Okładka najnowszego
numeru niespecjalnie podeszła mi wizualnie. Brzydkawa jest ta
grafika. Ale gdy popatrzyłem na okładki magazynów z których
złożono to wydanie, wyszło że i tak jest najlepsza. Może za 2
tygodnie będzie lepiej. Ważne natomiast, że zawartość jest
super.
W odróżnieniu od np.
tomu 28 z dziką dżunglą i dużym kotem, tom 30 zaciekawił mnie o
wiele bardziej. Już od pierwszego opowiadania wpadłem w dobry
humor. "Ludzie Lamparty z Darfaru" są klasyczną
opowieścią o tym jak Conan dostaje questa, by odbić z rąk
bandytów córkę bogatego kupca. Robi to dość szybko i łatwo, ale
czeka go długa droga z powrotem do zleceniodawcy. I oczywiście co
chwila los mu rzuca kłody pod nogi. Najpierw wpada na handlarzy
niewolników, przez co jesteśmy świadkiem najzabawniejszego dialogu
numeru. Po spodziewanej ucieczce jeden z łowców żali się do
kompana, że po tym wszystkim co oni przeszli by uczciwie zarobić na
chleb, można by się spodziewać, że ludzie bardziej docenią nasz
trud. Oraz "Mówię ci Mahmoudzie przez takie wyprawy człowiek
staje się coraz bardziej cyniczny". :) Michel Fleisher płakał
ze śmiechu jak to pisał. Idąc dalej mamy zdradzieckich kupców,
gigantycznego węża, kanibali, wielki wodospad i Amazonki. Podczas
spotkania z ich królową (która jakże by inaczej, chciała
wykorzystać barbarzyńcę seksualnie), Conan wręcz filozoficznie
rzuca "Na Croma, może pewnego dnia jakiś mędrzec wyjaśni mi
dlaczego kobieta nie rozumie, gdy ktoś jej odmawia!" Wyprawa
kończy się szczęśliwie i jak zawsze bohater zdobywa i łupy i
dziewczynę.
Potem mamy dwa krótkie
epizody i nauczkę o tym, że nie można igrać z Conanaem. A kto
będzie próbował go oszukać, to gorzko tego pożałuje. "Krwawy
Rubin Śmierci" to kolejna wyprawa po skarb, która jest mniej
humorystyczna a bardziej gorzka i posępna. Jednocześnie jest
niesamowicie dobrze wystylizowana. Rozmycia matryc mi świetnie
pasowały do fabuły.
Ostatnia historia jest
znów bardziej rozbudowana. Conan zostaje wplątany w walkę o władzę
w którymś z państw-miast Shemu. Kolejny raz okazuje się jaki
świetny z niego obrońca. Na końcu udaje mu się pokrzyżować i
zepsuć kolejny spisek przeciwko ludzkości, jaki szykowali
Reptilianie. Jednocześnie wraca typowy czarny humor bo znowu to
Fleisher jest scenarzystą. Rozbawiło mnie tu np. swojsko brzmiące
imię Stefan, które nosił strażnik więzienny. Conan zabija go w
jego pierwszej i jedynej scenie, więc długo nie powystępował. Mamy też scenę wyjątkowo krwawego sposobu egzekucji, gdzie wielkie zakrzywione ostrze jest zwalniane i brutalnie przecina rozciągniętą ofiarę na pół.
Buscema tak jak wcześniej z Royem Thomasem tworzy tu świetny duet
artystyczny. Dobry scenariusz wspomagają genialne rysunki – ostre,
szczegółowe, ekspresyjne. To już 30 tom a ja wciąż nie mogę się
przestać zachwycać jego pracami. Tak właśnie wygląda dla mnie
ikoniczny i jedynie słuszny Conan. Niedawno też porównałem zeszyt Kaczora Howarda również tworzony przez Buscemę. Era Hyboryjska wychodzi mu jednak lepiej niż choleryczny Kaczor. Czasem kolor jednak przeszkadza niż pomaga.
Tom jest świetny i to mimo iż nie ma szczególnie ważnych fabularnie dla Conana historii. Ale czyta się wyśmienicie i polecam go każdemu fanowi fantasy.
Ocena 8+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz