Po "zaledwie" 32 numerach dostajemy bezpośrednią kontynuację "Śmierci Ultimate Spider-Mana". Bo tragedia tragedią, ale hajs musi się zgadzać. Jeśli zabito tak ważną postać, to znaczy, że Marvel miał już gotowego następcę za pasem.
I o tym właśnie jest ten komiks. O narodzinach kolejnego Spider-Mana. Bendis napisał klasyczny, nudny, wtórny do bólu origin. I na tym w sumie można by zakończyć tą recenzję, bo powyższe słowa wiernie podsumowują pracę scenarzysty. Co z tego, że Miles Morales z wyglądu jest zupełnie odmienny od Petera Parkera, skoro wchodzi dokładnie w jego buty. Śmiać mi się chciało, jak wyszło, że zyskał on moce po (niespodzianka) ugryzieniu przez genetycznie modyfikowanego pająka który uciekł z laboratoriów (kolejne zaskoczenie) Normana Osborna. Jedyną bzdurną różnicą jest to, że tym razem nastolatek nawet nie musiał jechać na szkolną wycieczkę. Pająk sam do niego przypełz i ukąsił go w rękę. Moce są trochę zmodyfikowane, bo chłopak moze też chwilowo stawać się niewidzialny i razić jadem. Ale to jedyne różnice.
A potem mamy dalsze sztampowe przeżycia nastolatka. Przerażenie i strach po odkryciu mocy, niedowierzanie, poszukiwanie pomocy u najlepszego kumpla, który jest podekscytowany tym faktem. Potem jest negacja i mocne postanowienie że będzie on żyć normalnie. Ale oczywiście stawiane są przed nim dramatyczne wydarzenia, przed którymi nie może być obojętny. Gwen Staycy wali mu gadkę umoralniającą i już nie ma wyjścia - MUSI zostać bohaterem (by Stwór w FF #1). I naturalnie nie może się zwierzyć kochającemu ojcu, bo temu jako przedstawicielowi czarnej mniejszości doświadczającemu prześladowań i dyskryminacji, wciska się wstręt i uprzedzenia do kolejnej mniejszości czyli mutantów i ludzi z mocami. Bo każdy uciśniony musi mieć coś innego do nienawidzenia, żeby móc rozładować swoje emocje i frustracje. I było to powtórzenie sytuacji gdy Peter Parker chciał w 1962 roku powiedzieć ciotce May, że jest Spider-Manem, ale ona chwilę wcześniej wyładowała swoją złość właśnie na tym nowym herosie.
Czytałem to ze wstrętem, zniechęceniem i rezygnacją, bo n-ty raz dostałem to samo. Czy Marvel ma w redakcji jakiś szablon z originem, w którym co jakiś czas autorzy zmieniają najwyżej parę detali a potem walą te same treści z zaledwie nowym tytułem i kolorami. Kurczę - Bendis w 2001 roku napisał prawie taką samą historię jaką Lee i Ditko stworzyli w 1962. A 10 lat później powtórzył ją jeszcze raz! I na dodatek moim zdaniem chcąc być fałszywie poprawny politycznie, nowym Pająkiem uczynił przedstawiciela mniejszości pół czarnego, pół latynosa. I dał mu nowy, czarny kostium. No genialne po prostu wyczucie taktu i utwierdzenie stereotypów. Czy jeśli decyzją byłoby, że tą rolę przejmie Azjata, to czy jego kostium byłby żółty? Pusty śmiech mnie ogarniał jak czytałem wstęp oraz wypowiedzi autora o tej postaci, bo był to stek bzdur i kłamliwych komunałów. Nie - postacie z Ulitimate nie różniły się znacznie od 616. Nie - nie jest to cholernie mocna opowieść, tylko kolejny autoplagiat. I tak - widzieliśmy ją wiele razy. I tak - jego powstanie to kalka losów Parkera.
Ogólnie przez 4 zeszyty regularnej serii nic się nie dzieje. Dano nam na początek fajną zajawkę w postaci Ultimate Fallout 4 a potem piach aż do 5 zeszytu, w którym wróciła akcja. Najdziwniejsze jest chyba to, że mimo wszystko Miles mnie zaciekawił. Ja lubię tylko te komiksy które znam, więc jeśli Ultimate Spider-Man vol. 2 to czarna kalka mojego ulubionego Pająka, to chciałbym czytać go dalej, bo ciągle mi mało. Obecna w Polsce zaledwie jedna regularna seria z Parkerem, to zdecydowanie za mało dla mnie. Tylko, że tam gdzie przygody Milesa zaczynają być wreszcie ciekawie, to komiks się urywa. I kolejny raz człowieka szlag trafia, bo się przemęczył przez początek i chciałby pokosztować więcej smacznych kąsków. A tu figa. Moim zdaniem powinno się obowiązkowo zakazać publikacji pojedynczych wydań zbiorczych originów. To zawsze powinno wychodzić z akcją dziejącą się już po założeniu kostiumu. Szkoda, że Hachette w niedalekiej przyszłości wyda tak tylko tom z Superior Spider- Manem. A reszta originów będzie głównie goła (tylko w MMH będą łączone historie).
Drugą zaletą tej historii jest niesamowita (nomen omen) szata graficzna. Jak lubię Bagleya, tak nic nie mogę zarzucić pracy Sary Pichelli. Jej rysunki są naprawdę ładne, czytelne, z dużą ilością detali. Umiejętnie połączono styl realistyczny i kreskówkowy, dając czytelnikom idealną mieszankę. Ma też ładnie położony tusz i kolory nadające blask szkicom. Dodatkowo bardzo fajnie czyta się dwurzędowe kadry rozłożone na dwie strony. Dużo tego jest i dobrze, że Egmont tego nie wydawał. Szkoda, że na razie nie poznamy polskich wersji dalszych przygód Moralesa. Fajny był też epizodyczny udział Ultimate Prowlera. odkąd w TM Semic zamieszczono historię i bios tej postaci, zawsze mnie ona ciekawiła.
Ogólnie dostaliśmy kolejny taki sam origin. Dla mnie to olbrzymia wada, dla innych może się okazać zaletą. Zabrakło też publikacji samego Ultimatum, przez co tom jest cieniutki. Ja wziąłem go głównie z powodów "panoramicznych". Oby doczekać do Spider-Verse
Beznadziejny komiks, wstyd trzymać na półce.
OdpowiedzUsuńŚwietny komiks 9/10
OdpowiedzUsuń