niedziela, 27 maja 2018

Reed Tucker "Mordobicie. Wojna Superbohaterów: Marvel kontra DC"

Bardzo się cieszę, że kolejne wydawnictwo, dość ma już biernego patrzenia jak tylko Egmont i Hachette zarabiają na komiksach w Polsce. Dlatego nie mogąc wydawać samych komiksów, Agora postanowiła ugryźć ten tort od strony książkowej. I moim zdaniem jest to ruch sprytny i potrzebny zarazem.

Zasadniczo "Mordobicie..." ukazuje czytelnikowi historię rywalizacji dwóch największych wydawnictw komiksowych na świecie. Dwóch światów, które wbiły się w głowy wszystkim miłośnikom popkultury i siedzą tam do dziś. Autor skupia się na walce i konkurencji o czytelnika, a przez to i o pieniądze. Książka praktycznie pomija Złotą Erę (od 1938 do końcówki lat czterdziestych) i od razu przechodzi do Srebrnej Ery, gdy Marvel mimo niekorzystnych i dławiących go warunków dystrybucji zdołał z małego, zapomnianego wydawnictwa, wyrosnąć na równego i godnego przeciwnika dla DC, które do 1961 r bezapelacyjnie dzieliło i rządziło w komiksie. Trochę szkoda ominięcia przeszłości, bo przecież wtedy rynek był bardziej rozdrobniony i znajdowało się na nim więcej graczy. I każdy z nich miał swoich herosów w kostiumach. Sean Howe zrobił to samo, więc na razie pozostaje nam seria "Historia Marvela" na Avalonie. Niestety niedokończona, ale bardzo przydatna przy chęci poznania Złotej Ery.

http://www.marvelcomics.pl/publicism/index/id/543/Historia-Marvela 

Zaletą książki jest przede wszystkim to, że dokładniej pokazuje nam co się wtedy działo w DC, czego z oczywistych względów nie było w "Niezwykłej historii Marvel Comics". Co prawda nudno się czyta znane nam już fakty, jak np. ten o niekorzystnej umowie jaką Goodman musiał zawrzeć z firmą dystrybutorską, która należała do DC. Gryzie mnie tylko jeden fakt, który i tu nie został wyjaśniony. Goodman był wydawcą - milionerem, który od końca lat 30-tych zarobił sporo szmalu na swoich publikacjach. Wcześniej miał własną firmę zajmującą się dystrybucją, dzięki której pozbywał się pośredników. Zlikwidował ją gdy znalazł lepszą ofertę, jasne. Ale czemu gdy jego kontrahent splajtował, ponownie nie założył własnej firmy? No czemu? Chyba go było na to stać, miał wiedzę i środki na coś takiego. Nawet nie wysyłanie przez kilka miesięcy do kiosków swoich czasopism, byłoby chyba lepsze, niż ograniczenie ich liczby do zaledwie 10-14 tytułów z kilkudziesięciu  z roku na rok. W latach 90-tych sytuacja się powtórzyła i znowu Marvel musiał iść po prośbie do największego rywala. Ja rozumiem, że wtedy rynek  był już mocno zmonopolizowany, ale nie chce mi się wierzyć, że do kiosków,  w całym wielkim USA, komiksy mogła dostarczać już tylko jedna spółka zależna od rywala. 


DC na początku Srebrnej Ery jest tu nakreślone jako kompletny dinozaur, nie rozumiejący w ogóle swoich czytelników, albo tego jak dotrzeć do nowych klientów. I to mimo tego, że właśnie Flash z 1956 roku zapoczątkował Silver Age, jeszcze przed włączeniem się bohaterów Stana Lee do gry. Fascynujące były przykłady że kilka razy to jedno, to drugie wydawnictwo stało na krawędzi totalnej zagłady albo radykalnych zmian. Oprócz wiadomego faktu, że w 1996 roku Marvel prawnie zbankrutował, to dowiedziałem się, że w 1969 o mało nie zamknięto DC. Bardziej szczegółowo omówiono losy Kirby'iego podczas jego pięciolatki w DC. W ogóle dla wyposzczonego polskiego czytelnika jest zaletą, że Tucker bardziej skupia się i prowadzi narrację z punktu przegrywającego DC, bo dowiadujemy się nie znanych wcześniej faktów. Choć w dużej mierze są to informacje i historia prowadzenia biznesu komiksowego, a nie losów bohaterów. Tutaj oni są wspominani tylko gdy jest to konieczne, a poza tym śledzimy losy kondycji finansowej branży i tego jak wychodziła z różnych dołków finansowych. To jedne z niewielu wad tej książki. "Niezwykła Historia Marvel Comics" miała więcej do powiedzenia o postaciach i przełomowych historiach. Ale obie książki oprócz Złotej ery, pomijają czasy najnowsze. Co się działo w komiksach w XXI w. Znowu tutaj wspominane jest N52, DC Rebirth i Marvel Now tylko z punktu biznesowego, przy pominięciu analizy sensu fabularnego i artystycznego. Ale autor również uznał, że Nowe DC szybko wpadło na mielizny fabularne, a kolejny restart w 5 lat był kolejną oznaką słabości i niemocy DC.

Choć to co się jednak zmieściło cieszy. Mamy przytoczone genezy jeśli chodziło o spór o prawa autorskie. Np. nie zdawałem sobie sprawy jak podobni do siebie byli członkowie Doom Patrol i X-Men, oraz jakie kontrowersje towarzyszyły zbieżności ich przygód (ale tak to jest jak nie było po polsku komiksów z Doom Patrol). Posądzenia o plagiat były to przytaczane, to oddalane przez zbytnią zbieżność w czasie. Sprawa była bardziej zagadkowa niż powstanie Man i Swamp Thinga. :) Niezwykle przyjemnie poczytać też o tym jaki sukces odniósł Roy Thomas adaptując i pisząc scenariusze do marvelowskiego Conana. Czyli serii jaką możemy się teraz rozkoszować, dzięki tegorocznej Kolekcji Hachette o tym bohaterze.

Autor jednak zwraca uwagę na szczegóły które mogłem pominąć przy lekturze poprzedniej pozycji. Mała liczba tytułów pozwoliła Stanowi Lee utrzymać spójność tego świata. Zarządzał tym tak logicznie, dzięki czemu zdołał zbudować zaufanie fanów i zgromadzić ich dużą liczbę. Potem nawet gdy to wszystko zaczęło się rozłazić i rozrastać, fani ciągle pamiętali o wspólnym pniu. Natomiast w DC niespójność zataczała przez powojenne lata coraz szersze kręgi, robił się większy bałagan i dopiero "Kryzys na Nieskończonych Ziemiach" z 1985 roku wygarną wszelkie śmieci. A wcześniej była to konfederacja wielu udzielnych i niezależnych księstw.

Rozwalają ze śmiechu przytoczone absurdy jakie roiły się w głowach panów redaktorów. Jak np ten, że to przez czerwień na okładkach sprzedaje się więcej komiksów. W ogóle cała okładkologia była śmiechu warta. Albo twierdzenie Irwina Donenfelda, że dzieciaki wchodziły do sklepu chcąc kupić komiks DC, ale przy półce mieszało im się w głowach i brały Marvele przez pomyłkę. Teraz już wiem skąd w CD-Action gdzieś na przełomie wieków Smuggler zaczerpną podobny tekst.  Albo tekst o tym, że DC ma komiksy lepsze od Marvela pod każdym względem, poza jednym - zawartością. Cytat złoto ponownie podkreślający, że mniej liczy się dla masowego widza jak coś jest wydawane, tylko co dostajemy za tą cenę. I tu Marvel potrafił przegonić DC. Prawdziwą perełką jest też przytoczona z 2004 roku wypowiedź Bendisa, że nigdy nie nawiąże współpracy z DC. Albo niezwykle prawdziwy cytat Kevina Feige, że by filmy były dobre, wystarczy trzymać się materiału źródłowego, bo same komiksy też są dobre.

Możemy poznać losy i wydarzenia z życia sławnych postaci w komiksach. Np. początki znanego nam Jima Shootera, który zaczynał w DC, próbując tchnąć w nich życie bujnie prezentowane przez ówczesny Marvel. Choć potem jego przejście do Marvela wiązało się z przeniesieniem tam również dyscypliny z DC. Nie analizowałem wcześniej tej kwestii, bardziej uważając Trouble Shootera za osobę chcącą zainstalować czujniki dymu w piekle. Albo kulisy pozyskiwania Franka Millera przez oba wydawnictwa. I znowu cieszę się, że już niedługo sami będziemy mogli zobaczyć chociaż początek Sagi o Elektrze, którą wreszcie po polsku wyda Hachette w Superbohaterach Marvela. Spodobał mi się przytoczony niesławny wywiad Joe Quesady z 2002 roku, mówiący m.in że DC [dalej] nie potrafi wykorzystać potencjału swoich gwiazd. Jak pokazują filmy z DCU, ta sytuacja trwa do dzisiaj. Czyżby klątwa Quesady?

Cały rozdział poświęcono współczesnym filmom superbohaterskim. O tym jak od początku XXI w. Marvel zaczął wreszcie po 40 latach zarabiać na filmach ze swoimi postaciami. Tzn. studia zarabiały, a Marvel dopiero gdy trochę okrzepł, zaczął gromadzić stopniowo rozgrzebane prawa do swoich marek i wreszcie samemu robić filmy, we wspólnym uniwersum. Okazało się, że to idealny pomysł, pozwalający zarabiać krocie na samych filmach. A jesli doliczymy jeszcze wszelkie możliwe gadżety, to suma 4 miliardów dolarów za jaką Disney kupił Marvela w 2009 wydaje się mimo wszystko mała. DC próbowało gonić konkurenta (jak zwykle), ale po niezłej trylogii Nolana, zaczęło raczej gonić w piętkę, chcąc nadgonić w 3 lata całą dekadę budowania MCU. Czy wyjdzie z tej pułapki robienia wszystkiego na chybcika, to czas nam pokaże. Tucker tu próbował wytłumaczyć przyczyny sukcesu jednych i porażki drugich.
  
Nie wiem czemu ale autorowi zdarza się przytaczać tą samą informację kilka razy. Choćby anegdotkę o tym, że Marie Severin z Marvela miała w swoim biurze powieszoną partacką okładkę Flasha. Każdy rozdział stara się też kończyć cliffhangerem, przez co te zdanie same zaczynały przypominać slogany zaczerpnięte z komiksów z lat 40-tych. Albo używane są przesadne metafory typu "wrogość jakiej świat jeszcze nie widział" (ktoś tu spał na lekcjach historii).
  Bolą błędy redakcyjne czy też korektorskie. Np. w podpisie pod cytatem do tytułu trzeciego rozdziału, słynna Flo Steinberg stała się asystentem a nie asystentką. Zaraz potem brakuje wyraźnie słowa "sprzedać" w zdaniu o General Motors. Zamiast "towarzysza" mamy niepasujące samo słowo "towarzysz", bo "a" zostało zjedzone.

Poza tym jednak to kolejna musiszmieć pozycja. Oczywiście - brakuje ilustracji obrazujących podawane fakty. Ale akurat okładki komiksów i kadry można sobie wyszukać w internecie. A weź znajdź człowieku takie dobre i szczegółowe teksty po polsku. Gorąco namawiam do zapoznania się z tą książką. Jest kopalnią informacji, którą powinien mieć na półce każdy fan. A laik dzięki przystępnemu językowi sam mógłby się wciągnąć w temat, jeśli interesuje go fenomen i współczesny, niegasnący szał na superbohaterów.

Wydawca: Agora
Tłumaczenie: Krzysztof Kurek
Redakcja: Paweł Sajewicz
Korekta: Jacek Bławdziewicz
Liczba stron: 450
Okładka twarda
Ocena: 8/10 Znak jakości 8azyliszka

Suplementem do tego wszystkiego jest tekst Szokiego w najnowszym CD-Action 6/2018. Na 7 stronach błyskawicznie streścił historię samego Marvela. Dla mnie był to zbiór informacji już znanych, poza tym, że Avi Arad wparował na zebranie zarządu Marvela i swoimi krzykami i natchnioną mową, uratował Marvel przed sprzedażą rekinowi biznesu, który by go raczej rozszarpał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz