wtorek, 14 listopada 2017

Wolverine by Jason Aaron tom 1

Egmont po wielu namowach, postanowił wreszcie wejść w jeszcze grubsze komiksy niż ich dotychczasowe głównie 300-stronnicowe pozycje z Marvela czy DC. Po Daredevilu Bendisa, teraz jest Wolverine Aarona liczące przyzwoite 400 stron. Skuszony super okazją w jednym sklepie , nie tracąc czasu postanowiłem nabyć ten komiks i zobaczyć jak wyglądały przygody Logana na początku XXI w. i tuż po Secret Invasion.


Największą wadą tego wydania jest oczywiście zamieszczenie w nim ponownie "Get Mystique", historii, która wyszła po polsku w 2 numerze Kolekcji Superbohaterów Marvela od Hachette. Po klasyku z Black Widow, to już drugi taki numer jaki odwala Egmont. To jest ruch specjalnie moim zdaniem wymierzony w Kolekcje. Dla fana Marvela  wydaje się atrakcyjne komiksy, tylko dorzuca mu się fragment którego zupełnie nie potrzebuje, tylko by podbić cenę. Klasyczna sprzedaż wiązana rodem z PRLu, gdzie np. alkohol w restauracji można było kupować tylko z zakąską. Denerwują mnie takie ruchy, bo z 400-stron odpada ponad setka przeczytanego wcześniej materiału. I nie - oczywiście znowu nikt nie pomyślał, by wydać "Messaiah Comlex", do którego "Get Mystique" nawiązuje.


Drugą wadą jest to, że dostajemy zlepek historii - fragmenty runów, one shoty, miniserię łączące się ze sobą tylko osobą scenarzysty. I wkurza mnie to, gdy kończy się zeszyt 65 serii Wolverine, jest dziura i przeskakują do #73. Albo interesująco kończy się miniseria, tyle że w żaden sposób nie są potem kontynuowane zawarte w niej wątki. I tak wiem, że tak samo wydawane są kompilacje autorskie na Zachodzie, w USA, ale akurat tego wzoru można by na polski grunt nie przenosić. Jak coś się zaczyna zeszytem #56 to powinno być wszystko aż do tego 74 i potem te miniserie czy nowe woluminy. Porządek powinien być, a nie bałagan jak zawsze.


Tym bardziej, że zawartość jest przyzwoita. Dobrze mi się to wszystko czytało. No powiedzmy, że pierwszy scenariusz Aarona był prosty, króciutki, epizodyczny, z obowiązkowo smutnym zakończeniem. Nic specjalnego, a rysunki też mnie nie powaliły. Drugi, nienadzwyczajny jest zeszyt 56 opowiadający o Wolverine w dziurze. Nie wiemy jak tam trafił, nie wiemy kto go tam wsadził, nie ma ciągu dalszego, a komiks skupia się głównie na strażniku w tym miejscu. Rozczarowujące to było. I pokazało jak denerwujące są takie oderwane kawałki.


Za to miniseria "Wolverine: Manifest Destiny" była bardzo dobra. Opowiada jak Logan powrócił po 50 latach do Chinatown w San Francisco i postanawia tak jak wcześniej rozprawić się z nowym władcą gangów tego miejsca, Czarnym Smokiem. W oczy rzucają się głównie mocne sceny walk, krew, flaki i jak zwykle dość obrazowe i nieco obrzydliwe momenty, gdy ciało mutanta się regeneruje. Na tle choćby tej historii widać jak potem źle przedstawiono śmierć Wolverine'a. Jak chamsko zignorowano całe jego wcześniejsze dziedzictwo i to, że on znał różne style walk i umiał się bić, a nie rzucał się tylko na pałę ze szponami, bo wiedział, że się zregeneruje. Po prostu splunięto na tego bohatera i pozbyto się go jak śmiecia, by wprowadzić jego żeńskiego klona i Staruszka, którego stworzył Millar. Przykre to było. Podobały mi się tu humorystyczne wstawki i dobre, szczegółowe rysunki Stephena Segiovii. Wadą może być pewna schematyczność scenariusza polegająca na tym, że bohater w pierwszej walce dostaje baty, ale udaje mu się uciec, podszkolić i wygrać. Klasyczne superhero.


"Milę w moich mokasynach" jest świetną historyjką humorystycznie pokazującą kolejne dni z życia Logana, składające się głównie na ciąg walk i spektakularnego dźgania przeciwników. Swoją drogą nie wiem skąd w oryginalnym tytule "A Day in the Life", tłumacz Anionorodnik wynalazł i mokasyny i tę milę. :) Mnie ucieszył też oczywiście gościnny występ Spider-Mana, który próbuje mu po swojemu pomóc. Smutne było zakończenie. I trochę nie zrozumiałe, bo jakim cudem Wolviemu mogła wrócić pamięć z głębokiej przeszłości, skoro komiks pochodzi z 2003 czyli sprzed "Rodu M". Ale znowu winą jest fragmentaryczność albumu i wyrwanie dwóch zeszytów z całego runu, więc mamy za mało informacji o tle wydarzeń.. Rysunki Andego Kuberta są tutaj jak zwykle na poziomie. "Get Mystique" omawiać nie zamierzam. W styczniu mi się to podobało, tylko ciągle brakuje polskiego wydania "Kompleksu Mesjasza".


Ostatnim i najnowszym komiksem jest pierwsze 5 zeszytów serii "Wolverine: Weapon X". Tytuł raczej nas naprowadza na treść - ktoś odgrzebał specyfikację programu który Logana stworzył. A on gdy się o tym dowiedział, chce go znowu złożyć do grobu. I przy okazji wszystkich którzy są w niego zamieszani. Patrząc do internetu cieszę się, że chociaż ten run będzie kontynuowany w kolejnym tomie, który wyjdzie już w styczniu. Rysunki Rona Garney'a są poprawne, ale mniej szczegółowe niż jego poprzedników. Znowu mamy też powtarzalność fabuły, widoczne w wielu innych dziełach popkultury. Mam nadzieję, że potem zostaną nam pokazane świeższe, mniej ograne pomysły.


Ogólnie jakość wydania stoi na solidnym poziomie. Mamy wstęp od autora i galerię okładek na końcu. Zdarzają się jakieś zabrudzenia na niektórych stronach, ale to bolączka wielu wydań Egmontu. Najgorsze jest chyba posłowie Kamila Śmiałkowskiego na końcu. Jak zwykle zawiera ono zbiór banałów w stylu "Wolverine jaki jest, każdy widzi" (jakoś wiedziałem, ze napisze coś podobnego), czy "Wolverine nie ma skrupułów (..) robi "snikht" wysuwa pazury i ciach!" (zwróćcie uwagę na wykrzyknik :) ). Zmarnowano kartkę na tego typu zdania składające się niemal z samych oczywistości. Oskar Rogowski robi to zdecydowanie lepiej, bo podaje istotne informacje, więc szkoda, że jego nie poproszono o napisanie paru słów.

Ode mnie naciągana 7 z nadzieją, że 2 tom będzie lepszy. Jeśli ktoś nie ma 2 tomu Superbohaterów Marvela, może dorzucić oczko do oceny.

Ocena: 7/10

7 komentarzy:

  1. Kiedy recenzja pierwszego Omnibusa jaki ukazał się na rynku polskim? Taki największy krzykacz o Omnibusy pewnie go już kupił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież recenzja Daredevila już była.

      Usuń
    2. Tylko, że wydany Daredevila to nie jest Omnibus.

      Usuń
    3. Obecne wydanie nie jest Omnibusem. Wydany Daredevil przez Egmont to zawartość z Ultimate Collection. Całość będzie składać się z 3 tomów i to zostało oficjalnie potwierdzone przez Egmont.
      Wydanie omnibusowe by Bendis zamyka się w 2 tomach.

      Usuń
  2. A jeśli ktoś nie ma "Get Mystique" z kolekcji bo było źle przetłumaczone to raczej jest na plus, że pozostawiono tą historię w tym wydaniu. I jeśli kupiłeś ten komiks wiedząc jak wygląda sytuacja to nie obwiniaj wydawcy o to, że tak to wydał. Bo to była twoja świadoma decyzja, mogłeś równie dobrze zrezygnować z komiksu (pozostać przy beznadziejnym tłumaczeniu jakie jest w kolekcji), a za oszczędzona kasę kupić komiksy, które ci się nie powtarzają. Wielki piewca wolnego rynku nagle próbuje narzucać ograniczenia kto co ma wydawać. Wstyd. Wydanie "Messaiah Comlex" bez podbudowy i rozwinięcia mija się z celem. Sam twierdzisz, że mutanci ci śmierdzą. Wszędzie gdzie tylko mogłeś o tym pisałeś, więc może sam jesteś sobie winien, że nikt tego jeszcze nie wydał. I pomimo, że wiesz że wydanie to jest oparte na wydaniu amerykańskim to sarkasz na nie, bo ci brakuje ciągu historii? To samo można powiedzieć o komiksach w kolekcjach, ale tam tego nie zauważasz (a tam są większe dziury i urwane historię). I kto tu stosuje podwójne standardy? I pamiętam, że ktoś twierdził, że lepiej jak jest wydana niepełne historia, niż jeśli nic nie jest wydane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pech w tym, że Hachette wydało "Get Mystique" pierwsze, które nabyłem i dlatego to wydanie sobie podarowałem. A szczęście, że Superiora nie wziąłem szybciej od Egmontu, bo bym przepłacił.
    A idea omnibusowego wydania z wyrywkowymi, historiami bez zakończeń również mi nie podchodzi. I zakończenie z I-go tomu w II-gim??? Nie żałowałbym, ale to przecież stary dobry Wolverine, a nie te pomyje co to z niego pozostawały...zresztą ile go było można tłuc...trudno, będzie kasa na Punishera Ennisa.

    OdpowiedzUsuń