Jest to pierwszy w Superbohaterach Marvela komiks z okresu Marvel Now. Cieszę się, że nie ostatni. A wobec mocnej eksploatacji tego okresu przez Egmont, cieszę się też, że i Hachette publikuje pozycje z tego okresu. Jest konkurencja i wybór - twarda czy miękka okładka, drożej czy taniej, premiera czy dubel. Tekst będzie dość spoilerowy, bo niewiele osób czytało ten komiks a pojawiły się pewne różnice zdań na jego temat.
Fabuła jest wg mnie niestety dość sztampowa. Nagle tak z niczego pojawia się wielkie i bardzo śmiertelne zagrożenie ze świata Asgardczyków. Upadłe Walkirie - Panny Zagłady mają moc i siłę by spustoszyć cały Midgard. A kto im się może przeciwstawić - oczywiście tylko jedyna dobra Walkiria, która pozostała z całego Walkirionu. Pani Śmierci Hela przewidując, że ona sama sobie nie da rady, daje jej królową Amazonek Hipolitę. Za to Wszechmatka trochę olewa sprawę i pozwala na dołączenie tylko zabujanej w Walkirii archeolożki i Misty Knight, która musi ją ochraniać panią doktor, mimo sprezentowanej jej zbroi.
To jest bardzo sfeminizowana historia, bo złym też okazuje się kobieta, która porywa Moonstar z New Mutants. Bo okazuje się że ta była mutantka (czemu nie odzyskała mocy po AvX - nie wiem), też była/jest walkirią i teraz dzięki niej Pani Le Fay (ale nie Morgana, bo to przeciwniczka Kapitania Brytani) udaje się ożywić Panny Zagłady. Na szczęście przy okazji Moonstar zostaje uwolniona. Też dostaje zbroję i moce walkirii, by móc walczyć z zagrożeniem. W międzyczasie Walkiria odkrywa swoją mroczną przeszłość. Czyli pojawia się tu zabieg doklejania historii, kiedy wszystkie inne pomysły się wyczerpią. Nienawidzę takich motywów, bo są strasznie sztuczne i źle wyglądają z resztą dziedzictwa danej postaci. Gdyby naprawdę coś takiego się wydarzyło, powinno być pokazane w Defenders vol.1 - serii w której Brunhilda była prawie od samego początku i która miała ponad 150 zeszytów, Wszystko kończy się spektakularną bitwą na którą z pomocą przybywa wiele żeńskich bohaterek zebranych przez Misty Knight - Kapitan Marvel, She-Hulk, Hellcat, Electra, Czarna Wdowa itp.
Cały komiks wydał mi się dziewczyński. I nie chodzi tylko o to że bohaterkami są tylko kobiety, przeciwnikami są kobiety, Bogami są kobiety... Właściwie jedynym facetem był przydupas głównej złej i bezimienni henchmeni i zombiaki, którzy szybko giną. Oprócz tego jest też niechętne podejście do mężczyzn i nie korzystanie z ich pomocy. Dlatego kawaleria na końcu to też tylko same kobiety. Widać tu chęć pokazania jak silne i niezależne są te wszystkie wojowniczki. To jest trochę dziwne, bo scenarzysta jest facetem. Ale mocno się wczuwa w kobiecość. Tak mocno, że obowiązkowo dorzuca delikatny wątek lesbijski, bo tak sobie chyba wyobraża że wśród silnych i niezależnych kobiet "musi" on istnieć. :) Niestety widać też, że pracował wcześniej przy Fear Itself, więc cała ta akcja jednak jest dość miałka. W ogóle trudno mi było się wczuć w całą historię i utożsamić z bohaterkami. Wyszło to trochę zbyt sztucznie. Ale myślę, że damskie czytelniczki mogłyby te motywy zainteresować.
Rysunki Willa Slineya mi się spodobały. Są w mocno rysunkowym-kreskówkowym stylu, który ja dość lubię, Nie silono się na niepotrzebny tutaj realizm obrazu. Wszystko jest czytelne, szczegółowe, przyjemne dla oka. Tak samo dobrze i ciekawie skomponowano okładki poszczególnych zeszytów. Dobrze wykonana robota. W samym albumie faktura papieru była za to nieco dziwna. Jakby bardziej szorstka niż w poprzednich, gładszych tomach. Ale to może być tylko moje, subiektywne wrażenie albo problem tylko mojego egzemplarza. Wobec mniejszej rozpoznawalności bohaterki bardzo przydają się, zawarte w dodatkach i geneza powstania Walkirii i jej krótka historia. A jej wizerunki różnych artystów cieszą oko.
źródło: https://www.youtube.com/watch?v=qXaSgJ3rWNQ&t=64s
Ogólnie jest to solidnie wydany tom, przedstawiciel serii Marvel Now, która w inny sposób nie byłaby obecna w naszym języku. Na pewno komiks dla ciekawych i oczekujących czegoś troszeczkę innego, ale nie za bardzo, bo schemat fabularny jest dość podobny. Z pewnością mogę polecić tym którym spodobał się "Fear Itself".
Ocena: 7/10
To jest bardzo sfeminizowana historia, bo złym też okazuje się kobieta, która porywa Moonstar z New Mutants. Bo okazuje się że ta była mutantka (czemu nie odzyskała mocy po AvX - nie wiem), też była/jest walkirią i teraz dzięki niej Pani Le Fay (ale nie Morgana, bo to przeciwniczka Kapitania Brytani) udaje się ożywić Panny Zagłady. Na szczęście przy okazji Moonstar zostaje uwolniona. Też dostaje zbroję i moce walkirii, by móc walczyć z zagrożeniem. W międzyczasie Walkiria odkrywa swoją mroczną przeszłość. Czyli pojawia się tu zabieg doklejania historii, kiedy wszystkie inne pomysły się wyczerpią. Nienawidzę takich motywów, bo są strasznie sztuczne i źle wyglądają z resztą dziedzictwa danej postaci. Gdyby naprawdę coś takiego się wydarzyło, powinno być pokazane w Defenders vol.1 - serii w której Brunhilda była prawie od samego początku i która miała ponad 150 zeszytów, Wszystko kończy się spektakularną bitwą na którą z pomocą przybywa wiele żeńskich bohaterek zebranych przez Misty Knight - Kapitan Marvel, She-Hulk, Hellcat, Electra, Czarna Wdowa itp.
Cały komiks wydał mi się dziewczyński. I nie chodzi tylko o to że bohaterkami są tylko kobiety, przeciwnikami są kobiety, Bogami są kobiety... Właściwie jedynym facetem był przydupas głównej złej i bezimienni henchmeni i zombiaki, którzy szybko giną. Oprócz tego jest też niechętne podejście do mężczyzn i nie korzystanie z ich pomocy. Dlatego kawaleria na końcu to też tylko same kobiety. Widać tu chęć pokazania jak silne i niezależne są te wszystkie wojowniczki. To jest trochę dziwne, bo scenarzysta jest facetem. Ale mocno się wczuwa w kobiecość. Tak mocno, że obowiązkowo dorzuca delikatny wątek lesbijski, bo tak sobie chyba wyobraża że wśród silnych i niezależnych kobiet "musi" on istnieć. :) Niestety widać też, że pracował wcześniej przy Fear Itself, więc cała ta akcja jednak jest dość miałka. W ogóle trudno mi było się wczuć w całą historię i utożsamić z bohaterkami. Wyszło to trochę zbyt sztucznie. Ale myślę, że damskie czytelniczki mogłyby te motywy zainteresować.
Rysunki Willa Slineya mi się spodobały. Są w mocno rysunkowym-kreskówkowym stylu, który ja dość lubię, Nie silono się na niepotrzebny tutaj realizm obrazu. Wszystko jest czytelne, szczegółowe, przyjemne dla oka. Tak samo dobrze i ciekawie skomponowano okładki poszczególnych zeszytów. Dobrze wykonana robota. W samym albumie faktura papieru była za to nieco dziwna. Jakby bardziej szorstka niż w poprzednich, gładszych tomach. Ale to może być tylko moje, subiektywne wrażenie albo problem tylko mojego egzemplarza. Wobec mniejszej rozpoznawalności bohaterki bardzo przydają się, zawarte w dodatkach i geneza powstania Walkirii i jej krótka historia. A jej wizerunki różnych artystów cieszą oko.
źródło: https://www.youtube.com/watch?v=qXaSgJ3rWNQ&t=64s
Ogólnie jest to solidnie wydany tom, przedstawiciel serii Marvel Now, która w inny sposób nie byłaby obecna w naszym języku. Na pewno komiks dla ciekawych i oczekujących czegoś troszeczkę innego, ale nie za bardzo, bo schemat fabularny jest dość podobny. Z pewnością mogę polecić tym którym spodobał się "Fear Itself".
Ocena: 7/10
Jeśli już używasz zdjęcia innej recenzentki tego komiksu to wart było by podać źródło: https://www.youtube.com/watch?v=qXaSgJ3rWNQ&t=64s
OdpowiedzUsuńMa ona całkowicie odmienne zdanie od twojego. Użycie tego zdjęcia podchodzi już pod łamanie prawa autorskiego.
Przecież to zdjęcie jest tylko po to by podkreślić, że to komiks dla dziewczyn. :) Tak samo podeszło w wyszukiwarce. :)
UsuńTylko, że recenzja tej osoby mówi całkowicie co innego niż ty, jedynie w czym się zgadzacie to, że to słaby komiks jest. Wiesz że łamiesz w ten sposób prawa autorskie, używając czyjegoś wizerunku bez jego zgody.
UsuńBardzo słaby komiks z próbą przemycenia motywów feministycznych i to bardzo nieudolną. Nie jest to komiks "dziewczyński" jak sugerujesz. Zdecydowanie jest on skierowany do napalonych nastoletnich chłopców. Wystarczy spojrzeć chociażby jakie pozy przyjmują tutaj bohaterki ubrane w skąpe i obcisłe stroje plus spora ilości akcji(powiedziałbym, że dużo tu inspiracji latami 90, gdzie kobiety w komiksach były właśnie tak portretowane). Wątek lesbijski, którym tak się jarasz (co ty, jakiś małolat jesteś?) tylko bardziej pokazuje, że autor nie rozumiem tematu silnych i niezależnych kobiet i jest tutaj tylko zabiegiem, który ma tylko szokować. To jest złe pisarstwo. Jeśli ktoś jest napalonym małolatem to tak będzie się dobrze ślinił tzn. bawił czytając ten komiks, reszta niech odpuści.
OdpowiedzUsuń