Jestem człowiekiem radiowym. Budzę się rano i pierwsza rzecz to przyciśnięcie guzika "Tuner" na pilocie (druga to włączenie kompa). I taka jest prawda, że fajne rzeczy są głównie w radiu publicznym. Na Esce lecą nawet fajne nutki (mój ostatni hit to Thrift Shop Mackelmora) ale te ich rozmowy prowadzący - słuchacze uwłaczają ludzkiej inteligencji. Stąd rano włączam Sygnały Dnia bo lubię publicystykę i reportaże. Muzę to mogę mieć zawsze (winamp czy mptrójka), ale interesujące treści już nie. Szybko przełączam na Trójkę Polskie Radio, bo w ich porannym "Zapraszamy do Trójki" są 3 razy, o określonych godzinach przeglądy prasy. I już nie trzeba się wykosztowywać bo co ważne to w radiu powiedzą. W telewizji śniadaniowej co prawda też są przeglądy (prezenterzy nawet tablety już w rękach mają ho ho :) ). Ale jak słyszę teksty prowadzących "Pytanie na śniadanie" czy to "Dzień dobry TVN" to mi uszy krwawią - tak nędzny jest to poziom aktorstwa/talentu. I tu jest problem bo PnŚ strasznie mi zohydził kiedyś dla mnie sympatycznego dziennikarza sportowego radiowej Trójki - Michała Olszańskiego. Telewizja mi go popsuła i teraz trudniej mi go zdzierżyć.
I takie pytanie się nasuwa - ciekawe czy są i jeśli tak to jakie realne straty/spadek sprzedaży normalnych gazet powoduje ta praktyka radia i tv? Bo np. na mnie są stratne - nie kupuję prasy. Zresztą żeby tylko ja. Często odnoszę wrażenie, że praca dziennikarzy radiowych i telewizyjnych polega na tym, że rano idą do kiosku, kupują gazetę, a potem oprawiają zawarte tam informacje - w formę reportażu radiowego lub telewizyjnego. I widzę potem w Faktach materiał powtarzający dokładnie to samo co znam od rana z przeglądu prasy. A wszyscy uważają, że ściąganie dzieci w szkole jest nieistotne i nic w tym złego :) :P :D.
Poranne programy kończą się o 9.00 a po Informatorze ekonomicznym o 9.30 na Trójce Polskim Radiu, to do 12.00 nie ma nic ciekawego. Wtedy fenomenalny Kuba Strzyczkowski prowadzi "Za a nawet Przeciw". świetny program. Redaktor rzuca temat i sondę a słuchacze dzwonią, meilują i się wypowiadają. Jak jest interesujący temat to wspaniale się tego słucha. Tylko prowadzący trochę za dużo czasu daje ekspertom a czas zabierają też 2 czy 3 piosenki - ogólnie mija za szybko. Na szczęście pan Kuba w piątek prowadzi całą popołudniówkę - od 16.00 do 19.00. Wspaniały redaktor, niezłe reportaże i naprawdę fajne telefony od słuchaczy (niebo a ziemia w porównaniu z tymi eskowymi). Clou piątkowych programów jest rozmowa z korespondentem z USA Markiem Wałkuskim. Naprawdę gorąco polecam - spróbujcie tego posłuchać choć raz, kto tego nie zna. Po 14.00 na Trójce (pon-czw) jest Akademia Rozrywki. Jak prowadzi ją Artur Andrus to jeszcze daje radę. Choć sam wolałem jak kiedyś była to wieczorna prawie godzinna (później półgodzinna) audycja pod nazwą "Powtórka z rozrywki". Ale teraz często prowadzącą jest Teresa Drozda i mi się ona w ogóle nie podoba. Bardziej by się nadawała do jakiegoś Radiowego tygodnika kulturalnego, niż do audycji satyryczno-rozrywkowej. Słaba jest IMHO i tyle. Godna uwagi jest też popołudniówka Jedynki, której słucham pierwszej godziny, bo zaczyna się o 15.00 (potem przerzucam na Trójkę). Program był naprawdę fenomenalny gdy prowadził go Rafał Wydrych, człowiek o wspaniałym poczuciu humoru. Ale od kilku miesięcy przenieśli go na duet w Sygnałach Dnia gdzie nie może się tak rozwijać jak był solo. Zastępujący go popołudniu Mariusz Syta jest tylko poprawny. Listy przebojów Trójki nie słucham, bo jest nadawana w złych godzinach.
O tym co mi się w radiu nie podoba napiszę kiedy indziej.
Wszystkiego tego słucham na mojej stareńkiej (już 8 lat) wieży Sharpa. Jak poszedłem na studia jesienią 2004 nie miałem prawie niczego. Żadnego telefonu, mp3, tv o komputerze nawet nie wspominając. Tylko duży czarny, przepłacony (w 2003 dałem 250 zł - wiem masakra) magnetofon Watson. Mam go do dziś, choć już jest całkiem popsuty. I już nie pamiętam dlaczego na II roku to właśnie wieża stała się moim celem. Pewnie dlatego, że na komputer stać mnie nie było :). I tak musiałem pożyczać kasę od kumpla. Kosztowała mnie ponad 550 zł. A to i tak nie było dużo jak na tamte czasy. Zdjęcie tego modelu macie poniżej (tylko moje głośniki są nieco inne) - 2 kieszenie na kasety, 3 tacki na CD, pilot. Najważniejsze, że odtwarzała z tych płyt nagrane pliki MP3. Było czego słuchać (Sound of San Francisco choćby :) ). O wejściu USB w boomboxach i wieżach nikt wtedy nie myślał. Niestety oszczędziłem wtedy na RDS i do teraz mi go brakuje. Ale sprzęt działa niezawodnie od tego czasu, więc póki trochę kasy nie wpadnie, to jej nie wymienię. Jedyna skaza to plama po wylanym piwie na głośniku. Stało się to jeden raz gdy byłem w domu, a współlokatorzy imprezowali w pokoju :). Dwie kieszenie na kasety były ważne, bo nie miałem komputera ani tym bardziej internetu. Kupowałem więc czyste taśmy i nagrywałem sobie moje ulubione kawałki prosto z radia. Wiem, wiem - średniowiecze :). Do dziś mam 15 dziewiędziesiątek z piosenkami z radia. Nagrywałem też wieczorne Powtórki z rozrywki by odsłuchać je następnego dnia, gdyż słuchając jej wieczorem, zasypiałem w trakcie :).
I tak słuchając dziś Programu Pierwszego polskiego radia po 15.00 szlag mnie trafił. Bo była rozmowa z przewodniczącym NSZZ Solidarność Piotrem Dudą. Zapowiada on strajk generalny "do skutku". A o co?
Gdyby chodziło o ustawę o referendach, czyli by po zebraniu określonej liczby podpisów Sejm nie mógł nie przeprowadzić danego referendum (bo dziś wszystkie takie projekty są odrzucane), to od razu bym ich poparł. Ale nieee. Im chodzi de facto o przywrócenie PRLu w "gospodarce". Czyli rząd ma natychmiast przerwać pracę nad nowelizacją Kodeksu Pracy o elastycznym czasie pracy. Także płaca minimalna ma wynosić 50% średniej krajowej, a wszystkie umowy "śmieciowe" mają być oskładkowane. Oczywiście utrzymać też wszystkie przywileje, głównie emerytalne, ale też przejazdowe i inne. "A może frytki do tego?" Dziwne, że nie żądają jeszcze przywrócenia PGRów. Normalnie w tych ich "rezerwatach" - ostatnich państwowych molochach im się całkiem w głowach poprzewracało. Normalnie kapitalizm i wolny rynek się związkowcom nie podoba. Uważają, że im się wszystko należy. Pozostali Polacy mają wiecznie dopłacać do ich pracy, "przedsiębiorstw" i przywilejów.
Ja im mówię -"A figa"! Sprywatyzować wszystko co się da (oczywiście bez tych strategicznych gigantów PZU, PGNiGE itp) i pozabierać przywileje. Jeśli całkiem przyzwoitej pensji im mało, znajdą się chętni którzy ich zastąpią.
Przepraszam za te emocjonalne krzyki. Zdenerwowałem się, a przecież nie można być tak ślepym i zacietrzewionym jak związkowcy. Ale co ja zrobię, że "Jakby mnie dopuścili na długość ręki to bym..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz