czwartek, 8 lutego 2018

Flash: Wojna Łotrów WKKDC #37

Poprzedni tom WKKDC o przygodach Flasha był dla mnie pewnym rozczarowaniem. Tam Mark Waid dopiero się rozpędzał z własną wizją tego herosa i nie wykształcił się wtedy jeszcze jego charakterystyczny, luźny styl. Komiks był też jeszcze mocno osadzony w stylistyce lat 80-tych, która za bardzo mi nie podeszła. Dlatego liczyłem, że Wojna Łotrów zrobi na mnie lepsze wrażenie.


Niestety dalej nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Ostatnia historia z runu Geoffa Johnsa opowiada o tym jak wśród dawniejszych i młodszych stażem wrogów i byłych wrogów Flasha wybucha konflikt. Skruszeni i chcący zadośćuczynić za swoje winy niektórzy byli członkowie Łotrów, pod auspicjami FBI, dostają zadanie pokonania dawnych kolegów. Szybko zaczyna się widowiskowa walka w centrum miasta do której szybko dołącza Flash oraz Hunter Zolomon, chcący kontynuować swoją obsesję w pognębianiu Szkarłatnego Speedstera.


Dla polskiego czytelnika, nie znającego i nie śledzącego wcześniejszych przygód Flasha, ten komiks jest dość chaotyczny. Ja czułem się nieco zagubiony, tymi wszystkimi wydarzeniami. Pojawiły się tu nieznane mi wcześniej postacie (np. Top) o których nic nie wiedziałem. Musiałem więc brać na wiarę wszystkie dane i podaną motywację podaną w przypisach, bo nie miałem innego wyjścia. Nie sprzyjało to w zżyciu się postaciami ani przejmowaniu się ich losem. Pierwszy raz w Polsce pojawia się tu też Hunter Zolomon - Zoom, arcywróg Wallego Westa, o którym też tylko wiemy tyle, ile nam pokrótce opisano. Znajomość serialu stacji CW nie pomoże, bo tam całkiem zmieniono origin tej postaci względem komiksu. Dlatego niezbyt mnie przekonał wybór właśnie tej opowieści do Kolekcji. Może trzeba było wybrać coś z wcześniejszych scenariuszy Johnsa? 


Poza tym całość sprowadza się do coraz większej nawalanki, do której przyłącza się coraz więcej postaci, którymi jak wyżej wspomniałem, ciężko jest się przejąć. Zaś będąc na bieżąco z serialem stacji CW zupełnie inne postawy Łotrów i ich brutalne działania mi nie przypadły do gustu. Dwa tygodnie wcześniej zaprezentowano nam też pierwsze pojawienie się Barta Allena, a tutaj 7 lat później, jest on już w zupełnie w innym miejscu swojego życia. Mamy też kolejną podróż w czasie i już zupełnie niewiarygodne zmiany w linii czasowej. Jeśli ktoś zmienia coś w przeszłości, to w teraźniejszości nikt nie powinien się zorientować w zmianach i nie pamiętać, że było inaczej. Ale tu Johns chciał chyba na siłę się odróżnić od wzoru postepowania np. z "Powrotu do przyszłości" czy "Time Cop". Cała narracja jest w dość poważnym tonie, co kłóci się ze słowami wstępu albumu. Raczej nie widać tego optymizmu Flasha a bardziej jego determinację i rozpaczliwą walkę w ochronie swoich bliskich i mieszkańców Central City. Brak humoru mi tu doskwierał.


Za rysunki odpowiada Howard Porter, znany nam z egmontowskiego wydania JLA. Tutaj jego styl jest bardzo podobny i znaczących różnic w szacie graficznej nie widzę. Czyli ogólnie jest dość poprawnie, ale czasem zdarzają się zbyt krzywe linie, czy toporne i nienaturalne ujęcia, albo zbyt wielkie oczy. Na szczęście wynagradzają nam to też duże jedno- i dwustronnicowe ilustracje, które trzymają poziom. Dobry jest też zeszyt archiwalny, opowiadający o pierwszym starciu Flasha z Kapitanem Coldem. Lubie te stare, proste originy, gdzie szybko przechodzi się do sedna, a nie rozwodzi się nad tym jakie to bohater ma ciężkie, cywilne życie.


Ogólnie tom jest średni, mam w sobie takie małe meh po jego lekturze, bo spodziewałem się czegoś lepszego. Z runu tak uznanego twórcy można było chyba do Kolekcji wybrać coś ciekawszego. Pozostaje mi teraz czekać na tom z "Powrotem Barrego Allena" i mieć nadzieję na naprawdę dobry komiks z Flashem.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz