środa, 22 kwietnia 2015

Asterix Legionista (Hachette :) )

Nie wiedziałem, że mój blogowy wpis "Ave Hachette", wydawnictwo potraktuje tak dosłownie. Nie wiedziałem, że mój blog jest aż tak poczytny i znany. :) Żarty na bok - Hachette pochodzi z Francji, nic więc dziwnego, że ich dział komiksów będzie wydawał także największe dzieło francuskiej twórczości komiksowej, czyli przygody dwóch sympatycznych Galów, autorstwa Rene Goscinnego i Alberta Uderzo. Tylko my w Polsce możemy czuć się nieco zaskoczeni, bo do tej pory także ten tytuł wydawał Egmont Polska. Tylko podejrzewam, ale twarde wydanie Thorgala musiało się sprzedać naprawdę dobrze, bo jak inaczej wyjaśnić takie ruchy naszego ulubionego wydawnictwa? Egmont poprzecierał szlaki, ale ponieważ nie robi dodruków i ma fatalną dystrybucję albumów graficznych. Jak dołożymy do tego "rodzimość" postaci takich jak Lucky Luck'e i Asterix dla Hachette, to nie mogę się doczekać aż pokaże Egmontowi, gdzie raki zimują. :) Ciekawe czy za dwa lata konkurent jakoś zareaguje?

Jak zwykle dostajemy tytuły nie w kolejności chronologicznej. Lecz akurat w tym wypadku to dobrze. Historię "Przygody Gala Asterixa" oglądałem już kilka razy i znam ją na wylot. Niestety po lekturze tego tomu, przypomniałem sobie, że "Legionistę" też już widziałem. Ale mniej razy :) Drugim tomem ma być "Misja Kleopatra", którą też dobrze znam. Coś kojarzę też przygody z Normanami. Dopiero "Walka Wodzów" nic mi nie mówi - może sobie kupię.

Dla znawców tematu fabuła jest znana. Do wioski Galów przybywa piękna blondynka, w której zakochuje się Obelix. Gdy poczciwy olbrzym dowiaduje się, że ma ona narzeczonego, który został siłą wcielony do rzymskich legionów, zamiast wykorzystać sytuację, postanawia go uratować. I tak Asterix i Obelix wyruszają z misją do miasta Condate. Gdy dowiadują się, że Tragikomiks został już wysłany do Afryki, sami też zaciągają się do wojska by podążyć za nim i wyswobodzić go z niedoli.
Od pierwszej strony uderzyły mnie fantastyczne gagi, dowcipy i jednolinijkowce. Znowu - dla miłośnika to dość oczywisty fakt, ale to jest mój pierwszy czytany Asterix. Nie dam głowy - może kiedyś czytałem coś wz biblioteki szkolnej, ale dawno już tego nie pamiętam. Dlatego jestem zachwycony. Może nie samym biciem Rzymian i słynnym "Ale głupi ci Rzymianie", bo teo się spodziewałem. Za to wszystko inne mnie powaliło - przewracanie drzew, "Nie jestem głodny", "Przecież nie śpiewałem nic a nic", chodzenie po koszarach, odwołania do Bogów, tłumaczenia itd. Zdecydowanie jest to największa zaleta serii. Kto o tym nie pamiętał (jak ja), uśmieje się pewnie dwa razy bardziej. Oglądając tylko animowane przygody Galów człowiek nie zwracał uwagi na szczegóły. Dopiero w komiksie można je docenić. Bardzo podoba mi się liczba detali na wszystkich planszach i ich wręcz pietyzm. Taki Romita Jr mógłby Uderzo buty czyścić. :)

Jakość wydania jest bardzo wysoka. Sam rysunek okładkowy podoba mi się o wiele bardziej, niż w wydaniu konkurencji. Jest lśniący i kolorowy. Mamy też zdumiewającą nowość - numery stron. :) Wreszcie się doczekałem. :) Naprawdę bardzo ułatwia to nawigację. Grafika z Asterixem jest ładna, choć może trochę mała. Za to plakat jest bardzo fajny. Dobrze, że Hachette w każdej swojej kolekcji zaczyna od plakatu. Uwielbiam je, więc to dla mnie duży wabik. No i rysunki grzbietowe. Naprawdę coś w tym jest. :) W WKKM patrzę jak zahipnotyzowany odkąd ustawiłem je sobie naprzeciwko mego łóżka. A ponieważ Asterixów jest tylko trzydzieści parę tomów - jeszcze szybciej będzie można cieszyć się całą mozaiką. Mamy też przypisy, ale są poważniejsze niż te w WKKM. Francuzi mają tylko ten komiks, więc wytworzyła się cała asterixologia, w która tłumaczy nam wszelkie alegorie i powody dla których dane żarty są śmieszne. Jak ktoś lubi taki psychobełkocik, to będzie zadowolony. :) Mi się bardziej spodobał tylko historyczny opis bitwy pod Taspis, bo lubię historię.




Czyli tak - za 10 zł grzech tego nie kupić. Nawet jak się do tej pory nie miało styczności z tymi bohaterami, naprawdę można wsiąknąć od pierwszych stron. Tak więc gorąco polecam i liczę, że Hachette na raz wyda obie serie - Lucky Luke'a i Asterixa. Jedynym zagrożeniem dla tego drugiego, może być tylko fakt, że Egmont rzucił też do kiosków swoje wydanie. W miękkiej oprawie, ale tylko po 20 zł, czyli piątaka taniej niż "normalna" cena Hachette. No cóż - znowu to kupujący zdecydują swoimi portfelami, kto wygra tą zdrową, konkurencyjną rywalizację.


piątek, 17 kwietnia 2015

Flash 1x18 i Arrow 1x19

Flash 1x18 "All-Star Team-Up"


Za każdym razem jak widzę Atoma w wersji CW to przypomina mi się powyższa piosenka. Albo ten kultowy kawałek od Black Sabbath. Mało w nim komiksowego pierwowzoru, za to bardzo dużo Tony'ego Starka. Nie jest to oczywiście aż takie złe, choć chciałbym też zobaczyć trochę zmniejszania.


Odcinki 15 i 17 były bardzo dobre, bo nawiązywały do prawdziwej mocy Flasha i wątku głównego. Ten odcinek to zaś lekkie rozluźnienie i głównie aspekty humorystyczne. Mi to nie przeszkadza, bo uwielbiam onelinery i różne dowcipasy z tego serialowego universum. A jak jest Felicyty - jest zabawa.Panna Smoak przybywa razem ze swoim chłopakiem - Rayem Palmerem do Central City, by członkowie Team Flash pomogli mu podrasować jego zbroję Atoma, która się przegrzewa i ma parę innych problemów. Łotrem odcinka staje się lekko (może nawet trochę bardziej) zwariowana hakerka, która mści się na ludziach przez których straciła pracę i owoce swojej pracy w dziedzinie robotyki. Swoją zemstę realizuje przy pomocy mechanicznego roju pszczół. Trzeciorzędnym wątkiem odcinka są zaś oczywiście "problemy sercowe" Iris i Eddiego.


Od pierwszych minut króluje humor i to mi się bardzo podobało. Dobrze pokazano jak Barry jednym palcem w kilka sekund potrafi uporać się ze zwykłymi bandziorami. Klasyczna parafraza teksu "To ptak. To samolot. To mój chłopak." zawsze bawi. A potem są dalsze niezręczności między Felicyty i jej chłopakiem, czy to w STAR Labs, czy na wspólnej kolacji. Najlepszy był chyba Barry zakrywający twarz, gdy Palmer mówi o tym że nie może "go" w górze, a Felicyty zaraz dodaje że chodzi o pancerz, a nie sprawy łóżkowe, które są świetne. Jak już zostało zauważone - Brandon Ruth bardzo dobrze gra swoją rolę miliardera-playboya i ma duży potencjał komediowy. Mi to się podoba, bo tak samo błyskotliwie występował kiedyś w Chucku. Facet ma talent i nie obawiam się o jego dobrą formę w nadchodzącym spin-offie. Dodam też, że Felicyt jak zwykle wymiatała w wieczorowych kreacjach. Iris ma tą zaletę zaś, że też dobrze wygląda - jak się nic nie odzywa. :)


Łotr odcinka był taki sobie. Bug Eye Bandit grana przez Emily Kinney wyglądała bardziej na naćpaną niż szaloną - przynajmniej w moich oczach. No i te robotyczne pszczoły. Liczyłem, że w tym odcinku Flash zacznie w końcu wirować wokół własnej osi, albo tworzyć wiry rękoma by odepchnąć rój od siebie. Niestety nic z tego nie było. A jak odnalazł sprawczynię w jej norze, to zamiast od razu przykuć ją do fotela, czekał aż przywoła pszczoły i uciekał czekając aż Felicyty coś zrobi (ona akurat była dobra w tym hakerskim pojedynku, bo ciągle rzucała swoimi tekstami). Strasznie nielogiczne to było. Iris irytowała przez cały odcinek zachowując się jak rozkapryszona nastolatka. Ale to CW w którym jest pełno takich postaci kobiecych, by ich teen drama mogło się "rozwijać". Barry bardzo źle też ukrywał swoje uczucia do Harrisona Wellsa. I ten dowie się wszystkiego już w następnym odcinku, to będzie to wina właśnie jego a nie Cisco czy Caitlin.


Ostatnią nielogicznością było to, że tylko Cisco odczuwał temporalne wizje i że tylko on miał przebłyski tego co się wydarzyło w poprzedniej linii czasu. Ale dlaczego tylko on a nie wszyscy? Nawet jeśli przypisać to bliskimi kontaktami z dwoma speedsterami, to Catlin, Joe a przede wszystkim sam Reverse Flash powinien też mieć coś takiego. Jasne to bardzo pomaga głównemu bohaterowi przekonać swoich przyjaciół, ale na razie dla mnie, to się kupy nie trzyma.

Arrow 3x19 "Broken Arrow"

Podobnie jak w Central City - mimo niby poważniejszych tematów i "dramatycznych" wydarzeń, w tym odcinku Arrow jest dużo humoru. Znowu dzięki Palmerowi i Felicyty. Rozwaliła mnie ta sytuacja gdy Ray mówi "Super, mamy Team-Up. Piąteczka", a Oliver "Nie nazywaj tego team-up'em". Ale najlepsze chyba było mordercze spojrzenie Felicyt do Olivera, gdy ten powiedział, że "Jest spora szansa, że ty i Palmer jesteście spokrewnieni".


Kontynuowana jest szopka, że Roy Harper przyznaje się, że to on był Arrowem. Dzięki pomocy Laurel, kapitan Lance musi wypuścić Olivera z aresztu, ale sam nie daje za wygraną. Przeszukuje i apartament i klub, który formalnie należy do Thei. Dużym zaskoczeniem dla mnie było to, że nie usunięto większej ilości sprzętu z ArrowCave. SCPD weszła i zabrała wszystko. Oliver miotał się przez cały odcinek, bo chciał biec i wyciągać Harpera z więzienia. Ten zaś użalał się nad sobą, bo uważał, że zasłużył na więzienie, za zabicie tego policjanta, gdy był pod wpływem miraculu. Na dodatek w Starling City pojawił się nowy meta człowiek, któremu Oliver nie mógł się otwarcie przeciwstawić. Musiał współpracować i polegać na Atomie.


Palmer jeszcze wiele musi się nauczyć w profesji superbohaterskiej. Jest ciągle nieporadny i zbiera niezłe bęcki. A te jego promienie z rąk, to chyba zimne ognie, bo nie robiły krzywdy ani pszczołom, ani Deathboltowi. A podczas walki wręcz z łotrem wyszło jak strasznie ta zbroja jest wolna i nieporęczna. Ledwo udało się pokonać przeciwnika i to przy pomocy Olivera. Oj chyba naprawdę przydałby się tutaj Extremis by poprawić ogólną mobilność i możliwości zbroi. :)


Punktem kulminacyjnym odcinka było odejście Roya Harpera z serialu. Co w ogóle jest bez sensu. W komiksach Roy i Oliver byli nierozłączni. Byli partnerami w walce o sprawiedliwość. Wytworzyła się między nimi braterska wręcz więź i każdy był bez chwili wahania poświęcać się czy oddać życie za drugiego. W serialu niestety tego w ogóle nie pokazano. Nie było dobrego uzasadnienia dlaczego razem walczą i przyjaźnią się. Bardziej pokazywano miłość Roya i Thei. Myślałem, że ok, przecież jest czas i jeszcze wszystko zostanie pokazane. A tu szast prast i dziękujemy panie Harper. Naprawdę słaabooo to wyszło. Będę musiał do końca przeczytać tą serię komiksową będącą niby sezonem 2.5 tego serialu. Flashbacki można spokojnie pominąć, bo niewiele wnosiły. Akcja w Hongkongu szykuje się dopiero w następnym odcinku.


I kiedy już myślałem, że to Roy będzie potrzebował Lazarus Pit, zjawił się Rash Al Gul z ostatecznym argumentem przekonywującym Olivera, by ten przyjął jego ofertę. Niby zaskoczenie ale niezbyt duże. Zobaczymy co będzie za tydzień, choć niestety już teraz można powiedzieć, że 3 sezon Arrow okazał się najsłabszy ze wszystkich dotychczasowych. :/

czwartek, 16 kwietnia 2015

Autorska wizja co rząd powinien zrobić by poprawić sytuację w Polsce

"Niedobrze panowie, niedobrze. Bo jak ma być dobrze, jak jest niedobrze"

Mimo niewątpliwych sukcesów jakie Polska osiągnęła w ciągu 25 lat, nasz kraj ciągle trapią niezliczone problemy. Społeczeństwo radzi sobie z nimi jak może. Głównie nie dzięki pomocy i działań rządu a właśnie pomimo ich. Ostatnim błędem premiera Tuska było NIE ROZPISANIE przedterminowych wyborów parlamentarnych. W efekcie premier Kopacz mając przed sobą 3 kampanie wyborcze, traci kolejny rok nic nie robiąc, by bardzo nie narazić się nikomu, przeczołgać się i wygrać kolejne wybory ponownie strasząc opozycją. W takiej sytuacji ja mam parę pomysłów co powinno się zrobić, co wszyscy wiedzą, że powinno się zrobić, ale się tego nie robi bo to by uderzało w interesy silnych grup nacisku.

  1. Pierwszą i podstawową rzeczą jest obniżka podatków. Rządzący mówią, że nominalne stawki podatków w Polsce są niskie. Ale nie w stosunku do naszych zarobków, które są minimum cztery razy niższe niż na zachodzie. Dzień wolności podatkowej wypada u nas dopiero w połowie czerwca, czyli realnie państwo zabiera nam około połowy naszych przychodów. A co gorsza usługi państwowe finansowane z tych podatków wcale nie są adekwatne do ponoszonych na nie nakładów. Kiedyś ja głosowałem na PO bo miała prosty, skuteczny, genialny pomysł - trzy równe stawki podatku VAT, PIT i CIT w wysokości 15% każdy. Bez żadnych ulg, czy przywilejów. Właśnie coś takiego należy wprowadzić jak najszybciej. Jak pokazują nawet nasze własne przykłady (obniżka CITu do 19%, obniżka akcyzy na wódkę o 30%, obniżka podatku od wynajmu do 8.5%) takie ruchy powodują nie spadek, a nawet lekki wzrost wpływów podatkowych. Bo bzdurne przepisy wytworzyły w naszym kraju olbrzymią szarą strefę, z którą aparat państwowy nie potrafi, nie chce, nie umie walczyć. To samo z innym podatkami. Chciałbym by przestano obliczać VAT od kwotowej akcyzy, by zmniejszono akcyzę na wszystko co się da i zlikwidowano tam gdzie UE jej nie wymaga, zlikwidować opłatę paliwową i opłatę na zwiększone zapasy zawarte w cenie paliwa. Podatek od psa, podatek od czynności cywilno-prawnych dla osób fizycznych, podatek Belki mógłby być pobierany tylko od kwot powyżej 50 tyś zł, podatek od nieruchomości powinien być naliczany dopiero od lokali powyżej 80 m2 itd. Ogólnie - podatki powinny być niskie i proste by ludzie chętniej i powszechnie je płacili.
  2. Liberalizacja kodeksu pracy. Śmieciowe umowy cywilne pojawiły się dlatego, że przepisy i koszty pracy nie przystają do rzeczywistości społeczno-ekonomicznej kraju. Co mi z tego, że niby kodeks pracy daje mi masę uprawnień i praw, skoro na etat nikt nie chce mnie zatrudnić? W efekcie cofnęliśmy się do XIX w. i pozornie równych stosunków cywilnych pracodawca-pracownik a de facto wykorzystywania jednych przez drugich. Prawo pracy miało to zmienić i wziąć pod ochronę pracowników. Ale jeśli bez żadnych konsekwencji można go nie stosować to i urzędowe podniesienie płacy minimalnej do 2500 zł nic nie pomoże, bo nikt tego nie będzie stosować. Trzeba znieść też wszelkie przywileje pracownicze i związkowe które są przeżytkami socjalizmu i na które mają się zrzucać wszyscy inni podatnicy. Koronnym przykładem jest tu górnictwo, które strajkami ciągle zabiera innym kolejne miliardy złotych. Ale to samo trzeba zrobić u nauczycieli z ich Kartą, bo jest ich za dużo w stosunku do liczby dzieci. Przez pakiety socjalne energetyków nasz prąd jest droższy niż w niektórych krajach zachodnich. No i podatkowy przywilej dziennikarzy, artystów i naukowców z państwowych uczelni którzy płacą mają aż 50% ulgę kosztów uzysku i płacą niższe podatki.
  3. Reforma emerytur mundurowych powinna objąć wszystkich pracowników od razu, a nie tylko tych zatrudnionych po 1 stycznia 2013. Itd. itp. Skończyć z grupami uprzywilejowanymi. A związki zawodowe powinny też stracić swoje przywileje i zmienić swój charakter. Nie ograniczać się do danego zakładu pracy – czyli zwykle państwowego, których jest coraz mniej. Powinny działać na danym terytorium jak samorządy wolnych zawodów, czyli skupiać wszystkich chętnych i walczyć o interesy swoich członków w sporach z pracodawcami.
  4. Po ułatwieniach prawnych w możliwości zwolnień, należy masowo zwalniać w administracji państwowej. Tysiącami, dziesiątkami tysięcy. W ministerstwach, NFZ, ZUSie, zlikwidować fizycznie KRUS, zwalniać w Urzędach Skarbowych (po uproszczeniu podatków) PUPach, MOPSach itd. Liczba urzędników sięgnęła już 600 tyś osób. 3 razy więcej niż policja i wojsko razem wzięte. A w samorządach jest ich kolejne kilkaset tysięcy. Ale najgorsze w nich jest to, że wcale nie pomagają ludziom. Że ich głównym zajęciem jest tylko picie kawy, siedzenie za biurkiem i przekładanie papierków. Że nie wnoszą nic od siebie a tylko redystrybuują dobra. Jeju jak o tym myślę to mnie za każdym razem żyłka na czole wyskakuje. Ponad 60 mld zł rocznie idzie na same pensje dla urzędników. A jeszcze koszty ich utrzymania i wydatki na takie rzeczy jak meble czy samochody. Nie ma co się dziwić, że nie ma pieniędzy na leczenie ludzi czy budowę dróg. A ich liczba ciągle rośnie i rośnie – jak zadłużenie państwa. I ciągle nic z nich nie mamy.



    Ukrócenie marnotrawstwa w wydatkach publicznych to komunał, ale to w końcu trzeba zrobić. Z ministerstw urzędów i agencji co raz wyciekają pieniądze na różne bzdurne cele. W mijającej kadencji chyba najbardziej kuriozalny był rachunek na 4 mln zł za meble do ministerstwa sprawiedliwości. A takich rzeczy jest więcej. Tu wchodzą w grę także zmiany ustrojowe – likwidacja zbędnego i kosztownego senatu i KRRiT  na początek.



    Uproszczenie prawa, likwidacja zbędnych przepisów służących tylko prześladowaniu uczciwych ludzi. Dość z dowolnością interpretacji przepisów przez US i możliwością domiaru 5 lat wstecz. Zlikwidować trzeba różne koncesje, pozwolenia i licencje utrudniające prowadzenie działalności gospodarczej – licencje taksówkarskie w pierwszym rzędzie. VAT powinien być pobierany dopiero gdy kontrahent zapłaci za  towar. Nowo zakładane firmy podatki powinny płacić po 3 miesiącach a nie od razu, kiedy jeszcze zysków nie mają. No i opodatkowanie pracy musi się zmniejszyć. Jak już wspominałem – to jest największy garb, przez który jest tyle śmieciówek, są niskie pensje a ludzie wyjeżdżają na emigrację.

    To tylko podstawowe, najpilniejsze rzeczy które polski rząd powinien przeprowadzić by poprawić sytuację gospodarczą w kraju. Najważniejsza jest gospodarka i wpływ państwa na nią. Jeśli by się udało ją rozruszać do maksymalnych możliwości, zdjąć z niej garb biurokratyczno-urzędniczy, sprawić by dochody państwa rosły dzięki rozsądkowi i pracy przedsiębiorców i obywateli a nie przez ograbianie podatników, to resztę problemów też dałoby się rozwiązać. Powyższe ruchy są dość oczywiste. Problemem jest to, że rządzący myślą, że będą dalej i dalej grabić pod siebie, a wszystko "samo się: naprawi, przyjdzie koniunktura a zasługi będzie można przypisać sobie. :/ Kurczę minister zdrowia pewnie ciągle liczy na to, że ludzie przestaną w końcu chorować i wtedy sytuacja byłaby lepsza. :/

niedziela, 12 kwietnia 2015

Daredevil od Netflixa Sezon 1

Spoilery Spoilery Spoilery

To, że Netflix potrafi robić bardzo dobre seriale, wiemy od chwili gdy wypuścił 1 sezon swojego remake'u House of Cards. I tak się dziwnie złożyło, że następne jego projekty również były dobre lub bardzo dobre. Może Hemlock Grove nie przebił się do świadomości (ja sam jeszcze tego nie widziałem), ale "Orange is the New Black", 6 sezon Wojen Klonów czy kolejne części przygód Franka Underwooda utrzymywały swoją popularność i wysoką jakość. Ale dopiero współpraca z Marvelem (przynajmniej dla mnie) była ostatecznym testem czy ta platforma cyfrowa (a nie "prawdziwa" stacja telewizyjna) naprawdę potrafi robić wielkie i dobre rzeczy, czy po prostu miała szczęście, które miało się skończyć.

Bez owijania w bawełnę - udało się. Netflix kolejny raz udowodnił, że potęgą jest i basta. Więcej, moim zdaniem tak właśnie powinny wyglądać wszystkie komiksowe seriale i filmy. Fabuła całego sezonu to kolejny origin. Patrzymy na sam początek kariery Daredevila, która rozpoczyna się razem z początkiem praktyki adwokackiej Matta Murdocka. Bohater nie może już znieść fali przestępczości która dzieje się w jego dzielnicy Nowego Yorku - Hell's Kitchen. Problemem jest to, że Wilson Fisk - nowy przestępczy boss, do spółki z yakuzą, triadami i ruską mafią, chcą zniszczyć większą część budynków dzielnicy, by przebudować ją według swego pomysłu. Nie licząc się oczywiście z życiem dotychczasowych mieszkańców. I tak ubrany na czarno, zamaskowany, samotny mściciel staje do tej nierównej walki.


Pierwszą rzeczą która rzuca się w oczy są świetnie zrealizowane sekwencje walk. Szybkie, brutalne, widowiskowe a jednocześnie trochę realistyczne. Jak na komiks oczywiście. Bo w przeciwieństwie do innych produkcji akcji, szeregowi łotrzy nie padają od dwóch - trzech ciosów. Każde starcie jest dłuższe niż przyzwyczaiła nas "Zabójcza Broń" czy "Liberator". Daredevill męczy się, otrzymuje obrażenia, czasem pada pod naporem przeciwników. A potem rany musi mu opatrywać Nocna Pielęgniarka. Naprawdę przyjemnie się to ogląda. Mi zabrakło tylko większej ilości bullet time'u w niektórych momentach. Sceny rzucania pałkami czy unikania kul aż się oto prosiły.


Drugą i najlepszą rzeczą jest to - że "Daredevil" jest dość głęboko osadzony na i w swoim komiksowym pierwowzorze. Błyszczy jak wielka gwiazda na nocnym niebie. Po weekendowym seansie cała reszta przedstawicieli gatunku wiele traci w porównaniu do niego. Ale co ja poradzę na to, że ani Green Arrow, ani Flash nie mieli wielu (jeśli w ogóle) polskich wersji językowych swoich przygód? Wszystko oczywiście przez to, że Eaglemoss Polska ciągle jeszcze nie wydaje naszej wersji Kolekcji DC (muszę do nich kolejnego maila napisać). A pierwszy komiks o Inhumans (którzy teraz występują w "SHIELD") będzie w polskiej WKKM dopiero w styczniu 2017 roku. Dobrze, że chociaż Ultron od Hachette wychodzące już 29 lipca tego roku. Wreszcie ktoś odszedł od "realistycznego" (phi) spojrzenia Christophera Nolaana i sięgną prawdziwych do źródeł.


Bo serial o Diabełku ma masę nawiązań do komiksów, które ukazały się po polsku i które ja czytałem. Dzięki temu seans był o wiele lepszy gdy wiedziało się skąd dane smaczki pochodzą. Najwięcej czerpane jest z kultowego tytułu "Daredevil: The Men without a fear", w którym to wielki artysta i scenarzysta ze świata komiksu - Frank Miller, na nowo opisuje origin tej postaci. Nie cierpię tych wszystkich początków, ale co zrobisz? Dobrze zaadaptowano i pierwszy kostium Matta Murdocka - cały czarny, przypominający nieco pidżamę ninja, śmierć jego ojca, trening przez Sticka i to jak Kingpin poświęca swego ojca. Drugim źródłem, jest "Daredevil: Yellow" (wydanie od Muchy już za miesiąc), w którym Tim Sale i Jeph Loeb (w latach 2001-2002) ponownie przedstawiają origin bohatera. W serialu widoczny jest głównie motyw nieśmiałych zalotów Foggiego do Karen i trudnych, pionierskich początków kancelarii Nelson i Murdock. Komiks Franka Millera (ponownie) "Daredevil: Born Again" jest uznawany za najlepszą historię z tym bohaterem. Dzieło Netflixa zaczerpnęło z niego głównie ostateczne starcie Wilsona Fiska z Mattem Murdockiem, zniszczenia poczynione w Hell's Kitchen, narkotykową przeszłość Karen czy choćby krótkie słówko "Reborn", które Kingpin rzucił mówiąc o swoich planach przebudowy NYC. I w ogóle mamy wiele innych nawiązań - czerwone okulary i podkreślanie katolickości z "Diabła Stróża", wojownika ninja z organizacji "The Hand", Fisk w więzieniu (z bardziej współczesnych opowieści) oraz wszystkie inne motywy, których nie wyłapałem, bo za mało czytałem komiksów o Daredevilu.


Także obsadę należy pochwalić. Do tej pory znałem tylko Deborah Ann Woll, która wcześniej grała Jessickę w "True Blood". Z tego powodu  niezbyt widziałem ją w tak kluczowej roli, jak Karen Paige. Na szczęście dała radę. Charlie Cox w głównej roli był świetny. Szkoda tylko, że bardziej mu włosów nie pofarbowali. Były trochę za ciemne jak na mój gust. No i Wilson Fisk. Może trochę za mało potężny był, może trochę przesadzał z chropowatością swojego głosu. Ale na zbliżeniach, jego twarz była idealna. Aktor Vincent D'Onofrio świetnie oddał to miotanie się postaci, między jego planami, miłością do kobiety a brutalnością w sposobie działania. Scena rozwalenia ruskiemu głowy drzwiami od SUV - świetna. Pewnie za bardzo idealizuję ale IMHO niedoścignioną kreacją Kingpina była ta ze "Spider-Mana TAS". O czarnej wersji z filmu z 2003 roku, wolę nie wspominać. Wolałbym bym też jego prawą ręką był George (postać z "Punisher: Ostatnie Dni"), ale Wesley też mi się podobał. Jedyny zgrzyt to czarny Ben Urich. To zmarszczone czoło, okulary i broda były świetne. Tylko dlaczego zrobili z niego czarnego?? I nie o to chodzi, że jestem rasistą. Za rok wyjdzie "Luke Cage" i tam wszystkie postacie mogą sobie być czarne bo facet zaczynał w czarnych dzielnicach. Ale w zgodzie z prawdą historyczną Ben Urich był białym mężczyzną i taki powinien być też w serialu. Błędem dla mnie było też, że usunięto na koniec tą postać z całego MCU. Szkoda - mógłby się przydać choćby w nadchodzącej "Civil War".


Podobały mi się humorystyczne kwestie - głównie Foggiego ale nie tylko. Nie było ich za dużo ale wprowadzały pewne rozluźnienie między emocjonalnymi wydarzeniami. Świetnie zrealizowano bardzo klimatyczną czołówkę okraszoną piękną ścieżką dźwiękową. W niej też było nawiązanie do komiksów. Murdock z tylko przepaską na oczach jest jakby z "1602" wyjęty.  Podobała mi się też choćby ta sekwencja scen na koniec pierwszego odcinka, zapowiadająca z czym się będzie mierzył główny bohater. Dobre były też niewielkie odniesienia do Avengers i tego co się działo wcześniej w MCU. Choćby Clare mówiąca o typie miliardera playboya o którym tyle się teraz słyszy.


Wad było naprawdę niewiele. Mi szczególnie nie podeszło to, że jest to origin i że przez prawie cały serial Matt biega w tym pierwszym kostiumie, a prawdziwy zakłada na 15 minut przed końcem sezonu. Ja wiem, że tak było w komiksie Millera, ale chciałbym więcej Diabełka w pełnym rynsztunku. Maska na twarzy była czarna, zamiast czerwona - mam nadzieję, że w "Defenders" to zmienią. Trochę też głupio wyszło, że 30 lat zmagań z Kingpinem (a ten pseudonim w ogóle nie padł) upchnięto w zaledwie 13 odcinkach. To przecież powinna być akcja rozciągnięta w czasie. Niestety z powodu napiętego harmonogramu (co pół roku nowa postać) Fisk wylądował w więzieniu już teraz. Tyle dobrego, że nie poznał tajnej tożsamości Murdocka. choć tuż przed jego wsadzeniem zrobiono to trochę zbyt naiwnie i po łebkach. Facet miał w kieszeni pół miasta i policji, ale z FBI przekupił tylko jednego gościa? Ta organizacja jak rycerze na białym koniu przybyła z odsieczą i wszystkich zgarnęła, bo korupcja i zepsucie jej się nie imało. Bitch, please. :) I ja wiem, że to serial o niewidomym bohaterze. Ale czy musiał być aż tak ciemny? Ja muszę korzystać ze wzroku, a nie z sonaru, więc aż takie przyciemnienie, nie było mi w smak. Musiałem gammę na monitorze podkręcać, by było widać więcej, niż tylko zamazane kontury. Nawet sala sądowa była niedoświetlona. Dobrze też że oszczędzono nam scen pakującego Kingpina w samych slipkach - zawsze wydawały mi się trochę za bardzo kiczowate.


Ale to są drobiazgi. Wszystko można poprawić w kolejnych pozycjach. I ewentualnym 2 sezonie samego Daredevila, bo przecież Hand, Elektra, Bullseye i Punisher tylko czekają. Serial i Netfix okazały się wielkie. Naprawdę wielkie. Każdy miłośnik tego typu produkcji powinien ją obejrzeć i zachwycać się jak ja. Teraz zaś z niecierpliwością czekam na listopad i "A.K.A. Jessica Jones".

czwartek, 2 kwietnia 2015

Flash 1x17 Arrow 1x18

Flash 1x17 "Tricksters"

AWESOME!
Bo ile razy można WOW pisać? Tak jak w filmie "Głupi i Głupszy 1" - tydzień temu scenarzyści i producenci kompletnie nas zawiedli, resetując wszystkie świetne sceny z odcinka "Out of Time". Ale teraz kompletnie się zrehabilitowali najnowszą odsłoną przygód najszybszego człowieka na Ziemi.


Już pierwsze sceny to kolejny, kompletny mindblowing dla fana. Wreszcie widzimy z detalami starcie sprzed 15 lat. Jak przyszły Flash uratował swoją młodszą wersję z rąk Reverse Flasha. Naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie, nawet mimo nieco zbytniego komputerowego podrasowania postaci. Potem mamy odpowiedź jak to możliwe, że Harrison Wells i Eobard Thrawne to jedna postać (kolejna świetna scena). Ale znowu nasuwają się nielogiczności i pytania o fabułę. Dlaczego zaraz po tym gdy uratował małego siebie, Flash nie ruszył w pogoń za Prof Zoomem? Skoczył znowu w przyszłość, zostawiając swego wroga w przeszłości? Przecież to bardzo niebezpieczne by było. A może porwał go od razu Flashpoint Paradox? A Zoom - jak on może znowu biegać, skoro nie mógł? Moją teorią jest to, że ten napierśnik, który skonstruował, "podkrada" moc prędkości od Flasha i dzięki temu Reverse Flash może znowu superszybko biegać. Ale dopiero gdy Barry na stałe podczepi się do Speedforce, zbierze się tyle mocy, by Thrawne mógł ponownie przełamać barierę czasu.


Także łotr odcinka był ciekawie przedstawiony i poprowadzony. Oczywiście najpierw mamy zrzynki z innych produkcji. Scena z bombami nad placem zabaw trochę przypomina sekwencję z jednego odcinka 1 sezonu Superman TAS, a sceny w więzieniu to jawne nawiązanie do "Milczenia Owiec" (ostatnio obecne także choćby w "The Following"). Sam zaś Trickster to mieszanka Jokera i Toymana (wrogów Batmana i Supermana), polana odrobiną sosu Jima Carreya z "Batman Forever". Ale nic to - świetnie to zrealizowano i zagrano. Szybko sprawdziłem - Mark Hamill naprawdę grał Trickstera we Flashu z 1990. Kolejny argument bym w końcu obejrzał tamten serial (na razie utknąłem na 2 odcinku ). Po finale 1 sezonu z pewnością to nadrobię. A Luke Skywalker zagrał świetnie. Genialnie sparodiował sceny z Gwiezdnych Wojen - Nooooooo! i "I'm your father". Popłakałem się ze śmiechu gdy je zobaczyłem. Także dowcipy nawiązujące do Breaking Bad czy Speeda były bardzo dobre. Tym razem wielkie brawa dla scenarzystów i podziękowania dla aktora, który zgodził się powrócić do starej roli.


Pomniejsze wątki również nieźle się rozwijają. Cold wie, Tatuś wie, Eddie wie, Wells coraz bliższy poznania tego, że Barry wie, że on to on. Czyżby jego sekretna tożsamość miała niedługo implodować jak w Smallville "Infamous"? Czy zostanie to naprawione kolejną podróżą w czasie? Naprawdę - nie mogę się doczekać kolejnych odcinków. Ale nowego trailera nie oglądam, by nie psuć sobie przyszłego seansu.


Arrow 1x18 "Public Enemy"

Arrow powoli wychodzi  z dołka, pełnego mułu fabularnego, w którym tkwił w ostatnim czasie. Coś się wreszcie dzieje, bohaterowie zaczynają działać, a nie tylko stać i użalać się nad sobą. Choć znowu jest wtórność fabularna - nagonka przestępców na bohatera, ujawnienie tożsamości, chaos na ulicach - epizod czerpie pełnymi garściami znowu ze Smallville 8x15 "Infamous" i "Batman: Dark Knight". Porządnie mnie już wkurza ten motyw - jak nie wiesz co robić, zerżnij i przerób sceny od Nolana. No i to zakończenie ala "I'm Spartacus". Wpływ na scenariusz obsady hitu stacji Starz, jest zbyt duży. :)


Ale podobał mi się ten i poprzedni odcinek. Felicyty znowu mimowolnie rzuca podtekstami. Widząc ponownie jej matkę na ekranie, nie trudno zgadnąć po kim to ma. Palmer powinien ciągle ulepszać swój kostium. Niech weźmie przykład z Iron Mana, który dzięki Extremisowi, nakładał swoją zbroję w sekundy i mógł ją zawsze mieć pod ręką. Gdyby Ray miał taki ficzer, nie zostałby poważnie ranny. Na szczęście od czego są nanoboty? Thei się polepszyło bo się przespała z Royem. Potwierdza się teza, że seks to najlepsze lekarstwo na zły nastrój. :) Trochę wkurza postawa Masseo, który dopiero co uratował Oliverowi życie, by teraz je niszczyć. No jasne, jasne - on tylko wykonuje rozkazy.


No i ta postawa kapitana Lance'a. Laurel ma rację - czuł się zdradzony i oszukany. Swój ból przemienia we wściekłość i obwinianie Arrowa. A Olivier z pokorą i swoją drewnianą miną męczennika bierze wszystko na siebie. Tandetne to trochę, ale powtarzam - przynajmniej akcja poszła do przodu. Sezon zaraz się kończy i ja mam już dość tych słabych fillerów. Tym bardziej, że jeszcze Sarę do spin-offa trzeba wskrzesić.