The Big Bang Theory 8x1-2
Bałem się wyraźnego spadku jakości w kolejnym sezonie najlepszego aktualnie lecącego sitcomu. Mnie zniesmaczyła ta cała awantura o podwyżkę gaży aktorów. Jasne, rozumiem że każdy chce zarabiać więcej. Sam pewnie chciałbym jak najwięcej. Ale szantażowanie stacji, tuż przed rozpoczęciem zdjęć i domaganie się prawie 200% podwyżki, to dla mnie przesada. Przecież to nie wysokość gaży świadczy, że dany show dorównał "Przyjaciołom". Ja na miejscu CBS, bym przeprowadził recasting na zastępstwo wszystkich chciwych aktorów (poza Sheldonem) i czekał by tamci wrócili na kolanach. Mało to głupich , młodych blondynek w Hoolywood? Albo niskich okularników, żydów z krzywymi nosami, lub hindusów? Ech 6 nowych aktorów kosztowało by nie więcej niż 2 mln $, a resztę można by wydać na poprawę jakości żartów.
Bałem się wyraźnego spadku jakości w kolejnym sezonie najlepszego aktualnie lecącego sitcomu. Mnie zniesmaczyła ta cała awantura o podwyżkę gaży aktorów. Jasne, rozumiem że każdy chce zarabiać więcej. Sam pewnie chciałbym jak najwięcej. Ale szantażowanie stacji, tuż przed rozpoczęciem zdjęć i domaganie się prawie 200% podwyżki, to dla mnie przesada. Przecież to nie wysokość gaży świadczy, że dany show dorównał "Przyjaciołom". Ja na miejscu CBS, bym przeprowadził recasting na zastępstwo wszystkich chciwych aktorów (poza Sheldonem) i czekał by tamci wrócili na kolanach. Mało to głupich , młodych blondynek w Hoolywood? Albo niskich okularników, żydów z krzywymi nosami, lub hindusów? Ech 6 nowych aktorów kosztowało by nie więcej niż 2 mln $, a resztę można by wydać na poprawę jakości żartów.
Ale przejdźmy do odcinków. Pierwsza scena 8x01 rozczarowuje. To kolejna
wariacja na to, że gdy tylko Sheldon zostaje sam, zaraz ktoś go okradnie
a w oczach obcych ludzi zachowuje się jak wariat. Było tak już gdy
pojechał do Boozon w stanie Indiana, bo szukał miasta z niską
przestępczością. Słaba była też pierwsza część sceny rozmowy
kwalifikacyjnej Penny. Niezręczna cisza mnie bardziej żenuje niż
śmieszy.
Jednak potem uśmiech na mojej twarzy już tylko się powiększał. Tekstem
odcinka było to, że po powrocie do domu Sheldon chce uprawiać stosunek z
Amy. Rozwaliło mnie to. Zaraz potem okazało się, że to żart, ale temat
idzie w dobrym kierunku. Zdecydowanie jestem za tym by ta para w końcu
skonsumowała swój związek. Może w finale tego sezonu? Oczywiście celne
były uwagi o beznadziejnej, nowej fryzurze Penny. Brzydko wygląda a
przecież jej główna rola w tym show to być ładną ozdóbką. Niby ma ten
niezły biust, ale włosy psują efekt.
Wątki poboczne są niezłe ale też bez przesady. Ciągnięty jest dalej
wątek Stuarta mieszkającego u mamy Wolowitza. jestem ciekawy jak to się
skończy (aż się wzdrygam na myśl o romansie), ale bardziej interesuje
mnie co ze sklepem z komiksami? Czy Stuart otworzy go na nowo, czy może
jednak chłopaki zawiną do tego drugiego przybytku, pokazanego nam raz w
poprzednim sezonie. Druga strona Bernadette to też nic nowego. Choć
zawsze fajnie popatrzeć jak w jednej chwili z miłej, niepozornej
Smerfetki we wrednego tyrana.
Drugi odcinek jest jeszcze ciekawszy. Wątek Amy która czuje się
popularna był do niczego, choć ostatnią scenę nakręcili bardzo dobrze i
śmiesznie. Od dawna wiemy, że dziewczyna Sheldona chce się czuć piękna,
zabawna i powszechnie lubiana. Ale nic z tego bo jest brzydka, nudna i
bez gustu. Oczywiście jest też sympatyczna i w gruncie rzeczy fajna. Ale
zdecydowanie nie w stylu Penny, o którym marzy.
Podsumowując - serial trzyma poziom. Ale czy warto było dawać głównym aktorom tak olbrzymie podwyżki? Ja wzrostu jakości o prawie 200% nie widzę. No i te krótkie włosy Penny - bleeee.
The Blacklist 2x01
Na ekrany wrócił też ulubiony plagiator poprzedniego sezonu, czyli Czarna Lista. Lubię ten serial, bo zawsze można się przy nim pośmiać. I to głównie w miejscach których twórcy nie przewidzieli. Ten odcinek zaczyna się sekwencją akcji, okraszoną fajną muzyczką. To trzeba przyznać NBC - muzykę dali bardzo dobrą - na początek, środek i koniec odcinków.
Ale potem jest pierwsza scena głównej bohaterki i od razu szczerzę zęby. Ona gra większe drewno niż obaj Amellowie razem wzięci (a to sztuka). Broni się tylko ładną buzią i zderzakami. Całe szczęście, że przestanie w tym sezonie nosić ten lakierowany klosz z włosów na głowie. Tyle dobrego. Zaś drugi "agent" Restler był jeszcze śmieszniejszy w swoim unikaniu rozmowy z panią psychiatrą. Wyszedł komiczniej przez swoją powagę niż Riggs w "Zabójczej Broni". W ogóle dużą wadą serialu jest konstrukcja odcinków z góry zakładająca pierwszą porażkę FBI. Agencja wie że jacyś świadkowie są zagrożeni, wysyła tam ekipę i poza głównymi bohaterami najczęściej wszyscy giną. Tacy to zawodowcy.
Drugą i trzecią zaletą serialu jest gra Jamesa Spadera i postaci gościnnych. Twórcy zatrudniają znanych aktorów z innych produkcji i to mi się podoba. "Bitch from apartment 23" gra zbira tygodnia, a niezawodny Abbruzzi kontynuuje swoją rolę Berlina (nie tego z CDA). Nawet byłą żonę Reddingtona zagrała lubiana przeze mnie Nancy Botwin z "Trawki". Dobrze sobie popatrzeć na starych znajomych.
Fabuła odcinka to typowe dla tego serialu miotanie się między akcją a telenowelą. Zaczyna się od wybuchów rakiet, a chwilę potem okazuje się, że agent Cooper ma raka czy inną śmiertelną chorobę. Red ujawnia, że ma byłą żonę to mu ją zaraz porywają. A w to wszystko wplątana jest laska która jednocześnie jest dobrą i złą bliźniaczką. Czy scenarzyści naprawdę nie widzą jakie to absurdalne się robi? Ja tam się śmieję i oglądam dalej. I mam nadzieję, że Tom Keen jeszcze wróci. W znaczeniu ten sam aktor. Bo niby ktoś obserwuje Lizzy ale równie dobrze mogli wymienić aktora i uzasadnić to operacją plastyczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz