Nowy tom Kolekcji Eaglemoss jest Elseworldem i opowiada o świecie bez Supermana. I ja nie wiem po co było pisać taką historię już w 1998 roku, skoro raptem w 1991 roku była Śmierć Supermana i tam też było o świecie bez Esa.
Pierwsze strony wyjaśniają sprawę, że chodzi o sytuację co by się stało, gdyby Superman nigdy nie rozpoczął swojej działalności. Przez gwóźdź wbity w oponę samochodu Johnatana i Marty Kentów ta para wróciła się seksić do domu, zamiast pojechać do Smallville na zakupy. Nie znajdują statku kosmicznego z niemowlakiem z Kryptonu, a w rezultacie Superman nigdy nie zaczyna swojej działalności.
Wszystko inne natomiast dzieje się tak jak na Ziemi 1. Czyli pozostali bohaterowie prowadzą swoją działalność. Istnieje nawet Liga Sprawiedliwości i to z Batmanem. Ale bez Kal Ela świat ten jest oczywiście mroczniejszy. Nie mając godnego przeciwnika, Lex Luthor zostaje burmistrzem Metropolis i rządzi nim żelazną pięścią, prowadząc agresywną kampanię przeciw metaludziom z mocami. Z czasem wrogość ta dociera i obraca się też przeciwko dobrym bohaterom. Oni zaś mając do siebie więcej dystansu i mniej zaufania, zaczynają padać po kolei.
Ten świat jest o wiele bardziej brutalny niż w standardowych komiksach DC. Autor mógł sobie na więcej pozwolić, dlatego mamy do czynienia z dużą dawką śmierci i zniszczenia, od których ja się w komiksach DC trochę odzwyczaiłem. Tutaj giną znane i lubiane postacie. Niestety wszystko zmierza do dość oczywistego końca i rozwiązania. Nawet główny zły, stojący za tym wszystkim niezbyt mnie zdziwił, bo znałem inne alternatywne rzeczywistości DC, gdzie używano dość podobnego rozwiązania. Choć nie powiem - jeden element kulturowy końcówki wydał mi się absurdalnie śmieszny. Takie usprawiedliwienie wszystkiego na siłę. Podczas lektury przypominał mi się odcinek z 7 sezonu serialu Smallville też opisujący świat bez alter ego Clarka Kenta. Teraz już wiem skąd scenarzyści czerpali inspirację. W komiksie pojawia się wiele elementów z życia Człowieka ze Stali oczywiście zmienionych i rozwiniętych bez jego obecności.
Rysunki początkowo wydawały mi się zbyt wczesno 90-te :) ale jakość ich jakby we mnie rosła z czasem. Kupiły mnie zwłaszcza piękne całostronnicowe plansze. Dokładne, dobrze skomponowane, pokazujące majestat i epickość zdarzeń. Przyjemnie się na nie patrzyło. No może poza fryzyrą Lois z tamtych czasów. Strzyżenie "od miski" nigdy mi się nie podobało. Mam nadzieję, że nadchodzący wreszcie Kapitan Brytania Davisa w WKKM będzie równie udany graficznie. Bolało za to zbytnie nadęcie całej historii i brak humorystycznych wstawek. Postacie nie są kumplami jak to było chociaż we Władcach Losu Waida. Stale towarzyszy im powaga i toprzez to historia stała się ciężkostrawna.
Archiwalium opowiada o pierwszych krokach dziennikarskich Jimmiego Olsena. Wtedy i Lois i Clark lekceważyli go na równi z Perrym. Dobrze, że ich relacje z czasem stały się bardziej przyjacielskie. Podobała mi się też notka historyczna przed tym zeszytem, która wyjaśniała pewne zagadnienia. Tym razem okładki dostały po całej stronnicy, są naprawdę ładnie i lepiej się je podziwia. Natomiast ciała dał i tłumacz i redaktor merytoryczny. W albumie jest tablica informacyjna na ścianie muzeum, w której wyraźnie pisze, że wystawa jest poświęcona Carterowi Hallowi (Hawkman'owi). Dlaczego więc w trzech dymkach jego imię jest zmienione na Katar?? Nie spodziewałem się takiego kwiatka w pracy Marka Starosty. Oczywiście Tomasz Kołodziejczak nie widzi w tym problemu. :)
Więcej wad nie stwierdziłem. Cieszy, że kolejny tom jest polską premierą i jest odpowiednio gruby. Polecam go fanom elseworldów. Osobiście uważam go za dobry lecz nie wybitny. Taki Czerwony Syn podobał mi się nieco bardziej. Ale tak jak tam sama fabuła była nieco zbyt wtórna i przewidywalna.
Ocena: 7/10
Wszystko inne natomiast dzieje się tak jak na Ziemi 1. Czyli pozostali bohaterowie prowadzą swoją działalność. Istnieje nawet Liga Sprawiedliwości i to z Batmanem. Ale bez Kal Ela świat ten jest oczywiście mroczniejszy. Nie mając godnego przeciwnika, Lex Luthor zostaje burmistrzem Metropolis i rządzi nim żelazną pięścią, prowadząc agresywną kampanię przeciw metaludziom z mocami. Z czasem wrogość ta dociera i obraca się też przeciwko dobrym bohaterom. Oni zaś mając do siebie więcej dystansu i mniej zaufania, zaczynają padać po kolei.
Ten świat jest o wiele bardziej brutalny niż w standardowych komiksach DC. Autor mógł sobie na więcej pozwolić, dlatego mamy do czynienia z dużą dawką śmierci i zniszczenia, od których ja się w komiksach DC trochę odzwyczaiłem. Tutaj giną znane i lubiane postacie. Niestety wszystko zmierza do dość oczywistego końca i rozwiązania. Nawet główny zły, stojący za tym wszystkim niezbyt mnie zdziwił, bo znałem inne alternatywne rzeczywistości DC, gdzie używano dość podobnego rozwiązania. Choć nie powiem - jeden element kulturowy końcówki wydał mi się absurdalnie śmieszny. Takie usprawiedliwienie wszystkiego na siłę. Podczas lektury przypominał mi się odcinek z 7 sezonu serialu Smallville też opisujący świat bez alter ego Clarka Kenta. Teraz już wiem skąd scenarzyści czerpali inspirację. W komiksie pojawia się wiele elementów z życia Człowieka ze Stali oczywiście zmienionych i rozwiniętych bez jego obecności.
Rysunki początkowo wydawały mi się zbyt wczesno 90-te :) ale jakość ich jakby we mnie rosła z czasem. Kupiły mnie zwłaszcza piękne całostronnicowe plansze. Dokładne, dobrze skomponowane, pokazujące majestat i epickość zdarzeń. Przyjemnie się na nie patrzyło. No może poza fryzyrą Lois z tamtych czasów. Strzyżenie "od miski" nigdy mi się nie podobało. Mam nadzieję, że nadchodzący wreszcie Kapitan Brytania Davisa w WKKM będzie równie udany graficznie. Bolało za to zbytnie nadęcie całej historii i brak humorystycznych wstawek. Postacie nie są kumplami jak to było chociaż we Władcach Losu Waida. Stale towarzyszy im powaga i toprzez to historia stała się ciężkostrawna.
Archiwalium opowiada o pierwszych krokach dziennikarskich Jimmiego Olsena. Wtedy i Lois i Clark lekceważyli go na równi z Perrym. Dobrze, że ich relacje z czasem stały się bardziej przyjacielskie. Podobała mi się też notka historyczna przed tym zeszytem, która wyjaśniała pewne zagadnienia. Tym razem okładki dostały po całej stronnicy, są naprawdę ładnie i lepiej się je podziwia. Natomiast ciała dał i tłumacz i redaktor merytoryczny. W albumie jest tablica informacyjna na ścianie muzeum, w której wyraźnie pisze, że wystawa jest poświęcona Carterowi Hallowi (Hawkman'owi). Dlaczego więc w trzech dymkach jego imię jest zmienione na Katar?? Nie spodziewałem się takiego kwiatka w pracy Marka Starosty. Oczywiście Tomasz Kołodziejczak nie widzi w tym problemu. :)
Więcej wad nie stwierdziłem. Cieszy, że kolejny tom jest polską premierą i jest odpowiednio gruby. Polecam go fanom elseworldów. Osobiście uważam go za dobry lecz nie wybitny. Taki Czerwony Syn podobał mi się nieco bardziej. Ale tak jak tam sama fabuła była nieco zbyt wtórna i przewidywalna.
Ocena: 7/10
Kiedy post o nowym tomie z kolekcji Conana?
OdpowiedzUsuń