piątek, 26 września 2014

Spider-Man Revelations WKKM #48

Wreszcie. Po 98 tygodniach dostaliśmy kontynuację tomu pierwszego. To była największa przerwa w całej Kolekcji, bo nawet na Punishera trzeba było czekać "zaledwie" jakieś 60 tyg. :) A u mnie ten okres przedłużył się nawet do 9 lat, czyli chwili kiedy Dobry Komiks urwał się w tak przejmującym momencie. Czytając 4 dni temu tamte komiksy, znalazłem zachowany między stronami paragon z Empiku. Aż się trochę wzruszyłem, nad czasami kiedy człowiek był młody i głupi. :)

To jest największa i praktycznie dla mnie jedyna wada tych dwóch numerów - ja już je mam. Pierwszy komiks od Hachette kupiłem jak głupi w wakacje 2012 r. Zobaczyłem tylko komiks Spider-Mana w twardej oprawie, za jedyne 15 zł na półce w Inmedio! Bez chwili zwłoki kupiłem i zabrałem do domu. Dopiero po rozpakowaniu okazało się właśnie, że to dubel, który już miałem od Axela Springera. Niewiele myśląc (no właśnie!) sprzedałem go na Allegro. I to po kosztach! I trwałem w tej głupocie także w grudniu gdy ponownie ten komiks pojawił się w kioskach. Czemu tego nie kupiłem i nie próbowałem sprzedać wydań miękkich? Do dziś nie wiem. A jak w te wakacje wystawiałem miękkie Revelations na Allegro to już nikt nie chciał kupić. :) Takie moje szczęście. Nie, wiem. Może jeszcze zadzwonię do Hachette i przepłacając kupię Pająka od nich.

Ale przejdźmy do meritum. Fabułę stworzył kolejny już człowiek bardziej znany z pisania scenariuszy filmowych/telewizyjnych niż komiksowych. Joseph Michael Straczyński wcześniej stworzył fenomenalną space operę Babylon 5. Ten serial telewizyjny miał perfekcyjnie rozpisaną akcję na 5 sezonów - nie mniej i nie więcej. Jest uważany za jeden z najwybitniejszych widowisk sci-fi. Została nawet dowcipnie wspomniany w "Powrocie do domu" przez pracownika elektrowni atomowej. Zasługuje na osobny artykuł, więc może wrócę do naszego pajączka.

Straczynski jako kolejny w historii autor miał podnieść sprzedaż ASM, która nieco podupadła po Clone Sadze. Tak patrząc na historię, sprzedaż niemal wszystkich komiksów, to taka sinusoida - rosnąca i spadająca. Teraz dzięki tym wszystkim dodatkom na końcu, ciągle poznajemy autorów którzy ratowali poszczególne serie. Ale kto je doprowadzał do upadku, to już nie wiemy. Straczynski ratował bohaterów nawet dwa razy, bo najpierw podniósł Spider-Mana a potem Thora którego dostaliśmy w 8 tomie.

 Pomysłem na kolejne zeszyty był fakt, że wreszcie po 30 latach, ciotka May dowiedziała się, że Peter jest superbohaterem. Tzn. ta prawdziwa ciotka, bo w ASM #400 już się raz ujawniła, że wie, ale to była aktorka podstawiona przez nikogo innego jak Normana Osborne'a. 

Czyli tak, po pokonaniu Morluna pobity Parker leżał na łóżku a ciotka May weszła po pranie i wszystko zobaczyła. Po całym zeszycie, gdy już doszła do siebie odbyła się długo oczekiwana rozmowa, w której wyjaśniono sobie wszystko. Nie spodobał mi się tylko ten fragment, że niby przez kłótnię z żoną wujek Ben był wtedy na mieście. Udziwniono to trochę bez potrzeby. Nie obyło się za to bez humoru, bo chyba wyszło, że lepiej jakby Peter był gejem zamiast Spider-Manem. :) Uśmiałem się z tego fragmentu, co tylko podkreśla dlaczego scenariusz jest tak dobry. Humor zawsze mnie przyciągał do tej postaci a tutaj go nie brakuje. Są to zarówno gadki do złoczyńców, jak i żarty sytuacyjne oraz niesamowite i spektakularne onlinery. Od "przydałaby mi się jaskinia pająka, taka z komputerami i łebskim pomocnikiem", poprzez "Siema doktorku" do "byłem astralem" i wielu innych. W ogóle dymkiem numeru było dla mnie tłumaczenie producenta, dlaczego Człowiek Homar nie może powstać przez ukąszenie radioaktywnego homara.
Potem dostajemy "niemy" zeszyt nr 39. To była część tej akcji Marvela podczas której wszystkie ich komiksy w jednym miesiącu nie miały dymków. Mieliśmy też coś takiego w tomie X-Men Imperial. Powiem szczerze, że spokojnie mógłbym żyć bez tego wydania, a w zamian wolałbym dostać # 46 by wiedzieć co było dalej. Tyle dobrego, że uniknęliśmy historii o WTC. Dalsza część "wyznań" oprócz zabiegów cioci May o poprawę wizerunku swojego bratanka, to rozwiązywanie problemu znikających dzieci, wyrzutków i okolicznych bezdomnych. Chodziło o to by pokazać jak Spider-Man walczy ze wszystkimi rodzajami zła i niesprawiedliwości, a nie tylko z przebierańcami. Trochę to moralizatorskie wyszło. Ale końcówka z gościnnym występem (w trzecim tomie z kolei :) ) Dr Strange'a była kozacka. Humor wręcz buchał pomiędzy nimi. Doktor niby nie miał czasu, ale ważne że wybrną ze swoich kłopotów a i Peter rozwiązał swoje.
I wreszcie ostatnie 3 zeszyciki to upragniony ciąg dalszy, urwany 9 lat temu. Nie spodziewałem się takiego powrotu, zwłaszcza po rozpoczęciu nikomu nie znanymi Morlunem i Ezekhielem. Jak to jest, że dobrzy, starzy przeciwnicy nigdy nie umierają? W końcu Spider-Man i Dr Octopus to najlepsi wrogowie. OK - drudzy najlepsi, bo miejsce pierwsze przypada Zielonemu Goblinowi. Ale nie należy zapominać co Octavius zrobił dla naszego bohatera tuż przed Clone Saga. Choć to chyba nie było całkiem on, nie wiem, już się pogubiłem w tej kwestii.
Scenarzysta sięga tutaj minimum do dwóch motywów z lat 60-tych które rysował Romita Senior. Kiedyś to siedzącemu w więzieniu Sępowi, "kolega" z celi ukradł jego wynalazek i kostium. Teraz coś podobnego przytrafiło się Dr Octopus. Cały ten spór skończył się oczywiście bijatyką. Przy okazji doktorek ponownie spotkał Ciocię May. Może niewiele osób to pamięta, ale dawno temu była taka historia w której Otto Octavius wynajmował pokój w domu May. Poznali się ze sobą i omal nie doszło do ślubu (chyba bo nie czytałem tego). Takie kwiatki Straczynski potrafił wyciągnąć z przepastnej szafy-przeszłości Petera.
I to wszystko narysował nam J. Romita Jr. Ja nawet mogę zrozumieć czemu części fanów nie podchodzą jego rysunki. Rzeczywiście trafiają mu się karykatury czy inne nieudane kadry. Nie byłem zachwycony jego pracą ani w Wolverine: Wróg Publiczny, ani wcześniej w pojedynczych Spider-Manach z TM Semic, choć i tak był lepszy niż nielubiany przeze mnie Buscema. Ale tutaj wykonał dobrą robotę. Zwłaszcza w kostiumie Spider-Man wygląda bardzo dobrze, choć do wersji "cywilnej" też nie mam zastrzeżeń. Wydatnie pomaga w tym i tusz Scotta Hanny i kolory Dana Kempa i kredowy papier. Jakby Romita Jr występował tylko w takim towarzystwie, to nie byłoby narzekań. Czekam na World War Hulk by porównać to z tym tomem. Nie przypominam sobie kadrów w internecie, by nie psuć sobie przyjemności czytania WKKM #51 już 5 listopada.



Techniczną uwagą do tego tomu jest jeszcze to, że strasznie cuchnie farbą drukarską. Ale to niestety dość powszechna bolączka, inne pisma też ją mają. Jednak to tylko drobiazg. Gorąco polecam i ze względu na treść jak i formę tego komiksu. Naprawdę warto. No chyba, że ktoś ma już te 2 ostatnie numery Dobrego Komiksu. Wtedy może sobie odłożyć kasę na "Eternals". :) Ja kupiłem te 5 kolejnych numerów głównie dla grafiki na grzbiecie. I tak całego Spider-Mana nie uzbierałem. Ma ucięte ręce. Ale ni kupię kolejnego Gaimana, no nie kupię i już. :) Nadchodząca Czarna Pantera też mnie nie kręci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz