sobota, 3 grudnia 2016

Długie Halloween. Całość od Eaglemoss

Wreszcie przeczytałem ten komiks i jestem mile zaskoczony. Dzięki Eaglemoss mogłem się z nim zapoznać. Bo tak jak w przypadku WKKM - co z tego, że Mucha to wydała w 2013, skoro było drogo i tylko w internecie? Trzy lata temu ledwo dowiedziałem się o istnieniu tego wydawnictwa, ale ich polityka cenowa była dla mnie nie do zaakceptowania. Dlatego dopiero teraz rozumiem ważność i doniosłość Długiego Halloween. Do tej pory byłem do niego negatywnie nastawiony przez duet twórców - J.Loeba i T.Sale'a. Kolorowa seria w ich wykonaniu była naprawdę słaba, bo miała brzydkie rysunki a scenariusz to głównie originy i flashbacki, których nie lubię. Podobnie było w Hushu - bezsensowne i niepotrzebne wracanie do przeszłości i dzieciństwa Bruce'a strasznie mnie denerwowało.


Już na wstępie spodobał mi się tekst "Ech z przeszłości", gdyż brzmiał jakby to był skrót trzech sezonów serialu Gotham. Dopiero teraz widzę jak całkiem nieźle serial nawiązuje do starszych numerów "Batmana", włącznie z zawartymi w tym albumie. Początek komiksu był nieco gorszy. Wyglądało to tak jakby Loeb właśnie oglądał Ojca Chrzestnego i tak mu się bardzo ten film spodobał, że splagiatował jego początek. Ślub, ciemne biuro z żaluzjami, don na skórzanym fotelu pali cygaro - wypisz wymaluj film Copolli. A Sale za to zachwycił się stylem Mazzucchelliego z Roku Pierwszego i postanowił rysować w podobnym, brudnym stylu, co on. No to nieźle się zaczyna, myślę sobie, gdyż wcale się nie zgadzam, że naśladownictwo jest najwyższą formą uznania.  Ta dwójka już mi pokazała, że brakuje jej własnych dobrych pomysłów i idą na łatwiznę korzystając z cudzej inwencji.


Zaczynam czytać i co chwila rzucam "k..., k..., jakie te rysunki są do niczego". Aż tu nagle, po 20 latach od amerykańskiej premiery i 8 lat po obejrzeniu filmu, dociera do mnie że Christopher Nolan wziął dużo fragmentów z tego komiksu do "Mrocznego Rycerza". A jest to dla mnie perełka i prawdziwe arcydzieło spośród filmów o Batmanie. Uważam, że udało mu się przegonić kultowego "The Batman" od Tima Bartona. Po paru stronach pojawia się Sam Maroni - od razu zmieniam nastawienie, przestaję zwracać uwagi na rysunki i pojawia mi się banan na twarzy. Dalej jest hasełko - "Wierzę w Harveya Denta"! Potem rozmowa Gordona z prokuratorem, który mówił, że myślał że to Dent jest Batmanem!! Palenie forsy mafii!!! Nawet scena na sali sądowej była dość podobna do tej historii. To wszystko przeniesiono do filmu. Scenarzysta w sumie zmienił tylko wątek Holidaya i wprowadził zamiast niego Jokera. I to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jak się dobrze przenosi materiał źródłowy na ekran i nie kombinuje, to wychodzą świetne dzieła. Pojawia się zjawisko synergii - komiks mi się podoba, bo zrobiono świetny film na jego podstawie, a film jest wspaniały bo czerpie garściami z komiksu. Szkoda, że Batman Begins i Rises nie były zrobione aż tak zgrabnie, miały większe błędy i mniej mi podobały.


Opowieść przedstawia sprawę seryjnego mordercy, który zabija tylko w różne święta i dlatego gazety ochrzciły go jako Holiday. Na cel obiera sobie głównie członków mafii, więc rodzi to napięcie pomiędzy Rodzinami. Ponieważ sprawcą nie jest Calender Man, gdyż siedzi w Arkham, Batman ma duże trudności ze schwytaniem sprawcy. Rozczarowało mnie jednak rozwiązanie głównego wątku. Moim zdaniem motyw był strasznie nielogiczny. Cele mordercy można by spełnić na wiele innych i prostszych sposobów. Ale wtedy nie byłoby historii i koło się zamyka. Przykre jest to, że parę lat potem w "Kryzysie Tożsamości" popełniono bardzo podobny błąd. Gościnne występy bardziej znanych przeciwników Nietoperza nawet mi się podobały, choć w sumie do głównego wątku niewiele wnosiły. Joker, Strach na Wróble czy Szalony Kapelusznik głównie wypełniały miejsce. Tylko Poison Ivy miała uzasadnienie fabularne. No i nie dowiedziałem się dlaczego Falcone miał przydomek "Rzymianin". Czy tylko dlatego, że pochodził z Włoch?


Rysunki są koszmarne. Straszne po prostu. Brzydkie postacie, puste tła, paskudne kobiety. Jako dusza wrażliwa na piękno tego świata, bolało mnie patrzenie na szatę graficzną. Tylko Batman Sale'owi wychodzi. Nawet długie uszy mi się podobają. Ale ten brak szczegółów w reszcie postaci, te jednokolorowe tła - maskara jakaś. Dochodziłem do wniosku, że lepiej jakby Sale tworzył tylko Batmana Black and White. Bo kolory podkreślają jego braki. Z seksownej Poison Ivy zrobił jakąś upiorzycę z białą skórą. Selina jeszcze jakoś się prezentowała, na zasadzie ujścia w tłoku. I jej atak w kostiumie na Gacka. Jednak Pamela wyglądała okropnie. Tak jak i pozostałe postaci kobiece - choćby córka Falcone czy żona Harveya.


Wydanie Eaglemoss nie jest takie złe - cienki papier nie przeszkadza, kolory są nasycone, twarda okładka wygląda porządnie. Nie mamy powiększonego formatu, ale w zamian dostajemy archiwalne originy Poison Ivy i Dwóch Twarzy. Straszny paździerz, ale fajnie się dowiedzieć jak to było za pierwszym razem. Mi się niestety trafił błąd drukarski w postaci długiej smugi pojawiającej się na kilkunastu stronach. Ale to tylko mi się trafił felerny egzemplarz.

Szczerze mogę polecić te dwa tomy WKKDC każdemu fanowi Batmana. Wystarczy zacisnąć zęby, zmęczyć te rysunki i cieszyć się dobrą historią.

5 komentarzy:

  1. Batmanowski i frajerzy tak nazywam Długie Halloween najbardziej przereklamowany komiks w historii.Gdyby Long było 4 razy chudsze i opowiadało tylko historię Denta to byłoby dobrze. A tak to jest rozwlekany na maxa komiks z przewidywalnym zakończeniem. O ile w Knightfall każdy łotr miał jakąś rolę do spełnienia w planie Bane`a o tyle w Long walki z łotrami których jest więcej niż głównego wątku nie wnoszą nic prócz nabijania stron. To jest tak przereklamowane że co rozdział dostajemy zabójstwo w święto gangsterów a Batman niby je bada a przez cały rozdział tłucze się bezsensu z Jokerami itp oni Jakby odjąć bezsensowne występy Scarecrowa i Jokera i reszty to by komiks miał może ze 100 stron

    Dla mnie był to niekończący się ciąg niemal bliźniaczych rozdziałów, na końcu których kolejny członek mafii zostaje zamordowany,bo Batman walczy z kolejnym super łotrem, który jest wepchnięty na siłę i nie ma żadnej osobowości. Żadnej zmiany. Żadnego prawdziwego zwrotu akcji (tylko te nam wmawiane). Kolejne święto i kolejna porażka z powodu braku kompetencji Batmana i Gordona. Do tego masa nudnych scen z członkami mafii, którzy są jedynie pożywką dla wątku ze świątecznym zabójcą i naprawdę mnie nie obchodzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. "A Sale za to zachwycił się stylem Millera z Roku Pierwszego i postanowił rysować w podobnym, brudnym stylu, co on."

    Miller nie rysował "Roku pierwszego", napisał tylko do niego scenariusz. Za stronę graficzną odpowiadał Mazzucchelli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale głupia wpadka z mojej strony. Dzięki - poprawione.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do rysunków to masz rację. Piękne to one nie są, choć keska Sale'a ma wielu fanów. Bogu niech będą dzięki że Hush'a rysował "mistrz kresek" Jim Lee.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń