Przed wzięciem do ręki Ms Marvel nic nie wiedziałem o autorce jej scenariusza G.Willow Wilson. I dalej nic nie wiem, poza krótką notka o niej na skrzydełku komiksu. Po przeczytaniu że studiowała w Bostonie i tam przeszła na islam, mogę tylko przewrócić oczami i zrozumieć dlaczego rodzinka Kamali wygląda jak wygląda. Amerykanka chciała przedstawić dobrą muzułmańską rodzinę mieszkającą spokojnie w Stanach i w ogóle nie związaną z terroryzmem, jednocześnie nie żyjącą w gettcie. Tylko, że w moim odczuciu użyła tyle stereotypów, że wygląda to dość komicznie i przerysowanie. Nie wiem - może taki był zamysł autorki by użyć w sumie parodii. Ale w moim odczuciu mogła obrazić tych których chce sobie zjednać, bo wiadomo że muzułmanie obrażają się o wszystko. I tak wiem, że teraz sam posługuję się stereotypem o śmiertelnie poważnym podejściu wyznawców proroka do własnej religii.
Tylko tutaj rzeczywiście ja bym ich zrozumiał, bo ojciec Ms Marvel jest kochający ale dość władczy a matka rozhisteryzowana, wiecznie gderająca i zawsze wiedząca lepiej. Ciągle mówi córce jak powinna żyć. Jest jeszcze jej rozmodlony brat, który nie ma pracy, bo woli być na bezrobociu niż zajmować się czymś co mogłoby urazić Allaha i być niezgodne z Koranem.Przepraszam bardzo, ale ja z grubsza właśnie tak mógłbym sobie wyobrazić typową pakistańską rodzinę. Autorka pisze to chyba z new age'owskim, lewackim podejściem sytego Amerykanina, neoficko zapatrzonego w obcą kulturę, który widzi tylko jej pozytywy i uznaje że to jest lepszy sposób na życie niż popkultura zgniłego Zachodu. Jednocześnie nie widzi ona, że ma w sobie cały czas krzywdzące zachodnie spojrzenie na to wszystko. Nawet szejk --imam, który naucza dzieci Koranu i stylu życia w meczecie, jest tak nadęty, że trudno traktować go poważnie i się z niego nie śmiać. Zaś ojcu dała jeszcze pracę w banku, żeby mieli stabilny dochód na cały zachodni, konsumpcyjny styl życia. Ale jak to możliwe, że pakistańscy imigranci z Karaczi z dwójką niepracujących dzieci mogli sobie na to wszystko pozwolić, to nie jest wyjaśnione. Czy w USA tak łatwo imigrant może dostać dobrze płatną pracę w banku? Może dzięki lampie Alladyna? I tak znowu uparcie używam stereotypu, że imigrant z Azji nie może się uczciwie dorobić i musi być biedny.
Drugi tom przygód odchodzi jednak od stosunków rodzinnych zarysowanych w pierwszej części. Mimo ciągle nakładanych szlabanów Ms Marvel bez problemów i konsekwencji walczy na ulicy z maszynami Wynalazcy już od pierwszych stron komiksu. W wirze walki spada do kanałów a zaraz potem spotyka hologram swego wroga, obok zmechanizowanych aligatorów. Komizm sceny podkreśla to, że Wynalazca to hybryda klona Tomasza Edisona i papugi. On jej mówi, że jej nie zabije (oczywiście, bo inaczej komiks by się skończył), bo potrzebuje jej do swoich eksperymentów. Jednak nie przeszkadza mu to szczuć ją swoimi potworami, bo uważa, że i tak jej nie pokonają. Kamala nie jest co do tego taka pewna, ale na szczęście dostaje niespodziewaną pomoc od Wolverine'a, który szuka zaginionej nastolatki ze swojej szkoły. Razem ta para próbuje wydostać się z pełnego pułapek labiryntu tuneli. A przy okazji Logan dowiaduje się jakim jego wielkim fanem jest nowa Ms Marvel podczas wielu zabawnych rozmów. Sam też daje jej typowe dla siebie rady dotyczące bycia bohaterem. Najfajniejszą sekwencją jest chyba całostronnicowa plansza pokazująca z humorem drogę w górę, do poziomu ulicy.
Po tym niespodziewanym dla czytelnika team-upie Kamala wraca do siebie do domu i szkoły, dalej planując jak powstrzymać Wynalazcę, który ciągle porywa z ulic nastolatki. Oprócz jej przyjaciela Bruna pomoże jej w tym Lockjaw. Wreszcie wyjdzie na jaw, że Ms Marvel zyskała swoje moce, bo jest Inhumanem, co wytłumaczyła jej królowa Medusa podczas ich spotkania na Nowym Atillanie. Młoda bohaterka dowiaduje się, że ta dziwna mgła pamiętnej nocy, to była bomba terrigenowa, dzięki której obudziło się w niej genetyczne dziedzictwo dzięki któremu zyskała moce. Lepsze zrozumienie samej siebie pomaga jej skuteczniej walczyć ze swoim wrogiem.
Cały tom jest dalej mocno humorystyczny i zabawny, choć może odrobinę mniej niż część pierwsza. I ja nie mogę rozgryźć scenarzystki. Czy specjalnie wzięła banalny i wyświechtany motyw popkulturowy, żeby swobodnie móc się bawić formułą Ms Marvel, czy też poszła na łatwiznę i brak własnej inwencji zastąpiła ordynarnym ściąganiem? Bo główna oś fabuły jest żywcem zdarta z Matrixa - są nawet wielkie roboty a Wynalazca ma manierę Architekta z drugiej części..Natomiast motyw porywania dzieci, którymi nikt się nie interesuje był też często poruszany. Choćby Straczyński to samo pisał w Amazing Spider-Manie 12 lat wcześniej. Tu czytelnik sam zdecyduje jak ocenia tą całą fabułę. Ja w każdym razie bawiłem się świetnie i często wybuchałem śmiechem, niezależnie czy w planowanych przez autorkę miejscach, czy też nie. Świetne było np. użycie dużej czapki-uszatki pasującej do Pakistanki jak pięść do nosa, a przez to bardzo komicznej.
Pomaga też w tym, oczywiście szata graficzna, która mi przypomina niektóre rysunki w stareńkich numerach "Już Czytam". Alphona odwala świetną robotę, ekspresyjnie ukazując akcję, z dynamicznie zmieniającą się perspektywą. Podobała mi się też pastelowa i jasna paleta barw, która idealnie pasowała do miękkiej kreski artysty. Efekt komizmu w moich oczach potęguje też to, że na szerszych, oddalonych planach twarze postaci są maksymalnie uproszczone do kropek i kresek niczym w dziecięcych rysunkach. Szkoda, tylko, że w zeszytach 6 i 7 rysował Kanadyjczyk Jakob Wyatt, który z uproszczeniem kreski poszedł za daleko, a bohaterowie wydają się strasznie płascy. Humor w gorszej oprawie mniej mnie śmieszył.
Drugi tom przygód odchodzi jednak od stosunków rodzinnych zarysowanych w pierwszej części. Mimo ciągle nakładanych szlabanów Ms Marvel bez problemów i konsekwencji walczy na ulicy z maszynami Wynalazcy już od pierwszych stron komiksu. W wirze walki spada do kanałów a zaraz potem spotyka hologram swego wroga, obok zmechanizowanych aligatorów. Komizm sceny podkreśla to, że Wynalazca to hybryda klona Tomasza Edisona i papugi. On jej mówi, że jej nie zabije (oczywiście, bo inaczej komiks by się skończył), bo potrzebuje jej do swoich eksperymentów. Jednak nie przeszkadza mu to szczuć ją swoimi potworami, bo uważa, że i tak jej nie pokonają. Kamala nie jest co do tego taka pewna, ale na szczęście dostaje niespodziewaną pomoc od Wolverine'a, który szuka zaginionej nastolatki ze swojej szkoły. Razem ta para próbuje wydostać się z pełnego pułapek labiryntu tuneli. A przy okazji Logan dowiaduje się jakim jego wielkim fanem jest nowa Ms Marvel podczas wielu zabawnych rozmów. Sam też daje jej typowe dla siebie rady dotyczące bycia bohaterem. Najfajniejszą sekwencją jest chyba całostronnicowa plansza pokazująca z humorem drogę w górę, do poziomu ulicy.
Po tym niespodziewanym dla czytelnika team-upie Kamala wraca do siebie do domu i szkoły, dalej planując jak powstrzymać Wynalazcę, który ciągle porywa z ulic nastolatki. Oprócz jej przyjaciela Bruna pomoże jej w tym Lockjaw. Wreszcie wyjdzie na jaw, że Ms Marvel zyskała swoje moce, bo jest Inhumanem, co wytłumaczyła jej królowa Medusa podczas ich spotkania na Nowym Atillanie. Młoda bohaterka dowiaduje się, że ta dziwna mgła pamiętnej nocy, to była bomba terrigenowa, dzięki której obudziło się w niej genetyczne dziedzictwo dzięki któremu zyskała moce. Lepsze zrozumienie samej siebie pomaga jej skuteczniej walczyć ze swoim wrogiem.
Cały tom jest dalej mocno humorystyczny i zabawny, choć może odrobinę mniej niż część pierwsza. I ja nie mogę rozgryźć scenarzystki. Czy specjalnie wzięła banalny i wyświechtany motyw popkulturowy, żeby swobodnie móc się bawić formułą Ms Marvel, czy też poszła na łatwiznę i brak własnej inwencji zastąpiła ordynarnym ściąganiem? Bo główna oś fabuły jest żywcem zdarta z Matrixa - są nawet wielkie roboty a Wynalazca ma manierę Architekta z drugiej części..Natomiast motyw porywania dzieci, którymi nikt się nie interesuje był też często poruszany. Choćby Straczyński to samo pisał w Amazing Spider-Manie 12 lat wcześniej. Tu czytelnik sam zdecyduje jak ocenia tą całą fabułę. Ja w każdym razie bawiłem się świetnie i często wybuchałem śmiechem, niezależnie czy w planowanych przez autorkę miejscach, czy też nie. Świetne było np. użycie dużej czapki-uszatki pasującej do Pakistanki jak pięść do nosa, a przez to bardzo komicznej.
Pomaga też w tym, oczywiście szata graficzna, która mi przypomina niektóre rysunki w stareńkich numerach "Już Czytam". Alphona odwala świetną robotę, ekspresyjnie ukazując akcję, z dynamicznie zmieniającą się perspektywą. Podobała mi się też pastelowa i jasna paleta barw, która idealnie pasowała do miękkiej kreski artysty. Efekt komizmu w moich oczach potęguje też to, że na szerszych, oddalonych planach twarze postaci są maksymalnie uproszczone do kropek i kresek niczym w dziecięcych rysunkach. Szkoda, tylko, że w zeszytach 6 i 7 rysował Kanadyjczyk Jakob Wyatt, który z uproszczeniem kreski poszedł za daleko, a bohaterowie wydają się strasznie płascy. Humor w gorszej oprawie mniej mnie śmieszył.
Za to przekład Anny Tatarskiej wspaniale podkreślał elementy komiczne. Czytając polskie odpowiedniki typu "Bożesz/boszzz", "ziomal", "jak chłop krowie, na rowie" miałem banana na ustach. Tłumaczka świetnie wykonała swoją robotę. Na końcu tomu zaś dostajemy galerię okładek i parę szkiców rysownika.
Zdecydowanie mogę polecić ten komiks dla osób szukających dobrej, superbohaterskiej rozrywki.
Ocena 7+/10
Co tam kolejny tom Marvel Now, kiedy na blogu będzie recenzja Ameryki? Tyle pisałeś wszędzie o Dredzie, że wyjdzie w sierpniu a tu niespodzianka i jest miesiąc wcześniej. Pomyślałbyś też o fan page na facebooku, łatwiej by wyłapać jak umieszczasz nowy tekst na blogu, a tak to jesteś 100 lat za murzynami, popatrz na DC Maniaka albo Image Comics Journal dzięki temu dużo lepiej się rozwijają.
OdpowiedzUsuńW sierpniu będzie Conan. Dredd został przesunięty na przyszłość - może będzie w przyszłym roku. Bedę teraz wrzucał info o kolejnych wpisach na swoją stronę na fb.
UsuńInne blogi mnie nie interesują - mój i tak jest najlepszy. :P
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo jak przecież Dredd wyszedł wydało go Studio Lain, czekam więc na recenzje tak go zachwalałeś.
UsuńBo w sprawie kolekcji widać że kłamałeś wszędzie, bardzo nie ładnie z twojej strony.
A Kogo obchodzi Conan, ani się od Mandragory nie sprzedał ani ten od Egmontu, ten też pewnie nawet nie wyjdzie poza testowy jak Lucky Luke czy Asteriks (dobrze że to jeden z ulubionych komiksów pana Kołodziejczaka to jest szansa, bo tylko dzięki Egmontowi mamy Lucky Lukiem).
Czyli co będziesz linkował sam dla siebie? Normanie tylko osoba z Ziemi-8 taką rzecz by wymyśliła. Czyli nadal zostajesz sto lat za murzynami zamiast się rozwijać to stoisz w miejscu.