OSTRZENIE
Czytelnik 75
tomu WKKM powinien wziąć pod uwagę, że prezentowane w nim przygody Tony’ego
Starka powstały w 1968. Przez 47 lat styl pisania komiksów bardzo się zmienił.
Dzisiaj jest on zupełnie inny, ale nie oznacza to, że lepszy. Każda epoka
charakteryzuje się swoimi specyficznymi cechami, dzięki którym odróżnia się od
przeszłości jak i przyszłości. Silver Age to szczególny czas, kiedy następne
pokolenie super bohaterów dopiero powstawało. I właśnie dlatego ich początkowe
przygody musiały być mało skomplikowane i dość schematyczne. Ich charakter
dopiero się rozbudowywał i z czasem nabierał stopniowej głębi oraz wchodził na wyższy poziom skomplikowania. Choć oczywiście nie zawsze i nie
wszędzie. Należy to wszystko uwzględnić oddając się lekturze tego albumu, a nie
z góry odrzucać na zasadzie „To jest stare, więc jest do niczego”. Nie jest to
zbyt przemyślana postawa i nie powinna się ona upowszechniać. Wydawanie
klasycznych komiksów z lat 60-tych i 70-tych ma głęboki sens. Na własne oczy
współczesny czytelnik może się przekonać jak bogata jest historia komiksowych herosów
i jak na przestrzeni lat zmieniali się oni i ich przygody.
Pierwszym co
się rzuca w oczy dla otwierających album, są naprawdę dobrze zrealizowane
rysunki Gene’a Colana. Co prawda ciągle miejscami tła są zbyt puste i
jednokolorowe, ale widać, że artysta stara się dodawać do nich szczegóły i
detale. Natomiast postacie są dopracowane. Dobrze widać rysy twarzy, która nie
jest maską z paroma kreskami. Sylwetki są umięśnione i wiarygodnie oddane.
Oczywiście wszystko dzięki obfitej ilości cieni. Zabieg może jest i prosty ale
daje naprawdę klarowny i pożądany efekt. Uzyskany jest tzw. komiksowy realizm,
który dobrze oddaje przedstawiony świat, ale nie sili się na hiperrealizm ani na
podkreślenie artyzmu czy eksperymentowania formą kreski.
Fabuła jak
wspomniano wyżej, nie jest zbyt złożona. Ale nie jest też prymitywnie
prostacka. Tylko pierwszy zeszycik to 12-stronnicowa zamknięta historyjka o
tzw. „Łotrze tygodnia” - do przeczytania na raz na jednym oddechu. Ale zaraz po
niej zaczynają się już przygody o ciągłej fabule. Nie ma ucięcia, tylko
kontynuacja zdarzeń w kolejnych numerach. A nawet gdy jeden wątek się kończy a
drugi zaczyna, to nie zapomina się o przeszłości. Zwłaszcza, że zgodnie z
komiksową konwencją prawie nigdy nikt naprawdę nie umiera, tylko ciągle
powraca – jak zombie. Tutaj mamy pokazanych naprawdę klasycznych i
przewijających się potem ciągle w życiu Iron Mana przeciwników. Taki np.
Titanium Man odegrał swoją rolę nawet przy Civil War. Organizacja przestępcza
Maggia czy złowrogie Advanced Idea Mechanics na stałe zagościły u Marvela. Grey
Gargule, Unicorn i Whiplash także nie przeminęli, a wrośli w „rodzinę”
superłotrów universum.
To w pierwszym
zeszycie „The Invincible Iron Man” pojawił się ikoniczny wręcz tytuł „Alone
against AIM”, do którego odwoływano się potem wielokrotnie – choćby w uznanej
animacji „Avengers Earth Mightest Heroes”, gdzie był to tytuł jednego z
odcinków. Także okładka tego numeru stała się klasykiem. Może nie takim jak
pierwsze numery Spider-Mana (Amazing Fantasy #15) i Fantastic Four, ale została
zapamiętana. Ten komiks miejscami jest wprost wizjonerski. Tony Stark ciągle ma
kłopoty z rozładującymi się bateriami jego zbroi, a Jasper Stiwell musi szukać
zasięgu dla swojego komunikatora. Dokładnie tak jak dzisiejsze problemy
społeczeństwa z podręcznym sprzętem elektroniczno-informatycznym.
Podczas lektury
można docenić też warstwę humorystyczną. Nie są to raczej żarty nieprzemijalne,
ale jako 47-letnie suchary są zjadliwe. Bo któż nie podniesie choćby kącika ust
słysząc „A może boisz się górskiego powietrza”, czy też nieprzemijalnego zwrotu
„Muszę użyć mocniejszych argumentów” w znaczeniu uderzenia pięścią w przeciwnika.
Komiczne są też dopiski legendarnego redaktora naczelnego – Stana Lee.
Oczywiście nie dzięki temu że są zabawne, ale że autor bardzo się stara by
takie były. Warty wspomnienia jest motyw śmiertelnej pułapki zaczerpnięty
wprost z pierwszych filmów o Jamesie Bondzie. Oczywiście ciągle też mamy
fragmenty fabuły przesadnie uproszczone lub pompatyczne ale to też jest znak
epoki. Tak jak muscule cary (w tym wypadku GTO), którymi jeździł agent Sitwell.
Ten tom
tłumaczył Marek Starosta i można napisać, ze poszedł drogą prawie „pełnego
Bralczyka”, spolszczając prawie wszystkie nazwy własne. Nie zawsze robi to
dokładnie. Nie wiadomo czemu sam polski tytuł tomu to „Upadek i Wzlot” a nie "Tragedia i Triumf", które to słowa wydają się bardziej właściwe. Albo czemu jest
„Maggia nie zna litości” zamiast wierniejszej „Na łasce Maggi”? Crusher został Zgniataczem, Half-Face
Pół-Gębą, Grey Gargoyle Szarym Gargulcem a AIM w jednym miejscu Mechaniką
Zaawansowanych Ideii. Za to można się było zdziwić, że niekonsekwentnie pozostawiono
w spokoju skrót SHIELD i Whiplasha. Tarcza i Batowy/Biczowy byłyby tu chyba na
miejscu przy takim trybie tłumaczenia. Korekta też dalej popełnia błędy,
zostawiając nam choćby „komputory” zamiast komputerów.
Za to Dodatki prezentują
wysoką jakość. Informacje o rysowniku są bardzo ciekawe i interesujące. Ale
jeszcze atrakcyjniejsza jest galeria alternatywnych wersji Iron Mana. I w
przeciwieństwie do poprzednich tego typu artykułów jest tu duże zagęszczenie
rysunków i dzięki temu można poznać prawdziwe bogactwo różnych wariantów
„Złotego Avengera”. Niestety z obrazkiem grzbietowym znowu są pewne problemy –
jest on lekko przesunięty, przez co wychodzi kawałkiem na przód okładki i
zostawia ciemny paseczek dokładnie przez środek twarzy She-Hulk.
Biorąc to wszystko
pod uwagę naprawdę warte jest rozważenie zakupienia i przeczytania tej
historii. Mimo, że nie jest szczególnie wybitna czy znacząca dla losów Iron
Mana, daje sporo przyjemności podczas lektury.
Bazyliszku wróć!!!
OdpowiedzUsuńhttp://www.forum.gildia.pl/index.php/topic,30170.4515.html
8azyliszek, marsz na forum Gildii!!! Ludzie narzekają na brak Twoich postów, jedna wielka nuda i wszystko się sypie. To pisałem ja, Twój przyjaciel Oktopus.
OdpowiedzUsuńIstota ludzka znana jako 8azyliszek przestała istnieć pochłonięta przez technowirus. Obecnie pozostał tylko Symulator 8azyliszka. Jednostka której celem jest dalsze publikowanie recenzji kolejnych tomów WKKM, w określonych jej programowaniem parametrach.
UsuńSzanowny Symulatorze 8azyliszka, naprawdę raduję się ogromnie czytając Twe słowa, ponieważ mój moduł AI (wspomagany przez wielordzeniową, wydajną jednostkę ALU o architekturze SIMD) oszacował dość wysokie prawdopodobieństwo zdarzenia, wyrażone w oktanionach, że Earth 8 ostatecznie zakończyła proces inkursji z tym nudnym, pozbawionym kolorów światem, który przyszło mi aktualnie przenikać. W kwestii technowirusów, to zapewniam Cię, że jest to normalna sprawa i jeszcze nie raz, i w jeszcze bardziej zmutowanych odmianach, zainfekują software'ową tkankę Twej Szanownej Istoty Symulacyjnej - naturalną reakcją immunologiczną jest wówczas tworzenie symulatora bieżacego symulatora. Na przykład ja aktualnie jestem konstytuowany przez 23-składnikowe złożenie symulatorów pewnego 8-latka z wyspy Uznam, który aktualnie jedzie podmiejskim pociągiem nocną porą i, wpatrując się przez okno w rozmyte aureole mijanych świateł, rozmyśla nad budową wehikułu czasu.
UsuńTak czy owak, bez względu na formę Twojej aktualnej egzystencji, bardzo podoba mi się Twoja powyższa recenzja i z niecierpliwością wyczekuję kolejnej.
Na tym na razie kończę i pozdrawiam na wzór rycerzy Jedi zawołaniem mocy:
PANORAMA IS EVERYTHING!!!
Twój forumowy przyjaciel Kuki
8azyliszku możesz potwierdzić albo zdementować plotkę o tym że pan Tomasz K. AKA Big E cię więził?
UsuńPanoramix
No właśnie Bazyliszku, gdzie jesteś jak Cię nie ma?
OdpowiedzUsuńGrey Gargule? srsly?
OdpowiedzUsuń8azyliszku, tekst ciekawy, ale jak zwykle nie chciało ci się sprawdzić poprawnej pisowni nazwisk autorów/pseudonimów postaci.
OdpowiedzUsuńGene COLAN, a nie Coleman
Grey Gargoyle, a nie Grey Gargule.
Dlaczego nie napisałeś nic o Nadejściu Galactusa?