wtorek, 18 lipca 2017

Vladimir Wolff - Trzecia Siła

Jak sam tytuł wskazuje, ta książka jest trzecią częścią cyklu Armagedon. Opowiada on o tym jak niespodziewanie upadają Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, przez co resztę świata zaczyna ogarniać chaos. W całym tym bałaganie i osłabieniu głównych mocarstw nieoczekiwanie zyskuje Polska, która przygarnia nad Wisłę co tylko może z pozostałości po amerykańskim potencjale wojskowym. Niestety w drugim tomie odbija nam się to czkawką i człowiek zaczyna rozumieć Stalina, który po II Wojnie Światowej zamykał żołnierzy wracających do ZSRR.


Najnowszy tom opisuje jak po nieudanej próbie przewrotu w Warszawie, kolejni wrogowie Wielkiej Polski zaczynają robić burdel u naszych starych-nowych sojuszników. Nasz kraj zawsze miał wielu przeciwników a wzrost jego siły, tylko powiększył ich liczbę. Właśnie oni zaczynają wywoływać zamieszki na południu.  Piszę te słowa w połowie lipca kiedy i na polskich ulicach trwają protesty. A opisy demonstracji w tej książce są tak żywe, tak bardzo pasują do sytuacji u nas w kraju, że emocjonowałem się podczas lektury. Celnie ale i przystępnie (to nie jest praca politologiczno-socjologiczna) autor obrazuje mechanizmy i system zależności różnych sił i prądów politycznych oraz ich wpływ na ludzi. W sumie widać gołym okiem, jak historia ciągle się powtarza.

Wolff kolejny raz pokazuje jak dobrym jest pisarzem. Z przyjemnością czyta się o mocarstwie jakim staje się Polska, a zaraz potem robi się człowiekowi słabo, jak pomyśli o otaczającej go zupełnie odmiennej rzeczywistości. Dla mnie to jest właśnie kunszt autora – naprawdę porusza struny w czytelniku i wywołuje realne emocje. A nie że czytam tylko żeby zabić czas i nie obchodzi mnie co się stanie z bohaterami i światem przedstawionym. Proza Wolffa mocno wciąga i pozwala się utożsamiać i przejmować losem bohaterów i „tego biednego kraju”. Po całej trylogii mogę stwierdzić, że pułkownik Banach jest niczym współczesny Wokulski, który swą ciężką, organiczną pracą działa tylko i wyłącznie na rzecz Ojczyzny. Tylko bezwzględniej i skuteczniej walczy z przeciwnościami i wszelkimi jej wrogami.

Rozmowy Banacha i Osieckiego czyta się bardzo przyjemnie. Taki jowialno-koszarowy ton wpada w ucho. Tak właśnie laik taki jak ja, ukształtowany popkulturą, wyobraża sobie jak odbywają się takie narady i planowania w takiej powiedzmy sobie Agencji Wywiadu. Znaczy jak powinny wyglądać, bo patrząc co się teraz dzieje, zapewne nie tylko nie jest tak przyjemnie lecz znacznie gorzej. Z przykrością myślę sobie, że teraz to już tylko trwają tam rozgrywki personalne i polityczne wojenki, a na prawdziwe zagrożenia nikt nie zwraca uwagi. Obym się mylił, ale kogoś pokroju Banacha to tam z pewnością  teraz nie ma. Książka nie jest dla ekologów z mięciutkim sercem, bo mamy jedną scenę znęcania się nad zwierzętami. Zdziwiła mnie ona nieco, bo w poprzednich tomach krzywdzono tylko ludzi, a nie czworonogi.


Mimo iż akcja powieści dzieje się w alternatywnej rzeczywistości z nieco groźniejszymi problemami niż obecnie trapiące Polskę, pojawiają się odniesienia i do naszej rzeczywistości. Np. rozbawiły mnie refleksje pułkownika Halickiego, nad przymiotnikiem „narodowy”, który po próbie puczu z poprzedniego tomu zaczęto doczepiać do wszystkiego – mediów, kin itp. Hasło „Chwała Wielkiej Polsce” stało się powszechnie używane. Tylko w świecie Armagedonu zmiana naprawdę się dokonywała, a Polska rosła w siłę. U nas niestety to tylko puste slogany mające przykryć słabość instytucji. Użycie zwrotu „Opozycja Totalna” całkiem mnie rozłożyło na łopatki ze śmiechu. „Dobra zmiana” zresztą też. A jak wyszło na wierzch kto jest sprawcą wszystkich kłopotów, to już w ogóle miałem banana na twarzy. Zwłaszcza jak czytałem myśli niektórych postaci o wrogach z jakimi przyszło nam walczyć. Motyw znany ale ja zawsze chętnie się z nim zapoznawałem, bo to jedna z piękniejszych i szlachetnych rzeczy na świecie. Tym bardziej, że bezczelność i zakłamanie naszych kolejnych przeciwników zostało oddane idealnie. Oj uszczypliwy jest ten autor. I złośliwy. Dopiero zakończenie odchodzi od w sumie lżejszych przygód głównych bohaterów i gwałtownie sprowadza czytelnika na ziemię. Trudno się pogodzić, że to już koniec. 

Jedyną wadą fabuły są ciągłe szczęśliwe przypadki. I to nie tylko w tej książce, ale też w poprzednich dwóch tomach oraz w poprzednich cyklach tego autora. Po pewnym czasie staje się to męczące. No bo ile razy można czytać o sytuacjach typu, że ktoś się potkną i uratował swoje życie, bo właśnie wtedy padł strzał snajpera. Albo że ktoś żle skręcił nie w tą uliczkę i go zabiła banda łotrów. Przesadzono z takimi momentami deus ex machina. Bo albo jesteśmy dobrzy i zasługujemy na opisywany wzrost pozycji, albo ciągle jedziemy na nieprawdopodobnym farcie i mamy więcej szczęścia niż rozumu. Miałem po uszy już tych przykładów wiecznej polskiej improwizacji. Coś tam przecież w końcu potrafimy. Nie spodobało mi się też rozbicie duetu Gliński – Halicki z pierwszego tomu. Po wspólnych przeżyciach w Aleppo powinni zostać braćmi już na całe życie. A tu w tak głupi sposób wprowadzono niesnaski między nich. Zacietrzewienie w obu bohaterach pojawiło się nagle i ten zabieg był słabo umotywowany, słabo poprowadzony i mało wiarygodny. Tym bardziej, że nagle silniejszy okazuje się bromance z człowiekiem poznanym 5 minut temu. Tak się nie godzi. Powinno być Brother In Arms Forever.

Dla mnie na dziś jest to książka roku i pozycja obowiązkowa dla osób lubiących historie alternatywne oraz rozbudowane wątki militarne. Ode mnie dostaje Znak Jakości 8azyliszka. Zakończenie ma w sumie formę otwartą, więc mam nadzieję, że Wolff napisze ciąg dalszy.

Ocena 9/10 
Znak Jakości 8azyliszka

1 komentarz: