piątek, 31 lipca 2015

All New X-Men: Wczorajsi X-Men


Ten komiks uczy by naprawdę nigdy nie oceniać książki po okładce i krótkim opisie fabuły. Do Briana Michaela Bendisa mam stosunek raczej negatywny. Świetnie wyszedł mu początek New Avengers, ale potem nie potrafił utrzymać jakości w kolejnych zeszytach. Cały Świat Ultimate uważam za skok na kasę. Współtworzona przez niego Civil War to porażka. Secret Invasion i Siege były średnie. Wspaniale rozwiazał kwestię mutantów w "House of M" by potem koncertowo wszystko zepsuć i przywrócić do stanu początkowego w "Avengers vs X-Men". Dlatego jak pies do jeża podszedłem do jego nowej serii.


Niedużo jest naprawdę dobrych komiksów, trzymających poziom od początku, do końca. Czytałem już wiele historii, których główne zamysły były całkiem dobre i sensowne, ale ich wykonanie było do niczego. Masa jest takich których i pomysł i wykonanie leżą. Ale chyba pierwszy raz czytam po polsku album komiksowy którego oś fabuły uważam za złą, ale jej wykonanie tak mi się podoba, że muszę zmienić swoje dotychczasowe zdanie. Zresztą czy tylko mi wydaje się głupie to, że współczesny Beast ściąga do naszych czasów 5 oryginalnych X-Men (w tym młodszą wersję siebie samego), żeby naprostowali Cyclopsa, który zmienił się w terrorystę.


Przed lekturą tej opowieści, przydałoby się znać MME "Avengers vs X-Men" bo jest sporo odwołań do przeszłych wydarzeń. Niestety pierwsza część po polsku tego eventu, wyjdzie w WKKM dopiero 30.11.2016, a ostatnia to numer 120 kończący drugą sześćdziesiątkę 28.06.2017. Tak więc rozumiem, że nie wszyscy mogą się z tym zapoznać. Ewentualnie kto chce, może przeczytać moją spoilerową recenzję http://8azyliszkoweroznosci.blogspot.com/2013/09/moja-opinia-o-marvel-major-events.html
Krótko - współczesny Cyclops w ogóle nie zachowuje się jak Cyclops którego znaliśmy i lubiliśmy do czasów "Utopii". Scenarzyści popsuli tą postać, powodując jego irracjonalne i niewiarygodne zachowanie, by ponownie wywołać sztuczny konflikt miedzy dobrymi bohaterami. Tak jak to było w Civil war czy Av vs X-Men.


Wszystko jak zawsze ratuje humor. Bendis podszedł do siebie z dystansem i w ten sam sposób zachowuje się większość bohaterów. Wszyscy mówią do Beasta rzeczy typu "Hank, coś ty zrobił?!" "Zwariowałeś?!" "Zniszczysz continuum czasoprzestrzenne!" A potem przechodzi się nad tym do porządku dziennego i robi dalej to samo. Cyclops użala się nad sobą, nie mogąc się pogodzić ze swoimi czynami i zrzucając winę na siłę Fenixa. A przecież wiadomo, że to wina Bendisa. :) Potem on i Magneto nie mogą uwierzyć, gdy spotykają przeszłych X-Men. Ale w końcu dają temu wiarę. Wolverine jest tradycyjnie impulsywny i najpierw wysuwa szpony, a dopiero potem zadaje pytania. Najśmieszniejsza jest chyba Jean Grey. Od reakcji otoczenia, na to, że widzą ją żywą po głupie pytanie "Jak umarłam" zadane Beastowi, który odpowiada "Za którym razem?" :) Niedługo potem i tak Jean ponownie wróciła do życia i nawet jej proces z tej okazji urządzili.  Podsumowując prowadzący fanpage WKKM i niejaki SilentBob z Forum Actionum mieli rację - to jest dobry komiks. Jakimś cudem bardziej mi się spodobał od "Świata Avengers". I z chęcią przeczytam ciąg dalszy "Tu zostajemy". Może Deadpoola to nie rusza, ale mnie tak.


Nawet rysunki są lepsze. Praca Stuarta Immonena podoba mi się, bo lubię gdy komiks wygląda jak komiks. Tradycyjne rysunki to jest to. A dobry papier, kolorystyka i tusz, tylko podkreślają ich urodę. Może Fear Itself nie będzie aż taki zły, jeśli ozdobi go taka kreska? Jakość wydania taka sama jak w Avengers - okładki ze skrzydełkami, grzbiet z ikonką postaci. Tłumaczył Kamil Śmiałkowski - ten z naEkranie.pl i chyba jest wszystko dobrze. Album to tylko 5 zeszytów ale na końcu albumu dostajemy 16 stron z alternatywnym okładkami (i okładkę drugiej części), więc cienki to on nie jest. Pisanych dodatków jak u Hachette nie ma, bo pewnie więcej kosztują niż same grafiki. Nie podoba mi się tłumaczenie tytułu, ale nie wiem jak to inaczej można było zrobić. "Przeszli" czy "Dawni X-Men", nie do końca pasuje. Ale słowo "Wczorajsi"  z podróżami w czasie też mi się nie kojarzy. Zwrot "Ta nasza młodość" na tylnej okładce redaktorzy też mogli sobie darować, bo mi przypomina tylko głupia wersję starej piosenki w wykonaniu Organka i wcale nie jest to zabawne skojarzenie.


Napiszę to jeszcze raz. Egmont po tych 3 latach wreszcie wie co robi i robi to dobrze. Dając nam sześć CIĄGŁYCH serii od Mavela, naprawdę wspaniale dopełnia WKKM. Jak jeszcze dołożymy do tego nadchodzące tomy Sideci to naprawdę możemy spokojnie sobie zebrać większość istotnych historii z ostatnich 10 lat. Plus 35 klasyków. Rajskie życie dla komiksiarzy. Tylko trzeba łańcuchowo te nerki sprzedawać, by na to wszystko starczyło nam kasy. :) Ewentualnie zanieść Visiona na skup złomu. :D

Marvel Now! Avengers: Świat Avengers

U góry okładki jest cytat z Newsramy: "Avengers wracają i są lepsi niż kiedykolwiek". Dlatego możecie odpuścić sobie czytanie moich wypocin i lecieć zakupić ten komiks.


Żeby nie było, że tylko narzekam. Egmont teraz odwalił kawał dobrej roboty. Wreszcie skalkulował  i obniżył cenę do normalnego poziomu. Zrozumiał, że sposób Hachette to jedyna słuszna droga i nie powinno kopać się z koniem. Wybrali też tytuły które nie pojawią się (przynajmniej w nadchodzącej pięciolatce) w WKKM. Co lepsze - Marvel Now! dzieje się po Avengers vs X-Men i rozwija wątki które zaczęły się w komiksach z lat 2010-2012 jakie otrzymujemy w drugiej części Kolekcji. Wydawnictwo na poważnie podeszło też do kampanii promocyjnej. Zrobili reklamówkę na YT, wykupili miejsce na naEkranie.pl i w papierowym CD-Action. Czyli w dwóch miejscach, do których często zaglądam. To się chwali. Szkoda tylko, że nie zrobił tego już w 2013 roku. Lepiej jednak późno niż wcale.


Jakość wydania też jest bardzo dobra. Sam papier jest nawet wręcz za dobry. Chyba najlepszy rodzaj błyszczącej kredy, jaką mieli w drukarni na stanie. Jak pisałem w maju - miękka okładka mi nie przeszkadza, bo najważniejsza jest cena. Jeśli dzięki temu dostajemy 6 standardowych zeszytów za ok 27 zł to jestem jak najbardziej na tak. W ten sposób Vision mimo wszystko, może kupować nie tylko WKKM. Pomyśleli nawet o grzbiecie. Nie ma co prawda panoramy, ale mamy cyferkę 1 i rysunek Smashera(ki). Na ostatniej stronie mamy już zapowiedź i okładkę drugiej części - "Ostatnie Białe Zdarzenie", która prawdopodobnie wyjdzie w październiku. Jeśli ikonki na dole będą się zmieniać, to będziemy mieli dokładnie coś takiego, jak górne kwadraciki w WKKM. To dla mnie kolejny plus, bo na półce będzie się to dobrze prezentować i mieć sens. Nie to co grzbiety Batmanów z New 52, które mimo numeracji, są wymieszane względem treści.


W środku witają nas rysunki Jerome Openy. Dla mnie niestety są mocno średnie. Niby jest to rysunek tradycyjnie szkicowany ołówkiem, ale tak podkolorowany i tuszowany, żeby wyglądał jak robiony komputerowo. Tzn ja tak odczytuję zamysł grafików. Efekt końcowy mnie do siebie w ogóle nie przekonuje. Ciągle wychodzi to gorzej iż praca Mike'a Choi'a przy "Astonishing Thor", który to komiks jest dla mnie wzorcowy jeśli chodzi o prace na komputerze. Dobrze, że Filipińczyk tworzy tylko połowę tego albumu a drugą zajmuje się już Adam Kubert. On też jakoś wyjątkowo świetny nie jest. Lepiej wychodzą mu "zwykłe" postacie (choćby wizerunek dziadka Smashera), niż herosi w kostiumach, którym czasem brakuje szczegółów. Ale z tej pary artystów, robota Kuberta bardziej przypadła mi do gustu.

Do fabuły mam stosunek neutralny. Zachwycająca to ona nie jest, bo groźba zniszczenia świata i wielcy źli obcy zagrażający naszemu gatunkowi, to chleb powszedni w świecie superbohaterów. Ale jest pewna tajemnica, widmo nieuchronnej klęski wobec potęgi wroga, pseudofilozofia (dla osób które to lubią), więc źle nie jest. Zwłaszcza, że dostajemy sporą porcję akcji i odrobinę humoru - znowu głównie za sprawą Spider-Mana, któremu tym razem partnerują Cannonball i Sunspot. Powtarzam się, ale wg mnie Pajączek wychodzi zawsze najlepiej, bo w jego przypadku scenarzyści zawsze pamiętają, by dorzucić parę śmiesznych sucharów do dialogów. 


W każdym razie historia zaczyna się na Marsie, gdzie trójka tajemniczych Obcych stworzyła zielony ogród. Ale oczywiście najbardziej interesuje ich Ziemia. Dlatego wysyłają w naszą planetę tzw bomby genezy, które w swoim polu rażenia atakują wszystkie żywe organizmy i zmieniają ich w coś zupełnie odmiennego, w zamierzeniu Ex Nihilo, coś o wiele lepszego. Avengers wobec śmierci milionów ludzi, muszą zareagować i udają się na Marsa. Z czasem okazuje się, że starożytna i zaawansowana rasa Budowniczych stworzyła Ogrodników, którzy przemierzając Wszechświat i kolejne galaktyki decydując o tym które światy będą istnieć, które się udoskonali wg ich własnego punktu widzenia a które należy zniszczeć. Zgadnijcie w której grupie znaleźliśmy się my? Więcej pisać, nie będę by za bardzo nie spoilerować treści. Nie sprawdzam nawet o czym będzie nadchodzący w grudniu tom "Secret Avengers: Mission to Mars", bo może jakoś połączy się z tą historią.


Mi nie podobało się głównie rwanie fabuły. Hickman często wybiegał albo w przyszłość, albo w przeszłość sprawiając, że akcja stawała się chaotyczna. Z racji wielu nowych członków grupy dostaliśmy też parę (na szczęście) skróconych originów. Zdziwiłem się nieco, przy historii Hyperiona, którego do tej pory znałem tylko z kreskówki "Avengers Assemble" gdzie jest on łotrem i należy do Squadron Supreme. Ale skoro w komiksach jest ich dwóch, to to wyjaśnia wątpliwości? Mam też nadzieję, że w kolejnych tomach ciąg narracji stanie się choć trochę bardziej uporządkowany. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do Hachette, nie mamy tutaj okładkowych przerywników. Oryginalne zeszyty nie są wyróżnione ani wyraźnie podzielone - dostaliśmy opowieść bez przerw, jak w "Wojnie bez końca". Dodatków wiele też się nie zmieściło. Ot krótkie charakterystyki twórców na skrzydełkach, cztery okładki z tyłu i zapowiedź drugiej części. Niewiele, ale jakoś specjalnie żalu o to nie mam.


W każdym razie - od 2006 roku (upadek Dobrego Komiksu) czekałem na powrót regularnej serii komiksowej z Marvel/DC. I wreszcie jest. A nawet 6 serii na raz. Niemal jak w USA. :) Póki nie dojdziemy do tej masy głupot którymi Marvel ostatnio raczył czytelników (kobieta Thor, Falcon jako Kapitan Ameryka, śmierć Wolverine'a i Deadpoola), ja z chęcią będę nabywał kolejne tomy. Mimo wszystko chciałbym poznać jak doszło do nowych Secret Wars i jak one przebiegały.

środa, 29 lipca 2015

Avengers: Narodziny Ultrona WKKM #70


Spóźniony o dwa miesiące, ale wreszcie jest - Vision ...eeee to znaczy Ultron i opowieść o tym jak powstał. Słowa z powyższej okładki ("Behold... The Vision") utkwiły mi ostatnio w głowie i nie mogą z niej wyjść. Ten zwrot ma coś w sobie, co mnie porusza do głębi, jest podniosłe i znaczące. To znaczy biorąc poprawkę na to, że to "tylko" komiksy.

Oryginalne narodziny Ultrona wyglądają zupełnie inaczej niż sobie do tej pory wyobrażałem. Choćby w kreskówce "Avengers: Earth Mightest Heroes", wygładzona wersja głosiła, że widząc problemy z jakimi zmagają się Mściciele, Hank Pym stworzył sztuczną inteligencję, która miała mu pomóc rozwiązać problemy trapiące ludzkość. Wyglądała ona jak insekt bo wynalazca wykorzystał doświadczenia z bycia Ant Manem i swoją fascynację owadami. Z początku dobry, Ultron (jak każda sztuczna inteligencja w popkulturze) szybko dochodzi do wniosku, że problem nie tkwi w otoczeniu, ale w samym człowieku. Są oni źli, agresywni, chciwi i mściwi. I jedynym rozwiązaniem jest wybicie całej ludzkości.


W komiksie z 1968 dość skrótowo opisano ten moment. Pym eksperymentował na śpiącym Dragon Manie i w wyniku tych prac zbudował pierwszą wersję Ultrona. Miał kształt odkurzacza z dwoma długimi ramionami i głośnikiem niczym ze starego radia. I zaraz po słowach "Ta-ta" od razu nabrała morderczych instynktów by udoskonalać świat swoimi metodami. Acha - też nie pamiętałem kim do cholery jest Dragon Man, więc zajrzałem do Marvelopedi. http://marvel.wikia.com/Dragon_Man_%28Earth-616%29
Z dodatków dowiadujemy się,  że Roy Thomas raczej na pewno inspirował się filmem "Odyseja Kosmiczna 2001". Czyli protoplastą wszystkich zabójczych robotów, został stary, poczciwy HAL 9000. Dobrze się też było dowiedzieć, że Marvel korzystał z Ozymandiasza, zanim stało się to modne w "Breaking Bad".

Poza tym w reszcie albumu jest zadziwiająco mało samego Ultrona. Mamy nowy skład Mistrzów Zła, walkę z pierwszym wcieleniem Kanga Zdobywcy oraz kuriozalny ślub Wasp i Yellowjacketa. Jak zobaczyłem rozwinięcie tego wątku to padłem. Hank Pym przeżywa groźny wypadek i załamanie psychiczne po czym staje się dość zadziornym nowym superbohaterem, porywającym Wasp z rezydencji Avengers. A ona, gdy odkrywa prawdę, zamiast pomóc swojemu chłopakowi - urządza wesele. I gdy Goliath znowu odzyskuje swoją osobowość, mówi mu, że ślub jest ważny i nie może się z niego wycofać. A zaraz potem Yellowjacket ląduje na księżycu i walczy z Immortusem. Takie rzeczy tylko w Marvelu.

Zabawna była też dla mnie historia z Kapitanem Ameryką, który dalej nie może przeboleć śmierci Bucky'ego. Zwłaszcza ostatnia kwestia: "Przynajmniej nasza podróż w przeszłość potwierdziła, że Bucky naprawdę wtedy zginął. Oj - Ed Brubaker miał inne zdanie. Avengers Annual #2 przypominał mi też trochę Avengers Forever - podróż w czasie, alternatywna linia historyczna, walka z odmiennymi Avengers - to wszystko było już 47 lat temu. Mieliśmy nawet przegląd wszystkich członków Avengers, choć oczywiście było ich mniej w 1968 roku, niż w 1999. Widać skąd Kurt Busiek czerpał inspirację do swojego scenariusza. Roy Thomas był po prostu wielkim człowiekiem. Jego pomysły i idee na dobre zakorzeniły się w świecie komiksowym. Teraz wiem już kto wymyślił słynne "Jakby od tego zależało twoje życie... Bo zależy!" Dlatego tym bardziej szkoda, że do tego tomu, nie załapali się Avengers vol.1 #66-68, gdzie Ultron pojawił się po raz trzeci. Będę musiał znaleźć tą historię gdzieś na internecie, choć pobieżnie przeglądając Google, nie miałem szczęścia.


Z bardziej humorystycznych elementów dobra też była Czarna Wdowa, mająca wtedy czarne a nie rude włosy i maskę na twarzy. Na dodatek miała pretensje, że Hawkeye nie poświęca jej zbyt dużo czasu i dawno byli na randce. Poziom przedstawiania związków damsko-męskich był wtedy na poziomie przedszkola. Brakowało tylko chyba wymownego trzymania się za rączki. Poza tymi drobiazgami cały komiks jest naprawdę dobry. Nieoczywisty, nieco zabawny, zawiera sceny akcji i istotne zdarzenia dla universum. Oczywiście ciągle należy brać poprawkę, że to są lata 60-te i konwencja jest zupełnie inna niż teraz. Ale moim zdaniem miłośnik tematu to zrozumie. Osobiście jestem bardzo zadowolony z tego kamienia milowego i niecierpliwie oczekuję na kolejne, które dostaniemy w trzech następnych tomach WKKM. Tym bardziej, że rysunki też są bardzo dobre. Mamy większą szczegółowość i dokładność, niż choćby w "Zmierzchu Mutantów". Nie spełniły się też moje obawy - John Buscema umie rysować o wiele lepiej niż jego brat Sal w latach 80 i 90-tych.


wtorek, 21 lipca 2015

Shadowland

Trochę mi to zeszło, ale wczoraj w końcu przyszła paczka z Gildi.pl i mam wreszcie ten tom w swoim posiadaniu. Tyle że na razie przeczytałem pierwsze 3 zeszyty, gdyż postanowiłem przeczytać cały event, razem z tie-inami.


A jego początek ma jeszcze miejsce w  czasach Dark Reign ("Dark Reign: The List - Daredevil), gdy Normanowi Osbornowi nie podoba się, że Daredevil stał się przywódcą Dłoni (dzięki uprzejmości Eda Brubakera). I posłał Bullseye'a aby ten wykończył Murdocka. Plan się nie udał, ale przy okazji ten maniak wysadził kamienicę ze 107 osobami protestującymi przeciwko przymusowej eksmisji. Daredevil ponownie obwinia się o śmierć tych niewinnych ofiar i jak to zwykle bywa, przyrzeka, że taka rzecz nigdy więcej się nie zdarzy.


I powyższe wydarzenie ma niby usprawiedliwiać całą sprawę Shadowlandu. Strrraaaaasznie naciągane to jest. Nawet jak na standardy komiksowe. W zeszytach  501-507 Daredevila całe to kierowanie Dłonią ma jeszcze jakiś sens. Jest pokazywany i wytłumaczony jego cel - dzięki walce ze złem, Dłoń może zarobić więcej na swoich legalnych biznesach, niż zyskiwała wcześniej na działalności przestępczej i zabijaniu ludzi. Matt musi też zmagać się z przeciwnościami i opozycją, bo nie wszyscy kontynentalni zarządcy chcą mu się podporządkować. A nawet ci co się go pozornie słuchają, mają swoje ukryte cele.


Ale główna seria to już dramat. Daredevil założył czarny kostium (nie pokazano samej czynności) i już zły się zrobił. Tak jak w Civil War, czy chwilę później w Avengers vs X-Men, zastosowano zabieg, że bohater ni stąd ni zowąd zachowuje się jak nie on. Scenarzysta kompletnie zmienia mu osobowość i bohater robi rzeczy, których normalnie Daredevil, Iron-Man czy Cyclops nigdy by nie zrobili. I to tylko dlatego, że autorowi przychodzi do głowy gupi pomysł. I już nie ma zmiłuj się - będziemy musieli go znosić, choć zachowanie i przebieg wydarzeń naszej ulubionej postaci jest tak prawdopodobny, jak znalezienie lodowca na Saharze. Po prostu - ni do rymu, ni do taktu wsadź se palec do kontaktu. Bo tak jest "ciekawie" i "inaczej". Podobno Andy Diggle musiał realizować marvelowskie rozkazy z góry by zrobić z tego crossover. IMHO mimo niesprzyjających okoliczności można by to lepiej zrobić


Niby mamy potem fabularne uzasadnienie dlaczego Murdock zachowywał się tak a nie inaczej. Ale jak już napisałem - strasznie to naciągane jest. To, że Dłoń będzie chciała wykiwać swojego nowego fearless leader'a to było chyba wiadome dla wszystkich zaraz po kwestii "Hail Lord Daredevil". Ale to, że bohater tak łatwo dał się w to wmanewrować, że tańczył tak jak mu zagrają, że robił te wszystkie straszne rzeczy, bez żadnych wątpliwości... Tego nie da się usprawiedliwić słowami "It's magic". Za to właśnie kochaliśmy Diabełka - że był praworządny, niezłomny, że przestrzegał zasad. Miał za sobą lata treningu i doświadczeń. A tu bach - 5 minut i staje się zły. Kupy się to nie trzyma. Kolejny bohater został strasznie skundlony. Narzucono mu na plecy taki bagaż, którego się już nigdy n.ie pozbędzie. Shadowland będzie mu wypominany chyba już do końca kariery. Nie wiem, jak Waid to rozegrał, by Daredevil mógł sobie z powrotem pomykać po NY jak gdyby nigdy nic. Na odpowiedź na to pytanie będę musiał poczekać do września 2016, do polskiej premiery "Sound and Fury".


Cała konstrukcja tego eventu była do bólu klasyczna. Coś się dzieje niedobrego. Herosi zbierają się i idą do centrum wydarzeń by ocenić zagrożenie. Sytuacja ich przerasta i dostają mocno po tyłku. Ledwo uciekają. Zbierają się do kupy i opracowują nową strategię. Idą drugi raz i robią to co muszą. Potem wszyscy mają kaca moralnego i żałują swoich grzechów. Koniec. A zaraz po zakończeniu tego wszystkiego zaczyna się wybielać Matta jak wcześniej Tony'ego Starka. To po co to wszystko było?! Tym bardziej, że sytuacja z Dłonią jeszcze bardziej się pogorszyła. Nic dziwnego, że dość szybko Diggle pożegnał się z ta serią i został zastąpiony przez Marka Waida. Po tak słabym i wtórnym rozegraniu tego wszystkiego, ktoś musiał ponieść konsekwencje.

Jak zawsze najlepszy był Spider-Man. Tylko wszedł przez okno, rzucił jeden tekst i już leżałem ze śmiechu. A potem dalej rzucał te swoje suchary na lewo i prawo. Za to kocham tego bohatera. To samo z Punisherem. Tak jak w Wojnie Domowej wpadł na chwilę, zrobił wielkie łubudu i uratował innych przed klęską. Frank po prostu się nie patyczkuje i okazuje się lepszy nawet od Ghost Ridera. Tie-iny były też mocno średnie i niewiele wnoszące do głównych wydarzeń. Najbardziej spodobał mi się fragment, gdy nowy Power Man pokonał Luka Cage'a i Iron Fista, w co ten drugi nie mógł uwierzyć.


Znowu muszę pojechać po drukarni Hachette. Przedruki oryginalnych okładek są koszmarnej jakości i tylko ostatnia wygląda dobrze. Pierwsze cztery są strasznie zjechane. Mamy też mało dodatków, co w połączeniu z tylko 5 zeszytami, daje nam kolejny chudy tom. Na szczęście do końca lata będą już tylko grubsze.


Polski "Shadowland" nie wypada szczególnie korzystnie. Ale i tak powinno się go nabyć. Po pierwsze by wiedzieć jak złe mogą być eventy Marvela. Po drugie, by mieć komplet przygód Daredevila. Ta pozycja zyska z czasem gdy Wydawnictwo Sideca opublikuje wszystkie swoje omnibusy z Diabełkiem w roli głównej. Wtedy będziemy mieli większość jego przygód z ostatnich 30 lat. Po co więc sobie robić dziury w Kolekcji? Oczywiście wybór jak zawsze zależy od każdego czytelnika z osobna.

niedziela, 19 lipca 2015

Justice League: Gods and Monsters

Jako, że w tym tygodniu niestety miałem problemy (pierwszego świata), z nabyciem "Shadowlandu", miałem czas obejrzeć najnowszą animację DC.

Polecam najpierw obejrzeć trzy krótkie filmiki o bohaterach tego filmu, w których rozprawiają się ze swoimi ikonicznymi wrogami. Tzn. ich wersjami. Bo Bogowie i Potwory to opowieść ze świata alternatywnego z inną Ligą Sprawiedliwości. To mi absolutnie nie przeszkadza. Jako miłośnik starego serialu JL: TAS i animacji JL: Crisis on Two Earth bardzo lubię inne wersje największych bohaterów DC.


Tutaj Liga jest ograniczona do najbardziej ikonicznej trójki - Supermana, Batmana i Wonder Woman. Plus za kompletnie inne wersje niż na "naszej" Ziemi Zero. Nie ma Clarka Kenta, Bruce'a Wayne'a czy Diany. Niestety przez to w krótkim filmie (tylko godzina i piętnaście minut) mamy aż trzy originy - czyli coś czego bardzo nie lubię, bo ile można wałkować w kółko to samo? Z Supermana zrobili biologicznego syna generała Zoda. Na Ziemi wychowali go nie Kentowie, ale nielegalni imigranci z Meksyku. Tyle że rysownicy bardziej nadali mu tu wygląd Vandala Dzikosa, a nie Zoda. Za to zabawne było dla mnie początkowe myślenie Supka o swoim ojcu.

Pochodzenie Batmana zerżnięto ze Spider-Man TAS. Naprawdę nie mam nic przeciwko wersji wampirycznej Mrocznego Rycerza. Ale czy musieli ściągnąć prawie wszystko od Morbiusa? I to razem z żałosnym  i banalnym wątkiem miłosnym. No i ten słaby kostium, w którym wygląda bardziej na narciarza niż bohatera. Najciekawsza była chyba historia Wonder Woman. Byłem dość zaskoczony jak wymyślono jej pochodzenie, ale nie będę spoilerował, by nie psuć wam przyjemności seansu. Powiem tylko, że ostatnia scena przypomniała mi kadr z gry Red Alert 2.


W każdym razie główna intryga opiera się na tym, że ktoś zabija genialnych naukowców. Ray Palmer, Victor Stone, Freeze i inni nie stali się tym kim są "u nas", ale żyją sobie jako zwykli ludzie. Tzn. żyli, póki ktoś nie obrał ich sobie za cel. I robi to tak, że wygląda to na robotę członków Ligi. A wygląd bezpośrednich wykonawców kieruje tropy w jeszcze innym kierunku. Same egzekucje są bardzo brutalne, zwłaszcza scena w posiadłości. To zdecydowanie nie jest bajka dla dzieci, więc odradzam seans gimnazjalistom. :)

Podobały mi się postacie poboczne. Przynajmniej raz Luthor nie jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, a funkcję tą sprawuje Amanda Waller. Oczywiście Lex we wszystkich mozliwych swiatach zawsze jest wrogiem Supermana. Zawsze. Ale przynajmniej nie zrobili z niego aż takiego twardogłowego jak np. w "Czerwonym Synu". Steve Trevor za to odgrywa twardego agenta służb specjalnych. I nie ginie jak we Flashpoint Paradox. Lois ma głupią fryzurę i nie odgrywa kiczowatego dramatu miłosnego z żadnym z bohaterów. To na pewno trzeba uznać za plus. Humor jest dość stonowany i cierpki. Pasuje do ponurego świata jaki został wykreowany.


Ogólnie  kreskówkę można obejrzeć, ale jakiś super hicior to nie jest. DC Animations ma teraz jakiś gorszy okres. Może ich najlepsi ludzie skupiają się na filmach fabularnych, a animację robi drugi szereg? Nie wiem. Ale ich 3 ostatnie dzieła (Batman i Syn, Batman vs Robin, JL: Tron Atlantydy) wg mnie były mocno średnie. Podobnie jest z Gods and Monsters - do obejrzenia i zapomnienia. Mi raczej nie wryje się w pamięć jak "W cieniu Czerwonego Kaptura", "Kryzys na Dwóch Ziemiach" czy "Flashpoint Paradox" które mógłbym oglądać i oglądać. Nawet dwuodcinkowa historia "Lepszy Świat" z JL: TAS wydaje mi się lepsza. Tutaj wyraźnie zabrakło "Naszej" Ligi Sprawiedliwości a w szczególności prawdziwego Batmana, który na końcu ratuje sytuację. Jasne -  twórcy chcieli wykreować własny świat i nie opierać się na schematach. Z tym, że chyba niezbyt dobrze im to wyszło. Film rzeczywiście jest inny. Ale nie równa się to z tym, że automatycznie staje się bardzo dobry.

niedziela, 12 lipca 2015

Moje WKKM #36-70

36. Wolverine Geneza - Dubel po zeszytowym wydaniu Mandragory i origin w którym niewiele ciekawego się dzieje. Tak - wreszcie dowiadujemy się jak to było, ale to co się wydarzyło gdzieś, kiedyś w XIX w. W KANADZIE :) niewiele mnie obchodzi.

37. Fantastyczna Czworka: Niepojęte - FF również u nas była traktowana po macoszemu. Dwa Mega Marvele, troszkę wspominek w innych pozycjach i tyle. A tu dostaliśmy kolejny epicki pojedynek między pierwszą rodziną Marvela i Dr Doomem. Całkiem nieźle to wyszło, choć może przegięto nieco z kreskowkowością postaci.

38. Thor: Ostatni Wiking - Tutaj Kolekcja cofnęła się znowu do lat 80-tych. W ogóle nie rozumiem czemu przygody Thora były publikowane "od tyłu" - od najmłodszych do najstarszych. W sumie to jest dobra opowieść - wejście Beta Ray Billa (które podobnie przedstawiono w jednym z odcinków kreskówki Avengers: EMH), krótkie wspomnienie o Secret Wars i wyśmiewanie się z Clarka Kenta. Dziś mogłbym to kupić, ale nie chcę płacić pełnej ceny, a super okazji na Allegro nie widziałem. Ten numer nie ma też istotnego fragmentu panoramy.


39. Civil War - Jeden z najgłupszych pomysłów Marvela ever! Zamiast naparzać złych, scenarzyści wymyślili by dobrzy bili się między sobą. Nieładnie Millar - nieładnie. A na dodatek niedługo potem zaczęto wszystko odkręcać i tłumaczyć. Wybielono sk%&*$#*@ Starka - że niby manipulowali nim Skrulle a potem stracił pamięć i sam się przeraził tym co zrobił i gorzko żałował. Bullshit! Ale Marvel Major Events to Marvel Major Events, więc wziąłem. Smaczkiem było też, że ledwie rok temu Mucha chciała za to 100 zł a teraz daliśmy 40.

40. Secret Wars część 2 - Jak tu nie wziąć? Epickie zakończenie wielkiego eventu, plus pojawienie się czarnego kostiumu Spider-Mana. Wielka rzecz.

41. Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona Interwencja - Scarface Richards mści się na reżimie Dooma i wyzwala Latverię spod jego tyrani. Niby fajnie, tyle, że potem przez nowy rząd wybuchła Tajna Wojna, a następnie Fury przestał byc naczelnikiem SHIELD. Mogło więc pójśc lepiej. :) 9 zeszytową kontynuację przygód zawsze warto mieć.

42. Poległy Syn: Śmierć Kapitana Ameryki - Wahałem się czy nie wziąć tego tomu, ale nie miał istotnego fragmentu panoramy a większą jego część stanowiły słabe zeszyty o radzeniu sobie z bólem przez innych bohaterów. Co było oczywiście bez sensu, gdyż po 2 latach Steve Rogers został wskrzeszony. Gdyby zamieszczono "Reborn" Kapitana Ameryki - o - wtedy bym na pewno wziął. A tak, płacić za czytanie obłudnej mowy pogrzebowej Starka w ogóle mi się nie chciało.

43. Punisher: Witaj ponownie Frank część 2 - Jak pisałem, mam to w lepszym tłumaczeniu, jednotomowym od Mandragory. Dubla nie potrzebuję.


44. Ultimates: Homeland Security - Tutaj już Millar bardziej dał sobie spokój z tą swoją odmiennością i pozwolił bohaterom robić to co umią najlepiej - chronić planetę i bić złych gości. Dlatego ten tom czytało mi się całkiem dobrze.

45. Wolverine: Weapon X - To jest jedyny prawdziwy origin Wolverine'a. W zupełności by wystarczył - po co cofać się jeszcze dalej? Przecież bez adamantium Logan traci połowę swojego uroku. :) Poza tym był to dubel, w którym jaskrawe barwy wypalały siatkówkę - wydanie Mega Marvel miało lepszą okładkę i było lepsze. Gdyby nie to, że dostałem go w prezencie, pewnie nie miałbym tego tomu.

46. Marvel 1602 - Wziąłem głównie ze względu na grubość tego tomu i część twarzy Spider-Mana na grzbiecie. Lubię płacić 40 zł za 8-zeszytowy, ponad 200-stronnicowy album, zamiast np. 100 zł. :) Po przeczytaniu opowieść nawet mi się spodobała. Gaiman całkiem zgrabnie przeniósł świat Marvela w czasy elżbietańskie i wplótł sporo humoru w tą opowieść. Choć jak pisałem w swojej recenzji - aż tak odkrywcze i nowatorskie to nie było.


47. Daredevil: Diabeł Stróż - Drugi z rzędu dubel po Egmoncie w Kolekcji. Czytałem go wcześniej i niby miałem nie kupować. Ale znowu przeważył Pająk na grzbiecie. I rysunki były spoko i humor Kevina Smitha. Tylko zakończenie mnie rozczarowało.

48. The Amazing Spider-Man: Revelations - Naprawdę - Spider-Man dostał aż 4 samodzielne tomy w pierwszych 60 numerach, ale każdy z nich miał dla mnie jakiś feller. Duble i psycho-bełkot mnie odrzucały. Nawet mimo tego, że tutaj jest dość zabawny Nuff Said, to kolejny raz musiałem przepłacać za coś co już mam. Szkoda, że nie dano nam 9 zeszytów dziejących się już po podróży astralnej Petera. Ale przynajmniej można było choć zerknąć na to jak godził się z MJ. No i Człowiek Krab mnie rozwalił.


49. Eternals - Najpotężniejsze postacie w historii Marvela o których nikt w życiu nie słyszał. :) Dodatkowo Gaiman i szkaradne już tu rysunki Romity Jr. To po co ja mam to kupować. Odpuściłem bez żalu.

50. Czarna Pantera: Kim jest Czarna Pantera? - Hudim robi prawie że restart i własną wersję przygód tego wspaniałego członka Avengers. Dodatkowo Romita Jr, którego rysunki bez tuszowania i kolorów Hanny i Kempa są okropne. Wszystkie jego postacie wyglądają tak samo. To po co mam to brać? Tym bardziej, że mam na płytce wierną adaptację w postaci motion komiksu.

51. World War Hulk - Dobra kontynuacja Planety Hulka i wspaniały przykład jaką katastrofą była Civil War dla obrony Ziemi. Stark i Richards dostają to na co zasłużyli. Szkoda tylko, że Romita Jr nie sprostał zadaniu i nie dał godnych rysunków tej historii. MME, więc pozycja obowiązkowa.

52. Fantastyczna Czwórka: Koniec - Tak mało FF było w naszym kraju, więc czemu miałbym nie wziąć? Niezła fabuła, dobre rysunki i sympatyczna wizja przyszłości.


53. Astonishing Thor - Niby miałem kupować, ale nie opłacało się wg mnie płacić 40 zł za tak małą liczbę stron i słaby scenariusz. Jednak jest to przykład, jak powinny wyglądać komputerowe rysunki, bo oprawa graficzna tomu była świetna.

54. Wolverine: Old Man Logan - Kupiłem znowu głównie dzięki temu, że jest to najgrubszy tom w całej WKKM. Czytałem wcześniej wersję elektroniczną i fabuła była całkiem niezła. Jak we wszystkich alternatywnych światach - pokonanie łotrów z którymi 616 zmaga się od 50 lat, tam zajęło to 5 minut. Czemu Kapitan nie załatwił w ten sposób Red Skulla? :) A teraz, po Secret Wars 2015 Stary Wolverine przeniesie się do nas. Ciekawe jak to wyjdzie? Czy wskrzeszony zostanie nasz Logan, czy odmłodzą tego? Się zobaczy.

55. Secret Invasion - MME to oczywiście biorę. Plus 8 zeszytów w jednym albumie, plus rozprawienie się z tymi przebrzydłymi Skrullami. Kolejny też raz Tony Stark daje ciała na całej linii i nadchodzi czas Normana. :) Mimo wykastrowania głębi, mi główna historia się podobała. Od pół roku próbuję też przeczytać jej tie-iny po angielsku, ale opornie mi to idzie.


