czwartek, 7 września 2017

Richard Philips - Drugi Okręt

Książka bazuje na założeniu rodem z pierwszej części filmu "Dzień Niepodległości". Nie wiem, czy autor liczył że nabywca się nie zorientuje, czy od początku powieść jest pisana w wyjątkowo lekkim stylu. W każdym razie rozbicie się statku kosmicznego w latach czterdziestych w Nowym Meksyku okazało się prawdą. W Los Alamos i okolicach, w ośrodku nad badaniami nuklearnymi, pod kryptonimem Projekt Rho przez dekady naukowcy pracowali nad tym statkiem. W końcu, po latach prezydent USA decyduje, że może ujawnić światu i istnienie okrętu i przełomowe technologie, które z niego wydobyto.


Te wydarzenia są tłem dla losów głównych bohaterów - bliźniaków Jeniffer i Marka Smythe'ów, oraz Heather McFarland. Pewnej soboty, bawiąc się swoim modelem samolotu gdzieś na odludziu znajdują zamaskowany hologramem tytułowy drugi okręt. Statek kosmiczny zagrzebany w podziemnej jaskini. Postanawiają zachować swoje odkrycie tylko dla siebie, gdyż w innym wypadku nie byłoby książki. Poza tym po pierwszym kontakcie z jego nieznanymi urządzeniami szybko zauważają, jak technologia Obcych ich zmieniła, wpływając na ich zdolności fizyczne i umysłowe. Szybko zaczęli wykorzystywać zwiększone bardziej niż u zwykłych ludzi możliwości swojego mózgu. Stali się geniuszami a dzięki temu mogli zrozumieć to, że istnieją przynajmniej dwie wrogie sobie rasy kosmitów, a pojazd Projektu Rho należy do tych złych. Tylko oni, dzięki swoim nowym umiejętnościom, mogą przejrzeć przerażające plany i spisek drugiej strony. Oraz spróbować mu zapobiec. Okazyjnie poznamy też punkt widzenia stronników drugiej strony oraz innych osób wplątanych w całą sprawę.


Mimo pewnej swej naiwności niewątpliwą zaletą "Drugiego Okrętu", jest to, że chce się go czytać dalej i zobaczyć jak to wszystko skończy. Podstawowe zadanie zaciekawienia czytelnika autorowi się udało. Przyjemnie też było poczytać o rozwoju marzenia ludzkości jakim jest zimna fuzja, lub o wykorzystaniu splątania kwantowego, mogącego być wstępem do teleportacji. Przecież dopiero co Chińczykom udało się dzięki tej teorii wysłać jeden foton na orbitę. Coraz bardziej przyszłość jest na wyciągnięcie ręki.


Książka nie jest do końca typowym sci-fi a raczej młodzieżową fantastyką. I nie piszę o tym tylko dlatego, że ja jestem stary a bohaterami są nastolatkowie. Po prostu podczas lektury sama rzuca się w oczy wtórność fabuły i zawartych w niej wątków oraz niezwykła wręcz prostota w przedstawianiu akcji. Jak sobie postanawia autor że będzie, dana rzecz się wydarzy i nic temu nie może wejść w paradę. Tak się szczęśliwie składa, że główni bohaterowie chodzą do liceum w pobliżu ośrodka Los Alamos, dzięki czemu mogą znaleźć okręt kosmiczny, bo przecież oczywistym jest, że w Nowym Meksyku trafiają się one w co drugim kanionie. Ich ojcowie oczywiście pracują w tym ośrodku jako technicy. Jeden jest mechanikiem, drugi elektrykiem, czyli mają umiejętności, które dzieciom akurat są potrzebne do konstruowania nowych maszyn, odkrytych dzięki ich nowej wiedzy. Główny przeciwnik oczywiście też zabierze ich model samolotu do swojego gabinetu, nie odkryje kamery by można go swobodnie obserwować z ukrycia. Dane z komputera muszą ulec skasowaniu, żeby tajemnica nie ujrzała światła dziennego...


I tak dalej i tak dalej. Co ma być to będzie. W trakcie lektury gdy ciagle czytałem jak postacie wykorzystują swoje nowe moce, to pomyślałem, że jeszcze tylko telekinezy czy czytania w myślach im brakuje. Przewracam parę stron i proszę bardzo - są zdolności parapsychiczne. Mówisz - masz. Schematy popkulturowe się powtarzają a czas nie ma znaczenia, bo o wszystkim decydują nie zasady świata przedstawionego, a wola autora. Po przeczytaniu jego notki biograficznej wiem już że on sam wychował się w tamtych okolicach, a potem pracował w ośrodku Los Alamos. A teraz realizuje chyba swoje dziecięce marzenia i opisuje jakby chciał, by wyglądała jego młodość. 

Z początku myślałem, że powieść powtarza schemat serialu Netflixa "Stranger Things". Gdzieś w połowie lektury doszedłem do wniosku, że to jest bardziej taki Harry Potter, tylko z kosmitami i nauką zamiast magii. Mamy masę podobieństw - trójka młodych bohaterów rzucona w nowy świat z nowymi umiejętnościami, pichcenie potajemne własnych "eliksirów wielosokowych", cykl akcji oparty wygodnie na roku szkolnym, sojusznicy i wrogowie wśród nauczycieli i uczniów. Quidditcha nie było, ale w zastępstwie dostaliśmy koszykówkę. Ja rozumiem, że każdy by chciał powtórzyć sukces J.K Rowlling, ale autor potraktował ten cel chyba aż nazbyt dosłownie.


Mnie też jako Polaka kłuje w oczy i boli samozadowolenie oraz podświadome (lub otwarte – trudno wyczuć) przesłanie Richarda Philipsa. Sprowadza się w sumie do tego, że tak jak teraz na świecie, to jest dobrze, bo w USA jest dobrze. To nic, że 2/3 świata żyje w biedzie i w ubóstwie, byle Amerykanie mieli dostatek. Wszelkie zmiany które by zachwiały tą sytuacją, jak nowa rewolucyjna technologia zimnej fuzji, jest zła, bo wstrząsnęłaby by dotychczasowym porządkiem. Kolejny przykład na to jak bogate państwa mają w nosie wszystkich innych. Jak nie potrafią się bogacić wspólnie z innymi narodami a tylko ich kosztem np. sprzedając im surowce energetyczne, które występują w niewielu miejscach na planecie. Poruszono ważny problem, szkoda tylko, że ze złej strony. Dziwna jest też pokładana przez autora wiara w obecny postterrorystyczny system rządów. Bo nawet gdy coś źle się dzieje, to obwiniani są tylko niektórzy źli urzędnicy, którymi odpowiednie służby się na pewno zajmą. Naduzycie władzy zostanie wykryte i ukarane. Bądź spokojny, dobre NSA czuwa i cię uratuje Strasznie naiwnie ta koncepcja wydaje się nam, którzy borykaliśmy się i borykamy dalej z wszechobecnością Służb i ich funkcjonowaniem. Często gołym okiem widać, jak zamiast na bezpieczeństwie kraju skupiają się nad własnymi interesami i łamaniem praw obywateli, których powinni chronić.

Książka jest wydana na ładnym, nieekologicznym papierze, ale niestety nie ma wzmocnionego grzbietu. Przez co po pierwszej lekturze jest on już poznaczony zagięciami. Było to niemiłe zaskoczenie, gdyż ostatnio czytałem książki lepiej złożone i nie mające tego mankamentu. Zakończeniem jest paskudny cliffhanger. Akcja urywa się w ciekawym punkcie i mimo wszystko chciałbym wiedziec co się dzieje dalej. Tym bardziej, że Harry Potter dawno się skończył. Niestety na drugi tom trzeba będzie trochę poczekać.

Ocena 6/10
Liczba stron: 490
Wydawca: Fabryka Słów

2 komentarze:

  1. Nie "kuje w oczy" a "kŁuje w oczy"...dobra recka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra bo moja. :) Dzięki za czujność, poprawiłem błąd.

      Usuń