poniedziałek, 3 grudnia 2018

Mój rok z kartą Cinema City Unlimited

Gdy wreszcie na dłużej postanowiłem zamieszkać w Lublinie, pojawił się pomysł by wyrobić sobie kartę Unlimited i móc bez większych ograniczeń chodzić sobie do kina. Kiedy mieszkałem sam, to nigdy o tym nie myślałem, bo wystarczał mi internet. Ale teraz gdy miałem drugą bliską mi osobę na uwadze, pomysł wydał się rozsądny. Ona i ja mamy mieć po karcie, więc spędzalibyśmy czas ze sobą oraz na obcowaniu z kulturą. I odeszła by główna pretensja, że nigdzie razem nie wychodzimy. :) Poza tym jestem kinomaniakiem i lubię oglądać filmy. Do kina wcześniej często nie chodziłem, bo bilety drogie. Jednak skoro jest możliwość chodzić na wszystko za 44 zł (obecnie 46 zł) miesięcznie, to czemu nie?

Przepraszam, że poniżej wyszła mi taka kobyła. Opisuję jednak cały rok ze swojego życia a trochę doświadczeń miałem. Nazbierało się tego wszystkiego i się rozpisałem. Ale dzięki temu ktoś kto nie wie czy się zdecydować na wejście w Unlimited, może poznać wszystkie wady i zalety tego programu. Od obiektywnego, postronnego i zwykłego obserwatora.


Do złożenia wniosku i założenia Unlimited wymagano karty bankomatowej/kredytowej, której nie posiadałem w tamtym czasie, bo wszędzie wymagano jakichś głupich, złodziejskich opłat. Miałem więc jakieś ponad tygodniowe opóźnienie gdy czekałem na bezopłatową kartę Orange Finanse, którą mi polecono. Ale zanim ona do mnie przyszła znalazłem fantastyczną, jeszcze korzystniejszą ofertę, która zdefiniowała moje roczne unlimitedowanie. Bank BZWBK miał promocję w której posiadacze ich karty kredytowej oraz karty CC Unlimited dostawali zwrot połowy abonamentu na tą kartę, jeśli dokonywali nią minimum 5 transakcji miesięcznie. Natychmiast poleciałem do ich oddziału gdzie udało mi się taką kartę, z limitem 4 tyś zł wyrobić. I od tego momentu to już była poezja, bo miałem pełny dostęp do wszystkich filmów za  jedyne 22 zł miesięcznie. Fantastyczna sprawa. Nie wiem czy teraz Santander, który przejął BZWBK ma dalej coś takiego w ofercie. Jeśli tak, to ci którzy nie wykorzystali takiego roku w przeszłości, powinni się tym zainteresować.


Gdy tylko wypełniłem wniosek na stronie kina i dostałem maila potwierdzającego swoje członkostwo, od razu z miejsca poleciałem do multiplexu. Bo to był czwartek 30 listopada i się okazało, że to już ostatnie seanse "Złych Mamusiek 2" i "Botoksu". A ja takich fantastycznych dzieł przegapić nie mogłem przecież. :) To jest pierwsza zaleta tego abonamentu - dostęp uzyskujesz od razu. Po rejestracji i ściągnięciu ci z karty miesięcznej opłaty, dostajesz automatyczny mail i na niego przez pierwsze 2 tygodnie swobodnie chodzisz sobie na seanse. A w międzyczasie wysyłają ci plastikowy kartonik. Niestety ze zdjęciem, więc tato i trzech synów na jednej karcie do kina sobie nie pójdą. :)

Zasady są takie, że karta upoważnia do wchodzenia na wszystkie filmy 2D. Codziennie, od rana do wieczora, na dowolny seans. Za filmy 3D jest opłata dodatkowa 3 zł. W Warszawie jest droższa karta i jeśli masz kartę niestoliczną, to musisz wtedy dopłacać po 4 zł za wejście na film 2D. A potem znowu jeszcze 3 zł za 3D. Czyli będąc przejazdem raz czy drugi można wstąpić. Ale jeśli mieszka się na stałe w Warszawie to się to kompletnie nie opłaca i trzeba płacić te 9 zł więcej abonamentu. Co jest totalnym złodziejstwem i niesprawiedliwością. Przecież w stolicy są "jednostki doborowe i kompanie honorowe". Ja wiem, że czynsze tam są wyższe. Ale przecież obrót również - 1.5 mln aglomeracja to nie w kij dmuchał i ruch jest ciągły, większy niż w innych placówkach. No i ceny zwykłych biletów w wysokości 30 zł w weekend to jest chory absurd. W ogóle od razu pojawił mi się w głowie postulat racjonalizatorski - dlaczego nie wprowadzono kolejnych kategorii kart? Przecież logiczna byłaby karta z jednym abonamentem na wszystkie filmy, również te 3D. Oraz jeszcze tańsza oferta czyli taka bez weekendów. Albo tylko z tanią środą za powiedzmy 30 zł. Ja bym posiadanie  czegoś takiego rozważył. No i z pewnością jakąś kartę do 4DX. Bo normalny bilet kosztuje tam ponad 40 zł a z kartą trzeba jeszcze dopłacić ponad 20 zł. Szaleństwo.


Z góry sobie założyłem, że będę chodził na wszystkie możliwe seanse, by karta mi się zwróciła. Bo przecież CC liczy własnie na takie coś, że nowi członkowie chodzą intensywnie przez pierwsze trzy miesiące , a potem się męczą i ograniczają do kilku filmów miesięcznie, bo praca, dzieci, obowiązki bla bla bla. I na tym własnie kino zarabia, bo umowa jest na cały rok i się nie możesz wycofać wcześniej. A gdybyś nawet się uparł, to cię podliczą za wszystkie seanse na których byłeś po normalnych cenach. Po jakichś 4 miesiącach to wychodzi już jakieś ponad 500 zł tego rocznego abonamentu. Jesteś więc z nimi uwięziony na 12 miesięcy. I nie możesz przegapić okresu wypowiedzenia, bo to nie ma tak, że 30 dni może ci się zakończyć kiedy chcesz. O nie - to leci do końca okresu rozliczeniowego. Czyli jak się spóźnisz, to naliczą ci jeszcze drugi miesiąc, żebyś ich dobrze zapamiętał. Ja o tym mniej więcej wiedziałem, więc uparłem się, że pójdę na wszystko co dają. No dobra - z początku myślałem że pominę horrory bo nigdy ich nie oglądałem. "Escape Room" odpuściłem, ale potem pojawiało się coraz więcej straszakowych tytułów, więc zacząłem na nie jednak chodzić, by zdobywać kolejne acziki i przekonać się, z czym to się je. Bo jestem zdania, że żeby coś zhejcić, to najpierw trzeba zobaczyć co to w ogóle jest. Krytyka bez poznania tematu, to totalne ignoranctwo. Średnio wychodziło około 20 filmów miesięcznie bo tyle premier miało moje CC. Tu pojawiał się minus dystrybucyjny tego korpo, bo nie dostawałem wszystkiego co mieli. Mimo iż razem w Lublinie było aż 20 sal kinowych, to firma nie mogła na nich zmieścić tego co się pojawiało w Warszawie czy Krakowie. I potem denerwowało mnie, że nie mogę zobaczyć "Tamte dni tamte noce", "Bóg. Światło w ciemności", czy "A może by tak trójkącik". I znowu - nie chodzi o jakość tych filmów a o zasady. O dzielenie widzów na gorszych i lepszych, tylko ze względu na miejsce zamieszkania. Bo przecież miejsce na choćby jeden seans w tygodniu powinno się znaleźć.


Z początku po pierwszym dniu w kinie, patrząc na bogaty repertuar tych wszystkich filmów których nie widziałem, założyłem sobie, że w ciągu roku mogę obejrzeć nawet 400 filmów. I tak zacząłem tytułować moje krótkie wrażenia z seansów na mojej stronie fb. Niestety to był oczywisty błąd w obliczeniach, bo jak obejrzałem w pierwszy tydzień te kilkanaście pozycji, to się okazało że nowości w tygodniu wychodzi zaledwie 4-5. Czasem mniej, czasem więcej. Ale z tego dało się wyciągnąć góra 250 filmów w rok ale na pewno nie 400. A i tak sam tyle nie zobaczyłem. Bo w pierwszej połowie grudnia musiałem niespodziewanie wrócić do domu rodzinnego, więc ominęła mnie animacja o zwierzakach, polski "Totem", czy dokument o pogromie kieleckim z 1946 roku. Smutno mi trochę było z tego powodu. Po świętach siadłem już intensywnie i nie przepuściłem prawie żadnej produkcji. No dobrze zdarzyły się opuszczenia. Ale takiej "Fantastycznej Kobiety" w styczniu obejrzeć nie mogłem, bo to był jej jeden jedyny seans a miałem wtedy na II zmianę do pracy. Dlatego nie obejrzałem też jednego filmu przyrodniczego na Dzień Ziemi. Chętnym zaś polecam chodzenie na wszystkie premiery w pierwszy tydzień emisji. Bo potem może się zdarzyć, że zmienią i ograniczą godziny w ten sposób, że w ogóle nie będzie się można wybrać. Albo film okaże się tak zły, że zdejmowali go już po jednym - dwóch tygodniach. Tak było choćby z fatalnym "Synem Królowej Śniegu", więc miałem "szczęście", że go widziałem. :) Albo "DJ" - w drugim tygodniu grali już tylko jeden seans po 22.00 i ledwo się załapałem.


Ogólnie byłem dość zadowolony z karty. Bo właśnie mogłem oglądać wszystko. Często filmy których oczywiście w innym wypadku palcem bym nie tkną - horrory, musicale, polskie denne komedie romantyczne, francuskie denne komedie, animacje komputerowe robione po taniości przez ludzi którzy w ogóle się na tym nie znają i niszczą psychikę małych dzieci. Na babskie filmy też bym normalnie nie poszedł. Ze zdumieniem stwierdziłem, że podobały mi się produkcje muzyczne z tego roku ("Król Rozrywki", "Mamma Mia 2"). Ale właśnie dlatego że miałem wszystko prawie za darmo, to poszerzałem swoje horyzonty. W innym przypadku byłoby trochę za mało tych naprawdę dobrych pozycji. Dlatego zastanawiającym się nad nabyciem karty polecam pomyśleć nad tym, czy mają czas chodzić tyle do kina. Bo przecież trzeba też doliczyć dojazd w tę i z powrotem. Nie każdy może mieszkać zaledwie dwa przystanki od kina jak ja w dalszej części roku. Oczywiście trzeba też lubić filmy i być gotowym na miłe (np. "Pozycja Obowiązkowa", "Też go kocham"), jak i niemiłe niespodzianki (np. "Liga Sprawiedliwości", "Planeta Singli 2")

W Lublinie są aż dwa Cinema City. Pierwsze jest 8-salowe w galerii centrum miasta i drugie 12-salowe w większej galerii na obrzeżach. To drugie miało salę 4DX, jedną z niewielu w Polsce. Niestety ze względu na koszty ja w takiej nie byłem. W ogóle miałem szczęście, bo to są jedyne dwa CC na wschód od Wisły. Gdyby sieć tych holenderskich kin miała chociaż po jednym kinie w każdej stolicy województwa, pewnie miałaby jeszcze więcej klientów. A tak mieszkańcy Szczecina, Olsztyna, Białegostoku, Kielc czy Rzeszowa są skazani na droższą konkurencję. W ogóle dla mnie to skandal, że ani Multikino, ani Helios nie mają podobnych abonamentów. Że Holendrom może się to opłacać a im nie. Niestety chyba polityka cenowa korzystna dla obu stron nie jest po myśli konkurencyjnych decydentów. Wolą łupić mniejszą liczbę ludzi, ale konkretnie, na większe sumy.. Zwłaszcza Helios, który choć polski to droższy. Chyba zaczynam rozumieć tych którzy nienawidzą Agory.

Z dwoma kinami jest tak, że niestety nie dostaniesz wszystkich filmów w tym bliższym, nieco mniejszym. Musisz dosłownie jechać na drugi koniec miasta, bo tylko tam są niektóre premiery. Tak jest z pokazami tylko dla unlimitedowców we wtorki o 19.30. Tak jest z polskimi krótkometrażówkami. Tak było z jedynym pokazem filmów o zwierzętach w 3D. Przy tym się zdenerwowałem, bo się okazało że jest to pokaz zamknięty. Tyle że gdy zobaczyłem go w repertuarze na stronie internetowej, nie było o tym słowa. Poleciałem tam więc jak głupi i zostałem odprawiony z kwitkiem. Rozmawiałem z kierownikiem kina o tej sprawie, ale niestety nic nie mógł z tym zrobić. Najgorsze w byciu abonamenciarzem jest to, że musisz się dostosować do repertuaru. Owszem, można chodzić na wszystko, tylko że możesz zapisać się na jeden seans na raz. System zaś uwzględnia oficjalny czas  rozpoczęcia filmu - czyli od czasu reklam, które trwają 20 minut. Np. jeśli film zaczyna się o 10.00 rano a kończy o 12.00, to nie możesz sobie kupić biletu na seans o 11.50, mimo iż właściwy film zaczyna się o 12.10. To mi sprawiało kłopoty, gdy chodziłem na ciągi filmów, które tak się właśnie sztucznie nakładały na siebie, choć praktycznie po pominięciu reklam tego nie robiły. Na szczęście sieć chyba poszła po rozum do głowy. Gdy przedostatni raz kupowałem bilety na kartę w listopadzie 2018, to jeden film kończył się 10 minut po rozpoczęciu "Creeda II". A mimo to normalnie w kasie dostałem bilety jeden po drugim, czego nie mogłem zrobić wcześniej. Świetnie że to naprawiono - szkoda, że akurat jak mi się abonament skończył. Inną wyraźną wadą dla stałego bywalca lubelskich CC były brudne ekrany. Komfort seansów się obniżał, jak prawie na każdej sali spod filmu widać było czarne ślady zabrudzeń. A w jednej był nawet taki chamski zaciek od góry do dołu, przez cały ekran, co mi popsuło oglądanie Paddingtona 2. Spytałem nawet kierownika czy mają zamiar coś z tym zrobić. To mi powiedział, że to góra decyduje kiedy zamykają salę na konserwację. I takie coś jeszcze się nie kwalifikuje. :/ Nie wszystkie kina które odwiedziłem miały ten problem, ale wiadomo było, że w jedynej placówce na wschód od Wisły musiało się coś takiego zdarzyć. :/

Inną wadą Unlimited było to, że nie można było chodzić na pokazy Ladies Night czy maratony serii i  filmów 2D. To pierwsze było małą wadą. Traciłem tylko jeden dzień i niektóre premiery musiałem oglądać w piątek zamiast w czwartek. Ale to drugie to był niezrozumiały absurd, bo przecież były to filmy 2D. Czemu więc nie mogłem obejrzeć czy to maratonu Deadpoola, Ant Mana, czy Gwiezdnych Wojen?? Na szczęście to też się zmieniło. W październiku dostałem maila, że można z kartą iść na maraton horrorów. Alleluja - nareszcie. Teraz to jest kolejny argument by Unlimited mieć, choć szkoda, że ja się nie załapałem.

Jesteś też na bieżąco ze wszystkimi nowościami, przez co możesz się mądrzyć na różnych forach i grupach facebookowych. To znaczy dopóty, dopóki administratorzy jednej takiej grupy cię nie zbanują, gdy masz już dość ich zachwytów nad słabymi filmami, które dostają wysokie oceny z zupełnie niezrozumiałych powodów, bo np. recenzenci lubią Szumowską, albo Guerillmo del Torro. I nieważne jak się trzyma ich najnowszy film. Cztery gwiazdki na sześć musi być. A najlepsza polska komedia od lat - "Exterminator" dostaje z łaski ledwo trzy. A jak za dużo razy im się sprzeciwisz i odstajesz od jedynej słusznej (ich) opinii o danym filmie, mimo iż argumentujesz swoje wypowiedzi - to lecisz. Bo robisz zamieszanie. Bo dyskutować można tylko jeśli zgadzasz się z grubsza z moderatorem. Tego mi po pierwszych 7 miesiącach zaczęło brakować najbardziej - normalnej dyskusji internetowej o obejrzanych przeze mnie filmach. Ale o Sfilmowanych to pisałem już wcześniej na swoim profilu fb, więc nie będę do tego tu wracał. W każdym razie człowiek zaczyna sobie wyrabiać gust i opinię na temat filmów i całej branży. To jest bardzo fajne - zawsze można się wypowiedzieć i zagadać coś do znajomych czy rodziny. Początkowo też myślałem, że będę pisał więcej recenzji filmowych na swoim blogu. Ale ponieważ zacząłem je oglądać w ilościach hurtowych, dodatkowo musiałem pracować a przez resztę czasu zajmować się swoimi innymi pasjami, moje plany się nie ziściły. Poprzestałem tylko na krótkich omówieniach widzianych pozycji na swojej stronie na fb. Jeśli kogoś to interesuje, może zajrzeć i tam.
https://www.facebook.com/pg/Bazyliszek-Kr%C3%B3lew-1602002193158585/posts/?ref=page_internal


Sama karta fizycznie jest trochę tandetnie wykonana. Szybko odchodzi sreberko z wypukłych literek a rogi zaczynają się zadzierać, gdy musisz wyciągać i wkładać ją przy każdym wejściu. Polecam laminację, którą pewnie sam sobie zrobię, jeśli ponownie wstąpię do programu. To trochę irytuje, podobnie jak długie kolejki przed kasami. Oczywiście że wszyscy muszą kupować bilety wtedy kiedy ja muszę. :) A mimo iż są ze 4 stanowiska kasowe, to czynne są góra dwa. Przy weekendach, czy tanich środach (ale nie tylko) czasem trzeba było swoje odstać. Oczywiście można sobie kupić bilet przez net. Tyle że wtedy trzeba albo sobie taki bilet wydrukować albo mieć smartfona z dostępem do netu (ja nie miałem). Można też sobie przez wi-fi ściągać bilet w domu na smartfona (bo wi-fi w kinach działało bardzo kapryśnie) a potem pokazywać przy kasie. Nie zawsze jest to jednak szybsze. Np. podczas premiery i kolejek na Gwiezdne Wojny większy ogonek był przy czytniku kodów QR z komórek. Bo był tam tylko jeden pracownik, system wolno działał i trwało to dłużej niż kasowanie biletów papierowych. Jeśli zaś chcemy cały dzień spędzić w kinie, to na zapas kupimy góra trzy bilety, a potem i tak trzeba znowu stać przy kasie, albo logować się w necie.


Raz miałem nieprzyjemną sytuację ze zmianą terminu seansu. Ponieważ repertuar zwykle wychodził we wtorek wieczorem, to często wtedy go sprawdzałem i robiłem sobie plany na co iść w poszczególne dni, nie zaglądając na stronę ponownie. I w przypadku "Odlotowego Nielota" przy kasie okazało się, że seans zaczął się godzinę wcześniej, bo jakaś wycieczka szkolna sobie tak z kinem ustaliła. Byłem wtedy zdrowo wkurzony i napisałem do centrali. Zadzwonili, przeprosili ale nic już nie dało się zrobić. Mi zdenerwowanie pozostało. Ogólnie polecam chodzić na bardzo wczesne, albo późniejsze seanse. Czasem mi się zdarzyło, ze miałem vipowski pokaz tylko dla mnie. Ostatnio 26 listopada gdy to poniedziałkowe przedpołudnie pozwoliło mi się rozwalić samemu na "Misji Yeti" i "Fantastycznych Zwierzętach 2". Gdy byłem na "Królu Rozrywki" w Nowy Rok wieczorem to na sali były jeszcze tylko 2 inne osoby. "DJ" o 22.00 też oczywiście oglądałem samotnie. :) Czasem zdarzyło mi się iść na dubbing, bo niestety wersja z napisami była w terminie dla mnie niekorzystnym. Oczywiście odradzam, bo to jest tortura. Ze dwa razy byłem też na seansie 3D z tych samych powodów. I też nie polecam, bo dopłacasz 3 zł a efekt jest mizerny. Bo to jest tylko obróbka cyfrowa w post produkcji. By naprawdę cieszyć się 3D, trzeba by kręcić film od początku specjalnymi kamerami. Ale na to stać było tylko Camerona przy "Avatarze". Dopóki ta technologia się nie upowszechni, trójwymiar to strata pieniędzy. Małe kłopoty miałem też podczas Mundialu, gdy islandzkie "W cieniu drzewa" miało tylko jeden seans podczas fazy grupowej i podczas transmisji meczu. A po zakończeniu rozgrywek grupowych, przestawali też emitować ten film. Musiałem więc stracić jedno spotkanie (Belgia - Anglia bodajże), co było niepowetowaną stratą.


Od początku 2018 roku ceny zwykłych biletów skoczyły o kolejną złotówkę. To było nieprzyjemne, bo przecież raptem 2 lata wcześniej tania środa była po 14 zł za bilet a teraz jest to już 16.50 zł. Okazuje się, że teraz to Helios jest najlepszy ze swoimi tanimi wtorkami po 14 zł. W kwietniu zaś gruchnęła wiadomość, że znowu też urosła cena abonamentu do 46 zł a w Warszawie do 55, choć zaledwie 2 lata temu było to przecież 42 zł. I to przy inflacji nie przekraczającej procenta! Najbardziej wkurzające było to, że zaraz jak podniesiono ceny, to zaczęły się wielkie promocje, żeby złapać nowych jeleni na wyższe ceny. A dotychczasowi klienci mieli zapłacić za ten darmowy miesiąc dla świeżaków. Równie irytująca była ta wielka letnia loteria w której głównie można było wygrać zniżki do kinowego baru. Wszyscy wiemy jak absurdalnie wysokie są tam ceny, więc gdy dawano mi kod na duże nachos w cenie średniego, to i tak się nie opłacało kupować tego badziewia. Upolowałem też parę dodatkowych biletów, tylko że można je było wykorzystać zaledwie dla jednej dodatkowej osoby i to zaledwie do końca września. Czyli nie mogłem iść na raz z braćmi i kuzynami całą paczką. Jeśli loteria powtórzy się w 2019 na podobnych zasadach i to z limitem dla abonamenciarzy, to wielka zachęta to nie jest. Za to podobały mi się gratisy jakie czasem dostawało się w akcjach promocyjnych przy okazji kasowania biletów. Najczęściej były to różne słodycze/cukierki. W tym miesiącu miałem michałki orzechowe, czy mikro batoniki. Raz była kawa. Ale najlepsze, najlepsze były małe słoiczki czeko-dżemów. To było tak pyszne, że specjalnie brałem bilet na seans na którym już byłem i przechodziłem przez bramki tylko by dostać ten słoiczek. A zaraz potem wychodziłem wyjściem z sali.


Ale największym szokiem było zerwanie umowy z Monolith Films, czyli jednym z największych dystrybutorów w Polsce. Od lipca sytuacja nie rozwiązana do dziś. Z miejsca straciliśmy dostęp do wielu filmów. Ledwo obejrzałem "Dziedzictwo" zanim zdjęli je z ekranów po 2 tygodniach emisji. Może nie były to super świetne filmy, ale w sumie jak pisałem ze 3/4 tego co pokazywano w CC to i tak były średniaczki. A takiego "Sicario 2" nie obejrzałem do dziś, bo na ekranie komputera aż tak nie mam parcia na ten film. Zwłaszcza że nie byłem zachwycony pierwszą częścią, w czym znowu się z Agnieszką nie zgadzałem. O tym też pisałem na swojej stronie, więc odsyłam do tamtego postu. ( https://www.facebook.com/1602002193158585/photos/a.1631768476848623/2543074402384688/?type=3&theater ). CC w zastępstwie sięgną po mniejszych dystrybutorów typu Gutek Film. Co tylko pokazało, że niestety na Unlimitedzie wszystkich polskich premier filmowych nie obejrzysz. Patrząc na repertuar kin studyjnych widziałem wiele pozycji, których CC nie pokazywało. I to mnie wkurzało, bo przecież skoro płacę już abonament, to nie będę jeszcze dopłacał za dodatkowe bilety. Co prawda złamałem się i płaciłem czy to za "Wieżę Jasny Dzień", czy "Ostatnie Prosecco Hrabiego Ancilotti", co też opisałem w oddzielnych postach ( https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2563321373693324&id=1602002193158585&__tn__=K-R ). To były jednak tylko drobne skoki w bok, bo i tak nie miałem za dużo dodatkowych środków.

Niestety wraz z wakacjami musiałem się wyprowadzić z przyczyn rodzinnych z Lublina i wrócić w moje leśne ostępy. Miałem wtedy do kina dodatkowe 100 km co znowu nieco utrudniło mi obcowanie z kulturą. Mogłem za to nadrobić straty serialowe, których się nabiera gdy się ciągle kinuje. Bo oczywiście jestem też ostrym serialomaniakiem z masą tytułów na dysku i porobiły mi się zaległości. Dodatkowy problem to bliscy. Miałem jedno starcie z dziewczyną, bo kazała mi sprzątać, gdy sobie zaplanowałem już wypad do kina. Wynikła z tego kłótnia. Dlatego jeśli ma się rodzinkę, to trzeba z nimi obgadać pewne rzeczy, by zrozumieli że są pewne priorytety. U mnie kino góruje nad pracami domowymi, ale trzeba umieć wypracować kompromisy.


Nie mogłem jednak zrezygnować z CC z oczywistych powodów. Umowa na rok, zostało jeszcze 5 miesięcy, trzeba płacić. A jak trzeba to ja będę dalej korzystać jak mogę. Dlatego zacząłem dojeżdżać do kina na długie posiedzenia i maratony kinowe. Tak średnio raz na dwa tygodnie przez lato, gdy nazbierało się już seansów. Niestety parę filmów mi się wymknęło, jak 3 część polskich krótkometrażówek. Czwarta zresztą też. Wyrobiłem sobie za to żelazny tyłek, bo ciurkiem, cały dzień siedziałem w kinie i nadrabiałem. Tak się wzmocniłem, że raz dałem radę zaliczyć 7 filmów w 14 godzin. Zacząłem też trochę zwiedzać jakże rozbudowaną sieć kin CC. Raz byłem w Gliwicach - zadziwiająco imponujące i miasto i multiplex. Warszawska Arkadia zadziwiła mnie skórkowymi-skajkowymi obiciami foteli. Ale w stolycy bardziej spodobała mi się Galeria Mokotów, gdzie wszystkie sale były po jednej stronie i nie trzeba było się miotać między dwoma wejściami jak w Lublinie. Fotele znowu tam były pluszowe i czułem się jak u siebie.


Swoją drogę z abonamentem zakończyłem na Pomorzu. Okoliczności zewnętrzne zmusiły mnie do przeprowadzki do Gdańska. Ale oczywiście odezwało się moje szczęście, bo CC pokłóciło się z właścicielem Krewetki o wysokość czynszu i w sierpniu zamknęli bez sentymentów swoje jedyne kino w Trójmieście czyli aglomeracji liczącej 800 tyś mieszkańców. Zostałem z trzema Heliosami i trzema Multikinami, z których dalej nie było żadnego pożytku. Totalny absurd. Kurczę Unlimited sobie spokojnie istniał bez żadnych problemów, kiedy nie mogłem go sobie wyrobić. Gdy tylko wszedłem do programu, to zaraz zaczęły się turbulencje. Wylądowanie  zaś w tym zaściankowym mieście, gdzie tak wielka korporacja wypięła się na swoich klientów i obrażona na swojego czynszownika wzięła się i poszła. Są obietnice że nowe CC zostanie otworzone, ale czekanie 2 lata aż wybudują zupełnie nowy kompleks, to dość długo.


Nie poddałem się jednak. Nie dam się przecież wycyckać Holendrom. Złożyłem wypowiedzenie  karty w ostatni możliwy dzień. A przez ostatni miesiąc postanowiłem pojechać do najbliższego możliwego CC, czyli do odległego o 35 km Starogardu Gdańskiego. Niestety bilety tanie nie są, więc było to bolesne dla portfela. Inną przykrą niespodzianką było to, że w 6 salowym kinie jest mniej premier. Kierownictwo nie zrobi tak by upchnąć wszystko co się da kosztem mniejszej liczby seansów - o nie. Lepiej nawalić 8 seansów "Planety Singli 2" i "Miłość jest wszystkim" od rana do wieczora. Olać "Jeszcze Dzień z życia" o Brzezińskim, "Gentelmana z Rewolwerem" z Redfordem, Sofię, Polskie Krótkometrażówki vol 4. Po co to komu? Więdłocha czy Damięcki ważniejsi. Byłem tam dwa razy w odstępie 2 tygodni. Jeszcze na "Narodzinach Gwiazdy" przejazdem i na tym zakończyło się moje rumakowanie. Po tych ostatnich doświadczeniach zdecydowanie nie polecam abonamentu w okolicach Starogardu Gdańskiego czy innych 6 salowych kinach. Trzy czy nawet dwie premiery na tydzień, to jakieś żałosne nieporozumienie. Wtedy nie warto tyle płacić.


Podsumowując, moim zdaniem posiadanie karty Unlimited się naprawdę opłaca. Tylko jak napisałem wyżej - należy mieć trochę wolnego czasu. Cierpliwość i wytrwałość w chodzeniu też się przydają, bo nieużywana karta zaczyna gnić. :) Oczywiście podstawą jest mieszkanie w okolicy kina, oraz zapewnienie sobie warunków by być przy nim przynajmniej rok. Albo się przeprowadzać do innych kin z CC. Plusy przeważają nad minusami a ja sobie większość tej oferty chwaliłem, choć wkurzały mnie wszystkie niedogodności. Polecam jednak chwilę pomyśleć nad tym wszystkim, bo to jednak wyjdzie ponad 550 zł rocznie i to jak jesteś poza Warszawą. Mam nadzieję że moje doświadczenia pomogą każdemu w podjęciu decyzji.


P.S. Jeszcze inne wpisy o moich kinowych przeżyciach.