wtorek, 19 lutego 2019

Conan: Ludzie Lamparty z Darfaru. Tom 30


Okładka najnowszego numeru niespecjalnie podeszła mi wizualnie. Brzydkawa jest ta grafika. Ale gdy popatrzyłem na okładki magazynów z których złożono to wydanie, wyszło że i tak jest najlepsza. Może za 2 tygodnie będzie lepiej. Ważne natomiast, że zawartość jest super.


W odróżnieniu od np. tomu 28 z dziką dżunglą i dużym kotem, tom 30 zaciekawił mnie o wiele bardziej. Już od pierwszego opowiadania wpadłem w dobry humor. "Ludzie Lamparty z Darfaru" są klasyczną opowieścią o tym jak Conan dostaje questa, by odbić z rąk bandytów córkę bogatego kupca. Robi to dość szybko i łatwo, ale czeka go długa droga z powrotem do zleceniodawcy. I oczywiście co chwila los mu rzuca kłody pod nogi. Najpierw wpada na handlarzy niewolników, przez co jesteśmy świadkiem najzabawniejszego dialogu numeru. Po spodziewanej ucieczce jeden z łowców żali się do kompana, że po tym wszystkim co oni przeszli by uczciwie zarobić na chleb, można by się spodziewać, że ludzie bardziej docenią nasz trud. Oraz "Mówię ci Mahmoudzie przez takie wyprawy człowiek staje się coraz bardziej cyniczny". :) Michel Fleisher płakał ze śmiechu jak to pisał. Idąc dalej mamy zdradzieckich kupców, gigantycznego węża, kanibali, wielki wodospad i Amazonki. Podczas spotkania z ich królową (która jakże by inaczej, chciała wykorzystać barbarzyńcę seksualnie), Conan wręcz filozoficznie rzuca "Na Croma, może pewnego dnia jakiś mędrzec wyjaśni mi dlaczego kobieta nie rozumie, gdy ktoś jej odmawia!" Wyprawa kończy się szczęśliwie i jak zawsze bohater zdobywa i łupy i dziewczynę.


Potem mamy dwa krótkie epizody i nauczkę o tym, że nie można igrać z Conanaem. A kto będzie próbował go oszukać, to gorzko tego pożałuje. "Krwawy Rubin Śmierci" to kolejna wyprawa po skarb, która jest mniej humorystyczna a bardziej gorzka i posępna. Jednocześnie jest niesamowicie dobrze wystylizowana. Rozmycia matryc mi świetnie pasowały do fabuły.


Ostatnia historia jest znów bardziej rozbudowana. Conan zostaje wplątany w walkę o władzę w którymś z państw-miast Shemu. Kolejny raz okazuje się jaki świetny z niego obrońca. Na końcu udaje mu się pokrzyżować i zepsuć kolejny spisek przeciwko ludzkości, jaki szykowali Reptilianie. Jednocześnie wraca typowy czarny humor bo znowu to Fleisher jest scenarzystą. Rozbawiło mnie tu np. swojsko brzmiące imię Stefan, które nosił strażnik więzienny. Conan zabija go w jego pierwszej i jedynej scenie, więc długo nie powystępował. Mamy też scenę wyjątkowo krwawego sposobu egzekucji, gdzie wielkie zakrzywione ostrze jest zwalniane i brutalnie przecina rozciągniętą ofiarę na pół. 


Buscema tak jak wcześniej z Royem Thomasem tworzy tu świetny duet artystyczny. Dobry scenariusz wspomagają genialne rysunki – ostre, szczegółowe, ekspresyjne. To już 30 tom a ja wciąż nie mogę się przestać zachwycać jego pracami. Tak właśnie wygląda dla mnie ikoniczny i jedynie słuszny Conan. Niedawno też porównałem zeszyt Kaczora Howarda również tworzony przez Buscemę. Era Hyboryjska wychodzi mu jednak lepiej niż choleryczny Kaczor. Czasem kolor jednak przeszkadza niż pomaga.



Tom jest świetny i to mimo iż nie ma szczególnie ważnych fabularnie dla Conana historii. Ale czyta się wyśmienicie i polecam go każdemu fanowi fantasy.

Ocena 8+/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz