piątek, 13 lipca 2018

WKKM 143 Deadpool i Goście

Po wielkiej wpadce z powtórzeniem w WKKM 140 tego samego komiksu z Punisherem, który był w SBM 19, tym razem Hachette uniknęło ponownej kompromitacji. Na szczęście nie dali nam kolejny raz "Sucide Kings", choć takie plotki krążyły o tym tomie. Chciałbym wierzyć, że to mój mail, który napisałem do wydawnictwa w okolicach wydania "Kręgu Krwi" zapobiegł kolejnemu dublowi. Ale pewnie nie dowiemy się jak było naprawdę i skąd się wziął burdel oraz brak wymiany informacji, pomiędzy dwoma sąsiednimi zespołami obu kolekcji. W każdym razie cieszę się że dostaliśmy premierowego Deadpoola. Jeśli sprzedaż będzie się utrzymywać na dobrym poziomie, to te historie trafią do egmontowego Deadpool Classic w końcu. Tylko ja nie wiem, czy dożyję premiery tego tomu - aż tak zdrowy nie jestem. Z przyjemnością więc kupiłem jedynie słuszne wydanie.


Jak sam tytuł wskazuje, zaprezentowana nam seria opowiada o przygodach Deadpoola z innymi herosami Marvela. Mieliśmy już taki tom poświęcony Spider-Manowi, a teraz dostajemy cykl z Wade'm. I to dość świeży bo z 2009 roku. Od drugiej strony atakuje nas już typowo dedpoolowy humor, czyli dialogi wewnętrzne z różnymi jego aspektami, albo i świadomościami z jego głowy. I mi się to czyta świetnie. Tego typu żarty zawsze wprawiają mnie w dobry humor. Nie wiem czemu, ale skoro sam Deadpool nie rozumie fenomenu swojej popularności, to tym bardziej ja go nie znam. Niestety początkowe dobre wrażenie szybko mija i potem są już głównie słabiutkie żarty. Czułem się jakbym czytał te egmontowe klasyki od Kellego, gdzie ilość dowciapów nie przechodzi w jakość. Scenarzyści próbowali serwować nam charakterystyczne dla najemnika żarty. Ale niezbyt dobrze im to wyszło. Nie pomogły też tak sobie dobrani kompani. Tego Truckera czy Braci Zapatas w ogóle nie kojarzyłem. Historyjka z Herculesem była tylko poprawna. Z Franken Castlem wzbudziła tylko mój żal, że jego przygód ciągle nie ma po polsku. A Kapitan Brytania tylko zaostrzył mi apetyt na nadchodzący tom SBM z Czarnym Rycerzem.


Nie pomaga to, że te przygody są zaledwie jednozeszytowe. Nie pozwalają się rozwinąć ani Deadpoolowi ani jego partnerom. Robione są w formie komiksowych gagów. Tylko jak mnie one nie śmieszą, to spada cała przyjemność z lektury. Mamy to jakiś prosty konwój. A to wpadnięcie w pułapkę, a to jakieś mało znaczące zlecenie, pełne nieporozumień. Nic emocjonującego, nic co by mnie urzekło. I piszę te słowa ze smutkiem, jako oczywisty fan Wade'a. Wyszło, że nie każdy twórca potrafi mnie tak ująć jak run Pohsena i Dugana.


Różni scenarzyści, to i różni rysownicy. W sumie wyszła taka mała antologia. Obrazki są poprawne i potrafią cieszyć oko. Nie spadają poniżej pewnego poziomu i to jest plus. Można sobie chociaż popatrzeć na atrakcyjne ujęcia, pełne akcji i wigoru. Spodobał mi się też wywiad w Liebfieldem w dodatkach. Facet dalej budzi mój uśmiech i szacunek za dystans do siebie i nie przejmowanie się krytyką. No rysuje jak rysuje - jednym się jego styl spodoba, innym nie, nie ma co się spinać.


Niestety ten tom to rozczarowanie i nie umywa się do "Wojny Wade'a Wilsona". Znaczy wiadomo że ja i tak każdy numer kupię, ale polecić go mogę tylko stanowczym fanom Deadpoola, którzy chcą mieć z nim wszystko. Reszta może odpuścić. Może druga część będzie lepsza.

@EDIT
Drugi tom niestety jest na tym samym mocno średnim poziomie co pierwszy. Niezłe rysunki i mało śmieszne scenariusze. Wyjątkiem jest ostatni zeszyt ze współudziałem Iron Fista. Wystarczyło dodać dowcip, że Deadpool jest mylony ze Spider-Manem, lepsze łamanie 4 ściany, wspomnienie Luka Cage'a i już czytało się to o wiele lepiej. No szkoda, że tak nie napisano innych przygód zaprezentowanych nam w tej serii. Suicide Kings też było od tego lepsze.

Ocena: 6/10