„Wojna Domowa”
Ocena 3/5
Dzięki uprzejmości Hachette polskie wydanie „Civil War”
zawitało wreszcie pod strzechy J Jasne, Mucha
Comics była pierwsza. Ale z powodu jej specyficznej polityki cenowej i formy
dystrybucji można powiedzieć, że dopiero dzięki WKKM szersza publiczność ma
szansę się zapoznać z tym eventem.
A jest to wielkie wydarzenie. Wydawnictwo Marvel po
bankructwie w drugiej połowie lat 90-tych, po zmianach właścicielskich i
personalnych, na początku XXI wieku zaczęło ponownie snuć większe plany i
koncepcje rozwoju całego superbohaterskiego uniwersum. Ich głównym architektem
stał się scenarzysta Brian Michael Bendis, twórca świata Ultimate. Po przejęciu
serii o Avengers tworzy dwie historie - preludia – „Upadek Avengers” (2004) i
Tajną Wojnę (2005). Zaraz po nich zostaje wskrzeszona idea Marvel Major Events,
czyli zdarzeń które mają wpływ na wszystkich bohaterów i są widoczne w ich
własnych seriach komiksowych, jako tzw. tie-iny. W ten sposób rok 2005 wita nas
największym komiksowym eventem od czasów Onslaught’a - „House of M”. Zaraz potem dostajemy dewastujący „Civil
War” który obejmuje ponad 100 zeszytów wydanych w 2006 roku przez Marvela.
Co prawda scenarzystą tej historii zostaje Mark Millar,
który wcześniej stworzył choćby alternatywną wersję Avengers czyli Ultimates.
Ale główna koncepcja pochodzi od Bendisa, który pisze tie-iny o Nev Avengers
podczas tej wojny. Millar modyfikuje ten pomysł o to, że herosi nie walczą z
samym rządem USA czy tylko S.H.I.E.L.D. a głównie między sobą.
I to jest największa wada tego komiksu. Sprawia wrażenie
stworzonego tylko po to by w końcu dobrzy superbohaterowie przestali walczyć ze
złymi villanami, a zaczęli zupełnie bez sensu bić się między sobą „na poważnie”
a nie jak do tej pory bywało głównie ze względu na nieporozumienie lub udział
wrogich sił trzecich. Dzięki temu zrobi się szum i podbije to sprzedaż
zeszytów. Logika postępowania i charakterów postaci zostaje zepchnięta na drugi
plan.
Jasne, można przyjąć, że jest to poważna komiksowa krytyka i
alegoria na rząd USA który pod pretekstem 9/11, teraz kontroluje i podsłuchuje
wszystkich, stając się powoli policyjnym państwem nie szanującym wolności
osobistej. Ale gdyby tak było to przecież jak pierwotnie myślano, ten cały Registration
Act mógł wyjść od rządu US (np. rozszerzenie programu Sentinel na wszystkich
super-ludzi a nie tylko mutantów) czy osobników pokroju senatora Kellego. Ba –
można było zrobić spisek villanów (Doom, Zemo czy HYDRA) posługujących się
przekupnymi/uległymi politykami przeciw bohaterom.
Zamiast tego głównym złym stała się jedna z ikon super
świata – Tony Stark/Iron-Man. Zrobiono z niego megalomana z olbrzymią żądzą
władzy i kontroli. Skundlono go po prostu. Najpierw arbitralnie wystrzelił
Hulka w kosmos (co zaraz po CW spowodowało Word War Hulk) a potem uknuł całą
intrygę z zamachem na samego siebie, aby przepchnąć ustawę o rejestracji przez
Kongres. Takie czyny w ogóle nie pasują do tej postaci. Iron Man do tej pory
był zawsze szlachetny, porządny, godny zaufania. Jasne był też obrzydliwie
bogatym playboyem i byłym alkoholikiem. Ale do tej pory nigdy nie forsował
swoich argumentów wobec przyjaciół i sojuszników brutalną siłą. Nie było to w
jego dość finezyjnym, do tej pory stylu.
Potem w trakcie wydarzeń cała koncepcja praworządności Iron
Mana pruje się jak wełniany sweter. Większe, pewne bezpieczeństwo kosztem
małego zmniejszenia wolności? Super wyszło. Paradoksalnie bezpieczeństwo się
zmniejszyło gdy ulice pełne sił S.H.I.E.L.D. walczyły z Secret Avengers
Kapitana Ameryki nie zważając uwagi na cywilów. Wolności obywatelskie zabrano
na rzecz permanentnej inwigilacji. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową (jeden
superczłowiek popełnił błąd więc zaobrączkujmy wszystkich), wypuszczono z
więzień superprzestępców (Baron Zemo) aby ścigali bohaterów. I ostatecznie
bezpośredni sprawca Speedball zamiast zostać przykładnie ukarany, został
oficerem w nowych siłach porządkowych. Jak zwykle szlachetne intencje dość
szybko sięgnęły bruku, a cel znowu uświęcił wszystkie środki.
Jeśli Iluminati naprawdę chcieli tylko chronić
Ziemię i ludzi na niej żyjących, to powinni stworzyć jakiś ochotniczy legion
czy coś. A naprawdę wyszło że, Iron Man i Mr Fantastic zaraz chcieli dowodzić,
rządzić Spider-man'em i innymi herosami, bo „oni wiedzą lepiej” Zaś decyzje samego Starka były takie rozsądne
i mądre, że Hulk wściekły na to co mu Iron Man zrobił, wrócił na Ziemię i
rozwalił połowę NY. A S.H.I.E.L.D. i Inicjatywa które miały nas bronić właśnie
przed takim zagrożeniem, zostały prawie że starte na proszek. Okazało się, że
Wojna Domowa nie rozwiązała żadnego z problemów, a tylko osłabiła obronę Ziemi,
co wykorzystały wrogie siły. Niedługo po Hulku nastąpiła inwazja Skruli a potem
Norman Osborne infiltrował administrację i przejął władzę.
Niestety w głównej serii zabrakło paru niuansów. Szkoda, że
nie ma po polsku "Drogi do Wojny Domowej" czyli głównie 1 numeru
Iluminati i trzech kolejnych Amazing Spider-Man - 529-531, gdzie tym bardziej
widać perfidię Tonego Starka. Polskie wydanie oryginalnych numerów Amazing Spider-Man
– Civil War, też by się przydało. Właśnie Pająk (w jeszcze większym stopniu niż
to było w „Rodzie M”) staje się bardzo ważną postacią całego eventu, więc
szkoda, że do WKKM nie łapią się żadne tie-iny. To tam jest pokazany coraz
większy upadek Tonego Starka ("Będą siedzieć w Strefie Negatywnej póki nie
podpiszą Aktu Rejestracji. A jeśli go w ogóle nie podpiszą to będą tu siedzieć
do końca ich naturalnego życia"). Także bardziej szczegółowo pokazano
"pożegnalny" pojedynek Spider-Mana i Iron Mana. Peter nie dał się
załatwić jak She-Hulk i przewidział, że Tony manipulował przy Stark Amor,
„prezencie” dla swojej „prawej ręki”. Właśnie losy Spider-Mana w tej wojnie
pokazują, że ta sielanka w postaci niby happy endu i tego, że po zakończeniu
Civil War Tony Stark zostaje dyrektorem SHIELD i prawie likwiduje
przestępczość, to iluzja i kłamstwo mające przykryć odbieranie ludziom ich
swobód obywatelskich.
Główny rysownik Steve McNiven wykonał przy tej historii
fantastyczną robotę. Ilustracje są jasne, dość realistyczne ale nie tracące
tradycyjnej komiksowej kreski. Artystyczna stylizacja nie psuje przejrzystości
wydarzeń. Widz spokojnie może napawać się akcją, bez przedzierania się czy
adaptowania do specyficznej wizji artysty (jak to było w tomie „Marvels” czy
„Tajna Wojna”).
Ale muszę przyznać, że scenka gdy Stark każe Marii Hill (już
nie dyrektor :) ) zrobić mu 2 kawy albo reakcja Jonah J. Jamsona na konferencję
prasową Spider-Mana - Petera Parkera były bezcenna. J Ale czy do tego trzeba
było tak mocno przeorać całe uniwersum Marvela? Niech każdy sam wyda osąd, bo
niezależnie od stosunku do Civil War, polscy fani komiksów powinni się zapoznać z tą pozycją. I nie
muszą na to wydawać aż 100 zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz