piątek, 19 czerwca 2015

Marvel Knights Spider-Man #1-12

Ja i wszyscy inni komiksiarze zachodzimy w głowę, jak Hachette Europe mogło podjąć taką decyzję, odnośnie tych przygód Spider-Mana? Dali nam sporą część Revelations Straczyńskiego, New X-Men, Avengers Forever, Planetę Hulka itd. a nie dokończyli Marvel Knights. Czy ktoś wyobraża sobie, że można by wypuścić tylko 8 zeszytów Punishera Ennisa i Dillona, podczas gdy ta historia liczy ich 12?? Ja też nie. Jak mogło do tego dojść? Powinniśmy dostać 2 tomy po 6 zeszytów jak to było do tej pory a nie 2 po 4. Smutne jest to, że wszystkie pozostałe krajowe oddziały Hachette powtórzyły ten błąd po centrali i zakończenia tej historii musimy sobie szukać na własną rękę. Ja tak zrobiłem i dzięki temu mam pełny obraz.


Fabuła niby nie jest specjalnie odkrywcza, ale ładnie łączy wszystkie cechy komiksów które ja lubię - akcję, napięcie, intrygę, niepewność bohatera i lekki humor mimo fatalnej sytuacji bohatera. Zaczyna się wszystko z hukiem, bo od pierwszych stron Spider-Man brutalnie bije się z Green Goblinem, ponownie terroryzującym Nowy York. Po zwycięskiej walce dowiaduje się jednak, że ktoś zdewastował nagrobek wujka Bena, a chwile potem porwana zostaje ciotka May. Swoją drogą powoli mam już jej dość. Od 50 lat ona jest stara i chora, ciągle niby stoi nad grobem, ale żyje, żyje i żyje. Jak jest tuż przed śmiercią, to zaraz zjawi się jakiś Mephisto i ją uzdrowi za drobną opłatą. Noż dajcie spokój. Czemu nie mogła już zostać martwa, jak to zrobiono w AMS #400? Odeszła wtedy spokojnie, normalnie, otoczona rodziną, bo taka jest kolej rzeczy. Ale nie - wskrzesili ją i miewa się dobrze. Chyba wcześniej Mary Jane umrze, niż dane to będzie May Parker.


Anyway. Peter pierwsze kroki kieruje do Normana Osborna siedzącego w więzieniu na Wyspie Rykera. Ale ten twierdzi, że nie miał z tym nic wspólnego. Dlatego Spider-Man jest zmuszony dalej prowadzić śledztwo, którego szczegółów już tu oszczędzę. W każdym razie Mark Millar wrzucił tu pokaźną grupkę tych najbardziej znanych - Electro, Vulture, oczywiście Venom, Dr Octopus i inni. Mamy też sojuszników w postaci Black Cat, Avengers czy nawet X-Men. Przypomniały mi się najlepsze czasy Spider-Man TAS wyprodukowanego dla Fox Kids. Zakończenia chyba w sumie można się było spodziewać. Nie było ono aż tak zaskakujące jak historie pisane przez Straczyńskiego.
 

Humor jest bardzo dobry. Najbardziej mi się spodobał kolejny numer wykręcony J.J Jamesonowi. Może to nie było tak dobre, jak w tomie z She-Hulk, ale mi się podobało. Ale najlepsze są chyba smaczki i mocne umiejscowienie bohaterów w poprzednich przygodach. Są nawiązania do wydarzeń opisanych w "Powrocie do Domu" i "Revelations". A co lepsze wspomniano też o wydarzeniach zawartych w Spectacular Spider-Man które wydał u nas Dobry Komiks. Wiemy dlaczego Eddie Brock przeprowadza aukcję swojego kostiumu, jak Dr Octopus trafił do więzienia, czy co się stało z Lizardem. To mi się bardzo podobało - wszystko ładnie się zazębia. Mamy nawet echa Sagi Klonów zaprezentowanej nam przez TM-Semic oraz wspomnienie losów Flasha Thompsona (który niedługo sam przywdzieje kosmicznego symbionta). Natomiast tradycyjnie wkurzyła mnie ta cholerna szlachetność Petera Parkera, przeciągana aż do przesady. Rzeczywiście -  z taka postawą to Spider-Man nigdy nie dojdzie do wielkich rzeczy, ani nie zapewni sobie spokojnego życia. Nie da się usmażyć omletu, bez rozbicia kilku jajek.


Terry Dodson rysuje dobrze, choć w drugim tomie Hachette jest jakby mniej szczegółów. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Nowy Venom Franka Cho był taki sobie - bardziej podobała mi się jego wersja w wykonaniu M.Deodato w Thunderboltsach. Ta była jakaś taka śliska i zbyt gładka. No i te niby normalne oczy - słabo to wyszło. Strasznie też nie lubię tych 4 zeszytowych tomów - są zdecydowanie za krótkie. Płacę 40 zł za jedyne 100 stron komiksu. Drogo. Dobrze, że w całej Kolekcji takie "kwiatki" można policzyć na palcach jednej ręki. Teraz już będzie dość grubo (oprócz Shadowlandu). Poza małą liczbą stron, wadą tomu znowu jest przesunięcie grzbietu nieco do przodu. Maszyny w drukarni Hachette są zdecydowanie za mało precyzyjne i przy cieńszych numerach, po prostu sobie nie radzą. Bo to samo było z pierwszą częścią w tomie 62. Dodatków mogło by być jeszcze więcej. Choć nie powiem - spodobały mi się portrety innych symbiontów i nabrałem ochoty na zapoznanie się z serią "Venom: Leathal Protector".


Jeśli nie przeszkadza wam szczupłość obu tomów i macie dostęp do ciągu dalszego, to polecam. Bo to naprawdę dobrze i szybko się czyta. Ale jeśli kogoś wkurza sposób potraktowania czytelników przez wydawnictwo, to całkowicie rozumiem jeśli postanowi odpuścić. Ja zaciskam zęby i czekam na dalsze tomy.

czwartek, 11 czerwca 2015

Wipe'em out! PO leci na dno..

No w tym roku Lewy Czerwcowy spóźnił się tylko 6 dni. :) I dalej prawie wszystko pasuje. :)


Premier Kopacz jednak zdecydowała się odpalić petardę. Od 24 maja i przegranej w wyborach prezydenckich wszyscy komentatorzy brali pod uwagę rekonstrukcję rządu. Jednak na tych żałosnych zebraniach zarządu i klubu parlamentarnego, uzgodniono, że PO będzie się trzymać razem. Że wygrają na jesieni, bo przegrali tylko i wyłącznie przez słabą propagandę w kampanii, zlekceważenie internetu i tego że do wyborów poszedł ciemnogród ze wsi, który nie rozumie jak wspaniale żyje się w Polsce rządzonej przez Platformę.


I minęło 17 dni i wszyscy myśleli, że sprawa rozeszła się po kościach i dalej będą sobie spokojnie płynąć w stronę tej góry lodowej. A wychodzi na to, że pani premier pewnie przekonywała swoje kolejne psiapsióły z Radomia do zostania ministrami. Publiczne płacze Pawła Wojtunika, że mu jeden poseł Bury dekonspiruje całe CBA i kolejny spektakularny wyciek z prokuratury, stanowiły wygodny pretekst. Tak więc po kolei.


Arłukowicz specjalnie był pozostawiony na stanowisku ministra zdrowia, by można go było spektakularnie wywalić tuż przed wyborami i pokazać, jak rząd "naprawia" służbę zdrowia. Minister sportu Biernat chciał na wyścigi odcinać się od Komorowskiego. To partia odcięła się od niego. Minister skarbu Karpiński poleciał jako kozioł ofiarny za te wszystkie nieprawidłowości w spółkach skarbu państwa - nepotyzm, przerost zatrudnienia, wyprowadzanie pieniędzy itp. Ale to jest śmiechu warte, bo on był za słaby polityczne na własne gierki. Robił i wydawał pozwolenia na zatrudnienia i inne praktyki, bo tak mu kazano. W PO i PSL jest tyle frakcji i towarzyszy, że każdy chciał wyszarpać coś dla siebie "za zasługi". A minister Karpiński to mógł sobie polecenia najwyżej swojemu psu wydawać, a nie prezesom spółek. Jacek Cichocki poleciał wiadomo czemu - w ogóle nie panuje nad służbami, które niby miał koordynować.


Tyle dobrego, że Sienkiewicz i Rostowski wreszcie polecieli na amen. Strasznie mnie wkurzało, że po tym jak minister finansów zgrał się w rządzie, to próbowali wcisnąć go wyborcom do europarlamentu. A jak razem z Michałem Kamińskim ponieśli klęskę w wyborach, to dostali synekury na zapleczu rządu Ewy Kopacz. :\ O Sikorskim, to już w ogóle nie chce mi się pisać. Pycha kroczy przed upadkiem, a Radek, tak wysoko zadzierał nosa, że nie widział jak przekroczył próg urwiska. I nie spadał, póki ktoś mu wreszcie nie kazał spojrzeć w dół. 

Prokurator Generalny  Seremet też został potraktowany jako kozioł ofiarny. Rząd może zwalać wszystko na tzw "niezależną" prokuraturę. A ona jest po prostu słaba, nieudolna, niewydolna i niekompetentna. Słaba wobec silnych i silna wobec słabych. Prokuratorzy ścigają uczciwych ludzi a prawdziwych bandziorów się boją, albo w ogóle nie potrafią ich złapać. Najgorsze jest właśnie to, że prokuratorzy uważają, że im teraz wszystko wolno, bo nie mają już szefa, który musi się liczyć z presją opini publicznej - tak jak ministrowie rządu. O nie - Seremet ma 6 lat kadencji i można mu skoczyć. I przez te wszystkie lata tylko się kompromitował przy każdym większym śledztwie którego polska prokuratura nie mogła doprowadzić do szczęśliwego końca. Od Smoleńska, poprzez Aferę Hazardową, Amber Gold, SKOKi, Elwear aż do afery taśmowej, w której od razu umorzono wątek łamania konstytucji przez Belkę i Sienkiewicza. Złą rzeczą było też to, że Seremet to typ tępego polskiego urzędnika, który nigdy nie ma sobie nic do zarzucenia, uważa że wszystko jest świetnie (ostatnie wystąpienie w Sejmie) i nigdy dobrowolnie nie odejdzie. 


Tak więc mamy kolejne przesilenie w rządzie. Pani premier niemal z płaczem przed kamerami powiedziała, że usunęła i przerosiła za złych ludzi z rządu, a teraz skoro mamy to już za sobą, to Polacy mogą z powrotem na nią głosować. No i jeszcze podniosła płacę minimalną o 100 zł i dała 2 mld zł na podwyżki w budżetowce. Kpina w żywe oczy. Kierownictwo PO ciągle nie rozumie przyczyn swojej klęski. W zeszłym roku nie widziało tego, jak zremisowało w wyborach europejskich i przegrało wybory samorządowe, odratowane dzięki działaniom PKW. Kiełbasa wyborcza, propaganda i zrzucanie ludzi z sań wilkom na pożarcie nie przyniesie efektów. Nie wiem jak można tego nie widzieć? Ludzie mają dość PO, bo nie spełniła większości ze swoich obietnic wyborczych. Co gorsze - zrobiła coś dokładnie odwrotnego i podniosła podatki. Biurokracja i etatyzm dalej rośnie zamiast spadać. Ludzie wyjechali i dalej będą wyjeżdżać, a przyrost naturalny spadać. I żadne hejtowanie przeciwników politycznych w internecie nie pomoże podnieść się w sondażach. Jedynym ratunkiem mogłoby chyba być tylko poważne obniżenie podatków, likwidacja senatu i inne dobre reformy. I to jeszcze przed wyborami, bo PO całkowicie straciła obiecankową wiarygodność. 

Historia zatoczyła koło. 14 lat temu z upadającego AWSu i UW wyszedł Donald Tusk (bo się obraził gdy przewodniczącym nie został) i dzięki nowej partii dostał się do kolejnego Sejmu i ostatecznie zdobył pełnię władzy. Ale tak jak poprzednicy - w ogóle nie spełnił podstawowych i najważniejszych obietnic. PO stało się typowa partią władzy, której programem jest bycie u steru rządów, obsadzanie stanowisk i wyprowadzanie pieniędzy publicznych do własnych kieszeni. Tyle dobrego, że po tych 8 latach szykuje się porządne przemeblowanie sceny politycznej i danie szansy innym ludziom.

wtorek, 9 czerwca 2015

Czekając na Eaglemoss PL...

Wszyscy wiemy co się  wydarzyło w ostatnim czasie. Dzięki temu spokojnie można było ogłosić maj 2015 Miesiącem Komiksu w Polsce. Naprawdę - tak dobrze na tym segmencie naszego rynku nie było dobrze od czasu gdy Mandragora i Dobry Komiks zamknęły swoje podwoje w 2006/07 r. Biorąc to wszystko pod uwagę (i nadchodzące duże komiksowe, premiery filmowe) napisałem poniższy mail do wydawnictwa Eaglemoss Polska.




Kolejny raz piszę do waszego wydawnictwa z prośbą i pytaniem - czy wydacie w naszym kraju polską edycję Kolekcji Komiksów DC??

https://www.eaglemoss.com/de-de/comic-helden/dc-comic-books/


Wasza spółka matka wydała to już w Niemczech i ta kolekcja odniosła tam spory sukces. Sprzedaje się, wychodzą kolejne tomy i nie ma mowy by ją urwać z braku zainteresowania. A to przecież jest tuz za Odrą. Dlaczego jeszcze nie ma polskiej edycji? Czy ona jest planowana? Czy w końcu wyjdzie? Błagam o odpowiedź.

Przecież klimat do wydawania komiksów Marvel/DC jest w Polsce dobry jak nigdy. Wszystko zapoczątkowała wasza konkurencja - Hachette ze swoją Wielką Kolekcją Komiksów Marvela. Oni też zaczynali od macierzystego kraju - Wielkiej Brytanni. Ale dość szybko rozszerzyli zasięg. Mamy już edycję niemiecką, francuską, czeską, portugalską, rosyjską i oczywiście polską. I wszystko sprzedaje się bardzo dobrze. Dzięki odpowiednio skalkulowanej cenie WKKM zawojowała te rynki i została przedłużona z początkowych 60 do 120 tomów. Także w naszym kraju. Czyli ten biznes jest opłacalny. Co więcej Hachette rozszerza swoją ofertę o kolejne komiksowe kolekcje. Wypuścili próbne edycje swojej Kolekcji Asterixa i Lucky Luka. Niedługo spodziewamy się informacji o uruchomieniu ich na stałe.

Co więcej ruszyli inni wydawcy. Egmont Polska widząc jak Hachette kosi kasę, poszedłpo rozum do głowy i zaczą wydawać albumy DC Deluxe z historiami ze świata DC. Ale to wam w żaden sposób nie szkodzi, gdyż patrząc na niemiecką edycję Kolekcji DC od Eaglemoss tytuły w ogóle się nie pokrywają. Czyli nie wchodzilibyście sobie w drogę jak to wcześniej było z Muchą i Hachette. Co więcej dla Egmonta stało się to na tyle opłacalne, że poszerzył swoją ofertę o pozycje Marvela. I zaczą je wydawać w przyzwoitej cenie. Czyli można wydawać komiksy w Polsce za rozsądne pieniądze i na tym zarabiać. Macie łatwą drogę dzięki przetarciu szlaku przez spółkę matkę. Chyba nie byłoby większych trudności z przetłumaczeniem treści i wydaniem tego DC po polsku. W końcu nie jesteście nowicjuszami na naszym rynku wydawniczym.

Ponadto po rozum do głowy poszła też Mucha Comics i ostatnio obniżyła cenę swoich komiksów. Dlatego ich "Daredevil Żółty" i "Sprawiedliwość" cieszą sie teraz tak dużym wzięciem. Do gry weszło też kolejne wydawnictwo - Sideca. I zapowiedziało, że od września będzie wydawać serię o Daredevilu. Ruch w tym segmencie rynku jest wielki i sam się napędza również dzięki kolejnym niezwykle popularnym komiksowym produkcjom filmowym.

Dlatego jeszcze raz was proszę - wydajcie polską Kolekcję Komiksów DC. Macie możliwości, macie model biznesowy, macie sprzyjający klimat i rozbudzoną bazę nabywców. Jeśli Kolekcja przybierze podobną formę jak WKKM od Hachette z pewnością odniesie sukces. Wypuście chocią zpróbną edycję 4 pierwszych numerów, jak to robi konkurencja by mieć własne rozeznanie. Proszę jeszcze raz o przemyslenie tego i o jakąś formę odpowiedzi czy ten mail w ogóle do was dotarł.


 I o dziwo dostałem odpowiedź.


Szanowny Panie,

Bardzo dziękujemy za Pana email. Przytoczył Pan kilka istotnych faktów o obecnej sytuacji segmentu komiksowego w Polsce i przyglądamy się temu dokładniej w naszych analizach. Zagadnienie - zapewne Pan się orientuje - jest bardzo szerokie z biznesowego punktu widzenia. Różne są np. opinie nt. popularności poszczególnych "brandów" spośród rodziny takich projektów.

Przykłady, które Pan podaje to ważny obraz tego, co się dzieje obecnie na polskim rynku komiksowym i jak już wspomniałem - nie pozostaje niezauważone. Nie jesteśmy jednak w stanie na chwilę obecną zdefiniować naszych możliwości ani konkretnych planów w tej kwestii. Z przyjemnością jednak poinformujemy Pana i wielu innych fanów komiksów o naszych planach, gdyby udało nam się przejść z nimi do fazy realizacji.

Jeszcze raz dziękuję Panu za opinię w tej sprawie.

Pozdrawiam,

Piotr Lachowski

Eaglemoss Polska Sp. z o.o.
Dyrektor

ul. Broniewskiego 3,
01-785 Warszawa
Akacjowy Park lok. 3.2b



Wiem, że to taka typowa mowa-trawa, z której niewiele wynika. Tzn. że może kiedyś ruszą z tym projektem, chyba że nie. Nic nie obiecują ale przynajmniej też nie mówią z góry, że tego nie zrobią. Moim wnioskiem jest jednak to, że Egmont Polska naprawdę nie ma wyłączności na wydawanie tytułów DC w Polsce. Bo chyba inaczej by odpisali, że "w tej chwili o ogóle nie jest to możliwe", albo "że ze względu na okoliczności zewnętrzne nie możemy ruszyć z tym projektem". I znowu - oczywiście mogą się czaić i nie chcieć pokazywać jakie z nich Cienkie Bolki i że Egmont ich załatwił.




Ja jednak dalej wierzę, że Eaglemoss ma z DC dokładnie taką samą umowę jak Hachette z Marvelem. To znaczy, że krajowi wydawcy publikują sobie co chcą u siebie, ale dana lista tytułów jest ponad wszelkie regionalne umowy i w ramach obu Kolekcji można wydać te komiksy bez względu na wszystko. Nie ma konkretnych dowodów na potwierdzenie tej teorii, ale nie ma też dowodów na jej obalenie. Typowa zagrywka z kotem Schrodingera. :)


Niestety wychodzi na to, że chyba będę musiał odszczekiwać swoje buńczuczne słowa, że Kolekcja Komiksów DC PL wyjdzie jeszcze w 2015 roku. Mamy już czerwiec i coraz bardziej brakuje czasu. Nie wiem czy ewentualny próbny rzut ukaże się do grudnia. Po prostu nasz oddział Eaglemoss nie chce chyba uwierzyć na razie w swoje siły, ani w moc tych wszystkich tytułów (Hush, Wieża Babel, Raj utracony, Secret Origin, Śmierć Supermana, Supergirl itd.)i tego jakie spustoszenie wywołałby w Polsce wychodząc w takiej formie (dostęp w zwykłym kiosku) i cenie jak WKKM. Pozytywne skutki wersji niemieckiej i portugalskiej to chyba dla nich za mało i nie wierzą w bezpośrednią analogię z naszym rynkiem. Oczywiście mylą się, ale nam na razie pozostaje czekanie i pewnie przełożenie snów o potędze :) na 2016 rok. Bo ta Kolekcja z pewnością rozleje się na inne kraje, tak jak hachettowa. Nie ma innego wyjścia.



Zresztą - możliwe jest też, że nasze Eaglemoss nie radzi sobie z niemieckim i czeka na wersję brytyjską by nie musieć przepłacać za tłumaczenia. Naprawdę nie wiem, ale liczę , że wreszcie się przemogą.



Na razie pozostaje mi trwać w oczekiwaniu. I polować na tanie oferty tytułów DC wydawanych przez Egmont. Przyzwoita polska sprzedaż takich pozycji może stanowić kolejną zachętę dla Eaglemoss PL. Tylko trzeba brać te tytuły, które w Kolekcji DC na pewno się nie pojawią - bo są albo za grube (Justice), albo nie pasują tematycznie. Tak więc czekam na sierpniową premierę Shazam z New 52, która raczej wyląduje w moich łapkach.


#UPDATE 1

Tomasz Kołodziejczak, redaktor naczelny Egmontu, odpowiedział na paręnaście pytań na Aleji Komiksu.
http://www.alejakomiksu.com/nowosci/21630/Egmont-odpowiada-KSK-czerwiec-2015/

Najlepsza wg mnie jest oczywiście poniższa wypowiedź:

- Jak to możliwe, że zarówno Egmont jak i Hatchette wydają równocześnie te same komiksy (Thorgal, Asterix)?
-Dziwny jest ten świat, prawda? A tak na serio – to są różne formaty wydawnicze – Hachette wydaje kolekcje, o ograniczonym kanale dystrybucji i czasie obecności na rynku.

Taaa daaa. Czyli jest dokładnie tak jak pisałem od dawna. Nic nie mogą zrobić ani Hachette ani Eaglemoss bo oni mają swoje odrębne umowy z Marvel i DC. To że Egmont wydaje swoje DC, wcale nie blokuje Eaglemoss Polska wydać tych samych tytułów w formie Kolekcji takiej jak w Niemczech. Moja zimowa teoria o wyprzedzającym konkurencję ataku Egmontu, chyba była najbliższa prawdy.

Wyżej napisałem, że chciałbym przeczytać ten komiks "Lex Luthor: Men of Steel". A tu pan Kołodziejczak właśnie zapowiedział go w serii "Oblicza Grozy". No i mam dylemat czy przepłacać czy czekać i czekać na Kolekcję DC. Eaglemoss Polska weźcie w końcu ruszcie się i zadziałajcie na tym polu.


#UPDATE 2
OH YES!
Ludzie wyszła wreszcie angielska Kolekcja Komiksów DC. Właśnie ruszyła ich wersja językowa strony Kolekcji i można już zamawiać. Premiera 19.08.2015 roku.

https://www.eaglemoss.com/en-gb/comic-heroes/dc-comic-books/
http://www.atomcomics.pl/pl/p/DC-COMICS-GN-COLLECTION-VOL-1-BATMAN-HUSH-PART-1/56202

Także stało się. Jak wcześniej Hachette i WKKM, tak teraz Eaglemoss zaczęło swój triumfalny pochód przez Europę. Mamy już wersję niemiecką, portugalską, brytyjską. Teraz polska,czeska i francuska to już tylko kwestia czasu. To wynika z logiki zdarzeń. Nie wiem, czy nasz oddział Eaglemoss zdąży do grudnia wydać testowy rzut 4 pierwszych tomów, ale jestem pewny, że 2016 rok należeć będzie już do nich. I polski czytelnik komiksów, bez problemu będzie miał tani i powszechny dostęp do komiksów Marvela oraz DC. Pseudo monopol polskiego Egmontu zostanie złamany.


Ja sie tylko utwierdziłem w mojej wcześniejszej teorii - konkurencja wiedziała, że kolejne krajowe edycje Kolekcji DC Eaglemoss, są tylko kwestią czasu. I dlatego tak nagle ruszyła z tym DC Deluxe i zaczeła wznawiać i wydawać te tytuły. By uprzedzić opadający młot. Rozsądnie z ich strony, ale teraz ja spokojnie mogę się rozsiąść w fotelu i czekać na jeszcze niższe ceny komiksów i drugą Kolekcję, która wspaniale będzie wyglądać na półce.

A poniżej podaję kolejne tytuły z edycji niemieckiej, tomy 24-21
Tom 24: Batman / Superman / Wonder Woman: Trinity
Tom 25: Lobo: Unleashed
Tom 26: JLA: Nail
Tom 27: Batman: Terror w Gotham
Tom 28: Superman: Brainiac
Tom 29: Catwoman: Selinas großer Coup
Tom 30: JLA: Sprawiedliwość 1
Tom 31: JLA: Sprawiedliwość 2

 

czwartek, 4 czerwca 2015

Avengers Forever WKKM #61 i 66

Powiem szczerze, że mnie "Marvels" Busieka i Rossa się nie podobało. Nie wiem jak mogło zachwycać skoro nie zachwycało. Ani pod względem scenariusza, ani pod względem rysunków. Bo nie po to czytam przygody superbohaterów, by śledzić losy zwykłego fotografa, który patrzy na to wszystko z boku. A o malowanych rysunkach Rossa naprodukowałem się przy recenzji "Sprawiedliwości", więc nie będę się tutaj powtarzał.


Avengers Forever to 5 lat młodsze i kolejne duże dzieło Kurta Busieka. Zarazem jedyny przedstawiciel komiksu lat 90-tych w drugiej 60-tce WKKM. I jeszcze liczy sobie aż 12 zeszytów. Choćby tylko z tego powodu należy mu się szacunek. Ja bardzo lubię dłuższe opowieści, bo wtedy autor ma czas by wszystko dokładnie i klarownie wyjaśnić czytelnikowi. Nie musi ścinać, bądź spłaszczać zakończenia, jechać po najmniejszej linii oporu, bo nagle przychodzi 5 czy 6 zeszyt i już na nic nie ma miejsca.


Pomysł na fabułę jest naprawdę bardzo ciekawy. Zwłaszcza dla miłośników podróży w czasie i rzeczywistości alternatywnych. Prolog pokazuje nam jak na odległej planecie wielka avengersopodobna armia tłumi powstanie miejscowej ludności. Gdy ze wszystkiego zostają już zgliszcza, na pobojowisku pojawia się Imperator o dziwnie znajomej twarzy. Po takim wstępie wracamy na Ziemię (a raczej Księżyc) gdzie widzimy jak Avengers zwracają się do Najwyższej Inteligencji Kree (którą uwięzili po ostatnim spotkaniu z niebieskoskórą rasą), by ta pomogła im uzdrowić Ricka Jonesa ze śmiertelnej choroby. I właśnie wtedy bohaterowie zostają zaatakowani przez Immortusa, którego celem jest zabicie Ricka. Wierzy on, że jest to jedyne rozwiązanie aby uchronić galaktykę przed przyszłym brutalnym podbojem przez Imperium Ziemian.


Ale wtedy do wydarzeń miesza się też Kang Zobywca - inny łotr podróżujący w czasie i stary wróg Avengers. Powstrzymuje on atak Immortusa na tyle długo by Jones mógł ponownie uzyskać dostęp do Mocy Przeznaczenia (jak podczas Kree - Skrull War). Dzięki niej udaje mu się ściągnąć do pomocy 7 członków Avengers z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Są to Kapitan Ameryka, Hawkeye, Wasp, Giant Man, Yellojacket, Songbird i Kapitan Marvel. Całej tej grupce udaje się uniknąć zniszczenia w pierwszym ataku i uciec razem z Kangiem do jego twierdzy - Chronopolis, aby obmyślić plan działania. Tak zaczyna się Wojna Przeznaczenia, a to dzieje się tylko w pierwszym zeszycie.


I niby wszystko jest fajnie. Tyle że znowu odezwał się we mnie wieczny malkontent, który ostatnio ciągle ma coś do powiedzenia. Zamiast cieszyć się lekturą, zauważam pewne wady, które psują mi pozytywny odbiór tego komiksu. Nie podoba mi się pewna rozwlekłość Busieka. Na początek sadzi nam sporo tekstu o poprzednich wydarzeniach, monologach wewnętrznych i rozterkach bohaterów. To przewija się przez całą opowieść, bo każda postać jest w innym punkcie swojego życia. I każda ma swoją motywację i problemy, o których scenarzysta szczegółowo nas informuje. Zeszyty 8 i 9 to jeden wielki previous o całej niemal historii życia Immortusa i Kanga. Jeśli zaś akcja w końcu rusza i niby coś się dzieje, to tak naprawdę postacie tylko miotają się w miejscu. Avengers i Rick niby ciągle walczą, podróżują po różnych liniach czasowych ale ja nie widzę, by do czegokolwiek ich to prowadziło. Schowali się na chwilę przed swoim wrogiem, ale on i tak ich dopada. Tyle że zamiast zabić od razu, stawia ich przed swoim obliczem pozornie bezradnych i bezsilnych. I wtedy zaczyna monolog... :) Że to nic osobistego, ale dla większego dobra (tzn jego dobra) Avengers muszą zostać zniszczeni. Zakończenia można się już samemu domyślić, nawet bez czytania.


Pomysł na ten komiks był dobry, bo dostaliśmy coś na kształt Wojen Temporalnych ze Star Treka. Tylko moim zdaniem wykonanie trochę kulało, bo fabuła stała się dość prosta, a udziwniono ją sztucznie by trwała aż 12 zeszytów. Trochę to przypomina, średnią wg mnie, jedyną TM-Semicową opowieść o Avengers, czyli "Ex Post Facto".  Każdy ma prawo do swojej oceny tej opowieści i nie będę się o to kłócił. Dla innych może być wspaniała i epicka a moje wrażenie może być mylne. Może trzeba się bardziej w nią wgryźć? Być większym znawcą całego uniwersum? W każdym razie faktem jest, że Busiek i Stern zawarli tu masę odwołań do 35 lat działalności Avengers. I problemem polskiego czytelnika jest, że niekoniecznie musiał czytać angielskie oryginały, więc może się czuć zagubiony i zdezorientowany.


Kang jest ikonicznym przeciwnikiem Avengers. Tyle, że poza kreskówką "Avengers: Earth Mightest Heroes" nic o nim więcej nie słyszałem. A ani "Kang Dynasty", ani "Citizen Kang" do WKKM się nie załapały (przynajmniej na razie). Co więcej Forever spoileruje nam inne ważne wydarzenia - Kree- Skrull War, Secret Empire, Narodziny Ultrona i Visiona. Meh - kto układa tą kolejność w której wychodzą tomy? Ten komiks powinien wyjść pod koniec drugiej 60-tki jak przeczytalibyśmy już większość klasycznych tomów, które dopiero teraz będą miały swoją polską premierę. A tak pozostaje nam tylko szybko zapomnieć czego dowiedzieliśmy się o Secret Empire, którego premiera już 12 sierpnia tego roku.


Rysunki są dobre. Kreska Carlosa Pacheco jest dość charakterystyczna i podobna do innych latynoskich rysowników superhero, z którymi się stykałem. Widać, że to normalny, porządny komiks. Wszystko jest czytelne i zawiera odpowiednią liczbę detali. Nie sili się na przesadny artyzm czy realizm i to mi się podoba. Na razie ja mam dość oryginalnej kreski, klasycznej kreski czy eksperymentalnej formy. Po tym wszystkim co ostatnio czytałem z utęsknieniem wracam do normalności. Brakuje mi tutaj też nieco dobrego humoru. Co prawda Rick czy Yellowjacket rzucą czasem jakiś suchar, ale do wzorcowych (wg mnie) pod tym względem "New Avengers" 1-6, nie mają oni podejścia.


Także mimo tych paru zastrzeżeń ja cieszę się, że Avengers Forever zawitali do Kolekcji. Bo ta grupa jest jak pizza - nawet gdy jest "zła" i tak nieźle smakuje. Może z czasem przekonam się do nich jeszcze bardziej. Niektóre opowieści wymagają czasu by można je w całości docenić. Premiery wspominanych w nich klasyków powinny mi w tym pomóc.


Na koniec wspomnę jeszcze tylko o grzbiecie. Na pierwszy rzut oka pasuje do tomu #65 i to jest zła wiadomość. Nie było żadnej naklejki na poprzedni skopany fragment panoramy ani wyjaśnienia czy przeprosin za błąd w druku. Dopiero po telefonach na infolinie Hachette się dowiedziałem, że można do nich odesłać "zły" egzemplarz "Zmierzchu Mutantów" a oni prześlą dobry i jeszcze zwrócą za przesyłkę. I w dzień premiery tomu #66 tak właśnie zrobiłem. Mam potwierdzenie i mam nadzieję, że dostanę go z powrotem.

wtorek, 2 czerwca 2015

"Sprawiedliwość", czyli moja pierwsza Mucha :)

Pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy to rozmiar tego komiksu. To naprawdę grubaśna i ciężka cegła dużego formatu, który z miejsca budzi respekt. Człowiek wie za co płaci. Druga rzecz to cena. Jeju, w 2012 pisałem, że ja w życiu nie wydam 80 zł miesięcznie na komiksy, bo pamiętam czasy TM Semic i Dobrego Komiksu, gdzie cena była niska. A teraz wywaliłem 120 zł na jeden album. WTF? Jedynym wytłumaczeniem jest to, że dziecinnieję na starość.


Nie zrozumcie mnie źle - Sprawiedliwość ma 500 stron w twardej oprawie, na kredowym papierze. A w środku jest 12 standardowych zeszytów tej serii i masa dodatków. Czyli przeliczając na ceny hachettowe dostajemy dwa standardowe tomy komiksu (tak jakby Avengers Forever wydać za jednym razem) i jeszcze jeden tom z samymi dodatkami. Są to głównie rysunki, szkice i notki z Batkomputera o wrogach i przyjaciołach. Razem daje to 110 stron ponadnormatywnego spojrzenia na "making on". Pisałem już - kiedy konkurencja WKKM zacznie wydawać dobre pozycje Marvel/DC w rozsądnych cenach, ja je będę kupować. Biorąc to wszystko pod uwagę cena tego wydania jest zrozumiała. Choć rozumiem każdego, kto machnie ręką, bo 120 zł wydane za jednym razem bardzo boli.


Mucha zawstydziła Egmont jakością tego wydania. Też jest to beznadziejna obwoluta, ale zobaczcie co się pod nią kryje. Żadne PRLowskie tekturki, tylko piękna dwustronna grafika także autorstwa Alexa Rossa. Mnie trochę razi, że Superman jest z twarzy bardzo podobny do Lexa Luthora ale chyba taki był zabieg artystyczny. Na kartonie sklejającym okładki ze środkiem jest porządna czarno biała grafika, a nie sama czerń. Teraz już w końcu wiem skąd Kolekcja Komiksów DC zaczerpnęła swój motyw przewodni. Zacnie będzie to wyglądać w kolorze, na półce, jak w końcu wyjdzie polska edycja. Jeśli oczywiście błąd w drukarni nie schrzani grzbietów. :)


Jednak sama fabuła... Wszystko zaczyna się od snu, który ma większość superłotrów ze świata DC. Ziemia umiera w obłokach atomowych grzybów, a Liga Sprawiedliwości nic nie może na to poradzić, ani nikogo uratować. Dlatego Lex Luthor sprzymierza się z Brainiackiem, Gorillą Groddem i kilkunastoma innymi przestępcami, by zapobiec armagedonowi. Zaczynają oni na dużą skalę walczyć z odwiecznymi problemami trapiącymi ludzkość - głodem, chorobami, bezdomnością. Opinia publiczna jest zachwycona ich spektakularnymi aktami dobra. Oczywiście nie wszystko jest takie różowe na jakie wygląda. I więcej nie powiem, by nie spoilerować i psuć innym przyjemności.


Choćby pisano tysiąc razy jaki to jest wspaniały scenariusz, ja nie mogę się z tym zgodzić. Jim Krueger i Alex Ross wydali to w 2005 roku. I wyraźnie widać, że odgapili większość konceptu z kultowej już "Wieży Babel", która wyszła 5 lat wcześniej. A takie uderzenie na bohaterów pokazano też rok wcześniej w "Kryzysie Tożsamości" (które w kwietniu wydał Egmont). Czyta się to dobrze, nawet bardzo dobrze, ale ja znowu nie doczekałem się niczego odkrywczego. Niezwykle za to podobała mi się kreacja Luthora. On jest chyba najlepszym Evil Geniusem jaki został kiedykolwiek wymyślony w komiksie superhero. Grodd jest szajbnięty, bo chciałby by rządziły małpy. Brainiac w ogóle chciałby wymazać całą ludzkość i przy okazji zniszczyć Ziemię, bo uważa nas za robactwo. Ten ich sojusz od początku był skazany na zagładę, bo zło zawsze zwraca się przeciwko sobie. Tak było, jest i będzie - przynajmniej na kartach historii obrazkowych. Choć nawet historia świata pokazuje nam, że "może być tylko jeden". Triumwiraty się rozpadały, Święte Przymierze się rozpadło, Pakt Ribbentrop-Mołotow też się rozpadł. Nasza planeta jest po prostu za mała dla nich wszystkich.


Luthor jest świetny, bo on naprawdę wierzy, że wszystko co robi jest dla dobra całej ludzkości. Że postępuje słusznie, że jego geniusz usprawiedliwia każdy czyn, że wie wszystko najlepiej i to ONI (JLoA) są źli. Bohaterowie a Superman w szczególności są ciemiężycielami ale Lex Luthor ich wszystkich wyzwoli i pod swoim światłym przewodnictwem poprowadzi ku lepszej przyszłości. Taaaa - jasne. :) Może Mark Millar to kupuje, ale ja nie. Lecz dzięki temu tak wspaniale mi się czyta o wszystkich posunięciach Luthora - jest on dla mnie źródłem nieustającej rozrywki. Nie mogę się doczekać, aż w Kolekcji DC przeczytam tom w którym to Lex jest głównym bohaterem.


Skoro scenariusz był wtórny, to może rysunki mnie zachwycą? Też raczej nie. Skoro "Kingdom Come" graficznie mi się nie podobało to i "Justice" mi nie podeszło. No niestety - wszystkie "malowane" komiksy które czytałem i które opublikowało Hachette w WKKM, nie spodobały mi się. Mój gust ich nie znosi. I nie potępiam ich z góry w czambuł. Ta opowieść ma masę genialnych scen które wypełniają stronę lub dwie i wspaniale roztaczają swój majestat i wielkość. Idealna rzecz do oprawienia w antyramę i powieszenia na ścianę. Na pewno jest wielu miłośników tej techniki, którym bardzo się ona podoba i są nią zachwyceni. Ale mnie te plansze nużą. Są mało czytelne jeśli cały komiks jest tworzony taką techniką. Jakby nie kostiumy, to miałbym trudności, z rozpoznaniem niektórych postaci. Dzięki dodatkom wiem też, że nie jest to wina samych rysunków, bo szkice są piękne wręcz. Luthor w płaszczu czy wściekły Grodd robią na mnie wrażenie. Dough Braithwaite wykonał świetną robotę. Tylko po co Alex Ross to maluje farbami w pseudorealistycznym i podniosłym stylu? No po co? Wychodzi na to, że nie lubię tego artysty - no i niech tak będzie. Nie wszyscy muszą mi się podobać (vide Tim Sale). O gustach się nie dyskutuje. ;)


Jako, że komiks jest pisany 3 lata przed filmem "Batman: Mroczny Rycerz", nasz ulubiony Joker dalej jest kreowany na Jacka Nicholsona. No i dobrze, bo przez te 20 lat lepszego od niego nie było. Dopiero w 2008 roku Heat Leger przejął pałeczkę. Ale rola Jokera jest raczej epizodyczna w tej historii. W ogóle w natłoku postaci i zdarzeń giną tu jednostki, zastąpione bohaterem zbiorowym. Humoru jest bardzo mało, co jest dla mnie wadą, ale to wszystko przez tą podniosłość i powagę wydarzeń. Najgorsze jednak jest to, że Batman nie ratuje wszystkich na sam koniec jak zwykle powinien. No bez sensu. :) Ale to Elseworld a nie nasza Ziemia 0. Pewnie dla tego tamten ich Batman taki słaby jest.


Znowu z czystym sercem nie mogę bezwarunkowo wszystkim polecić recenzowanego komiksu. I cena i fabuła i rysunki są takie sobie. Komiks niby jest fajny ale nie wywołał u mnie efektu WOW po jego lekturze. Ale na półce wygląda zacnie. Jest też moim drugim albumem od DC. Tak więc jak zwykle decyzja należy do każdego z was z osobna.