sobota, 14 stycznia 2017

Marvel Mightiest Heroes w Polsce

Nareszcie! Po czterech latach od premiery Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela do Polski zawitała druga kolekcja komiksowa wydawnictwa Hachette.


Na Wyspach WKKM odniosła niebywały sukces, ciesząc się dużą popularnością i dobrą sprzedażą. Co na tamtejszym rynku jest o wiele trudniejsze iż u nas, ponieważ angielskojęzyczni Brytyjczycy mają dostęp do wcześniejszych wydań komiksów zawartych w Kolekcji. Ale doskonała jakość wydania, niska cena i wspaniała panorama zrobiły swoje. Pragnąc zdyskontować to zwycięstwo Hachette po roku wypuściło u siebie podobną pozycję, czyli właśnie MMH. Zmieniono przy okazji nieco formułę, by odróżnić obie serie. Skupiono się na postaciach, rezygnując z tytułów konkretnych historii na okładce. Zamiast całe albumy poświęcać na opowieści raz bardziej współczesne a raz z lat 60-tych lub 70-tych, zdecydowano się je połączyć. I tak każdy tom zawiera origin lub ważne wydarzenie z życia danego herosa, a potem bliższe czasowo współczesnemu czytelnikowi cenione przygody. Formuła okazała się aż tak dobra, że tą serię też przedłużono, a konkurencyjne niemieckie Eaglemoss zastosowało ją w swojej kolekcji o bohaterach DC. Brytyjczycy ponownie zastosowali porządek chronologiczny, prezentując nam szereg bohaterów od najwcześniejszych lat Marvela – czyli Namora, Human Torach i Kapitana Amerykę, aż po postacie nam współczesne w stylu Runways czy Avengers Academy.


W Polsce Hachette poszło jeszcze łatwiej, gdyż konkurencja wydawała komiksy drogo i rzadko. WKKM PL przez 4 lata zdobyło serca i umysły miejscowych miłośników komiksów, a teraz możemy się cieszyć jego młodszym bratem. Jej polski tytuł to Superbohaterowie Marvela. Skrót literowy nieco niefortunny, więc będę się trzymał oryginalnego nazewnictwa. Od pierwszego kontaktu sprawia niezwykle korzystne wrażenie. Oczywiście samo opakowanie to tekturka A3 wraz z reklamówką i zachętą do prenumeraty jak u poprzedników. Niestety tym razem zabrakło dużego plakatu. Ale po wyjęciu z foli te dodatki schodzą na drugi plan, wobec wspaniałości wydania. Komiks jest gruby (ponad 200 stron) zamknięty w solidnej okładce. Portret Spider-Mana jest otoczony czerwoną ramką robiącą lepsze wrażenie niż czarne tło WKKM. Poza tym zmniejszono wielkość liter tytułu, dzięki czemu grafika bardziej cieszy nasze oczy. Bardzo ładnie zastosowano inną kolorystykę ale widać, że obie Kolekcje są do siebie podobne. Pierwsza ma czarne ramki, czerwona wklejkę i czerwone szycie, a druga czerwoną ramkę, niebieską wklejkę i czarne szycie. Oczywiście nie ma jednolitego tła, tylko za okładką są szkice poświęcone danemu albumowi. W środku mamy gruby kredowy papier i zmienione liternictwo stopki. Wstęp zamiast Marco Lupoi pisze jego angielski odpowiednik z Panini Ed Hammond.


Podoba mi się bardzo, że komiksy w środku są ułożone chronologicznie, a nie jak u Eaglemoss, gdzie archiwalia umieszcza się na końcu. Tutaj rozpoczynamy pierwszym występem Spider-Mana opublikowanym w Amazing Fantasy #15 w 1962 r. I w odróżnieniu od przedruku w WKKM #68 (nie mówiąc o Essentialu Mandragory) kolory zostały zremasterowane i odświeżone. Komiks naprawdę odbiera się inaczej. Potem mamy pierwszy występ Złowieszczej Szóstki ze Spider-Man Annual # 1. Kolory utrzymano w oryginalnym stylu, przez co rysunki Steve’a Ditko prezentują się wspaniale.


Głównym daniem jest kolejny polski fragment z runu wielkiego J.M. Straczyńskiego. Minęło 11 zeszytów od WKKM # 48 Wyznania. Peter w międzyczasie zszedł się znowu z Mary Jane, poznał nieco bliżej totemiczne pochodzenie swych mocy i zmagał się z codziennymi trudami życia zamaskowanego bohatera i nauczyciela liceum w Queens jednocześnie. Teraz zbliża się dzień jego urodzin (a także zupełnie przypadkiem 500 numer serii AMS ) i Pająk wraz z kilkoma innymi bohaterami styka się z międzywymiarową szczeliną, przez którą na Time’s Square wylegają hordy Bezimiennych – sług Dormammu, który ponownie chce zniszczyć naszą rzeczywistość. Próbując rozwiązać problem Red Richards doprowadza do katastrofy. Spóźniony Dr Strange musi wkroczyć do innego wymiaru by naprawić szkodę. Wraz z nim udaje się tam Spider-Man, który będzie miał okazję doświadczyć ponownie masy ważnych scen ze swojego życia. W ten sposób czytelnik dostaje tradycyjny recap historii Petera wraz ze wzruszającym zakończeniem. Mimo pewnej dozy banalności, scenarzyście udaje się zachować fason i równoważyć doniosłość zdarzeń z humorem, który nigdy Parkera nie opuszcza. Przy okazji pokazać nam też parę scen akcji. Zachowano idealną harmonię.


Udało się też dodać do tego tomu kolejne 2 zeszyty regularnej serii, w których widzimy zabawne scenki gdy Peter walczy z nowym przeciwnikiem, a potem pomaga pewnemu krawcowi, który nie chciał by zabito niewinnego człowieka. Nie wiem jak Straczyńskiemu się to tak dobrze udawało przez tyle czasu, ale idealnie podkreślał kwintesencję parkerowatości. Nie bez kozery uważa się go za jednego z najlepszych scenarzystów przygód Spider-Mana. Cały przedstawiony świat jest wiarygodny, jak tylko może być w tych zwariowanych realiach. Wciąga, wzbudza emocje i nieustannie bawi czytelnika. Majstersztyk po prostu. Rysunki to typowy John Romita Junior – albo się kocha ten styl, albo nienawidzi. Ja go tam lubię, choć na moje oko w poprzednich zeszytach były lepsze kolory i tusz.


Na koniec mamy niezwykle obfite dodatki. Co prawda znalazły się tam powtórzone z WKKM #1 „Początki S-M” i Galeria Łotrów oraz z WKKM #5 różne kostiumy S-M ( dodano 4 nowe z czasów jego Kryzysu Tożsamości), ale mamy też wybór jego pięciu najbardziej spektakularnych walk (cztery z nich wyszły po polsku). Jest też „Krótka Historia…” w której niczym jak w książkach Amberu o Star Wars zamieszczono skrót historii życia Petera Parkera aż do czasów Avengers vs X-Men, wraz z reprintami ważniejszych okładek komiksowych. Gdy to czytałem to z uśmiechem stwierdziłem, że w naszym kraju wyszła już całkiem spora część tych przygód. Choć oczywiście nie oznacza to tego, że fani nie chcieli by więcej. Album zamyka zapowiedź kolejnych tomów Kolekcji. Jedyną skazą na tym diamencie jest mocno średnie tłumaczenie zawierające sporo anglicyzmów żywcem przeniesionych z tekstu oryginału i sporo błędów stylistycznych, których korekta w ogóle nie wyłapała. Za to zostawiła literówki i błędy ortograficzne, które psują przyjemność lektury.

Dawno nie widziałem tak fantastycznie wydanego komiksu. Bije na głowę konkurencję a brakuje mu tylko chyba hologramu na okładce (jak w tm-semicowym AMS #50). Szczerze polecam każdemu komiksiarzowi. Lepszej rzeczy obecnie po prostu się nie znajdzie nawet mimo kiepskiej postawy tłumacza i korektora.

Ocena 9/10

3 komentarze:

  1. polecam przy okazji każdemu obejrzeć poniższe recenzje tej kolekcji, bardziej obiektywne niż powyższa, bo wiadomo że pan 8azyliszke jest fanem kolekcji i podchodzi do nich za bardzo emocjonalnie

    https://www.youtube.com/watch?v=jfp4Y3K7dlY

    https://www.youtube.com/watch?v=7s7wQ9ZWEW0

    https://www.youtube.com/watch?v=pwc8yC4jgaw

    OdpowiedzUsuń
  2. i w pewnym momencie wszytskie te kolekcje pourywają :D

    OdpowiedzUsuń