„Mr Flash,
welcome back. We mist you.”
Od razu widać, że drugi komiksowy
serial stacji The CW (trzeci jeśli liczyć zakończone już Smallville) ma o wiele
lżejszy klimat niż „Arrow” i jest jeszcze bardziej komiksowy. Nie wchodzi w te
niby mroczne nolanowskie klimaty, tylko raczy nas optymizmem i humorem.
Może w tym odcinku żarty nie były
jakoś super śmieszne czy udane, ale to też pasuje do Flasha, który często
prezentował humor na granicy dobrego smaku. Znowu to napiszę – nie czytałem
komiksów DC, bo TM-Semic traktował to uniwersum po macoszemu, gdyż jego
popularność w Polsce w l. 90-tych była raczej mała. Opieram się głównie na
wspaniałej kreskówce Justice League TAS. Tam co prawda Flashem był Wally West i
nie wiem czy Barry Allen był do niego podobny pod względem humoru. Ale pamiętając choćby
odcinek „Twilight” gdzie grali głównie Flash i John Stuart („Dlaczego mimo
istnienia Ligi Sprawiedliwych [tłumaczenie Cartoon Network] połowa małżeństw
kończy się rozwodem, a druga połowa śmiercią?”), mi komizm tegorocznego serialu
przypadł do gustu.
Dlatego nie przeszkadza mi
początkowe głupkowate krycie się Sisco przed Catlyn, lamerskie wymówki
Barryego, czerstwe żarty o spóźnieniach i pośpiechu. A jego
autentyczna nieporadność w kontaktach międzyludzkich czy docinki Joe („Joe i’m
sorry - is my actual name”) mnie bawią.
Efekty specjalne wyszły dla mnie
dobrze. Czego chcieć więcej po takim serialu? Flash biega szybko i jest to
porządnie pokazane, choćby w błyskawicznym tłumaczeniu Iris dlaczego tak
dziwnie się ostatnio zachowuje. To samo z jego przeciwnikiem. Wszystko ciągle mi
przypomina Smallville gdzie były podobne motywy, łącznie z „podwojonym” wrogiem
– odcinek „Duplicyty”. Dorzucamy jeszcze wpadający w ucho temat muzyczny,
niezłe piosenki, przejścia między scenami przedzielone żółtą błyskawicą…
Naprawdę wszystko jest cacy.
Multiplex jako villan odcinka był
fajny. Wiadomo że Marvel i DC wzajemnie podbierają sobie umiejętności postaci i nie wiem kto
był pierwszy pokazał moc powielania się. W każdym razie mutant Madrox z
X-Factor/jego własnej agencji detektywistycznej był nieco lepszy bo się aż tak nie
męczył (chyba, nie wiem dokładnie). I to jest naprawdę wspaniała moc. Wystarczy
mieć trochę złomu do postrzelania i da się samodzielnie podbić miasto, kraj a
może i cały świat. Ostatni pojedynek w tym budynku przypominał mi nieco misje
„czyszczące” z GTA IV, ale najbardziej oczywiście finałowe starcie z „Matrix
Revolucje”. Skojarzenie samo się nasuwało.
Dobrze, że twórcy nie wymyślili
jakiegoś bzdurnego ograniczenia dla Barryego. Już myślałem, że będzie miał
jakąś dziwna słabość na potrzeby serialu, by nie wydawać tyle kasy na efekty
specjalne. Na szczęście chodziło tylko o klasyczną potrzebę ciągłego obżerania
się. Zwłaszcza w USA – kraju fast fordów i grubasów to jest chyba najbardziej
pożądana umiejętność – jeść wszystko czego się chce i nie zmieniać się w górę
tłuszczu. :D Tak samo jak dla typowego kanapowca, ulubionym daniem Flasha jest
dużo wszystkiego.
Podobnie jak tydzień temu
zaskoczyło mnie zakończenie. Dla mnie oczywistym było, że Simon Stagg
stanie się miejscowym odpowiednikiem Lexa Luthora. Że będzie to gnida
(wspaniale Wells podsumował jego udawanie filantropa czy tam humanisty) ciągle
knująca przeciw naszemu bohaterowi, z rolą powracającą. No i że przez jego
eksperymenty w serialu pojawi się Metamorpho. A tu już teraz Prof. Zoom (ja obstawiam że Wells = Prof Zoom) wstał i
dźgnął Starga. No jak to tak? Naprawdę go zabił? Czy może jednak go odratują?
Niby jest jeszcze córka Stagga i to ona po przejęciu firmy mogłaby
eksperymentować. Ale znowu – nie lubię odejścia od faktów komiksowych które
znam.
Wady odcinka, dla fana były
niezauważalne. Pierwsza bitwa z Multiplexem trochę była słabo pokazana i nielogiczna.
Dlaczego niby bił się z nimi w czasie rzeczywistym i mało go nie zakopali? Jak
masz takie możliwości to oczywistym jest, że robisz to jak było pokazane już
później – na superspidzie podbiegasz i walisz kilkanaście ciosów na pałę. Klony
nie miały wytrzymałości ani supersiły, więc to było dość logiczne. Widocznie
(tak jak w Smallvile) dobrze wszystkim znane umiejętności Flasha (wibrowanie
przez obiekty stałe, otaczanie przeciwników by odessać im powietrze, tworzenie
wirów rękami by powalić wroga podmuchem) przyjdą z czasem. A Arrow może go
trochę podszkoli w walce wręcz.
Podsumowując – kolejny tydzień,
kolejny banan na twarzy przez całe 42 minuty. Najmniejsza stacja z tej większej
piątki a to właśnie oni przecierają szlaki komiksowym produkcjom i robią je na
wysokim poziomie. A w związku z tym, że WB wreszcie ogłosiło porządny
harmonogram swojej fazy Justice League, dalej może być już tylko lepiej. A
Supergirl i Titans nadciągają. Nic tylko siąść i się rozkoszować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz