czwartek, 11 września 2014

Daredevil: Guardian Devil - WKKM #47

Ostatnio trochę poczytałem sobie narzekań na Kolekcję wydawaną przez Hachette. Że ich okładka wcale nie jest twarda, że strony nie są szyte a tylko klejone, że tytuły są słabe i nie umywają się do konkurencji a Egmont to ho ho. Co prawda jest on droższy, ale oprawa jest naprawdę twarda, szycia nie do zdarcia i w ogóle całość 10 razy lepsza od tandety Hachette. Oczywiście śmieję się z tej "elyty", bo obiektywne fakty (cena, trwałość wykonania, światowe uznanie dla większości zamieszczonych tytułów) IMHO stawiają ich na straconej pozycji. Teraz wyszedł ponownie "Diabeł Stróż" i.... Szach-mat egmontowcy, gdyż to wasze wydawnictwo, pierwszy raz zaprezentowało ten tytuł w Polsce.
Ech, ja nie narzekam na Egmont, bo nie mam nic innego i lepszego do roboty. Sami spójrzcie na różnicę - 10 lat temu potrafili wydać niemal na raz Ultimates, Marvel 1602 i właśnie Daredevila. Trochę drogo, mimo miękkich okładek, ale ledwo parę lat po premierze w USA. Był też Dobry Komiks od Axel Springer Polska i Mandragora, mimo upadku TM-Semic/Fun Media rynek komiksowy w Polsce żył. A co zrobił Egmont gdy jego konkurencja sama się wykończyła? Zamiast to wykorzystać i zdominować całkiem rynek, to się zwinęli. Ich komiksy zniknęły z kiosków i przeniosły się do internetu. Wybór tytułów stał się uboższy a ceny wyższe. Jak można popierać coś takiego?
Co do "Daredevil: Guardian Devil" (podoba mi się brzmienie oryginalnego tytułu) mam mieszane uczucia. Ogólnie jestem na tak i polecam go każdemu fanowi. Niezdecydowanym też, bo jest przyswajalny treściowo i naprawdę ładnie rysowany. Quesada i tuszujący go Palmiotti odwalili naprawdę dobrą robotę. Kolory są ciepłe jak lubię, a postacie komiksowe, ale nie aż tak bardzo kreskówkowe jak postacie Mike Wieringo w "Fantastic Four: Unthinkable". Uwagę mam może tylko, że Black Widow jest zbyt podobna do Scarlet Johanson. I to na 14 lat przed premierą filmu "Avengers 1". :)
Tak stara, przechodzona na wszystkie strony postać nie powinna wyglądać jakby uczyła się jeszcze w collegu. I tak, oczywiście wiem, że w przeszłości zażywała jakieś substancje powstrzymujące starzenie, ale nawet Photoshop nie umywa się do liftingu zrobionego jej przez Joe Quesadę. Z kolei Karen Page ( przynajmniej na obrazku poniżej) wygląda jak sex-lala. Jasne, ona zawsze była głupią blondynką i ciekawe jak Jessica z True Blood wypadnie w tej roli w serialu Netfixa. Ale jej wszystkie negatywne cechy dla mnie  zostały za bardzo uwypuklone. Ostatni niepodobający mi się kadr, to końcowe ujęcie Daredevila z tym obleśnym/szalonym uśmieszkiem. Na koniec tej opowieści w ogóle tu nie pasował. Poza tym praca rysownika jest świetna. Tylko sama jego osoba niedawno mi podpadła, gdyż razem z Loebem maczał palce w ostatnich dość nieudanych serialach animowanych Marvela: Avengers Assemble czy Hulk and the Agents of SMASH. Całkowita zmiana targetu na najmłodszych odbiorców, spłycenie fabuły i slapsticowe żarty położyły w moich oczach ich twórców. Na szczęście 3 sezon Ultimate Spider-Man daje powody do delikatnego optymizmu, co do przyszłości tych serii. 

Jako, że Daredevil jest najbardziej katolickim bohaterem w tych heretyckich, protestanckich Stanach Zjednoczonych, :) to od pierwszych stron mamy sceny nawiązujące do Bibli i religii. W szpitalach giną noworodki a samotna, nastoletnia matka i jej niemowlę musi uciekać przed prześladowcami. W tym czasie Matt Murdock spowiada się księdzu w konfesjonale. Skojarzenia są oczywiste. Fabułę napisał znany nam skądinąd Kevin Smith, który zasłyną głównie stworzeniem filmu "Sprzedawcy" i produkcji mu pokrewnych. I to czuć w tym komiksie. Przez pozorną pochwałę i nawiązywanie do Pisma Świętego autor wykpiwa wiarę pokazując jej niedorzeczności. Nic dziwnego, że niemal równocześnie (gdy w USA wychodziły ostatnie zeszyty "Diabła Stróża") odbyła się premiera "Dogmy", komedii w której koncept fabuły i satyry jest niemal ten sam.
Mi ta konwencja nie przeszkadzała. W dzisiejszych czasach kwestionowanie i krytyka religi katolickiej jest dość powszechna. Dziwne (i obnażające jednocześnie prawdziwe, tchórzliwe oblicze tych wszystkich krytyków), że nie widziałem jeszcze takiego ataku na islam czy choćby judaizm. Ale cóż łatwo obrzucać kogoś błotem wiedząc, że ten nie odda. To czym Smith u mnie plusuje to zaprezentowanie w praktyce dlaczego warto znać teorię "Brzytwy Ockhama". Jasne, Daredevil nie jest do końca sobą podczas tych wydarzeń. Ale mimo końca XX w. (wtedy) Matt od razu skłania się do odniesień zawartych w wierze, mistyce, Bogu i innych bytów nadprzyrodzonych. Dopiero czarodziej musi mu podsunąć pod nos bardziej oczywiste rozwiązania, na które choćby taki Batman wpadłby od razu.
Drugą zaletą Smitha jest jego humor zawarty na stronach tej historii. Może nie są to moje ulubione onelinery, wydzierające się z co drugiej strony. Dowcipów jest mniej ale za to naprawdę zabawne i rozbrajające. Czarna Wdowa jak w starym dowcipie daje się namówić na seks, by po chwili zorientować się, że Mattowi chodziło o wrobienie jej w opiekę nad dzieckiem. Albo odzywki Wonga. Albo klasyczne "Thnx Dock", rzucone do Stephena Strange. W ogóle to już drugi z kolei tom, w którym bohaterowie lecą na wyścigi do Dr Strange'a, bo myślą, że czary im pomogą. I nie ostatni, bo za 2 tygodnie w WKKM #48 też będzie to samo. Jak trwoga to do doktora albo księdza. 

Podobało mi się też pojawienie się Spider-Mana, bo bardzo lubię tę postać. Miało to też dobre uzasadnienie fabularne, gdyż obaj bohaterowie mieli podobne przeżycia. Wejście Bullseya naprawdę przypomniało nam, że to są przygody Daredevilla. Był taki jak zawsze - zły, okrutny i nie liczący się z niczym. Kurczę ten łotr ciągle prześladuje Matta i ciągle unika prawdziwej sprawiedliwości.
Ale znalazło się też parę wad. Te listy od Karen były nudne i głupie, wspaniale pasujące do jej postaci, a przez to irytujące. Także monologi wewnętrzne Murdocka to nie była fascynująca lektura. Tak smuci i smuci o Bogu i swym parszywym losie. I nie wie biedaczek, że za to wszystko powinien obwiniać Franka Millera, który tak zmienił charakter jego przygód, a Kevin Smith w dużym stopniu nawiązuje do tamtych czasów.

Ale najgorsze, najgorsze był rozwiązanie całej intrygi. Jasne, w ogóle się tego nie spodziewałem. Ale nie spodziewałbym się też hiszpańskiej Inkwizycji. Tak jak to powiedział Fisk "Kto by przypuszczał, że stoi za tym trzeciorzędny zbir?" (i to w ogóle nie z tej bajki). W Monty Pythonie absurdalne rozwiązanie śmieszy, tutaj jego brak sensu i logiki rozczarowuje i osobiście mnie nieco złości. Czuję się jak bohaterowie "South Parku" po wyjściu z seansu "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki". Może zamiarem Smitha było pokazanie, że religia też nie ma sensu? Nawet jeśli jest tu drugie dno i tak mi to nie odpowiada. Aż chciałoby się, żeby naprawdę Mephisto za tym stał. Albo choć Owl czy Purple Man, do których bardziej by to pasowało, mimo kopiowania ruchów Kingpina z opowieści Millera.

Poza tym wydanie Hachette jak zwykle jest bardzo dobre. Fajnie, że lakierowany rysunek, tak jak przy "Demonie w Butelce", wychodzi poza ramkę, przez co jest bardziej dynamiczny. Osiem zeszytów daje ponad 200 stron komiksu, plus notki o scenarzyście, rysowniku i galeria łotrów i okładek. Akurat z nich tylko 4 fronty przypadły mi do gustu. Te co dał Egmont w swoim wydaniu, ta z krzyżem i ta ze Spider-Manem. Reszta była taka sobie - podnoszenia niemowlaka ala "Król Lew" mogli mi oszczędzić. Dziwi też bardziej szorstki papier niż w "Marvel 1602". Czy to chodzi o oszczędności, czy o to, że większość czytelników nie lubi gładkich i śliskich stron? A może to tylko mój egzemplarz tak ma? Nie wiem, ale wspominam o tym. Życzę też dobrej zabawy przy lekturze.

P.S. Recenzję można komentować pod tym blogiem. Nawet anonimowo. :)

3 komentarze:

  1. Po raz pierwszy się zgadzam, ale tylko z częścią o zakończeniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubię "Marvels" ale z tego powodu wyraziłem swoje zdanie w komentarzu - nie podobał mi się i tyle. A ty posiłkując się FILMEM o Daredevilu, mówisz że ci się ta postać nie podoba i krytykujesz niezłego "Diabla Stroża" (poza zakończeniem).

      Usuń
  2. "Był taki jak zawsze - zły, okrutny i nie liczący się z niczym. Kurczę ten łotr ciągle prześladuje Matta i ciągle unika prawdziwej sprawiedliwości."

    W Shadowland poznał "Sprawiedliwość" :D

    OdpowiedzUsuń