wtorek, 4 września 2018

Też go kocham (Juliet, Naked)

Uwaga, recenzja mocno osobista, niekoniecznie mówiąca obiektywnie o filmie.

Brytyjskie komedie coś jednak w sobie mają. Inne podejście, która odróżnia je od typowych amerykańskich rom-komów, komedii dla dorosłych czy młodzieżowych. I choć ten film jest niby produkcji amerykańskiego studia Jude Appatowa, to aktorzy są brytyjscy, miejsce akcji przeważnie też i tylko Ethan Hawke jest elementem doskakującym zza oceanu. Nie ma więc durnych żartów o pierdzeniu czy kupie. Nie ma wulgaryzmów, nagości, epatowania seksem. A mimo to fabuła i wydarzenia są bardzo śmieszne, dialogi powalają a gra aktorska jest urzekająca.


Ale przede wszystkim zwijałem się ze śmiechu na seansie, bo znalazłem w niej sporo rzeczy które odnoszą się bezpośrednio do mojej sytuacji. Niedawno niestety wyrzucono mnie z grupy dyskusyjnej o filmach, podpiętą pod kanał Sfilmowani. Jest to urocza para z Krakowa, która nagrywa recenzje filmów i wrzuca je na YT. I spodobali mi się, bo zwłaszcza recenzje paździerzy wychodzą im przezabawnie. No i sposób narracji i ekspresja obojga budzi uśmiech i zadowolenie. Dawid wygląda jak typowy hipster-intelektualista i robi miny, a Agnieszka ma niesamowite oczy, które robią za nią większość roboty. Niestety w pół roku okazało się, że mimo pozorów luzu niezbyt dobrze przyjmują krytykę i nie lubią jak ktoś ma odmienne zdanie o filmach czy ich recenzjach. Wywalili mnie więc, bo sam oczywiście robiłem największe zamieszanie na 20 tyś osobowej grupie dyskusyjnej. 


Dobra, mniejsza z tym. Jest o wiele więcej osób, które mają problemy z wolnością słowa w polskim internecie. I właśnie z tego powodu powalił mnie żart, który w filmie Annie rzuca do Duncana, że może ją zbanować na swoim forum, jeśli nie podoba mu się jej recenzja. A on, że banowanie jest wbrew jego zasadom. Tyle że czyta to dalej i ma wielką ochotę ją zbanować, bo miażdży jego wiernopoddańczą recenzję wobec dema płyty pt. właśnie "Juliet, Naked".


I od tego zaczyna się cała fabuła filmu. Annie jest w związku z Duncanem, który jest fanatycznym miłośnikiem jednego rockmana, który wydał tylko jedną płytę, a potem zakończył swoją karierę z powodów osobistych. Duncan uważa go za jednego z największych muzyków wszechczasów i prowadzi o nim fanowską stronę, na której z grupką sobie podobnych zapaleńców, rozwodzi się nad każdym szczegółem jego skromnej twórczości i snuje różne teorie na temat jego życia i dalszych losów. Ale to właśnie krytyczna recenzja jego dziewczyny, wzbudza odzew idola Tuckera Crowe'a, który pisze do niej maila. Przez to, że nie są szczęśliwi w ich prawdziwym życiu, wywiązuje się miedzy nimi dość emocjonalna korespondencja internetowa. W międzyczasie rozpada się związek Annie, co Tucker wykorzystuje, gdy chce odwiedzić swoją rodzinę w Anglii, oraz swoją rozmówczynię przy okazji. Gdy zjawia się w jej sennym miasteczku, jest to okazja do kolejnych gagów, gdy jej były spotyka wreszcie osobiście swojego idola.


Wracając do moich skojarzeń, to rozwalił mnie opis tytułowej pary. Gdy mowa o tym jest jak oni kiedyś mogli swobodnie rozmawiać o książkach, filmie i muzyce, a teraz obsesja Duncana boleśnie sprowadziła Annie na ziemię i czyni ją nieszczęśliwą. Bo gdy jest opowieść z punktu widzenia kobiety, to oczywiście wina zaczyna leżeć tylko po stronie faceta. Pomijając tą niesprawiedliwość, gdy tylko zobaczyłem to przedstawienie, momentalnie wybuchłem śmiechem, bo takie mam wyobrażenie jak będzie wyglądać para Sfilmowanych, właśnie za kolejne 10 lat. Nieszczęśliwi, oddaleni od siebie, z wypalonym uczuciem, choć kiedyś tak dobrze im było ze sobą. Zwłaszcza jeśli Dawidowi czoło posunie się jeszcze bardziej w stronę czubka głowy. :) No i Agnieszka, ponieważ wolniej się starzeje i jest oczywiście atrakcyjniejsza, to go zostawi. XD :))))))) Inna rzecz, że zgadzam się z twierdzeniem, że w małych miejscowościach trudno jest znaleźć partnera, co potwierdza choćby moje forever alone.


Na samym początku mamy przedstawiony filmik na stronie Duncana, w którym on opisuje pokrótce Tuckera. I znowu spodobało mi się, jak nazywa kpiną to, że jego ballada o Juliet jest dopiero na 43 miejscu na liście nastrojowych piosenek o miłości. Dokładnie w takim samym stylu pisałem o ocenach Sfilmowanych m.in dla "Exterminatora" w kontekście "Twarzy", czy też "Kształtu Wody".

Oczywiście humor to nie wszystko, bo twórcy próbują nam pokazać problem upływu czasu, żalu za młodością, rozpamiętywanie błędów przeszłości i tego jak ludzie sobie z tym radzą. Rozumiem ten zamysł, ale w moich oczach wygląda on na zrobionego po łebkach, na siłę próbuje nas wzruszyć albo skłonić do własnej refleksji. Zabrakło miejsca by to dobrze połączyć. Bo gdy Tucker wreszcie dotarł do miasteczka Annie to liczyłem na o wiele więcej scen z udziałem Duncana. Jak on go szpieguje, jak Tucker jest zdziwiony jego wiedzą i kolekcją, jak się przerzucają faktami, jak ten może go śledzi, jak się zjeżdżają inni fani z forum. Ale niestety ucinają ten wątek zaraz pierwszego wieczoru przy kolacji. Potem zaś skupiono się na związku Annie i Tuckera i wyciągnięto smutny w założeniu wątek jego pierwszej córki i przyczyny zakończenia jego kariery muzycznej. Który na dodatek ucięto dość ostro i w moich oczach dość bezsensownie. A Duncan taki jakim go oczekiwałem, że zareaguje, powraca dopiero w scenie podczas napisów końcowych ze swoją zjadliwą recenzją jego nowej płyty. :)


Ogólnie, mimo że w końcu pojawiają się pewne dłużyzny, film wyszedł bardzo dobrze. Warstwa humorystyczna utrzymuje się długo i trzyma odpowiedni poziom. Bawiłem się przednio i polecam każdemu kto chciałby zobaczyć niegłupi, zabawny romansik, mówiący też o czymś innym niż że ona kocha jego, a on ją.

Ocena: 8/10
Znak jakości 8azyliszka

1 komentarz: