Dostaliśmy w końcu tom, który historycznie powinien być pierwszy w Kolekcji. Kolejny raz muszę podnieść żal, że tak jak w Wielkiej Brytanii, nie dostajemy grzbietów poukładanych chronologicznie. No trudno, nic się już nie da z tym zrobić i nie ma co płakać. Ważne, że wreszcie dostajemy 10 opowieści od których zaczął się Srebrny Wiek Marvela. Brakuje tylko początków Thora, które dostaniemy 27.01.2016 w tomie #83 "Tales from Asgard".
Poza tym mamy wszystko co wymyślił Stan Lee by zdobyć podobną popularność jaką wtedy osiągały komiksy DC, gdzie Silver Age zaczął się wcześniej. Niektórzy uważają, że już w 1956 roku, gdy do życia został powołany Barry Allan jako nowy Flash. Ba - przecież akcja w Fantastic Four #1 zaczyna się właśnie w Central City. Aż dziw, że konkurencja nie pozwała Marvela za bezprawne wykorzystywanie ich nazw własnych. Nie będę się rozwodził nad prawdziwością opowieści w której Stan Lee, powiedział żonie, że odchodzi od Marvela, a ona namówiła go by stworzył ostatni komiks tak jak on chce. Może było i tak, choć cechy taniego naśladownictwa innych historii i recyklingu pomysłów z walką z potworami też są widoczne. Choć należy przyznać plus nadchodzącemu filmowi od FOXa - w swojej pierwszej wersji Thing nie miał charakterystycznych brwi. Ale szorty nosił zawsze.
Pisałem przy "Zmierzchu Mutantów", że trzeba mieć duży dystans do tych komiksów z lat 60-tych. Że trzeba uwzględnić charakterystykę tamtych czasów. W tym tomie potrzeba dwa razy więcej dobrych chęci niż ostatnio. Zwłaszcza przy Fantastic Four, która będąc prototypem dalszych pomysłów duetu Lee i Kirby, jest dla mnie największą ramotką. Rynek musiał być naprawdę wyposzczony, skoro opowieść przebiła się do świadomości fanów i spodobała się tak dużej liczbie czytelników. Reszta to historia. Po listopadzie 1962 Marvelowi udało się z mniejszym, lub większym powodzeniem utworzyć kolejne postacie superherosów walczących ze złem. Do 1964 dostaliśmy jeszcze Ant-Mana, Hulka, Spider-Mana Iron Mana, Wasp i Daredevila. Z części tych postaci utworzono pierwszą drużynę Avengers, która odnalazła i przywróciła światu po 20 latach (wtedy) Kapitana Amerykę. Powstało universum superbohaterów, które przetrwało aż do dzisiaj. To naprawdę duże osiągnięcie.
Do teraz, poza przygodami X-Men, w sumie ciągle kończyliśmy w Kolekcji poprzednią epokę przełomu lat 90-tych i początku XXI w. Z powodu złego przycięcia panoramy jeszcze mieliśmy na grzbietach Nightcrawlera i Kitty Pride (chyba że jest to Quake, bo dalej nie jestem pewien co to za panna). Ale nareszcie zanurzamy się całkowicie w odmęty klasyki, z rzadka przerywane przygodami czasów "postsiege". I tutaj naprawdę przydaje się książka Seana Howe "Niezwykła Historia Marvel Comics". Jak pisałem wcześniej w jej recenzji, ze względu na cenę nie byłem do niej przekonany. Bolał też brak rysunków i przedruków stron komiksów, do których odnosił się autor. Po jej lekturze zmieniłem zdanie. A teraz wreszcie mamy własne egzemplarze opisywanych dzieł. I będzie ich coraz więcej, bo zbliżają się prawdziwe perełki i kamienie milowe, w dziejach naszego ulubionego wydawnictwa. Jeszcze raz więc polecam tą pozycję każdemu fanowi, który nie ma jej w swoich zbiorach. Naprawdę warto.
Wracając do treści pozostałych zeszytów tego numeru WKKM. Origin Ant-Mana jest bardzo krótki i pełen głupotek. A potem jest jeszcze lepiej, bo najpierw zmniejsza go płyn, a w następnym zeszycie już jest to gaz. Zachodziłem też w głowę, po co w ogóle bohaterowie zmniejszali się walcząc ze stworem z planety Kosmos, jednocześnie używając do tego zwykłej strzelby. To nie miało najmniejszego sensu. Czyżby Comic Code nie pozwalał wtedy postaciom pozytywnym normalnie używać realistycznej broni palnej?
Podobał mi się "Incredible Hulk" #1. Tutaj mogę bez przeszkód zrozumieć dlaczego stał się on tak popularny. Narracja była trochę inna, mniej naiwna. Fabuła miała więcej sensu. Nie wybuchałem co chwila śmiechem przy lekturze, jak przy Fantastycznej Czwórce. I zawsze mam wzór jak "naprawdę" potoczyły się wtedy wydarzenia, a nie to jak Loeb zmiksował je z Avengers #4 w swoim komiksie "Hulk: Gray".
Historia Spider-Mana to tylko 10 stron z tego sławetnego numeru Amazing Fantasy #15. Znamy ją wszyscy bo była publikowana w Essentialu Spider-Mana wydanym przez Mandragorę. A stary, dobry TM-Semic wrzucił jej pierwszy kadr przerobiony przez Toma De Falco w swoim ASM 7/98. Nie wiedziałem wcześniej, że okładkę do tego numeru rysował Jack Kirby a nie Steve Ditko, którego projekt nie został wykorzystany. I ten pierwszy podoba mi się o wiele bardziej. Ditko miał potem tendencje do nieforemnego przedstawiania Pajączka i robienia mu nierównych rysów twarzy pod maską. Nie wspominając o tych cienkich źrenicach czasem przebijających się poprzez wizjery maski.
Do Iron Mana nie mam większych zastrzeżeń. Ot normalny bohater z początków Silver Age. Tylko jest zafiksowany na tranzystorach, które wówczas były przełomowym osiągnięciem w technice. Zaś pierwszy numer X-Man? To jest dopiero komedia. Podtrzymuję wszystko co pisałem wcześniej o numerach trochę starszych - podteksty i sado-maso są w tym komiksie widoczne jeszcze bardziej. Wiem też skąd Bendis wymyślił gejostwo Icemana - scena gdy Boby nie chce się gapić na Jean Grey z balkonu jest bardzo zabawna. Tylko przecież później - już w kostiumie, się na nią patrzył. A potem startował do Polaris, tyle że wylądował we friend zone. Skąd więc ten pomysł o homoseksualiźmie? Lektura "Wczorajszych X-Men", które Egmont wyda już za miesiąc, z pewnością będzie fascynująca. Zauważyłem też, że Profesor X miał za dużą głowę, w czym trochę się do Gargulca upodobnił.
Dwa numery Avengers są spoko i tylko potwierdzają dość znaczne i szybkie zmiany w składzie na przestrzeni zaledwie 4 numerów. Scena odtajania Kapitana Ameryki jest skromniejsza niż było można zobaczyć na wspominkowym kadrze, z "Upadku Avengers". A jak Steve Rogers się budzi, to jego co drugie słowo brzmi "Bucky". Tu już bardziej Bendis miałby podstawy by dorabiać panom preferencje. Śmieszne jest też to, że my wiemy, że Bucky nie zginął, tylko że w tym czasie robił misje dla KGB jako Winter Soldier. Ale do ujawnienia tego faktu Kapitanowi minie jeszcze szmat czasu. Te dwa zeszyty jeszcze raz udowodniły jaką świetną kreskówką, nawiązującą do korzeni byli "Avengers: Earth Mightest Heroes". Aż mnie naszła ochota, by obejrzeć jeszcze raz te fantastyczne 2 sezony. "Avengers Assemble" odpadają w przedbiegach pod względem jakościowym.
Najpóźniej z prezentowanych bohaterów, powstał Daredevil. Znowu można porównać historyczny origin z wizją Loeba z Żółtego. Pogoń za Fixerem była dość dobrze oddana i to się chwali, natomiast Karen Paige jest w oryginale wspomniana tylko raz. Znowu - nie mam Essentiala z Mandragory i nie wiem jak ten wątek był ciągnięty dalej. Spider-Man na okładce był przedstawiony tylko jako przynęta dla czytelników by kupić nowy tytuł.
Rysunki - co tu dużo mówić. Kirby to Kirby. Albo się kocha tą legendę, albo nie. Mi klasyczne rysunki z lat 60-tych podobają się bardzo. Zwłaszcza postacie kobiece nic nie straciły ze swojego uroku (może oprócz kloszowych fryzur). Poza tymi drobiazgami o których pisałem wyżej, Ditko oraz Bill Everet i Don Heck niewiele ustępują mistrzowi. Naprawdę przyjemnie się to wszystko ogląda.
Nowością w tym tomie jest osoba tłumacza pod postacią Sebastiana Smolarka, czyli admina fanpage'u WKKM Anionorodnika. Wykonał dobrą robotę - widać poświęcenie włożone zwłaszcza w wyjaśnianie szczegółów. Jako że jestem z "Pokolenia TM-Semic" ja lubię przypisy, których wcześniej nam w WKKM skąpiono. Choć może wyjaśniania, że Spider-Man to Człowiek-Pająk, a Cyclops to Cyklop, to bym sobie darował. Cieszę się też, że wreszcie na grzbiecie pojawia się kolejna poważna postać a nie te cienie i łokcie, które mieliśmy ostatnio. Po "Shadowlandzie" będzie więcej grubych tomów, więc mam nadzieję, że szybko skompletuję oblicze Silver Surfera.
https://www.facebook.com/WielkaKolekcjaKomiksowMarvela/photos/a.130181633834616.1073741828.100901473429299/248438388675606/?type=3&theater
Naprawdę zacny jest ten numer 68. I grzechem jest nie posiadanie go w biblioteczce prawdziwego fana. Właściwie, tylko w przypadku posiadania wszystkich Essentiali mógłbym zrozumieć rezygnację z jego zakupu, choć i tak początek Ant-Mana czy Iron Mana to pierwsze polskie wersje, publikowane ponad 50 lat od pierwotnej premiery. Od tego się wszystko zaczęło i obowiązkiem fana jest znać ten początek.
Pisałem przy "Zmierzchu Mutantów", że trzeba mieć duży dystans do tych komiksów z lat 60-tych. Że trzeba uwzględnić charakterystykę tamtych czasów. W tym tomie potrzeba dwa razy więcej dobrych chęci niż ostatnio. Zwłaszcza przy Fantastic Four, która będąc prototypem dalszych pomysłów duetu Lee i Kirby, jest dla mnie największą ramotką. Rynek musiał być naprawdę wyposzczony, skoro opowieść przebiła się do świadomości fanów i spodobała się tak dużej liczbie czytelników. Reszta to historia. Po listopadzie 1962 Marvelowi udało się z mniejszym, lub większym powodzeniem utworzyć kolejne postacie superherosów walczących ze złem. Do 1964 dostaliśmy jeszcze Ant-Mana, Hulka, Spider-Mana Iron Mana, Wasp i Daredevila. Z części tych postaci utworzono pierwszą drużynę Avengers, która odnalazła i przywróciła światu po 20 latach (wtedy) Kapitana Amerykę. Powstało universum superbohaterów, które przetrwało aż do dzisiaj. To naprawdę duże osiągnięcie.
Do teraz, poza przygodami X-Men, w sumie ciągle kończyliśmy w Kolekcji poprzednią epokę przełomu lat 90-tych i początku XXI w. Z powodu złego przycięcia panoramy jeszcze mieliśmy na grzbietach Nightcrawlera i Kitty Pride (chyba że jest to Quake, bo dalej nie jestem pewien co to za panna). Ale nareszcie zanurzamy się całkowicie w odmęty klasyki, z rzadka przerywane przygodami czasów "postsiege". I tutaj naprawdę przydaje się książka Seana Howe "Niezwykła Historia Marvel Comics". Jak pisałem wcześniej w jej recenzji, ze względu na cenę nie byłem do niej przekonany. Bolał też brak rysunków i przedruków stron komiksów, do których odnosił się autor. Po jej lekturze zmieniłem zdanie. A teraz wreszcie mamy własne egzemplarze opisywanych dzieł. I będzie ich coraz więcej, bo zbliżają się prawdziwe perełki i kamienie milowe, w dziejach naszego ulubionego wydawnictwa. Jeszcze raz więc polecam tą pozycję każdemu fanowi, który nie ma jej w swoich zbiorach. Naprawdę warto.
Wracając do treści pozostałych zeszytów tego numeru WKKM. Origin Ant-Mana jest bardzo krótki i pełen głupotek. A potem jest jeszcze lepiej, bo najpierw zmniejsza go płyn, a w następnym zeszycie już jest to gaz. Zachodziłem też w głowę, po co w ogóle bohaterowie zmniejszali się walcząc ze stworem z planety Kosmos, jednocześnie używając do tego zwykłej strzelby. To nie miało najmniejszego sensu. Czyżby Comic Code nie pozwalał wtedy postaciom pozytywnym normalnie używać realistycznej broni palnej?
Podobał mi się "Incredible Hulk" #1. Tutaj mogę bez przeszkód zrozumieć dlaczego stał się on tak popularny. Narracja była trochę inna, mniej naiwna. Fabuła miała więcej sensu. Nie wybuchałem co chwila śmiechem przy lekturze, jak przy Fantastycznej Czwórce. I zawsze mam wzór jak "naprawdę" potoczyły się wtedy wydarzenia, a nie to jak Loeb zmiksował je z Avengers #4 w swoim komiksie "Hulk: Gray".
Historia Spider-Mana to tylko 10 stron z tego sławetnego numeru Amazing Fantasy #15. Znamy ją wszyscy bo była publikowana w Essentialu Spider-Mana wydanym przez Mandragorę. A stary, dobry TM-Semic wrzucił jej pierwszy kadr przerobiony przez Toma De Falco w swoim ASM 7/98. Nie wiedziałem wcześniej, że okładkę do tego numeru rysował Jack Kirby a nie Steve Ditko, którego projekt nie został wykorzystany. I ten pierwszy podoba mi się o wiele bardziej. Ditko miał potem tendencje do nieforemnego przedstawiania Pajączka i robienia mu nierównych rysów twarzy pod maską. Nie wspominając o tych cienkich źrenicach czasem przebijających się poprzez wizjery maski.
Do Iron Mana nie mam większych zastrzeżeń. Ot normalny bohater z początków Silver Age. Tylko jest zafiksowany na tranzystorach, które wówczas były przełomowym osiągnięciem w technice. Zaś pierwszy numer X-Man? To jest dopiero komedia. Podtrzymuję wszystko co pisałem wcześniej o numerach trochę starszych - podteksty i sado-maso są w tym komiksie widoczne jeszcze bardziej. Wiem też skąd Bendis wymyślił gejostwo Icemana - scena gdy Boby nie chce się gapić na Jean Grey z balkonu jest bardzo zabawna. Tylko przecież później - już w kostiumie, się na nią patrzył. A potem startował do Polaris, tyle że wylądował we friend zone. Skąd więc ten pomysł o homoseksualiźmie? Lektura "Wczorajszych X-Men", które Egmont wyda już za miesiąc, z pewnością będzie fascynująca. Zauważyłem też, że Profesor X miał za dużą głowę, w czym trochę się do Gargulca upodobnił.
Dwa numery Avengers są spoko i tylko potwierdzają dość znaczne i szybkie zmiany w składzie na przestrzeni zaledwie 4 numerów. Scena odtajania Kapitana Ameryki jest skromniejsza niż było można zobaczyć na wspominkowym kadrze, z "Upadku Avengers". A jak Steve Rogers się budzi, to jego co drugie słowo brzmi "Bucky". Tu już bardziej Bendis miałby podstawy by dorabiać panom preferencje. Śmieszne jest też to, że my wiemy, że Bucky nie zginął, tylko że w tym czasie robił misje dla KGB jako Winter Soldier. Ale do ujawnienia tego faktu Kapitanowi minie jeszcze szmat czasu. Te dwa zeszyty jeszcze raz udowodniły jaką świetną kreskówką, nawiązującą do korzeni byli "Avengers: Earth Mightest Heroes". Aż mnie naszła ochota, by obejrzeć jeszcze raz te fantastyczne 2 sezony. "Avengers Assemble" odpadają w przedbiegach pod względem jakościowym.
Najpóźniej z prezentowanych bohaterów, powstał Daredevil. Znowu można porównać historyczny origin z wizją Loeba z Żółtego. Pogoń za Fixerem była dość dobrze oddana i to się chwali, natomiast Karen Paige jest w oryginale wspomniana tylko raz. Znowu - nie mam Essentiala z Mandragory i nie wiem jak ten wątek był ciągnięty dalej. Spider-Man na okładce był przedstawiony tylko jako przynęta dla czytelników by kupić nowy tytuł.
Rysunki - co tu dużo mówić. Kirby to Kirby. Albo się kocha tą legendę, albo nie. Mi klasyczne rysunki z lat 60-tych podobają się bardzo. Zwłaszcza postacie kobiece nic nie straciły ze swojego uroku (może oprócz kloszowych fryzur). Poza tymi drobiazgami o których pisałem wyżej, Ditko oraz Bill Everet i Don Heck niewiele ustępują mistrzowi. Naprawdę przyjemnie się to wszystko ogląda.
Nowością w tym tomie jest osoba tłumacza pod postacią Sebastiana Smolarka, czyli admina fanpage'u WKKM Anionorodnika. Wykonał dobrą robotę - widać poświęcenie włożone zwłaszcza w wyjaśnianie szczegółów. Jako że jestem z "Pokolenia TM-Semic" ja lubię przypisy, których wcześniej nam w WKKM skąpiono. Choć może wyjaśniania, że Spider-Man to Człowiek-Pająk, a Cyclops to Cyklop, to bym sobie darował. Cieszę się też, że wreszcie na grzbiecie pojawia się kolejna poważna postać a nie te cienie i łokcie, które mieliśmy ostatnio. Po "Shadowlandzie" będzie więcej grubych tomów, więc mam nadzieję, że szybko skompletuję oblicze Silver Surfera.
https://www.facebook.com/WielkaKolekcjaKomiksowMarvela/photos/a.130181633834616.1073741828.100901473429299/248438388675606/?type=3&theater
Naprawdę zacny jest ten numer 68. I grzechem jest nie posiadanie go w biblioteczce prawdziwego fana. Właściwie, tylko w przypadku posiadania wszystkich Essentiali mógłbym zrozumieć rezygnację z jego zakupu, choć i tak początek Ant-Mana czy Iron Mana to pierwsze polskie wersje, publikowane ponad 50 lat od pierwotnej premiery. Od tego się wszystko zaczęło i obowiązkiem fana jest znać ten początek.
Zrobisz recenzje tych anonimowych seriali o Avengers ? Jak dobrze przeczytałem to najbardziej ci sie podobał Hulk.Na jakie klasyki bedziesz czekał z WKKM ?
OdpowiedzUsuń"Podobał mi się "Incredible Hulk" #1. Tutaj mogę bez przeszkód zrozumieć dlaczego stał się on tak popularny. Narracja była trochę inna, mniej naiwna. Fabuła miała więcej sensu." - kiedy stał się popularny? Bo jeśli chodzi Ci o czas publikacji, to "Hulka" zakończono ze względu na słabą sprzedaż po sześciu numerach. Przetrwał tylko dlatego, że Stan Lee wierzył w tę postać i załatwiał mu gościnne występy w innych seriach. Dopiero półtora roku później Hulk powrócił jako stały bohater "Tales to Astonish" (ale jego przygody zajmowały tylko pół numeru).
OdpowiedzUsuńPotem się rozrósł i stał się niezwykle popularny. Jak napisałem - Z tych wszystkich historii Hulk spodobał mi się najbardziej - najmniej mnie jego głupotki rozśmieszały. Za 10 tomów, będzie historia "Hulk: Monster Unleashed" jeszcze z lat 60-tych. Liczę, że także mi się spodoba.
UsuńTeraz nie będę raczej nic pisał o kreskówce "Avengers: Earth Mightest Heroes" W końcu wszyscy już ją widzieli i wiedzą jak jest genialna. A kto tego jeszcze nie zrobił - to polecam. Zwłaszcza, że jest tam masa nawiązań do komiksów, także prezentowanych w WKKM.
https://www.savetubevideo.com/?v=FHkMu8DLOQY&list=PL338bSkBdgwBQJ1NK9s6LH1p6aJlrS5FY&index=3
Wiem ale byś mógł zrobić porównanie z tą nowa.Byś napisał dlaczego ta a dlacze ta ci seria anonimowa podobała.Widać w tych nowych bardziej taki trend do filmowego uniwersum.O Ice-manie troche czytałem i własnie autor powołał sie do tego co w tekscie napisałes ale nie napisał juz o Polaris.Jak byś mógł zrobic WKKM od nowa to jakie tytuły byś umiescił bardziej klasyki,miniserie,eventy(główne serie) czy crossovery?
Usuń"seria anonimowa" ? Wyjaśnisz mi co to takiego ?
UsuńMłody Laik pewnie nie oglądał Avengers: EMH (BŁĄD!) i dlatego ten tytuł nic mu nie mówi.
OdpowiedzUsuńJak pisałem kilka razy - główną wadą WKKM były duble i originy. Powtórki po Musze się nie liczą wg mnie, bo ich komiksy były za drogie. :) Jak chcesz to mogę dla ciebie zrobić nowy wpis z krótką charakterystyką pierwszych 70 tomów.
NIe no ogladałem ale chujowy było z odcinkami inna nazwa na wpisie niz odcinek.Troche była dziwna Tajna Inwazje w tej kreskówce ale jednak wiekszosci typowy gimbus mógł poznać innych bohaterów i skład mi sie podobał. Jak to nie było by problemy to bym chciał taka charakterystyke
Usuń