wtorek, 22 lipca 2014

Punisher: Witaj w domu Frank WKKM #15 i 43

To dwutomowa, ale niestety jedyna historia Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela od Hachette która przedstawia nam Punishera. Szkoda, że Hachette nie dało nam jakiejś premierowej przygody tego bohatera, ponieważ polską premierę tego komiksu wydała u nas Mandragora w 2004 - 2005 roku. Nie jest to też klasyk, jak Eurotrip, Ostatnie Dni czy Sucide Run. Ale dzięki swoim autorom i ekspresji scenariusza stała się znana i lubiana przez fanów.

Duet Ennis i Dillon przebił się do komiksowego światka swoją serią "Kaznodzieja". Nie czytałem jeszcze tego, ale to właśnie tam wyrobili sobie swój obrazoburczy i kontrowersyjny dla niektórych styl, zawierający dużo przekleństw i groteskowej wręcz przemocy. A wszystko to okraszone dość prostym rysunkiem.

I to są właśnie główne zarzuty także wobec "Witaj w domu Frank" - krew i przemoc, wulgarność, słabe rysunki i prostacki scenariusz. No dobra - nie każdemu Dilon musi się podobać i zgodzę się, że kreska jest uproszczona. Ale dla mnie rysownik, scenarzysta i postać przez nich opisywana przez nich postać stworzyli świetnie dopasowany do siebie trójkąt. Wulgarny język, przemoc i mocno czarny humor wspaniale pasują do postaci Punishera. On i komiksy o nim zawsze takie były. Ennis po prostu to uwypuklił do granic możliwości. Zastąpienie dramatyzmu wydarzeń (historie z lat 90-tych jak choćby "Ostatnie Dni"), groteską i nutką szaleństwa nie każdemu się spodoba ale do mnie trafiło.

Ennis nie lubi superbohaterów i dlatego jego opowieść o Punisherze jest pastiszem i parodią wobec całego trykociarskiego świata. I znowu to dość gładko pokrywa się z charakterem Franka, który zawsze się dystansował do superbohaterów. Jasne - współpracował z nimi (zwłaszcza ze Spider-Manem) ale lekceważenie co do ich metod zawsze było wyczuwalne. Dlatego w zeszycie trzecim jest przeciwstawienie się ideałów (tutaj Daredevilla) z twardą i brutalną rzeczywistością.


Jak już pisano - opowieść Ennisa jest prosta. Punisher wraca do Nowego Yorku i zabija przestępców, czyli to co lubi najbardziej. :) Na pierwszy ogień (nawet dosłownie bo w użyciu jest też miotacz płomieni), idzie mafijna rodzina Gnucci, kierowana przez wysoko antypatyczną "Mamuśkę". Od pierwszego kadru dla mnie widoczne są plusy tego komiksu - genialne i śmieszne onlinery bazujące na pokładach czarnego humoru. Od "I idź do fryzjera" poprzez "Nie mów o tym przyjacielu. Nawet o tym nie myśl", "Zasady strzelania w kostnicy", "Metro-dżitsu" po teksty ze scen w ZOO, prawdziwy fan Punishera gromko wybucha śmiechem. To jest oddane genialnie - ta atmosfera strachu w świecie przestępczym wywołana jego powrotem. Ta brutalność budująca jego reputację. To cyniczne podejście do ludzi i życia. Po prostu miodzio. To wszystko było niedługo potem zawarte w filmie kinowym z 2004 i grze komputerowej z 2005, które czerpały z dzieła Ennisa i Dilona. Gdy czytałem ponownie, w głowie ciągle słyszałem "O no! It's the Punisher!".

Wątki poboczne też dzięki swojej śmieszności są całkiem fajne. Cudownie beznadziejny detektyw Martin Soap, z którego można się było śmiać, lub mu współczuć. Sąsiedzi Franka odrealnieni jeszcze bardziej niż główny bohater. Zwłaszcza Joan była zabawna, tym bardziej gdy wzięło się jej ponowne spotkanie z Punisherem w wymarzonym domku na wsi. No i wątek trzech mścicieli, walczących ze złymi ludźmi na swój sposób.

Rok 2001 to początek recesji. Była mała w porównaniu z Kryzysem 2008-2013, ale kto o tym wtedy wiedział. Mr Payback był zdawało się całkiem rozsądną odpowiedział na chciwość i bezwzględność wielkich korporacji. Choć mi bardziej zapadł w pamięć Elite i jego sposoby na utrzymanie porządku. Gdyby Policja i Straż Miejska postępowały tak choćby z psami właścicieli którzy po nich nie sprzątają, byłoby więcej "porządnych dzielnic" w naszym kraju. Bardzo spodobał mi się też fragment przedstawiający ankietę nt. mścicieli wśród mieszkańców Nowego Yorku. Tekst o tym, że Punisher jest fajny, bo ma wielką czachę, uzi i inny złom, oraz że uprawia prawdziwą politykę "Zero tolerancji" jest IMHO kwintesencją i podsumowaniem dlaczego Frank Castle wielkim człowiekiem jest.

Pierwszą wadą historii, jest, że trochę za szybko wyprztykuje się z najśmieszniejszych i najbardziej chwytliwych fragmentów na początku. Przez co zeszyty 7-12 są trochę słabsze. Jasne - pojawia się wielka gwiazda, czyli Ruski, choć jego twarde żarty trochę mniej bawiły. No może poza testem "Przemoc domowa" gdy Punisher dostaje kiblem. Na szczęście zakończenie jest bardzo udane. Tyrada Mamuśki Gnucci i odpowiedź Franka to poezja, a jego spotkanie z trzema mścicielami krótko i treściwie podsumowuje całą opowieść.

Drugi feller 43 tomu WKKM to tłumaczenie od Muchy. Aby pokazać swój wkład pozmieniali co mogli w stosunku do wydania Mandragory z 2005 roku. Oczywiście wyszło im to gorzej i zabrali z 10-20% kultowości i humoru tekstów.

Osobiście uważam ten komiks za świetny kawałek komiksowej rozrywki. Pokazuje ostrą kwintesencję Punishera. Jest jednak skierowany głównie do fanów tej postaci. Sceptyka raczej nie wciągnie gdyż świeża osoba nie zrozumie smaczków, podtekstów i klimatu. Mimo to, gorąco polecam.

4 komentarze:

  1. Może z argumentacją nie do końca się zgadzam ale mnie też (o dziwo!!) przypadł do gustu układ - Ennis - Dillon - Punisher w takim właśnie wydaniu. Surowa kreska Dillona i dość prosty scenariusz Ennisa doskonale pasuje do tego "herosa" przez co całość bardzo sympatycznie się czyta i ogląda i to nawet lepiej niż wymienione przez Ciebie "klasyki". Z okresu Tm-Semic dużo bardziej cenię sobie pierwsze wydawane historie rysowane przez Portacio, Jima Lee, Larsena, JR jr. (pomimo że ogólnie go nie lubię) czy Texeirę, a z późniejszych to raczej chyba tylko Year One, bo od większości odstręczało mnie brak czerwonej krwi:-) nierówny, głównie beznadziejny styl rysowników (Suicide Run) a w szczególności kreska Braithwaite'a, który zdominował późniejsze czarno-białe wydania.
    A tak podsumowując to całkiem przyjemna recka
    Pzdr
    V
    P.S. Fajnie że można jeszcze gdzieś zamieścić swoją opinie nie mając konta na fb i innych takich:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się zgodzę z nierówną kreską Sucide Run, co nie zmienia faktu, że historia była świetna. Mi chyba najbardziej podobał się wizerunek Franka Castle rysowany przez Hugha Haynesa w takich historiach jak "Ostatnie Dni", "Firefight" czy "Syndrom Jerycha". Z początkowych wydań chyba najbardziej podobała mi się pierwsza pogoń za Kingpinem w której Punisher tracił swoich sojuszników. Klimatyczne też były starcia z Saracenem i to jeszcze w czasach gdy arabski terroryzm nie był tak "modny" jak po 11 września. No i mam sympatię do przygody na Hawajach, sam nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowieku jak już coś piszesz to pisz z sensem, wyedukuj się z interpunkcji i składaj jakoś sensownie zdania. Co do Twoich argumentów nawet nie che mi się tego komentować. To po pierwsze.
    Po drugie nie wprowadzaj ludzi w błąd bo nie wiadomo skąd nagle pisząc o Kaznodziei wrzucasz kadr z Thunderbolts ani słowem nie wspominając o tym tytule.
    Co to w ogóle za blog? Piłka nożna, komiks, polityka?

    OdpowiedzUsuń
  4. UP
    To jest blog o wszystkim i o niczym, w którym piszę co mi leży na wątrobie. To moje poletko i sieję tu wszystkiego po trochu, bo tak lubię. Jeśli wolisz blogi tematyczne, to nic dziwnego, że ci się mój nie podoba.

    Rysunki nie są ściśle powiązane z tekstem. Nie wrzuciłem fotki z Kaznodziei bo Dilon nie zmienił kreski, rysunek z Deadpoolem też prezentuje jego styl.

    OdpowiedzUsuń