środa, 30 sierpnia 2017

Wonder Woman: Raj Utracony WKKDC #27

Po 21 numerach do kolekcji trafił drugi samodzielny tom z Wonder Woman, który był pisany 2 lata przed początkiem runu Rucki, który to niedawno zaczął nam wydawać Egmont. Nie wiedziałem wcześniej nic o tej historii, więc zasiadłem do czytania zaciekawiony.


A są to w sumie dwie oddzielne opowieści, dziejące się jedna po drugiej.  W "Bogach Gotham" mamy spisek trojga dzieci Aresa - greckiego Boga Wojny (jakby ktoś zapomniał już co było w Xenie i Herkulesie ). Eris, Fobos i Dejmos po cichu zbierają nowych wyznawców, by wykorzystać moc ich wiary i nienawiści do sprowadzenia na Ziemię swojego ojca. Obchodzą przy okazji jego obietnicę nieingerencji w świat ludzi i opanowują umysły wrogów Batmana - Poison Ivy, Stracha na Wróble i Jokera. Wonder Women postanawia powstrzymać tą krwawą ceremonię. Oczywiście we wszystko jest włączony Batman, bo to jego miasto, oraz sporo innych bohaterów działających w Gotham.


Najbardziej podobał mi się udział Maxie Zeusa, który jest dość oczywistym wyborem jeśli chodzi o przywrócenie olimpijskich bogów na nasz świat. Ma w końcu obsesję na ich punkcie i dlatego stał się pierwszym kapłanem starej-nowej wiary. Ten łotr mi zapadł w pamięć, bo miał po jednym odcinku i w animacji "Batman TAS" i w "The Batman". To były pojedyncze epizody, ale za to jakie. Własny helicarrier to jest coś. Miał rozmach, jak na wariata uznającego się za potomka Zeusa przystało.


Drugim komiksem jest już tytułowy "Raj Utracony". Hipolita i Diana wracają na Temiskirę (dalej nie jestem przekonany do tej wersji tłumaczenia nazwy wyspy) a tam zaognia się konflikt i o władzę i o sposób życia między rdzennymi Amazonkami, a tymi które przybyły tu z Bana-Mighdall z Egiptu. Spiski i intrygi doprowadzają do eskalacji, którą mogą zakończyć tylko obie Wonder Woman.


Nie chcę tego znowu pisać, ale kolejne przygody Diany w WKKDC mnie rozczarowują. Wątki są dość sztampowe (np. z buntem gospodarza wobec opętującego), z ich kartonowymi i prostackimi podstępami. Niby dużo się dzieje, ale w ogóle mnie nie obeszły losy bohaterów. Umrą, przeżyją -  kogo to obchodzi? A wszystko przez to, że Jimenez napisał to w strasznie nadętym i pompatycznym stylu. Kolejna wielka bitwa o losy ludzkości. Wszyscy są tacy poważni i skupieni na zadaniu, że aż szczęka mi się mało nie wywichnęła od ziewania. Oczywiście Hippolita i Diana się tak kochały że mało się nie pozabijały. A od awantury uratowało je to, że napadł na nie ktoś inny - banał. Zabrakło humoru, żarcików, dowcipów, zabawnych sytuacji, onelinerów. Nawet Harley tylko krzyczy "Ratunku", bo sytuacja jest tak bardzo poważna. Bardzo nieudany i przegięty ton narracji położył w moich oczach cały album.


Nie podobają mi się też rysunki, które są w stylu Philipsa, tylko bardziej. Jeszcze bardziej realistyczne, ale równocześnie posągowe. Mało grania seksapilem WW, Ares ma budzić przerażenie, płonące miasta mają budzić smutek. No szkoda, że poszło to w tą stronę. teraz widzę wyraźnie, dlaczego Rucka musiał przejąć przygody księżniczki Amazonek.


Archiwalium to zeszyt Teen Titans pokazujący nawet nie origin Wonder Girl, ale śledztwo Robina odkrywające jej naprawdę zamierzchłą przeszłość - dziecka sprzed pożaru z którego uratowała ją Wonder Woman. Donna Troy wreszcie dowiedziała się kim jest jej matka. Zdecydowanie nie moja tematyka. Ponadto Eaglemoss ten komiks utrzymuje w takiej tonacji, jakby był pisany w latach 60-tych, choć powstał w 1984 roku. Zresztą całą historię Wonder Girl i tak zmieniono rok później, bo był Kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Dobrze za to, że do tomu zmieściły się wszystkie okładki na pełnych stronach. Dodano nawet dwustronną wersję okładki tego albumu. Styl niektórych mi przypominał rysunki z WW Krąg z WKKDC #6. Tłumacz Tomasz Kłoszewski wyraźnie się wyrobił. Metoda uczenia się poprzez robienie danej czynnosci wyraźnie tu zadziałała. Nie mam dostępu do oryginału, ale w polskim tekście nie natknąłem się na oczywiste sprzeczności jak to bywało w Wieży Babel czy JLA: Rok Pierwszy. Natknąłem się tylko na jedną literówkę - pojawiło się słowo "wiek", zamiast "wiem". Do wybaczenia. Bardzo też mi się podobało, że to kolejny "uczciwy" numer. Czyli ma 6 oryginalnych zeszytów plus pełnowymiarowy archiwalny zeszyt, co dało razem 176 stron. Przyzwoicie.


Podsumowując ten album jest raczej dla miłośników przygód księżniczki Diany. Ktoś inny może się poczuć przytłoczony nowymi postaciami i faktami o których w życiu nie słyszał. Znowu kłaniają się zapóźnienia komiksowe naszego kraju, plus mniejsza popularność Wonder Woman. Oczywiście, są to tylko moje subiektywne odczucia. Komuś innemu  może się ta historia spodobać o wiele bardziej.

Ocena 6+/10

1 komentarz:

  1. ale rysunki przynajmniej na okładce wyglądają nieźle WW jak gwiazda playboya ;p a z twarzy kogoś mi przypomina mam wrażenie że to twarz aktorki ale nazwiska sobie teraz za chiny nie przypomnę :)

    OdpowiedzUsuń