56. Dr Strange: Przysięga - Pojedynczy bohater, takie sobie rysunki, tylko 5 zeszytów. Miałem tego nie kupować, ale dostałem w prezencie to jest na półce.

57. Thunderbolts: Wiara w Potwory - Jedyną wadą tego tomu jest to, że wyszedł wyjątkowo niechronologicznie - po Tajnej Inwazji, zamiast przed. Poza tym jest wspaniały - rysunki, historia, czarny humor. Mamy też wstęp do tego, jak będą wyglądać rządy Osborna podczas Dark Regin.

58. Ghost Rider: Droga ku potępieniu  - Tego to już w ogóle miałem nie kupować. Dubel po Mandragorze, taki se scenariusz i takie se komputerowe rysunki. Ale nie chciałem mieć dziury w Nightcravlerze i wziąłem ten tom tylko dla niego. Leży se na półce, współtworzy panoramę i taka jest jego główna funkcja.

59. Syn M - Znowu tom wyjątkowo niechronologicznie umieszczony. Powinni go dać zaraz za Rodem M, jako epilog do tamtej opowieści. Mi się fajnie czytało jak Quicksilver nie może się pogodzić ze swoją utratą mocy. I poświęca wszystko by je odzyskać. A potem mu wszyscy wybaczają. Takiemu to dobrze.

60. Siege - Zakończenie Dark Regin, które niestety Kolekcja nam ominęła i kolejny MME sprowadzający się do totalnej rozpierduchy. Ale mi się podobało, choć szkoda, że nawet 6 zeszytów Bendisowi nie udało się z tego wyklepać i musiałem przepłacać za 5 zeszytowy album.


61. Avengers Forever część 1 - Co ma wisieć nie utonie. Wyjęto nam ten komiks z pierwszej części Kolekcji, za to trafił do drugiej. Mam nadzieję, że podobnie będzie z innymi nieobecnymi na razie u nas tomami. Tym bardziej, że panorama jest fatalnie przycięta i na jej całość 120 tomów będzie zbyt małą liczbą.

62. Marvel Knights Spider -Man: Śmiertelna Trwoga - W tym tomie widzimy co Norman Osborn robił przed tym zanim został szefem Thunderbolts. I pojawia się jedno zasadnicze pytanie - Jakim kurde cudem to się stało?? Świetny scenariusz, bardzo dobre rysunki. Tylko dlaczego dostajemy zaledwie 4 zeszyty? Przecież Ciotka May wraca dopiero w #12. Co kierowało redaktorem tej Kolekcji w centrali Hachette, że dał nam tylko 8 zeszytów, zamiast dwunastu, jak we wszystkich innych dwutomowych opowieściach?

63. Unncany X-Men: Druga Geneza - Wiem, że to było w Essentialu X-Men od Mandragory, ale ja nie mam tego albumu, bo wtedy się nie przejmowałem śmierdzącymi mutantami. :) W tym komiksie najśmieszniejsze jest to, że druga drużyna powinna się szybko rozpaść, gdyż jej członków nic ze sobą nie łączy i w ogóle się nie lubią. Są razem tylko dlatego, że są bohaterami tego komiksu. Tylko nikt głośno o tym nie mówi. :)

64. (Agent) Venom - Pierwsza historia z czasów po Siege w drugiej części Kolekcji. Może być, zarówno treściowo jak i fabularnie. Szkoda, że jest to tylko 5 oryginalnych zeszytów. Ale #6 to już "Spider Island" której będą poświęcone dwa dalsze tomy WKKM.


65. Unncany X-Men: Zmierzch Mutantów - Naprawdę daleko cofamy się w czasie, aż do lat 60-tych. Jak pisałem przy Mrocznej Fenix, jak już wyjdzie także "W cieniu Saurona", będziemy mieli sporą część początkowych zeszytów z udziałem X-Men. Tylko czemu skopali druk grzbietu? A na wymianę musiałem czekać ponad miesiąc.

66. Avengers Forever część 2 - Rysunki są przejrzyste a scenariusz Busieka nie aż tak odmienny jak w Marvels. Można więc to było przeczytać. Zresztą - drugą część panoramy ja chcę mieć już w całości i zbieram teraz każdy tom.

67. Marvel Knights Spider -Man: Jadowity - Wszystko świetnie (zwłaszcza odniesienia przygód z Dobrego Komiksu), tylko czemu tak krótko? I ten ironiczny napis "Koniec"


68. Marvel's Origin: The 60's - W sumie kompletowanie drugiego fragmentu panoramy grzbietowej mógłbym zacząć dopiero od tego numeru, a poprzednie słabsze pominąć. Ale niech już będzie moja strata. :) Klasyk nad klasykami - od tego się wszystko zaczęło. Także Silver surfer na boku. :) Koniecznie trzeba wziąć.

69. Shadowland - Na fanpage'u WKKM są opinie, że jest to słaby event i mierne zakończenie wątków bardzo dobrych runów Bendisa i Brubakera w Daredevilu. Ale oprócz Murdocka jest jeszcze Pajączek i Punisher o Ironn Fiście nie wspominając. To jak to może być złe? Zresztą w środę premiera, to się przekonam.

70. Avengers: Narodziny Ultrona - Ultron i wszystko jasne. :) Będzie można się przekonać jak to wszystko zaczęło się naprawdę. Bez herezji z filmu Avengers 2 czy dokrętek Busieka.


I to ode mnie na razie tyle. Obszerniej wypowiedziałem się w wielu recenzjach wybranych tomów na tym blogu. A zacząłem je pisać, bo ktoś z Hataka a potem z fanpage'u WKKM mówił, że mało recenzji danych tomów jest w necie. To teraz już są - szybko i aktualnie. :) Ale promować nie chcą. :)

niedziela, 5 lipca 2015

Moje WKKM #1-35

Bardzo pozytywnie zareagowałem gdy w w wakacje 2012 ukazała się WKKM. Nie widziałem żadnych reklam (bo mało tv oglądam), więc byłem totalnie zaskoczony. Wchodzę sobie rutynowo do saloniku Inmedio, a tam - o ja pierdziu - komiks ze Spider-Manem. Gruby, w twardej oprawie. I to za jedyne 15 zł. Wziąłem z miejsca. I tak to się zaczęło.


Moje podejście do Kolekcji Hachette z czasem ewoluowało. Na samym początku postanowiłem kupować tomy "grupowe" i te ze Spider-Manem i Punisherem. Na wszystko to stać mnie nie było. 80 zł miesięcznie na komiksy , w porównaniu do starych czasów zeszytówek, to było dla mnie kupa kasy. O tym ile za komiksy chciały Mucha i Egmont dowiedziałem się dopiero później, jak zacząłem dyskutować o Kolekcji na Forum Actionum. Bo skąd miałem wiedzieć, że ktoś sprzedaje albumy w internecie? One powinny leżeć na półkach w Empiku, jak kiedyś Dobry Komiks i Mandragora.


1. The Amazing Spider - Man: Powrót do domu - Kupiłem, rozpakowałem i się rozczarowałem, bo miałem tą historię w wydaniu Dobrego Komiksu. Ale zamiast sprzedać te 3 zeszyty, to jak głupi puściłem na Allegro twarde wydanie. I to za cenę okładkową. A potem w grudniu nie kupiłem tego jeszcze raz. It's madnes! Usprawiedliwia mnie tylko to, że to był dopiero początek Kolekcji i nie byłem jeszcze rozgrzany w ponownym zbieractwie. W końcu minęło 5 lat od ostatniego komiksowego szału. Niby mogę to dokupić na Allegro, ale nie chcę przepłacać dwukrotnie, za komiks który w sumie mam. W innym wydaniu, ale zawsze.

2. Astonishing X-Ma: Obdarowani - Za czasów TM-Semic mutanci mnie jakoś specjalnie nie kręcili. Ot czasem przewinęli się w przygodach Pajączka, ale poza tym stali na uboczu. Choć nie powiem - X-cutoner Song mi się podobał. Ale tu nie było żadnego dylematu - premierowy komiks (dla mnie - Mucha się nie liczyła :) ), grupa bohaterów i tylko 30 zł. Kupiłem i się nie zawiodłem, bo Whedon pozamiatał scenariuszem.

3. Invincible Iron Man: Extremis - Stand alone, więc opuszczam. Poza tym przeczytałem wersję elektroniczną i ta historia niezbyt mnie zachwyciła. Bohater bije się z łotrem, który daje mu wycisk ale go nie zabija. Bohater analizuje swoje błędy, opracowuje nową strategię, dopada łotra ponownie i wygrywa. Hura.

4. Avengers: Upadek Avengers - Tego komiksu nie kupiłem od razu. Nie miałem wtedy pieniędzy. Ale gdzieś na przełomie września i października zobaczyłem ten numer stojący gdzieś zapomniany i samotny na półce z prasą w hipermarkecie. Byłem już po pierwszych forumowych dyskusjach o Kolekcji, więc apetyt i świadomość mi wzrosła. Dlatego wziąłem ten numer.


4. Wolverine - Stand alone, więc nie. Poza tym to tylko 4 zeszyciki i to z lat 80-tych. A o opowieści z Mariko coś tam słyszałem. Opuściłem bez żalu.

5. The Amazing Spider-Man: Narodziny Venoma - Początkowo nie byłem przekonany do tego numeru. Bo końcówka była już kiedyś w TM-Semic a dubli nie lubię. Dopiero jak ukazały się Tajne Wojny, postanowiłem sobie dokupić ten tom na Allegro. Dzięki temu ma kontynuację wątku z pierwszego wielkiego crossovera.

6. The Unncany X-Man: Mroczna Fenix - Ten tom kupiłem na Allegro ledwo miesiąc temu. Hachette przestało dodrukowywać tomy 1-30 i nagle zrobiła się u mnie panika. Bo dwóch numerów zabrakło mi by uzupełnić "twarzowe" elementy mojej wybrakowanej panoramy. W tym wypadku środkowej części twarzy Hulka. A przy okazji, razem z klasycznymi numerami drugiej połowy Kolekcji, fan ma na półce sporą część pierwszych klasycznych przygód X-Men.


7. Hulk: Niemy Krzyk - Dokupiłem w późniejszym terminie. Bo polska premiera, bo odpowiednio gruby, bo wyjaśnił w jaki sposób Hulk stał się inteligentny i w tej formie zawitał do TM-Semic ASM. Poza tym po Planecie i Wojnie miałem apetyt na kolejne Hulki.

8. Thor: Odrodzony - Kto w ogóle słyszał o Thorze w Polsce? Do 2012 roku ja pamiętam tylko jeden Mega Marvel z nim i tyle. Filmu nie liczę. Uważałem tego bohatera za mało ciekawego i nie chciało mi się wydawać kasy na jego przygody. Dopiero potem z perspektywy czasu popatrzyłem na wszystkie przygody Thora w pierwszej sześćdziesiątce i dokupiłem sobie właśnie ten tom na Allegro. Buduje pewną ciągłość fabularną między Civil War a Secret Invasion i to przeważyło.

10. The Amazing Spider-Man:Ostatnie Łowy Kravena - Powtórka po TM-Semic, więc dla zasady nie kupiłem. Mimo te zeszyty mam tylko w wersji elektronicznej. Nie lubię jednak dubli, które w sumie stanowiły 25% pierwszej części Kolekcji. I to nie licząc albumów od Muchy.

11. Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz część 1 - To samo co w przypadku Thora - niezbyt mnie obchodziły kiedyś przygody Kapitana. Poza tym przeczytałem wersję elektroniczną i ten tom niewiele posuwał akcję do przodu. Nie wiem, czemu dodano nam (i Czechom) akurat tą historię, która niewiele wnosiła. Głównie flashbacki. No i zdenerwowała mnie jedna nieścisłość. Umieszczono w komiksie czołg niemiecki Panther już w listopadzie 1942. Co było oczywiście bzdurą, gdyż te maszyny weszły do służby dopiero w lipcu 1943 roku.


12. Avengers: Impas - Komiks grupowy, to go kupuję. Sporo osób narzekało na tą historię, ale mi się całkiem podobała. Szkoda tylko, że nie dano jej przed "Upadkiem Avengers", bo przecież pokazała śmierć Waleta Kier i wspomniała o dzieciach Scarlet Witch. I zaciekaiło mnie też wspomnienie w Echach z Przeszłości o porwaniu głównych miast świata. Będę musiał kiedyś i tą opowieść przeczytać.

13. Marvels - Może i ten komiks jest wielki. Ale dla mnie jest zbyt przeartyzowany. Nie podobały mi się ani mało czytelne, malowane rysunki, ani koncepcja, że bohaterem jest zwykły fotograf, który z boku przyglada się głównym wydarzeniom świata Marvela. Dałem sobie spokój.

14. Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz część 2 - Dokupiłem go sobie na Allegro. Cena była poniżej 40 zł, a po ogarnięciu wszystkich dotychczasowych tomów z Kapitanem, wyszło mi, że Zimowy Żołnierz jest najlepszy. To wziąłem.

15. Punisher: Witaj ponownie Frank - Punishera pokochałem od pierwszego komiksu, który z nim kupiłem (pisałem o tym w mojej recenzji "Ostatnich Dni"). Ale przecież nie będę płacił 80 zł za komiks, który już mam. I to nie zeszyty a twarde wydanie zbiorcze od Mandragory. Wtedy wpadałem na pomysł - sprzedam na Allegro swoje wydanie i kupię Hachette. Ale gdy przeglądnąłem ten tom w Empiku, to mi się odwidziało. Robert Lipski zniszczył wszystkie żarty swoim tłumaczeniem. Komiks stracił ze 30% swojej mocy. Źle się stało, że Mucha nie zostawiła wszystkiego, jak tłumaczyła to Mandragora.Dlatego zostałem przy tym co miałem.


16. New X-Men: Z jak Zagłada - Dajcie spokój. Tylko 4 zeszyty? I to komiksu, który mam już w wydaniu Dobrego Komiksu? Podziękował.

17. Tajna Wojna - Marvel Major Events to biorę. Nawet mimo tego, że rysunki Gabriela Del Otto mi nie podeszły.

18. Iron Man: Pięć Koszmarów - To nie jest nawet zły komiks. Ale po pierwsze Stand alone, których wtedy nie kupowałem, po drugie - przeczytałem wersję elektroniczną i już nie chciało mi się wydawać na papier kasy. Dzisiaj mógłbym to dokupić, jakbym trafił na ofertę za 20 zł. :) Niestety na Allegro różne cwaniaki ciągle podbijają ceny jak ktoś rzuci okazję.

19. Kapitan Ameryka: Nowy Ład - Masakra. Taka słaba historia, że w głowie się nie mieści. Źli terroryści zaatakowali niewinnych Amerykanów. To Kapitan Ameryka pojechał na Bliski Wschód by im nakopać. Zakłamywanie rzeczywistości, tani patos i propaganda skutecznie obrzydziły mi ten tom.

20. Daredevil: Odrodzony - Wtedy nie kupowałem stand alone'ów, więc nie mam tego tomu. Dopiero w tym roku zaczął się hajp na Daredevila. Oczywiście głównie dzięki serialowi, ale też Mucha wydała "Żółtego" w cenie WKKM, a nieznane mi do maja Wydawnictwo Sideca zapowiedziało polską edycję runów Bendisa, Brubakera, Waida a także Franka Millera. I tu mam dylemat - chciałem dokupić ten tom na Allegro, bo zawiera istotną część Iron Mana na swoim grzbiecie. Ale wystawia go tylko użytkownik zaszyba.pl. I chce on za ten tom ponad 60 zł. DROGO. Może więc odpuszczę sobie wydanie Hachette i kupię Sidecę z tą i innymi historiami? No chyba, że znajdę jakąś ludzką ofertę.


21. New X-Men: Imperialni - O, to jest pierwszy tom, który wreszcie spełnia funkcję, która powinna być dla niego priorytetowa - dokańcza historię, które kiedyś były wydawane w Polsce, ale się urwały. Głównie dlatego, że padały wydawnictwa komiksowe, ale nie tylko. Mimo, że tom zawierał w sobie jeszcze kawałek Dobrego Komiksu, to wreszcie mogłem dowiedzieć się jak Cassandra Nova została pokonana. Przynajmniej wtedy. Przyzwoity, gruby numer i to się chwali. Szkoda tylko, że pomieszano kolejność paru stron.

22. Marvel Zombies - To było tylko 5 zeszytów z fatalnymi rysunkami. Wahałem się czy kupować, ale prowadzący fanpage chwalili tą historię, no i był Spider-Man. Po lekturze stwierdziłem, że warto było. Zwłaszcza czarny humor wyjątkowo przypadł mi do gustu. Potem przeczytałem resztę części tej serii, po angielsku. Nie były tak dobre jak pierwsza i zakończenie całości mnie nieco rozczarowało. Ale i tak dobrze się przy tym bawiłem.

23. Hulk: Planeta Hulka część 1 - Gdyby ta historia wyszła wcześniej w Kolekcji, to pewnie bym jej nie wtedy kupił. Myślałem, że długometrażowa kreskówka stworzona na jej podstawie mi wystarczy. Och - jakże się myliłem. Dopiero po przeczytaniu oryginału zobaczyłem jak on jest lepszy i jak wiele scen wycięto z animacji. Poza tym grubaśne, 8-zeszytowe tomy za jedyne 40 zł były bardzo opłacalne. Cieszę się, że nabyłem ten numer - całość Planety Hulka to świetna rzecz.


24. Ultimates część 1 - Nie, nie, nie, nie nie, nie, nie. Po pierwsze - dubel. Po drugie - 10 lat wcześniej przeczytałem to w Empiku, w wydaniu Egmontu. I nie spodobało mi się to, że Millar zrobił z bohaterów bandę porąbanych świrów. Końcówka i Pym atakujący Wasp - błeeeee. Po trzecie - nie lubię świata Ultimate. Uważam go za zwykły marvelowski skok na kasę. Tam wszystko jest dość podobne jak w 616 tylko trochę inaczej. Jaki więc w tym sens??

25. Ultimate Spider-Man - Dubel, origin i Ultimate. Potrójne combo w jednym numerze. poza tym miałem jeden z 6 zeszytów wydanych wtedy przez Fun Media (dawne TM-Semic). Ratowały go świetne rysunki Bagleya, ale mi szkoda było na niego kasy.

26. Tajne Wojny część 1 - Wreszcie - po 30 latach doczekaliśmy się pierwszego polskiego wydania. Wobec takiego wydarzenia ja nie mogłem przejść obojętnie. Zwłaszcza, że byłem miłośnikiem kreskówki Spider-Man TAS, gdzie była adaptacja tego pierwszego wielkiego eventu w świecie Marvela.

27. Thor: W poszukiwaniu Bogów - Thor z urwaną historią. I to jeszcze w wykonaniu Romity Jr. Odpuściłem.


28. Astonishing X-Men: Niebezpieczni - Bardzo spodobali mi się Obdarowani, więc nic dziwnego, że kupiłem ciąg dalszy. Ale w sumie poza "Lubię piwo", ta część podobała mi się o wiele mniej. Za mało było tego sarkastycznego humoru. Dziś żałuję, że nie dokupiłem części trzeciej i czwartej, jak były na Allegro w przystępnej cenie. Ale nie miałem wtedy kasy i uważałem, że wersje elektroniczne mi wystarczą.

29. Iron Man: Demon w Butelce - Szczerze powiem, że kupiłem głównie dlatego, że to było aż 9 zeszytów. Lubię grube tomy za 40 zł. A jak przeczytałem to mi się spodobało aż tak, że chciałem doczytać oryginalne zeszyty do czasu kiedy Tony był żulem mieszkającym na ulicy. Ale niestety do dziś do tego nie doszedłem. Mam jednak nadzieję, że jeszcze mi się to uda. Zwłaszcza, że najnowsze pozycje Marvela po nowych Secret War są strasznie cienkie.

30. Hulk: Planeta Hulka część 2 - Już nie można było opuścić zakończenia tej epickiej historii. Brałem z półki bez namysłu. I jeszcze Amadeus Cho pokazuje, że to ci co ścigali Hulka robili więcej złego niż sałata.

31. Kapitan Ameryka: Wybraniec - Jeszcze jedno z niewielu zgniłych jaj w Kolekcji. Po to zabito Kapitana Amerykę, by jako duch dotrzymywał animuszu i zagrzewał do boju żołnierzy USA w Afganistanie. Absurd. Brałbym za góra 10 zł. Nie więcej.


32. New Avengers: Ucieczka - Mój osobisty numer jeden w pierwszej sześćdziesiątce WKKM. Humor, humor i jeszcze raz humor. Głównie od Spider-mana ale nie tylko. Te 6 zeszytów Bendisowi wyszło fantastycznie. Przeczytałem też te zeszyty NA które wydała jeszcze Mucha do Civil War. Ale były już odczuwalnie słabsze. Fun Fact. Ten tom pomógł mi podnieść świadomą komiksową wśród reszty społeczeństwa. :) Poszedłem ze świeżo zakupionym numerem oddać krew i czytałem go w trakcie, leżąc na tej fotelo-leżance. I się nawet pielęgniarki zainteresowały co tam ja mam. Mówię, że komiks. A panie się zdziwiły, że tak ładnie, kolorowo i porządnie wydane. Szach mat egmontowa elyto. :)

33. Spider-Man: Niebieski - Sorry że się powtarzam. Ale nie podobają mi się ani scenariusze Loeba, w których odgrzewa on stare kotlety z początków działalności bohaterów. Sorry ale przerabianie originów to każdy gupi pisać potrafi. A rysunki Sale w ogóle do mnie nie trafiają. Nie podoba mi się ten styl ala Warhol czy tam art deco/pop art.

34. She-Hulk: Samotna Zielona Kobieta - Nie pamiętam już czemu ją kupiłem. Świadomość komiksowa już we mnie mocno urosła. Chciałem mieć jak najwięcej tomów. Jeszcze nie wszystkie, ale brać także coś więcej niż tylko grupowe. Przeczytałem i znowu byłem bardzo zadowolony. Humor bardzo mi podszedł. Szkoda tylko, że zeszyt ze Spider-Manem był najgorzej rysowany.

35. Ród M - Marvel Major Events i wszystko jasne. 8 zeszytów epickiej historii o ostatecznym rozwiązaniu kwestii mutantów. Świetne rysunki. Nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Tym bardziej, że na stronie Muchy ich wydanie ciągle było po 100 zł - hłe hłe.