Książka bazuje na założeniu rodem z pierwszej
części filmu "Dzień Niepodległości". Nie wiem, czy
autor liczył że nabywca się nie zorientuje, czy od początku
powieść jest pisana w wyjątkowo lekkim stylu. W każdym razie
rozbicie się statku kosmicznego w latach czterdziestych w Nowym
Meksyku okazało się prawdą. W Los Alamos i okolicach, w ośrodku
nad badaniami nuklearnymi, pod kryptonimem Projekt Rho przez dekady
naukowcy pracowali nad tym statkiem. W końcu, po latach prezydent
USA decyduje, że może ujawnić światu i istnienie okrętu i
przełomowe technologie, które z niego wydobyto.
Te wydarzenia są tłem dla losów głównych
bohaterów - bliźniaków Jeniffer i Marka Smythe'ów, oraz Heather
McFarland. Pewnej soboty, bawiąc się swoim modelem samolotu gdzieś
na odludziu znajdują zamaskowany hologramem tytułowy drugi okręt.
Statek kosmiczny zagrzebany w podziemnej jaskini. Postanawiają
zachować swoje odkrycie tylko dla siebie, gdyż w innym wypadku nie
byłoby książki. Poza tym po pierwszym kontakcie z jego nieznanymi
urządzeniami szybko zauważają, jak technologia Obcych ich
zmieniła, wpływając na ich zdolności fizyczne i umysłowe. Szybko
zaczęli wykorzystywać zwiększone bardziej niż u zwykłych ludzi
możliwości swojego mózgu. Stali się geniuszami a dzięki temu
mogli zrozumieć to, że istnieją przynajmniej dwie wrogie sobie
rasy kosmitów, a pojazd Projektu Rho należy do tych złych. Tylko
oni, dzięki swoim nowym umiejętnościom, mogą przejrzeć
przerażające plany i spisek drugiej strony. Oraz spróbować mu
zapobiec. Okazyjnie poznamy też punkt widzenia stronników drugiej
strony oraz innych osób wplątanych w całą sprawę.
Mimo pewnej swej naiwności niewątpliwą zaletą
"Drugiego Okrętu", jest to, że chce się go czytać dalej
i zobaczyć jak to wszystko skończy. Podstawowe zadanie
zaciekawienia czytelnika autorowi się udało. Przyjemnie też było
poczytać o rozwoju marzenia ludzkości jakim jest zimna fuzja, lub o
wykorzystaniu splątania kwantowego, mogącego być wstępem do
teleportacji. Przecież dopiero co Chińczykom udało się dzięki
tej teorii wysłać jeden foton na orbitę. Coraz bardziej przyszłość
jest na wyciągnięcie ręki.
Książka nie jest do końca typowym sci-fi a raczej
młodzieżową fantastyką. I nie piszę o tym tylko dlatego, że ja
jestem stary a bohaterami są nastolatkowie. Po prostu podczas
lektury sama rzuca się w oczy wtórność fabuły i zawartych w niej
wątków oraz niezwykła wręcz prostota w przedstawianiu akcji. Jak
sobie postanawia autor że będzie, dana rzecz się wydarzy i nic
temu nie może wejść w paradę. Tak się szczęśliwie składa, że
główni bohaterowie chodzą do liceum w pobliżu ośrodka Los
Alamos, dzięki czemu mogą znaleźć okręt kosmiczny, bo przecież
oczywistym jest, że w Nowym Meksyku trafiają się one w co drugim
kanionie. Ich ojcowie oczywiście pracują w tym ośrodku jako
technicy. Jeden jest mechanikiem, drugi elektrykiem, czyli mają
umiejętności, które dzieciom akurat są potrzebne do konstruowania
nowych maszyn, odkrytych dzięki ich nowej wiedzy. Główny
przeciwnik oczywiście też zabierze ich model samolotu do swojego
gabinetu, nie odkryje kamery by można go swobodnie obserwować z
ukrycia. Dane z komputera muszą ulec skasowaniu, żeby tajemnica nie
ujrzała światła dziennego...
I tak dalej i tak dalej. Co ma być to będzie. W
trakcie lektury gdy ciagle czytałem jak postacie wykorzystują swoje
nowe moce, to pomyślałem, że jeszcze tylko telekinezy czy czytania
w myślach im brakuje. Przewracam parę stron i proszę bardzo - są
zdolności parapsychiczne. Mówisz - masz. Schematy popkulturowe się
powtarzają a czas nie ma znaczenia, bo o wszystkim decydują nie
zasady świata przedstawionego, a wola autora. Po przeczytaniu jego
notki biograficznej wiem już że on sam wychował się w tamtych
okolicach, a potem pracował w ośrodku Los Alamos. A teraz realizuje
chyba swoje dziecięce marzenia i opisuje jakby chciał, by wyglądała
jego młodość.
Z początku myślałem, że powieść powtarza
schemat serialu Netflixa "Stranger Things". Gdzieś w
połowie lektury doszedłem do wniosku, że to jest bardziej taki
Harry Potter, tylko z kosmitami i nauką zamiast magii. Mamy masę
podobieństw - trójka młodych bohaterów rzucona w nowy świat z
nowymi umiejętnościami, pichcenie potajemne własnych "eliksirów
wielosokowych", cykl akcji oparty wygodnie na roku szkolnym,
sojusznicy i wrogowie wśród nauczycieli i uczniów. Quidditcha nie
było, ale w zastępstwie dostaliśmy koszykówkę. Ja rozumiem, że
każdy by chciał powtórzyć sukces J.K Rowlling, ale autor
potraktował ten cel chyba aż nazbyt dosłownie.
Mnie też jako Polaka
kłuje w oczy i boli samozadowolenie oraz podświadome (lub otwarte –
trudno wyczuć) przesłanie Richarda Philipsa. Sprowadza się w sumie
do tego, że tak jak teraz na świecie, to jest dobrze, bo w USA jest
dobrze. To nic, że 2/3 świata żyje w biedzie i w ubóstwie, byle
Amerykanie mieli dostatek. Wszelkie zmiany które by zachwiały tą
sytuacją, jak nowa rewolucyjna technologia zimnej fuzji, jest zła,
bo wstrząsnęłaby by dotychczasowym porządkiem. Kolejny przykład
na to jak bogate państwa mają w nosie wszystkich innych. Jak nie
potrafią się bogacić wspólnie z innymi narodami a tylko ich
kosztem np. sprzedając im surowce energetyczne, które występują w
niewielu miejscach na planecie. Poruszono ważny problem, szkoda
tylko, że ze złej strony. Dziwna jest też pokładana przez autora
wiara w obecny postterrorystyczny system rządów. Bo nawet gdy coś
źle się dzieje, to obwiniani są tylko niektórzy źli urzędnicy,
którymi odpowiednie służby się na pewno zajmą. Naduzycie władzy
zostanie wykryte i ukarane. Bądź spokojny, dobre NSA czuwa i cię
uratuje Strasznie naiwnie ta koncepcja wydaje się nam, którzy
borykaliśmy się i borykamy dalej z wszechobecnością Służb i ich
funkcjonowaniem. Często gołym okiem widać, jak zamiast na
bezpieczeństwie kraju skupiają się nad własnymi interesami i
łamaniem praw obywateli, których powinni chronić.
Książka jest wydana na
ładnym, nieekologicznym papierze, ale niestety nie ma wzmocnionego
grzbietu. Przez co po pierwszej lekturze jest on już poznaczony
zagięciami. Było to niemiłe zaskoczenie, gdyż ostatnio czytałem
książki lepiej złożone i nie mające tego mankamentu.
Zakończeniem jest paskudny cliffhanger. Akcja urywa się w ciekawym
punkcie i mimo wszystko chciałbym wiedziec co się dzieje dalej. Tym
bardziej, że Harry Potter dawno się skończył. Niestety na drugi
tom trzeba będzie trochę poczekać.
Ocena 6/10
Liczba stron: 490
Wydawca: Fabryka Słów
Nie "kuje w oczy" a "kŁuje w oczy"...dobra recka.
OdpowiedzUsuńDobra bo moja. :) Dzięki za czujność, poprawiłem błąd.
Usuń