poniedziałek, 12 marca 2018

Wieczór Gier

WOW! Po seansie mogłem powiedzieć tylko to jedno słowo. Poszedłem na ten film z nastawieniem, że już gorzej niż na "Kobiecie Sukcesu" być nie może. No i lubiłem Jasona Batemana za poprzednie komedie, choć ostatnio "Firmowa Gwiazdka" niezbyt mu wyszła. Rachel McAdams nie budziła we mnie większych emocji. Ot zagrała w słabszym sezonie "True Detective" czy przewinęła się przez Sherlocki Guya Richiego i tyle.


Film ma prostą fabułę, jak zresztą większość amerykańskich komedii. Opowiada o parze kochającej granie w gry towarzyskie (nie komputerowe, nie Tomb Raider) i wygrywanie w nich. Jednocześnie nakłada się na to rywalizacja z bratem Maxa (głównego bohatera) - Brooksem. Obaj chcą pokazać swoim znajomym, że każdy z nich jest lepszy od drugiego. W wynajętej willi zaczyna się gra kryminalna w której trzeba rozwiązać zagadkę porwania. Oczywiście szybko okazuje się, że nic nie jest takie proste, a sytuacja staje się poważna i niebezpieczna. 


Pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy, to znani aktorzy. Sam wcześniej nie wnikałem w obsadę, więc byłem zaskoczony bogactwem jakie nam zaprezentowano. Jest Winston z "New Girl". Mamy Kyle'a Chandlera, czyli dla mnie niezapomnianego Garego Hobsona z serialu "Zdarzyło się jutro".  Jest Bernard z "Westworlda". Sekretarkę gra Gina z "Brooklyn Nine-Nine". Muszę powiedzieć że się w ciąży roztyła na twarzy i na razie wygląda tak sobie. Nic dziwnego, że jej nie pokazują teraz w najnowszym sezonie. Mamy też Dextera Morgana, który swoją grą oczywiście nawiązuje do serialu. I te wszystkie znane twarze naprawdę dają radę i podnoszą jakość produkcji. Moja przyjemność z widoku starych znajomych była jeszcze większa.


Ale najlepiej, najlepiej wyszedł Todd z "Breaking Bad". Co prawda ostatnio miał niezłą rolę w 4 sezonie "Black Mirror" ale tutaj stworzył fenomenalną postać creepy sąsiada, który został odsunięty od życia towarzyskiego na wieczorach gier. I widać, że to mu się mocno nie podoba. To martwe spojrzenie, te kwestie wypowiadane grobowym głosem, obsesja na punkcie byłej żony, z trudem hamowany gniew, plus jeszcze słodki biały piesek na rękach. Wyszło to genialnie. Facet kradł każdą scenę i doprowadził mnie i resztę widzów do łez. Może przesadzono z tym ciągłym jego chodzeniem w mundurze policjanta, przez co od pierwszego spotkania wiemy, że bohaterowie i tak będą musieli wrócić do osoby której unikają. Gdyby nosił zaś na początku tylko flanelową koszulę, to powrót do niego w środku filmu byłby bardziej zaskakujący. Szkoda też, że aktor troszkę utył, przez to na przyszłość traci możliwości wyboru wszystkich ról w przyszłości i rozwoju artystycznego. Ważne natomiast że nie zapomniano o jego korzeniach i dano mu kwestię nawiązującą do "Breaking Bad", która też mnie rozwaliła.


Po tym jak widziałem "Dom Gry" czy "Bękartów" nie myślałem że kolejna amerykańska komedia i to z premierą w marcu, może mnie aż tak bardzo rozbawić. Żarty sypią się jak z rękawa i są autentycznie powalające. Od samego momentu spotkania głównych bohaterów, przez wizytę u lekarza, po dalsze przygody mamy ogrom zabawnych tekstów i onelinerów. Jest to mieszane z klasycznymi gagami i żartami sytuacyjnymi. Kuliłem się wręcz ze śmiechu podczas sceny wyjmowania kuli i jej nieoczekiwanego finału. Albo gdy para próbowała się wydostać z zamkniętego gabinetu. Potwierdziło się znowu, że w takich filmach scena ze zwierzątkiem też wychodzi najlepiej, choć tu poziom pozostałych był wyrównany. Scena ze skrzynią, scena z silnikiem samolotu. Pląsy Rachel McAdams z rewolwerem. Mamy kolejny przykład, że dobry film zaczyna się od solidnego, przemyślanego scenariusza. Akcja toczy się wartko, widz się nie nudzi i nie jest męczony dłużyznami. No może pod koniec natkniemy się na dialogi "problemowe", gdzie główni bohaterowie uzewnętrzniają nagle swoje żale i trwa to trochę za długo, lub zbyt poważnie. Bo np pomniejsze problemy par ich przyjaciół, cały czas rozgrywane są na luzie. Obsesyjne wracanie Winstona do jednej sprawy z przeszłości rozegrano przekomicznie, łącznie z jej rozwiązaniem. Nawet napisy końcowe były kolejną dawką humoru


Wobec zalewu słabych, nieśmiesznych komedii, albo filmów bawiących tylko swoją nieporadnością i żenującym aktorstwem, "Wieczór Gier" lśni dla mnie jak gwiazdka na choince. Szczerze polecam, zwłaszcza jeśli ktoś chce znaleźć odtrutkę na długi, męczący dzień.

Ocena 8/10  + Znak Jakości 8azyliszka

2 komentarze:

  1. Co takiego powiedział "Todd" jesli chodzi o nawiązanie do BB, bo nie załapałem.

    OdpowiedzUsuń