominowani próbują go zabić. Ta konfrontacja okazuje się testem, po którym pewien młody człowiek zleca Deadpoolowi zabicie jednego bukmachera, któremu jest winien pieniądze. Wilson nie chce się początkowo zgodzić, ale milion zielonych powodów wreszcie go przekonuje. Niestety, gdy udaje się pod wskazany adres, cała kamienica wylatuje w powietrze a Wade zostaje obwiniony o jej wysadzenie. Nagle przesuwa się na pierwsze miejsce ściganych przez władze a dodatkowo przez niektórych nowojorskich bohaterów. Teraz musi jednocześnie uciekać i szukać tego kto go wrobił w te tarapaty.


Napisano to w 2009, a fabuła jest dość sztampowa i wtórna. Ale przecież w przygodach najemnika z nawijką chodzi nie o to co robi, ale jak to robi, więc można by wyciągnąć się nawet z największego banału. Niestety scenarzyści Mike Bensson i Adam Glass nie potrafią znaleźć, lub wymyślić odpowiednich gagów, dowcipów, kwestii czy żartów sytuacyjnych. Zaśmiałem się stosunkowo niewiele razy w miarę jak czytałem kolejne zeszyty. I to mi się nie podobało, bo przy takiej Wojnie Wade'a Wilsona, czy Martwych Prezydentach wręcz płakałem ze śmiechu i to od początku do końca. A tu - spotyka się Daredevil, Spider-Man i Deadpool w pokoju hotelowym i dwaj ostatni zaczynają się obrzucać żartami. Tyle że są one tak nieudane, że uszy więdną. Potem podczas bitwy, jest trochę lepiej, ale niewiele. Gdy sypie się humorystyka a fabuła to ograny wzór, przyjemność z lektury leci na łeb na szyję. Bo tu nie ma głębszego podtekstu, jak w "Dobrym, Złym i Brzydkim". Twórcy chcą nas rozśmieszyć (choćby Punisherem używającym broni superłotrów), nawet na siłę, tylko niezbyt im to wychodzi. W sumie najśmieszniejszy ze wszystkiego był wstęp, z wstawkami prosto od Deadpoola w którym naśmiewał się z szefa brytyjskiego oddziału Panini. To mnie powaliło. Dalej było już gorzej. Niezbyt mnie też kupił Toombstone ciągle robiący za dość małego gracza. Po tylu historiach z nim do 2009 mógłby już osiągnąć więcej.


Taką samą funkcję rozśmieszającą miały chyba pełnić rysunki, często przejaskrawiające muskulaturę i zadające kłam anatomii. Plus wielkie spluwy, wielkie biusty, krew, flaki, wybuchy rysowane bardzo dosadnie. Wszystko to tanie efekciarstwo, mogące zachwycić chyba tylko dzieciarnię. Nie podobał mi się Spider-man mający posturę Spider-Cide'a z Maximum Clonage. Za to dobrze wyszła metafora bohaterów, jako postaci z książki o Czarnoksiężniku Oz. Pomagają też soczyste kolory, choć chyba specjalnie dano tak dużo czerwieni.


Pisałem to Oskarowi Rogowskiemu, piszę teraz i Mateuszowi Jankowskiemu/Milenie Zielińskiej, czyli parze tłumaczy tego tomu. Proszę nie dawajcie polskich piosenek do amerykańskich komiksów. Król Albanii, Peja czy Muniek Staszczyk brzmi w środku Nowego Yorku bardzo sztucznie. I nie - jeśli miało to wywołać mój śmiech i podkreślić komizm sytuacji, to takiego efektu to nie odniosło. W albumie mamy tez oczywiście pierwsze pojawienie się Deadpoola w New Mutants #98. Ale ponieważ wszyscy już mamy Deadpool Classic od Egmontu, zaleta to nie jest. Szkoda, że nie dano jakiegokolwiek innego numeru New Mutants z Wade'm. Tym bardziej, że Egmont tez olał tą sprawę, jak zwykle idąc na łatwiznę. Za to przydatna jest Krótka Historia, pomagająca uporządkować fakty z Classic'ów.


Pięć zeszytów szybko przeleciało, ale czytałem lepsze Deadpoole. Mogę polecić, na zasadzie, że mamy ciągle mało komiksów z tym bohaterem. Ale najpierw polecę WKKM #86 czy pozycje Egmontu.

Ocena 6/10

4 komentarze:

  1. Oskarowi Rogowskiemu, nie Rogalskiemu. Oj kolego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden Oskar :) Czytałeś tekst przed korektą - teraz poprawiłem.

      Usuń
  2. Panie 8azyli, wiadomo coś o wznowieniu Życia i czasow Sknerusa Mckwacza w tym roku? Czytalem cos na ten temat na gildii ale nie moge znalezc ponownie tych informacji. Moze jakis link? Fajny blog tak przy okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój to fajny. :)

      Będzie w grudniu. Oba tomy starego wydania połączone zostaną w jeden, w twardej oprawie za około 60 zł. Jak bym nie miał edycji z 2000 i 2001 roku, to sam bym kupił.

      http://www.swiatkomiksu.pl/strona-glowna/aktualnosci/art,574,70-lat-sknerusa-mckwacza.html

      Usuń