Nareszcie! Po czterech
latach od premiery Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela do Polski
zawitała druga kolekcja komiksowa wydawnictwa Hachette.
Na Wyspach WKKM odniosła
niebywały sukces, ciesząc się dużą popularnością i dobrą
sprzedażą. Co na tamtejszym rynku jest o wiele trudniejsze iż u
nas, ponieważ angielskojęzyczni Brytyjczycy mają dostęp do
wcześniejszych wydań komiksów zawartych w Kolekcji. Ale doskonała
jakość wydania, niska cena i wspaniała panorama zrobiły swoje.
Pragnąc zdyskontować to zwycięstwo Hachette po roku wypuściło u
siebie podobną pozycję, czyli właśnie MMH. Zmieniono przy okazji
nieco formułę, by odróżnić obie serie. Skupiono się na
postaciach, rezygnując z tytułów konkretnych historii na okładce.
Zamiast całe albumy poświęcać na opowieści raz bardziej
współczesne a raz z lat 60-tych lub 70-tych, zdecydowano się je
połączyć. I tak każdy tom zawiera origin lub ważne wydarzenie z
życia danego herosa, a potem bliższe czasowo współczesnemu
czytelnikowi cenione przygody. Formuła okazała się aż tak dobra,
że tą serię też przedłużono, a konkurencyjne niemieckie
Eaglemoss zastosowało ją w swojej kolekcji o bohaterach DC.
Brytyjczycy ponownie zastosowali porządek chronologiczny,
prezentując nam szereg bohaterów od najwcześniejszych lat Marvela
– czyli Namora, Human Torach i Kapitana Amerykę, aż po postacie
nam współczesne w stylu Runways czy Avengers Academy.
W Polsce Hachette poszło
jeszcze łatwiej, gdyż konkurencja wydawała komiksy drogo i rzadko.
WKKM PL przez 4 lata zdobyło serca i umysły miejscowych miłośników
komiksów, a teraz możemy się cieszyć jego młodszym bratem. Jej
polski tytuł to Superbohaterowie Marvela. Skrót literowy nieco
niefortunny, więc będę się trzymał oryginalnego nazewnictwa. Od
pierwszego kontaktu sprawia niezwykle korzystne wrażenie. Oczywiście
samo opakowanie to tekturka A3 wraz z reklamówką i zachętą do
prenumeraty jak u poprzedników. Niestety tym razem zabrakło dużego
plakatu. Ale po wyjęciu z foli te dodatki schodzą na drugi plan,
wobec wspaniałości wydania. Komiks jest gruby (ponad 200 stron)
zamknięty w solidnej okładce. Portret Spider-Mana jest otoczony
czerwoną ramką robiącą lepsze wrażenie niż czarne tło WKKM.
Poza tym zmniejszono wielkość liter tytułu, dzięki czemu grafika
bardziej cieszy nasze oczy. Bardzo ładnie zastosowano inną
kolorystykę ale widać, że obie Kolekcje są do siebie podobne.
Pierwsza ma czarne ramki, czerwona wklejkę i czerwone szycie, a
druga czerwoną ramkę, niebieską wklejkę i czarne szycie.
Oczywiście nie ma jednolitego tła, tylko za okładką są szkice
poświęcone danemu albumowi. W środku mamy gruby kredowy papier i
zmienione liternictwo stopki. Wstęp zamiast Marco Lupoi pisze jego
angielski odpowiednik z Panini Ed Hammond.
Podoba mi się bardzo, że
komiksy w środku są ułożone chronologicznie, a nie jak u
Eaglemoss, gdzie archiwalia umieszcza się na końcu. Tutaj
rozpoczynamy pierwszym występem Spider-Mana opublikowanym w Amazing
Fantasy #15 w 1962 r. I w odróżnieniu od przedruku w WKKM #68 (nie
mówiąc o Essentialu Mandragory) kolory zostały zremasterowane i
odświeżone. Komiks naprawdę odbiera się inaczej. Potem mamy
pierwszy występ Złowieszczej Szóstki ze Spider-Man Annual # 1.
Kolory utrzymano w oryginalnym stylu, przez co rysunki Steve’a
Ditko prezentują się wspaniale.
Głównym daniem jest
kolejny polski fragment z runu wielkiego J.M. Straczyńskiego. Minęło
11 zeszytów od WKKM # 48 Wyznania. Peter w międzyczasie zszedł się
znowu z Mary Jane, poznał nieco bliżej totemiczne pochodzenie swych
mocy i zmagał się z codziennymi trudami życia zamaskowanego
bohatera i nauczyciela liceum w Queens jednocześnie. Teraz zbliża
się dzień jego urodzin (a także zupełnie przypadkiem 500 numer
serii AMS ) i Pająk wraz z kilkoma innymi bohaterami styka się z
międzywymiarową szczeliną, przez którą na Time’s Square
wylegają hordy Bezimiennych – sług Dormammu, który ponownie chce
zniszczyć naszą rzeczywistość. Próbując rozwiązać problem Red
Richards doprowadza do katastrofy. Spóźniony Dr Strange musi
wkroczyć do innego wymiaru by naprawić szkodę. Wraz z nim udaje
się tam Spider-Man, który będzie miał okazję doświadczyć
ponownie masy ważnych scen ze swojego życia. W ten sposób
czytelnik dostaje tradycyjny recap historii Petera wraz ze
wzruszającym zakończeniem. Mimo pewnej dozy banalności,
scenarzyście udaje się zachować fason i równoważyć doniosłość
zdarzeń z humorem, który nigdy Parkera nie opuszcza. Przy okazji
pokazać nam też parę scen akcji. Zachowano idealną harmonię.
Udało się też dodać
do tego tomu kolejne 2 zeszyty regularnej serii, w których widzimy
zabawne scenki gdy Peter walczy z nowym przeciwnikiem, a potem pomaga
pewnemu krawcowi, który nie chciał by zabito niewinnego człowieka.
Nie wiem jak Straczyńskiemu się to tak dobrze udawało przez tyle
czasu, ale idealnie podkreślał kwintesencję parkerowatości. Nie
bez kozery uważa się go za jednego z najlepszych scenarzystów
przygód Spider-Mana. Cały przedstawiony świat jest wiarygodny, jak
tylko może być w tych zwariowanych realiach. Wciąga, wzbudza
emocje i nieustannie bawi czytelnika. Majstersztyk po prostu. Rysunki
to typowy John Romita Junior – albo się kocha ten styl, albo
nienawidzi. Ja go tam lubię, choć na moje oko w poprzednich
zeszytach były lepsze kolory i tusz.
Na koniec mamy niezwykle
obfite dodatki. Co prawda znalazły się tam powtórzone z WKKM #1
„Początki S-M” i Galeria Łotrów oraz z WKKM #5 różne
kostiumy S-M ( dodano 4 nowe z czasów jego Kryzysu Tożsamości),
ale mamy też wybór jego pięciu najbardziej spektakularnych walk
(cztery z nich wyszły po polsku). Jest też „Krótka Historia…”
w której niczym jak w książkach Amberu o Star Wars zamieszczono
skrót historii życia Petera Parkera aż do czasów Avengers vs
X-Men, wraz z reprintami ważniejszych okładek komiksowych. Gdy to
czytałem to z uśmiechem stwierdziłem, że w naszym kraju wyszła
już całkiem spora część tych przygód. Choć oczywiście nie
oznacza to tego, że fani nie chcieli by więcej. Album zamyka
zapowiedź kolejnych tomów Kolekcji. Jedyną skazą na tym diamencie
jest mocno średnie tłumaczenie zawierające sporo anglicyzmów
żywcem przeniesionych z tekstu oryginału i sporo błędów
stylistycznych, których korekta w ogóle nie wyłapała. Za to
zostawiła literówki i błędy ortograficzne, które psują
przyjemność lektury.
Dawno nie widziałem tak
fantastycznie wydanego komiksu. Bije na głowę konkurencję a
brakuje mu tylko chyba hologramu na okładce (jak w tm-semicowym AMS
#50). Szczerze polecam każdemu komiksiarzowi. Lepszej rzeczy obecnie
po prostu się nie znajdzie nawet mimo kiepskiej postawy tłumacza i
korektora.
Ocena 9/10
Bardzo ładna recenzja.
OdpowiedzUsuńpolecam przy okazji każdemu obejrzeć poniższe recenzje tej kolekcji, bardziej obiektywne niż powyższa, bo wiadomo że pan 8azyliszke jest fanem kolekcji i podchodzi do nich za bardzo emocjonalnie
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=jfp4Y3K7dlY
https://www.youtube.com/watch?v=7s7wQ9ZWEW0
https://www.youtube.com/watch?v=pwc8yC4jgaw
i w pewnym momencie wszytskie te kolekcje pourywają :D
OdpowiedzUsuń