czwartek, 8 października 2015

Iron Man: Tragedy and Triumph WKKM #75

OSTRZENIE
Czytelnik 75 tomu WKKM powinien wziąć pod uwagę, że prezentowane w nim przygody Tony’ego Starka powstały w 1968. Przez 47 lat styl pisania komiksów bardzo się zmienił. Dzisiaj jest on zupełnie inny, ale nie oznacza to, że lepszy. Każda epoka charakteryzuje się swoimi specyficznymi cechami, dzięki którym odróżnia się od przeszłości jak i przyszłości. Silver Age to szczególny czas, kiedy następne pokolenie super bohaterów dopiero powstawało. I właśnie dlatego ich początkowe przygody musiały być mało skomplikowane i dość schematyczne. Ich charakter dopiero się rozbudowywał i z czasem nabierał stopniowej głębi oraz wchodził na wyższy poziom skomplikowania. Choć oczywiście nie zawsze i nie wszędzie. Należy to wszystko uwzględnić oddając się lekturze tego albumu, a nie z góry odrzucać na zasadzie „To jest stare, więc jest do niczego”. Nie jest to zbyt przemyślana postawa i nie powinna się ona upowszechniać. Wydawanie klasycznych komiksów z lat 60-tych i 70-tych ma głęboki sens. Na własne oczy współczesny czytelnik może się przekonać jak bogata jest historia komiksowych herosów i jak na przestrzeni lat zmieniali się oni i ich przygody.


Pierwszym co się rzuca w oczy dla otwierających album, są naprawdę dobrze zrealizowane rysunki Gene’a Colana. Co prawda ciągle miejscami tła są zbyt puste i jednokolorowe, ale widać, że artysta stara się dodawać do nich szczegóły i detale. Natomiast postacie są dopracowane. Dobrze widać rysy twarzy, która nie jest maską z paroma kreskami. Sylwetki są umięśnione i wiarygodnie oddane. Oczywiście wszystko dzięki obfitej ilości cieni. Zabieg może jest i prosty ale daje naprawdę klarowny i pożądany efekt. Uzyskany jest tzw. komiksowy realizm, który dobrze oddaje przedstawiony świat, ale nie sili się na hiperrealizm ani na podkreślenie artyzmu czy eksperymentowania formą kreski.


Fabuła jak wspomniano wyżej, nie jest zbyt złożona. Ale nie jest też prymitywnie prostacka. Tylko pierwszy zeszycik to 12-stronnicowa zamknięta historyjka o tzw. „Łotrze tygodnia” - do przeczytania na raz na jednym oddechu. Ale zaraz po niej zaczynają się już przygody o ciągłej fabule. Nie ma ucięcia, tylko kontynuacja zdarzeń w kolejnych numerach. A nawet gdy jeden wątek się kończy a drugi zaczyna, to nie zapomina się o przeszłości. Zwłaszcza, że zgodnie z komiksową konwencją prawie nigdy nikt naprawdę nie umiera, tylko ciągle powraca – jak zombie. Tutaj mamy pokazanych naprawdę klasycznych i przewijających się potem ciągle w życiu Iron Mana przeciwników. Taki np. Titanium Man odegrał swoją rolę nawet przy Civil War. Organizacja przestępcza Maggia czy złowrogie Advanced Idea Mechanics na stałe zagościły u Marvela. Grey Gargule, Unicorn i Whiplash także nie przeminęli, a wrośli w „rodzinę” superłotrów universum.


To w pierwszym zeszycie „The Invincible Iron Man” pojawił się ikoniczny wręcz tytuł „Alone against AIM”, do którego odwoływano się potem wielokrotnie – choćby w uznanej animacji „Avengers Earth Mightest Heroes”, gdzie był to tytuł jednego z odcinków. Także okładka tego numeru stała się klasykiem. Może nie takim jak pierwsze numery Spider-Mana (Amazing Fantasy #15) i Fantastic Four, ale została zapamiętana. Ten komiks miejscami jest wprost wizjonerski. Tony Stark ciągle ma kłopoty z rozładującymi się bateriami jego zbroi, a Jasper Stiwell musi szukać zasięgu dla swojego komunikatora. Dokładnie tak jak dzisiejsze problemy społeczeństwa z podręcznym sprzętem elektroniczno-informatycznym.


Podczas lektury można docenić też warstwę humorystyczną. Nie są to raczej żarty nieprzemijalne, ale jako 47-letnie suchary są zjadliwe. Bo któż nie podniesie choćby kącika ust słysząc „A może boisz się górskiego powietrza”, czy też nieprzemijalnego zwrotu „Muszę użyć mocniejszych argumentów” w znaczeniu uderzenia pięścią w przeciwnika. Komiczne są też dopiski legendarnego redaktora naczelnego – Stana Lee. Oczywiście nie dzięki temu że są zabawne, ale że autor bardzo się stara by takie były. Warty wspomnienia jest motyw śmiertelnej pułapki zaczerpnięty wprost z pierwszych filmów o Jamesie Bondzie. Oczywiście ciągle też mamy fragmenty fabuły przesadnie uproszczone lub pompatyczne ale to też jest znak epoki. Tak jak muscule cary (w tym wypadku GTO), którymi jeździł agent Sitwell.


Ten tom tłumaczył Marek Starosta i można napisać, ze poszedł drogą prawie „pełnego Bralczyka”, spolszczając prawie wszystkie nazwy własne. Nie zawsze robi to dokładnie. Nie wiadomo czemu sam polski tytuł tomu to „Upadek i Wzlot” a nie "Tragedia i Triumf", które to słowa wydają się bardziej właściwe. Albo czemu jest „Maggia nie zna litości” zamiast wierniejszej „Na łasce Maggi”?  Crusher został Zgniataczem, Half-Face Pół-Gębą, Grey Gargoyle Szarym Gargulcem a AIM w jednym miejscu Mechaniką Zaawansowanych Ideii. Za to można się było zdziwić, że niekonsekwentnie pozostawiono w spokoju skrót SHIELD i Whiplasha. Tarcza i Batowy/Biczowy byłyby tu chyba na miejscu przy takim trybie tłumaczenia. Korekta też dalej popełnia błędy, zostawiając nam choćby „komputory” zamiast komputerów.

Za to Dodatki prezentują wysoką jakość. Informacje o rysowniku są bardzo ciekawe i interesujące. Ale jeszcze atrakcyjniejsza jest galeria alternatywnych wersji Iron Mana. I w przeciwieństwie do poprzednich tego typu artykułów jest tu duże zagęszczenie rysunków i dzięki temu można poznać prawdziwe bogactwo różnych wariantów „Złotego Avengera”. Niestety z obrazkiem grzbietowym znowu są pewne problemy – jest on lekko przesunięty, przez co wychodzi kawałkiem na przód okładki i zostawia ciemny paseczek dokładnie przez środek twarzy She-Hulk.


Biorąc to wszystko pod uwagę naprawdę warte jest rozważenie zakupienia i przeczytania tej historii. Mimo, że nie jest szczególnie wybitna czy znacząca dla losów Iron Mana, daje sporo przyjemności podczas lektury.

8 komentarzy:

  1. Bazyliszku wróć!!!
    http://www.forum.gildia.pl/index.php/topic,30170.4515.html

    OdpowiedzUsuń
  2. 8azyliszek, marsz na forum Gildii!!! Ludzie narzekają na brak Twoich postów, jedna wielka nuda i wszystko się sypie. To pisałem ja, Twój przyjaciel Oktopus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istota ludzka znana jako 8azyliszek przestała istnieć pochłonięta przez technowirus. Obecnie pozostał tylko Symulator 8azyliszka. Jednostka której celem jest dalsze publikowanie recenzji kolejnych tomów WKKM, w określonych jej programowaniem parametrach.

      Usuń
    2. Szanowny Symulatorze 8azyliszka, naprawdę raduję się ogromnie czytając Twe słowa, ponieważ mój moduł AI (wspomagany przez wielordzeniową, wydajną jednostkę ALU o architekturze SIMD) oszacował dość wysokie prawdopodobieństwo zdarzenia, wyrażone w oktanionach, że Earth 8 ostatecznie zakończyła proces inkursji z tym nudnym, pozbawionym kolorów światem, który przyszło mi aktualnie przenikać. W kwestii technowirusów, to zapewniam Cię, że jest to normalna sprawa i jeszcze nie raz, i w jeszcze bardziej zmutowanych odmianach, zainfekują software'ową tkankę Twej Szanownej Istoty Symulacyjnej - naturalną reakcją immunologiczną jest wówczas tworzenie symulatora bieżacego symulatora. Na przykład ja aktualnie jestem konstytuowany przez 23-składnikowe złożenie symulatorów pewnego 8-latka z wyspy Uznam, który aktualnie jedzie podmiejskim pociągiem nocną porą i, wpatrując się przez okno w rozmyte aureole mijanych świateł, rozmyśla nad budową wehikułu czasu.

      Tak czy owak, bez względu na formę Twojej aktualnej egzystencji, bardzo podoba mi się Twoja powyższa recenzja i z niecierpliwością wyczekuję kolejnej.

      Na tym na razie kończę i pozdrawiam na wzór rycerzy Jedi zawołaniem mocy:
      PANORAMA IS EVERYTHING!!!

      Twój forumowy przyjaciel Kuki

      Usuń
    3. 8azyliszku możesz potwierdzić albo zdementować plotkę o tym że pan Tomasz K. AKA Big E cię więził?

      Panoramix

      Usuń
  3. No właśnie Bazyliszku, gdzie jesteś jak Cię nie ma?

    OdpowiedzUsuń
  4. Grey Gargule? srsly?

    OdpowiedzUsuń
  5. 8azyliszku, tekst ciekawy, ale jak zwykle nie chciało ci się sprawdzić poprawnej pisowni nazwisk autorów/pseudonimów postaci.

    Gene COLAN, a nie Coleman
    Grey Gargoyle, a nie Grey Gargule.

    Dlaczego nie napisałeś nic o Nadejściu Galactusa?

    OdpowiedzUsuń